ROZDZIAŁ 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spiskowanie przeciw bliźniakom zajmowało mnie i Draco zdecydowanie zbyt wiele czasu, a mimo to i tak nie potrafiliśmy wymyślić nic sensownego, bo ośmieszenie ich na oczach całego Hogwartu nie wchodziło w grę. Weasley'owie zbyt dobrze sami umieli to robić, przez co nie mogła to być dla nich żadna kara. Musieliśmy wymyślić coś znacznie lepszego, coś co sprawi, że już nigdy nie zechcą ze mną zadrzeć... Muszą mieć do mnie większy szacunek, jestem w końcu Riddle. A jak się zdobywa szacunek? Strachem oczywiście! Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam? Zaraz wytłumaczyłam wszystko Szczurkowi. 

- I ty wymyśliłaś to tylko dla żartu? - upewnił się blondyn, kiedy skończyłam mu tłumaczyć mój plan. - W życiu nie chciałbym mieć ciebie za wroga. - Pokręcił głową. 

Uśmiechnęłam się szatańczo i sporządziłam liste składników, o które Draco miał poprosić Snape'a. Jeżeli ktokolwiek mógłby załatwić te pozycje lub w ogóle jakiekolwiek pozycje od Nietoperza to tylko jego chrześniak. Dobrze mieć rozległe kontakty. Chłopak poszedł do Snape'a, a ja ruszyłam w stronę biblioteki. Zastawiając cały stół wieloma księgami, które czytałam w oczekiwaniu na Draco, kiedy blondyn w końcu się zjawił, mogliśmy pójść do jednego z wielu pustych pokojów w lochach. Zapewne kiedyś to tutaj torturowano ludzi. Ciekawie... 

Przystąpiliśmy do działania. Szczurek był świetnym ważycielem, więc postępując zgodnie z moimi poleceniami, był w stanie uważyć eliksir powodujący chalucynacje. Ja zajęłam się zaklęciami potrzebnymi do zamontowania pułapek na odpowiedniej trasie oraz do utworzenia iluzji ślepego zaułka, żeby nikt nam nie przeszkadzał na konkretnym korytarzu. Skończyliśmy bardzo puźno w nocy, a raczej to wcześnie rano. Przetarłam oczy. Straciliśmy na to całą noc. Szczurek rozłorzył się wyczerpany pod ścianą. 

- Czy geniusze zła nie śpią? - zapytał. 

- Działają na tych godzinach snu, które uda im się ugrać - odpowiedziałam. - Nie jest to regularny sen, ale zawsze jest. 

Szczurek ziewną przeciągle, a ja zaczęłam chichotać.

***

Stanęłam na moment w drzwiach od Wielkiej Sali z drapieżnym błyskiem w oku. Trzymałam jedną rękę w kieszeni szaty, a drugą luźno zwisającą z różdżką delikatnie przewracaną w palcach. Zemste czas zacząć. Zamist usiąść przy swoim stole, udałam się prosto w paszczę lwa i to dosłownie. Zajęłam nonszalanco miejsce pomiędzy bliźniakami, tak jakbym robiła to dzień w dzień. Chłopcy spojrzeli na mnie, na siebie i znowu na mnie.

- Dzień dobry, panienko Delphi - przywitali się. 

Odpowiedziałam równie miło i wzięłam do ręki babeczkę. Mało subtelne oczy Gryfonów świdrowały mnie. Zignorowałam ich z gracją. Nagle ktoś dosyć głośno odchrząknął. Zerknęłam na ów rudą postać z dumnie wypiętą piersią, miał na szacie odznakę prefekta. 

- Regulamin zabrania sporzywać posiłków przy stole nie należącym do swojego domu - rzekł wyniośle. 

Przyznałam mu rację i kontynuowałam posiłek. 

- Będę zmuszony odebrać ci punkty - powiedział oburzony. 

- Radzę ci tego nie robić, braciszku - polecił jeden z bliźniaków. 

- Zrobię to - żachnął się, a potem wymierzył we mnie palcem. - Minus pięć punktów dla Slytherinu na łamanie szkolnych zasad. 

Teraz baczne spojrzenia Lwów przeniosły nię na Prefekta, a kiedy bliźniacy zajeli się wyliczeniem tego, dlaczego rudzielec teraz umrze w męczarniach, ja dolałam do ich napoi kilka kropel wywaru zrobionego przez Szczurka. Spojrzałam na stół prezydentialny, opserowały mnie dwie pary bystrych oczu, jedne intensywnie czarne, drugie nieskazitelnie błenkitne. Mogłam się tego spodziewać. Wstałam, podziękowałam za babeczkę i wycofałam się do mojego stołu.

- I jak ci poszło? - zapytał Szczurek. 

Spojrzałam, jak na raz bliźniacy dopijają swoje napoje. 

- Wyśmienicie. 

***

Naprawdę krótką chwilkę zastanawiałam się, czemu szargam swoją reputacją wzorowej uczennicy, ale kiedy zauważyłam na horyzoncie swój cel, nie potrafiłam wszcząć odwrotu. Otworzyłam przed bliźniakami iluzje, a gdy skręcili w odpowiedzni korytarz, załorzyłam ją spowrotem. Rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona i cicho skradając się za bliźniakami, zaczęłam manipulować światłem latarni. Żeby eliksir w ich organiźmie uaktywnił się, najpierw muszą poczuć naturalny niepokój. Szybko udało mi się uzyskać odpowiedni efekt, gdy tylko pochodnie zapaliły się mocniej niż zwykle, oświetlając ostro ściekającą od sufitu po ścianach krew aka czerwoną farbę. Rudzielce zaczęli dygotać i szukać czegoś w torbach, ale zanim odszukali ów przedmiot, zaczęli się rozglądać. Teraz nic nie robiłam. To eliksir musiał zacząć działać, a co za tym idzie, bliźniacy mieli widzieć swoje największe lęki. 

Wszystke wcześniejsze wątpliwości uleciały ze mnie, kiedy byłam światkiem tego, jak w panice uciekający i krzyczący Weasley'owie zahaczają o ciękie niteczki i sprowadzają na siebie lawinę szlamu, śmieci, czerwonej farby, błota i najróżnijszych innych substancji. Machali rękoma, jakby odganiali się od czegoś i krzyczeli do zdarcia gardła, a ja ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. 

Pokonali cały korytarz w rekordowym tempie i wypłoszyli najbliższych uczniów, czyli wedle planu Krukonów i Ślizgonów z trzeciego roku oraz profesora Flickwicka. Stanęłam szybko obok Draco i zdjęłam maskujące zaklęcie. 

Profesorowi nie udało się ispokoić, co było oczywiste, bo nadal byli pod działaniem eliksiru, więc zwyczajnie zaklęciem ich znieruchomił. Nas wysłał do klasy, a Weasley'ów wylewitował w nieznanym kierunku. 

Wszyscy uczniowie głośno śmiali się z całego zajścia. Dopiero po tym, jak profesor wrócił i wygłosił na ten temat dość długą tyrade, niektórzy ochłoneli, lecz nadal pozostali tacy, których to bawiło. Taką grupę stanowiło prawie 90% Hogwartu, co mnie cieszyło. Nikt też nie miał wątpliwości, kto to zorganizował, tak samo jak nikt nie miał dowodu na to, że to ja, więc mnie się upiekło, a bliźniacy dostali swoją wojnę.

***

Przepraszam. Rozdziały są, ale na moim starym tablecie, na którym internet nie zawsze współpracuje. Mnie też ostatnio tutaj nie ma, bo muszę robić inne ważne rzeczy. A poza tym doświadczyłam czegoś, co zabija pisarzy od środka - nie mam kiedy pisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro