złodziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

17-letni Chuuya i Dazai spędzali kolejny wieczór razem. Od dłuższego czasu ich wieczorowe spotkania były zwyczajem, który bardzo pielęgnowali.

Pomimo początkowej zwady, z czasem udało im się złapać lepszy kontakt. Nie było to proste, bo różnili się w wielu aspektach, a śmianie się z Chuu oraz jego choleryczny charakter nie pomagał w porozumieniu się. Jednakże coś ciągnęło ich do siebie przez co zbliżyli się.

Pomimo upływu czasu ta dwójka nie przestała sprzeczać się czy to wyzywać, jednakże dobrze wiedzieli że w razie potrzeby mogą polegać na swoim partnerze. Dodatkowo uwielbiali spędzać czas ze sobą. W swoim towarzystwie byli inni, byli sobą. Dazai stawał się bardziej charymaztyczny i częściej się uśmiechał, a Chuuya mógł czasami poczuć się jak zwykły rozwydrzony nastolatek.

Aktualnie siedzieli na kanapie rozmawiając i śmiejąc się w najlepsze, a w tle leciał jakiś film, który był puszczany w telewizji. Ale on jakoś za bardzo ich nie interesował. Podobała im się bardziej wizja wspólnej rozmowy.

— Całowałeś się kiedyś? — zapytał się niespodziewanie Dazai. Chłopak skarcił się w duchu, ale wiedział że prędzej czy później by o to zapytał. Tak po prostu. Z czystej ciekawości.

Chuuya poczuł jak delikatnie spieła się każda część jego ciała. Rudowłosy sądził, że odpowiedź jest raczej oczywista, ale najwidoczniej się mylił. Zaś brazowooki mu uważnie przyglądał się jego reakcji.

Dazai był ciekawy odpowiedzi, bo przecież jednak mógł być ktoś taki z owiec kto by się podobał Nakaharze i mogło ich coś łączyć. Często to też go zastanawiało czy jego partner doznał uczucia miłości. W sumie czasami mu się zdarzać myśleć o samym Chuuyi i podobało mu się pojawiające przy tym dziwne mrowienie w brzuchu, które z czasem zaczęło być coraz słabsze.

Pomimo iż Osamu nie dawał po sobie poznać, często martwił się o swojego partnera i cieszyło go też gdy Chuuya martwił się o niego. Podobało mu się gdy rudowlosy zwracał właśnie na niego uwagę. Trochę czasu upłynęło zanim szatyn zdał sobie sprawę że jednak w jego marnym i nic nieznaczącym życiu zazna w końcu uczucia miłości. Co prawda bał się odrzucenia, ale cieszyła go myśl, że był jeszcze w jakimś stopniu ludzki, i potrafił obdarzyć kogoś tak mocnym uczuciem.

Zaś karzełek obawiał się, że rozmowa zejdzie na głębszy temat i co odpowie jeśli makrela spyta się go czy ktoś mu się podobał lub o gorsza teraz podoba? Przecież było to możliwe skoro zaczął pytać o pocałunek. Chuuya zdawał sobie sprawę, że słabo mu idzie z kłamaniem, co często mu przeszkadzało w wielu sytuacjach. Na jego nieszczęście samobójca też o tym wiedział.

— Nie, a ty? — Chuuya patrzył na szatyna, który pokręcił głową. Dazaia ucieszyła całkiem ta wiadomość, gdyż to on mógłby skraść pierwszy pocałunek rudowlosego.

— A chciałbyś spróbować Chuu? — spytał się Osamu, uśmiechając się delikatnie. Czyżby chłopak chciałby mu coś zasugerować? Czy to jest jakiś sygnał? Chuuya jedynie się skarcił że tak pomyślał.

Nakahara szybko oderwał się od przemyśleń gdy usłyszał znienawidzone zdrobnienie o czym makrela również dobrze wiedziała.

Jednakże rzadko się tak zwracał do karzełka. Jedynie wtedy gdy coś chciał lub mu coś zepsuł albo tak o, żeby wkurzyć go.

— Nie pozwalaj sobie makrelo! — krzyknął Nakahara, biorąc poduszkę i uderzając nią w twarz szatyna.

I tak się rozpoczęła bitwa na poduszki. Na chwilę obecną zapomnieli o tym kim są i stali się jak ich rówieśnicy. Przecież mogli sobie też na to pozwolić.

— To nie fair! — wykryczał dyszący Osamu, uderzając ponownie poduszkaą w Chuuye. — Używasz zdolności!

— Sam zacząłeś, to masz — zaśmiał się niższy z nich, po czym wyłączył swoją zdolność. Pomimo iż zajęli się czymś innym, chłopak dalej myślał o wcześniejszej rozmowie. Czyżby mogło to coś znaczyć? Chociaż wolał sobie nie robić nadziei to jednak wydawało mu się, że Dazai w ten sposób starał się dać mu jakiś sygnał. Chociaż nigdy nic nie wiadomo w jego przypadku. Nakahara nigdy nie potrafił się domyślić co chodzi po umyśle tej makreli.

Jeszcze dobre parę kolejnych minut tak się rzucali poduszkami, po czym legli na nie. Leżeli obok siebie ciężko sapiąc. Wymienili spojrzenia i się zaśmiali.

Dla obu z nich był to całkiem intymny moment, kiedy to leżeli obok siebie, stykając się przy tym ramionami, a ich dłonie dzieliło zaledwie paręnaście milimetrów. Wystarczył jeden drobny ruch, aby złapać drugiego za rękę, ale żaden nie potrafił się zdobyć na pierwszy ruch.

— Stawiasz mi żarcie — rzekł Chuuya, kiedy poczuł że czar momentu prysnął i poczuł lekki dyskomfort. Podobało mu się to jak było wcześniej i było mu przykro, gdy cisza między nimi zaczęła być dziwnie nieznośna. Makrela w odpowiedzi jedynie prychnęła. — To za to że wygrałem.

— Jeśli tak bardzo zależy Ci na nagrodzie to mogę Ci dać ją teraz — mruknął Dazai, dalej patrząc w sufit. Pomimo iż na zewnątrz wyglądał normalnie, to w środku przeżywał mały armagedon. Czuł jak jego serce niezmiernie szybko bije. Bał się, ale był gotów zaryzykować. Przecież ten kto nie ryzykuje ten się nie bawi, co?

— Co takiego? — zdziwił się karzełek i przyglądał się brazowookiemu, który podniósł się do siadu. Dopiero po chwili odwrócił się do rudowłosego i spojrzał na niego. Na twarzy samobójcy zagościł delikatny uśmiech.

— Zamknij oczy — rozkazał Dazai, a Chuuya posłusznie to zrobił.

Szatyn przyglądał się chwile Nakaharze, który leżał z przymkniętymi oczami. Napawał się wręcz tym widokiem. Po chwili się przybliżył do Chuuyi i schylił się nad nim, przyblizając swoją twarz do jego twarzy.

Chuuya chwilę czekał zanim poczuł na swoich ustach coś miękkiego. Jakież było jego zdziwienie, gdy otwierając oczy, zauważył twarz Osamu. Zupełnie się tego nie spodziewał, ale czy nie tego właśnie pragnął?

Zanim Chuuya pomyślał co zrobić, jego ciało instynktownie zadziałało za niego, odwzajemniając niezgrabny lecz delikatny i w pewien sposób przepełniony uczuciami pocałunek. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie w potrzebie złapania powietrza.

— Głupi Dazai — prychnął cicho Nakahara, starając się nie patrzyc na szatyna. Kolor twarzy Chuuyi bardzo dobrze oddał koloryt jego włosów.

Brazowooki jedynie zachichotał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro