ROZDZIAŁ 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Od czasu z incydentem z chochlikami Lockhart unika przynoszenia do klasy żywych stworzeń. Za to czyta nam urywki ze swoich dzieł i od czasu do czasu, ku mojej wielkiej uciesze, inscenizuje niektóre z nich. Zazwyczaj do pomocy wybiera wtedy Potter'a. Jak dotąd kazał mu już zagrać: prostego wieśniaka z Transylwanii, którego wyleczył z Uroku Poplątania Języka, yeti z przemarzniętą głową i wampira, który po spotkaniu z Lockhart'em zaczął jeść wyłącznie sałatę. Były to moje trzy ulubione lekcje. Oczywiście po każdej z takich lekcji nie omieszkałam wytknąć ją Potter'owi, więc obecnie jest jeden : trzy dla mnie. Dzisiaj była kolejna z takich lekcji, w której Złoty Chłopiec tym razem miał grać wilkołaka.

 Na prośbę mężczyzny Potter zawył jak prawdziwy wilk, a jego twarz z różowej zrobiła się cała czerwona. I tylko dzięki nienagannej samokontroli zdołałam ograniczyć się jedynie do mściwego uśmieszku.

- Wspaniałe wycie, Harry ... o to właśnie chodzi ... no i ... uwierzcie mi na słowo, wówczas go rąbnąłem ... o, tak ... przydusiłem do podłogi ... tak ... jedną ręką ... a drugą przyłożyłem mu różdżkę do gardła ... a później wytężyłem resztkę sił i rzuciłem na niego bardzo złożone zaklęcie homomorficzne ... wydał żałosny jęk ... no, proszę, Harry ... - chłopiec jęknął cicho, a Draco obok mnie pokładał się na ławce w bezgłośnym śmiechu. - trochę wyżej ... - Potter powtórzył jęk tyle, że głośniej i bardziej piskliwie, a Pansy i Daphne za mną zatykały usta dłońmi, by stłumić chichot. - dobrze ... i futro znikło ... kły zmalały ... i zamienił się z powrotem w człowieka. Proste, ale skuteczne ... i oto jeszcze jedna wioska zapamięta mnie na zawsze jako bohatera, który uwolnił ją od straszliwych napaści wilkołaka.

  Zabrzmiał dzwonek i Lockhart skoczył na równe nogi.

- Praca domowa: napisać poemat o moim zwycięstwie nad wilkołakiem z Wagga Wagga! Autor najlepszego utworu otrzyma egzemplarz ,,Mojego magicznego ja'' z moim własnoręcznym podpisem!

  Jęknęłam. To był jedyny minus takich lekcji. Nienawidziłam jego narcystycznych prac domowych. ,,Napiszcie o tym co wielkiego zrobiłem.'' , ,,Napiszcie o tym ile dokonałem.'' , ,,Napiszcie o tym jaki jestem świetny.''... żałosne. Nie wiem jak te inne dziewczyny mogły szaleć na jego punkcie. On nic nie potrafi zrobić. Taki z niego bohater jak z Filch'a czarodziej.

  Złoty Chłopiec długo nie wychodził z klasy, więc po prostu od raz poszłam ze Szczurkiem do biblioteki. Spędzałam tam teraz równie dużo czasu co Granger. Szukałam czegokolwiek o Komnacie Tajemnic lub o bazyliszku. Jednak ta jedna książka, w której wszystko jest dokładnie wyjaśnione musi być już wypożyczona. Jednak ja nadal szukam jakiejś innej. Chodziło mi nawet bardziej o samego bazyliszka, niż o komnatę. Tą legendę znałam na pamięć, a o tym zwierzęciu nie wiedziałam prawie nic! Draco za to cały czas nawijał o quidditch'u. Bardzo się stresował, ale oczywiście starał się to maskować. I nawet mu się udawało, ale mnie nie oszuka - znam go za dobrze.

- Ćwiczyliśmy dość długo i Flint mówi, że Gryfoni nie mają szans, bo tym razem przeciwko mnie Potter nie będzie miał tyle szczęścia.

- Też tak sądzę. - wysłałam mu ciepły uśmiech wzorowany na uśmiechu Narcyzy i wyciągnęłam jedną z ksiąg o mitycznych stworach.

- Kłamiesz... - burknął cicho Draco.

- Możliwe. - przytaknęłam, biorąc jeszcze dwie książki o podobnej tematyce i ruszyłam w stronę stołów.

- A wiesz, że ojciec ma się tam pojawić? - zapytał zrezygnowany. - Zobaczy moją pierwszą w życiu klęskę.

- Z takim nastawieniem na pewno ci się nie uda.

- To ja może pójdę jeszcze potrenować... - mruknął Draco, wstając.

- Idę z tobą. - odłożyłam książki na odpowiednie miejsca i zbiegłam do lochów po moją miotłę.

  Razem wyszliśmy na błonia i wyciągnęliśmy sprzęt Malfoy'a oraz wielką skrzynie z piłkami. Wypuściłam Złoty Znicz i oznajmiłam: - Ty masz jak najszybciej złapać znicz, a ja będę ci to utrudniać, zgoda?

- Zgoda. - przytaknął energicznie, ale gdy wyjęłam jeden z kijów pałkarskich jego mina zrzedła. - Chcesz mnie atakować tłuczkiem?

- Tak.

- A co jak mi coś złamiesz? - zapytał z przerażeniem w oczach.

- Powinnam być w stanie to naprawić. - odparłam niedbale. - Dobra, wsiadaj na miotłę. Masz trzy sekundy.

  W oczach blondyna widziałam, że nie jest do końca przekonany, czy to taki dobry pomysł, ale koniec końców siadł na swojego Nimbusa 2001.

- Raz... - Draco odbił się od ziemi. - dwa... - gorączkowo starał się wypatrzeć znicz zanim doliczę do trzech. - trzy!

  Wypuściłam jeden z tłuczków i wzmacniając uchwyt na kiju poszybowałam w górę. Zimny wiatr uderzył moją twarz, co mnie odprężyło. Po tylu dniach wiecznych oskarżeń i szeptania za moimi plecami na prawdę miło było tak o wszystkim zapomnieć i po prostu lecieć. Jednak szybko otrząsnęłam się z szoku, ponieważ tłuczek chybił o minimetry w próbie strącenia mnie z miotły. Kiedy piłka ponowiła próbę zaatakowania mnie odbiła ją mocno w stronę Draco. Był to bardzo chybiony strzał, ale przynajmniej był. Przeleciałam nad Szczurkiem do piłki i znowu uderzyłam w nią pałką. Tym razem strzał był bardziej udany, ale nadal nie przeszkadzał w niczym chłopcu. Za trzecim razem Draco zrobił szybki unik, ponieważ tłuczek prawie uderzył go w nogę. Kolejne mało celne strzały i Malfoy wypatrzył Złoty Znicz. Mała piłeczka połyskiwała parę centymetrów nad ziemią. Draco zrobił szybki zakręt i pikował w dół. Był tam pochłonięty zniczem, że przestał uważać na mnie, a to duży błąd. Trafiłam tłuczkiem prosto w kostkę chłopca przez co stracił kurs i wylądował plackiem na ziemi. Podleciałam do niego łapiąc zawracającą piłkę. Kiedy schowałam ją bezpiecznie w skrzyni przykucnęłam obok Szczurka, który zdołał podnieść się do pozycji siedzącej.

- Złapałem. - oznajmił z dumą w głosie, a ja roześmiałam się. Nawet w takiej chwili, ze złamaną kostką, Draco potrafi się przechwalać.

- Gratuluję. - pochwaliłam wysyłając mu rozbawiony uśmiech.

- No i złamałem kostkę w wielkim stylu. - dodał równie dumnie, prostując plecy.

- Za to też ci mam pogratulować? - zapytałam wesoło.

- Oczywiście, że tak. - odparł Draco robiąc minę, która sugerowała, że było to oczywiste.

- W takim razie gratuluję. - odparłam bardzo poważnie. - Może złamię ci drugą i napiszemy o twoim heroizmie książkę?

- Byłaby na pewno lepsza od tych Lockhart'a. - mruknął Draco. - Wiesz... to strasznie boli, a ty na początku mówiłaś coś o tym, że powinnaś potrafić mi to naprawić.

- Bo potrafię. - przytaknęłam. - Jednak nigdy nie powiedziałam, że to zrobię.

  Nie wytrzymałam i roześmiałam się na wyraz twarzy Malfoy'a.

- Proszę... nie mogę tak grać. Ba... nie mogę tak nawet chodzić! - jęknął Draco robiąc błagalną minę.

  Krótka, pełna napięcia pauza.

- No dobra.

  Wyjęłam różdżkę i machnęłam nią wskazując na kostkę chłopca:

- Episkey.

 Coś trzasło, Draco zasyczał i mógł znowu nią ruszać.

- Dziękuję. - odparł, dźwigając się na nogi.

  Podał mi rękę i pomógł wstać, a potem razem przelecieliśmy się jeszcze parę razy nad boiskiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro