ROZDZIAŁ 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się w dzień poprzedzający Noc Duchów równo o siódmej rano - jak zawsze. Nie potrzebowałam zegarka, jak Daphne, który jak już o tym mówimy, zadzwoni za pół godziny. Miałam swój własny zegarek w głowie i czy byłam wyspana, czy nie i tak budziłam się zawsze o siódmej. Szybko wyszykowałam się i ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Ślizgoni szybko przywykli do nowego ustawienia miejsc, więc nie musiałam nikomu przypominać kto tu rządzi. Śniadanie minęło zwyczajnie, a pani Pomfrey pozwoliła już nawet wyjść Nott'owi, Zabini'emu i Pansy ze Skrzydła Szpitalnego, więc znowu w normalnym otoczeniu mojej świty udałam się na pierwsze tego dnia lekcje Transmutacji, a potem Zielarstwa i dwóch godzin Eliksirów. Nie spotkałam ani Potter'a, ani bliźniaków, ale i tak mi się nie nudziło. Teraz, gdy dłużej już o tym co powiedzieli Weasley'owie myślałam to na prawdę brakowało mi droczenia z Draco. Nadal tylko on jedyny rozumie moje bardziej złożone żarty i nie boję się w jego towarzystwie zdejmować kamiennej maski, którą zazwyczaj przybieram. Ujmując to ich słowami: Draco nie był dla mnie ''inną osobą'' był prawdziwym bratem, tylko nadal nie wiedziałam czy starszym, czy młodszym. Były to głupie i może nawet dziecinne przemyślenia, ale w zwyczajne i spokojne dni lubiłam zaprzątać sobie głowę jedynie takimi tematami. Były proste i mało istotne, a myślenie o nich nie przyprawiało mnie o ból głowy.

 Nadszedł wieczór i uczta z okazji Nocy Duchów rozpoczęła się. Wielka Sala była przystrojona jeszcze piękniej, niż rok temu. Bardzo poprawiały ten efekt rekordowo ogromne, wydrążone dynie. Usiedliśmy do stołu. Po obrusach chodziły namalowane pająki, których Pansy na początku się wystraszyła. Usiadłam na swoim miejscu i od razu zaczęłam wyszukiwać wzrokiem Potter'a, ale nigdzie go nie było. Czyżby, aż tak panicznie bał się Lockhart'a, by nie przyjść na ucztę z okazji Nocy Duchów ? Nie ... to już byłaby zbyt wielka paranoja. Chociaż jego nie obecność jest zastanawiająca. Jednak moja świta szybko odciągnęła mnie od przemyśleń wciągając w radosną rozmowę. Potem pomiędzy stołami zaczęły tańczyć kościotrupy i było pełno śmiechu. Tym razem żaden troll nie przerwał nam zabawy, więc dotrwaliśmy do końca żywo rozmawiając o tym, jak udało im się zgromadzić tu tyle nietoperzy na raz ? Jaką następną scenę z książki Lockhart'a będzie musiał odgrywać Potter ? I jak potoczy się pierwszy mecz quidditch'a, w którym zagra Szczurek ? Impreza miała się niedługo skończyć i w tedy to usłyszałam :

- ... rozerwę ... rozszarpię ...

 Był to ten sam lodowato, jadowity głos , który słyszałam parę dni temu w nocy.

- Słyszeliście to ? - zapytałam moją świtę, głupkowato wpatrując się w sufit, jakby tam miała wisieć odpowiedź.

- Słyszeliśmy, co ? - zapytał Draco.

 Odwróciłam na niego wzrok i z maską bez wyrazu wpatrywałam się przez chwilę w młodego Malfoy'a. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo głos znowu się odezwał :

- ... wygłodniały ... od tak dawna ...

 Znowu uniosłam wzrok ku górze, bo stamtąd zdawał się dobiegać ten głos. Znów nawiedziła mnie myśl, że ktoś otworzył Komnatę Tajemnic i wypuścił z niej pradawną bestie.

- To ... - mruknęłam.

- ... zabić ... czas , aby zabić ...

- Nic nie słyszę. - mruknął Szczurek.

- Ja też. - dodała po kolei cała reszta.

  Głos na chwilę jakby znikł, a Starzec ogłosił koniec uczty. Zrobiło się zamieszanie i setki par stóp zagłuszyło jakiekolwiek inne dźwięki, ale ten głos i tak się przez nie przebił :

-... czuję krew ... CZUJĘ KREW !

  Co się ze mną dzieje ?

 Muszę jak najszybciej to sprawdzić i w razie czego powiadomić ojca. Starałam przecisnąć się przez tłum ludzi i pobiec za głosem. Był gdzieś blisko. Jednak nie dałam rady się przecisnąć, bo uczniów było zbyt wiele, zbyt mocno ze sobą ściśniętych. Dawałam radę stopniowo, po kolei wyprzedzać po jednym z nich, ale to bez znaczenia, ponieważ zanim dotarłam na początek pochodu byliśmy już na miejscu zbrodni. Zobaczyłam Złote Trio z obu stron otoczone przez uczniów, bez drogi ucieczki. Stali stopami zanurzeni w wodzie, a pomiędzy nimi pływało parę martwych już pająków. Rozejrzałam się dokładniej ; ostatnie z żywych pajęczaków wychodził właśnie na dwór przez szczelinę w oknie. Do uchwytu na pochodnie za ogon przywiązana została cała sztywna Pani Norris, a obok niej napis z krwi :

,, KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA .

STRŻEŻCIE SIĘ, WROGOWIE DZIEDZICA. ''

 Spełniły się moje podejrzenia, a ten głos nie był tylko wytworem mojej wyobraźni. Niestety nie wróżyło to dobrze dla mnie. Dumbledore już wie, że to mój ojciec jest Dziedzicem Slytherin'a, a co za tym idzie i ja też ...

- Strzeżcie się, wrogowie Dziedzica ! Ty będziesz następna, szlamo !

 Byłam w takim stopniu szoku i zamyślenia, że nie byłam w stanie nawet skarcić Draco za to co powiedział. Chłopiec przebił się do pierwszego rzędu i stanął obok mnie.

- Co tu się dzieje ? Co tu się dzieje ? - przez tłum uczniów po drugiej stronie korytarza przebijał się Filch. Zobaczył swoją ukochaną kotkę i cofnął się gwałtownie jak oparzony.

- Moja kotka ! Moja kotka ! Co zrobiliście Pani Norris ?!

 Wyciągnął ręce, jakby z oddali starał się ją zdjąć po czym na chwilę uspokoił się, by zaraz wściekle rzucić się na Potter'a :

- To ty ! Ty ! Ty zamordowałeś moją kotkę ! Ty ją zabiłeś ! Uduszę cię !

- Argusie !

 Na scenie pojawił się Starzec. Omiótł wszystko wzrokiem i bez zbędnych wyjaśnień podszedł do ściany i odczepił z niej Panią Norris.

- Proszę ze mną, Argusie. - polecił dyrektor. - Pan też, panie Potter. Pan Weasley i panna Granger również ... oraz panna Riddle. - dodał spoglądając w moją stronę.

 Oderwałam wzrok od napisu na ścianie i oburzyłam się faktem, że od razu wyciąga takie wnioski. Jednak raz : on nie ma dowodów, a ja mam alibi, dwa : to na prawdę nie ja i trzy : było to w sumie oczywiste do przewidzenia i nie wiem, czemu tak mnie to oburzyło.

- Mój gabinet jest najbliżej, panie dyrektorze ... piętro wyżej ... proszę nie mieć żadnych skrupułów ... - był to na moje i Potter'a nieszczęście Lockhart. Najeżyłam się jeszcze bardziej, ale szybko się opanowałam wracając do bezbarwnej maski.

- Dziękuję ci, Gilderoy. - powiedział Starzec i ruszyliśmy w wyznaczone miejsce.

 Dumbledore z Lockhart'em na czele, Złote Trio i ja, dalej McGonagall jako głowa domu Gryfonów i Snape jako głowa mojego domu. Weszliśmy do ciemnego gabinetu mężczyzny, a wśród fotografii na ścianach wybuchł popłoch. Postacie w papilotach na głowie starały się zniknąć z pola widzenia, a prawdziwy Lockhart zapalił świecę na swoim biurku i zniknął w kącie pomieszczenia. Starzec położył Panią Norris na blacie blisko światła i zaczął ją uważnie badać. Jednak mnie najbardziej interesował Potter. Był najbardziej spięty z całej trójki i wyraźnie się nad czymś wahał, ale nie miałam pewności co to może być. Napotkałam wzrok tych oczu w kolorze morderczego zaklęcia. Były wypełnione zbyt wieloma emocjami na raz, by było to normalne.

- Wszystko wskazuje, że zabiło ją jakieś silne zaklęcie ... prawdopodobnie Tortura Transmutacji. Widziałem skutki tego zaklęcia wiele razy. Jaka szkoda, że mnie przy tym nie było, znam przeciw zaklęcie, które uratowałoby życie biednemu stworzeniu ... - przechwalał się Lockhart i na prawdę starałam się go ignorować, ale było to sto razy trudniejsze, niż ignorowanie paplaniny Draco czy Daphne. A żeby jeszcze, chociaż gadał z sensem, ale nie ... ugh. Jego stały bełkot nie pomaga. Straciłam kontakt wzrokowy z Harry'm, ale nadal otwarcie go obserwowałam tylko od czasu do czasu zerkając co robią pozostali. Złote Trio w większym lub mniejszym stopniu też co chwila zerkało na mnie, ale ja w przeciwieństwie do nich nie kryłam się z tym.

- ... Pamiętam, coś podobnego wydarzyło się w Ouagadogou. - Lockhart paplał dalej. - Cała seria ataków ... opisałem to dokładnie w swojej autobiografii. Wyposażyłem mieszkańców w rozmaite amulety i wszystko się skończyło ...

Nieskończony bełkot i przechwałki mężczyzny przerwał Dumbledore prostując się i oznajmiając:

- Ona żyje, Argusie.

 Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że Lockhart w końcu przestał wyliczać morderstwa, którym zapobiegł.

- Żyje ? - wyjąkał Filch ocierając z twarzy gorzkie łzy. - Ale dlaczego jest taka ... sztywna ?

- Została spetryfikowana. - rzekł Starzec, a Lockhart poparł go twierdząc, że on to właśnie podejrzewał. - Ale jak i przez kogo, tego nie wiem ...

- Jego zapytajcie ! - zaskrzeczał woźny odwracając swoją twarz w stronę Potter'a.

- Żaden z drugoklasistów nie mógł tego zrobić. - oświadczył dyrektor stanowczo. - Do tego potrzebna jest znajomość Czarnej Magii wyższego stopnia ...

- On to zrobił ! On ! - Filch spierał się nadal, jak dla mnie dosyć dziecinnie. - Widzieliście co napisał na ścianie ! Znalazł ... w moim biurze ... wie, że jestem ... jestem ... wie, że jestem charłakiem !

 Nasz szkolny woźny to charłak ? No nieźle. Szkoła pełna czarownic i czarodziejów, każdy z nich zna się na magii, a on jeden w całym zamku wie co to magia, ale nie może z niej korzystać. Bycie charłakiem jest jeszcze gorsze niż bycie szlamą. Teraz rozumiem, czemu jest zawsze taki wredny i zły dla uczniów. Po prostu zżera go zazdrość !

- Nigdy nie tknąłem Pani Norris ! - wybuchł Harry. - I nie mam pojęcia co to jest charłak. - dodał już ciszej.

- Akurat ! - warknął woźny. - Widział mój list z Wmiguroku !

- Czy mogę coś powiedzieć, dyrektorze ? - wtrącił Snape wyłaniając się z mroku. Zauważyłam kątem oka, że Złoty Chłopiec napina się jeszcze bardziej. - Potter i jego przyjaciele mogli się po prostu znaleźć w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, - wykrzywił wargi w lekkim, drwiącym uśmieszku, jakby w to wątpił. - ale mamy tu zestaw dość podejrzanych okoliczności. Po co w ogóle tam poszli ? Dlaczego nie uczestniczyli w uczcie z okazji Nocy Duchów ? I po co panu, dyrektorze, panna Riddle ?

 O, to ostatnie było dobrym pytaniem. Przeniosłam wzrok na Starca, ale ten był zajęty wysłuchiwaniem chaotycznych wyjaśnień Gryfonów.

- ... tam były setki duchów ... mogą poświadczyć, że tam byliśmy ...

- Ale dlaczego nie poszliście później na ucztę ? - dopytywał się Snape. - Dlaczego poszliście od razu na górę ?

 Weasley i Granger spojrzeli wymownie na Potter'a.

- Bo ... bo ... - wyjąkał zestresowany Harry. Ewidentnie chciał coś ukryć, tylko nie wiedziałam co. Jedno jest pewne : wykluczam zaatakowania kotki, zrobienie napisu i otworzenie Komnaty Tajemnic. - bo byliśmy zmęczeni i chcieliśmy się położyć.

- Bez kolacji ? - dociekał Snape. - Nie sądzę, by duchy podawały na swoich przyjęciach coś, co zaspokoiłoby głód żywych ludzi.

- Nie byliśmy głodni. - odparł rudzielec, jednak zaraz ciche burczenie wydało, że było to kłamstwo.

 To już wyraźnie rozbawiło Snape'a. Dobrze wiedzieć, że chociaż jedna osoba czerpie radość z tych dziwnych zdarzeń.

- Uważam, panie dyrektorze, że nie można wierzyć w te banialuki. Proponuję, by pozbawić Potter'a pewnych przywilejów do czasu, kiedy będzie gotów opowiedzieć nam, co tu się na prawdę wydarzyło. - zaproponował Snape, a kąciki jego ust poleciały w górę na samą myśl ukarania znienawidzonego ucznia. - Jednakowoż, nadal nie wiemy po co nam tutaj panna Riddle.

 Nietoperz nie uzyskał odpowiedzi za to Starzec z tą swoją dziadkową uprzejmością zapytał :

- Panno Riddle, czy nie słyszałaś lub nie widziałaś niczego dziwnego ?

 Zerknęłam jeszcze raz na Potter'a, potem na Snape'a i wzmacniając bariery oklumencyjne wróciłam wzrokiem do Dumbledore'a. Przywołałam wspomnienia z uczty zanim usłyszałam dziwny głos i odparłam :

- Nie, profesorze.

 Starzec był widocznie zawiedziony, pewnie spodziewał się, że zaraz mu wszystko wyśpiewam lub sam mi to wyczyta, bo jak 12-latka mogłaby znać oklumencję ?

- Czy wezwał mnie pan tylko po to ? - zapytałam uprzejmie.

- Możecie już iść. - Gryfoni zawahali się, ale zaraz wyszli zamykając za sobą drzwi. - Właściwie to myślałem ... - zaczął Starzec. - skoro Salazar Slytherin był wężousty i Voldemort - Lord Voldemort, Starcze. - też był, to może i ty jesteś wężousta i coś słyszałaś.

- Tak jestem wężousta, ale nic nie słyszałam i to nie ja. - zadeklarowałam stanowczo.

- Podejrzewasz panią Riddle, która uczestniczyła na uczcie, a nie podejrzewasz Potter'a, który był na miejscu zbrodni ? - zapytał sfrustrowany Snape. Filch był równie rozdrażniony i widać było, że w całości popiera Nietoperza.

- Jest nie winny do póki nie udowodni mu się winy. - odparł dyrektor.

- Jednakowoż ... - zaczęłam cicho i byłam pewna, że na ułamek sekundy moje oczy zabłysły czerwienią. - to okrutne z pana strony, sir, że od razu wyciąga pan takie wnioski. To, że mój ojciec jest Czarnym Panem nie oznacza, że ja też jestem zła.

- Oczywiście, że nie, moja droga ... - przytaknął Dumbledore i miał na tyle taktu, by chociaż wyglądać na zakłopotanego.

- W takim razie, czy to wszystko ? - zapytałam, unosząc brwi w geście ponaglenia.

- Tak, to wszystko, panno Riddle. - mruknął Starzec, ale po jego oczach widać było, że nie ufa mi tak do końca.

  On nadal widzi we mnie tylko córkę Czarnego Pana.

***

 Ten... no... Cześć, Robaki. Cieszycie się na nowy rozdział (bez klątw torturujących, proszę)? Przepraszam za tak długą nieobecność (Beto, patrz, co narobiłaś), ale już wróciłam. Teraz znowu wyjeżdżam, więc nwm kiedy nowy rozdział, ale napewno jeszcze w tym tygodniu coś dodam.

 A tak właściwie, to ktoś to czyta? Ktoś cieszył się na nowy rozdział? Ktoś wogule dotarł do tego momentu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro