"Kac morderca nie ma serca..." |Victuuri|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zielony- 6 lipca

Witam po raz kolejny w dalszych zmaganiach z challengem od Dziab, p.t.: "Tęczowy challenge", który pokazuje, że nawet brak internetu u dziadków można zmienić na wenę ( wystarczyło wpisać hasło do wifi, ale nikt go nie pamiętał, więc bałam się, że się nie wyrobię... a potem znalazłam notatkę w laptopie -_-")
Dedyk dla organizatorki Dziabara, której chyba pogrożę śmiercią za ten limit, MiszaPL, za tego pięknego Viktorka z medii i zajebiste epitafium oraz Rendy-Senpai, która wymyśliła ze mną inny challenge, ale o tym na dole.
Od razu uprzedzam, inna narracja.
Enjoy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Co może być lepszego, od poczucia satysfakcji, gdy na usta samo ciśnie się znienawidzone przez mojego męża zdanie "A nie mówiłem?"?

Wystarczy teraz spojrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy, jaki godnie reprezentował ten głupek, mając randkę z porcelaną o 8 rano.

A mówiłem mu wczoraj, "nie zapijaj tak tej mordy na parapetówce u Chrisa, bo rano będziesz bezużyteczny".

Ten jak zwykle rzucił, że przesadzam, będzie się kontrolował i nie muszę się o niego martwić... a potem wrócił naprany jak PKS, śmierdząc na kilometr gorzelnią.

Chociaż "wrócił" to za dużo powiedziane...

Został przytachany przez Chrisa i Emila, którzy zachowali fason, jednak też nie byli do końca trzeźwi. Odstawili mi męża do mieszkania, po czym zmyli się, pewnie się dobić.

Viktor mamrotał potem jakieś głupoty, gdy prowadziłem go do salonu, na kanapę, aby jakoś doprowadzić go do porządku, ale wtedy temu gamoniowi włączyła się chcica... chociaż tak naprawdę jemu się ona nigdy nie wyłącza.

Powalił mnie na kanapę i zaczął miażdżyć mi usta swoimi własnymi oraz żebra swoim wielkim cielskiem, próbując się do mnie dobrać. Nawet udało mu się odpiąć mi pasek od spodni, co w jego stanie było prawdziwym wyczynem.

Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie był zalany w trupa i nie jechał vodką. Ale niestety, taki był, a ja nie zamierzałem uprawiać seksu z pijakiem, który nie miał w tej chwili żadnej kontroli nad sobą.

A co dopiero, gdyby do gry wchodził seks... Nie wytrzymałby nawet 5 minut, a jako, że na trzeźwo jest w tym naprawdę świetny, to nie chciałem sobie niszczyć tego obrazu.

Cóż... niby wiedziałem na co się piszę, wychodząc za Rosjanina... ale czy jego przypadkiem ciutkę nie pojebało?

Nie wiem ile on tam wypił, ale pewnie naprawdę dużo, bo gdy go odepchnąłem to zasnął jak kamień.

I został na tej kanapie na noc.

Taka kara, bo nie miałem zamiaru wpuszczać go tak zapuszczonego do naszego łóżka. Dopiero co pościel wymieniłem.

A kac to już zupełnie inna historia. Sam doprowadził się do takiego stanu, to niech to przecierpi. Uprzedzałem go.

-Yuuuuri...- wyjęczał żałośnie i odsunął spoconą twarz sprzed sedesu.- Umieraaam...

Oparł głowę na wyprostowanym na muszli ramieniu i uspokajał oddech po gwałtownych torsjach.

Na wpół leżał na zimnych kafelkach w łazience, opierając się tylko o kibel, jakby miał się zaraz osunąć na ziemię, w samej pomiętej podkoszulce i bokserkach, w których go wczoraj zostawiłem.

Platynowe włosy miał potargane i posklejane potem, blada skóra zrobiła się szara, a sińce pod przekrwionymi, błękitnymi oczami porównałbym spokojnie do siniaków nabitych pod czas solówki. Jego na codzień kuszące usta były zmaltretowane ciągłym wymiotywaniem oraz podgryzaniem ich. Całe czerwone i spiechrznięte.

Też mi wielki bizmesmen.

Oparłem się wygodnie o framugę i założyłem ręce na piersi.

-Co ja ci wczoraj mówiłem? Tak mnie słuchasz, gamoniu, a potem masz.- prychnąłem i pokręciłem z niedowierzaniem głową nad brakiem wyobraźni mojego ślubnego.

Viktor popatrzył na mnie szklanymi od wymiotowania oczami i zrobił wyjątkowo zbolałą minę.

Aż mi się go szkoda zrobiło... ale tylko tak troszeczkę.

-Co się tak gapisz? Nie moja wina, że masz kaca. Ja ci tej vodki do gardła nie lałem.- burknąłem i odwróciłem wzrok od jego bolesnego spojrzenia podeptanego szczeniaczka.

Zaraz potem zrobił się podejrzanie zielony i znowu pochylił się nad ceramiką w gwałtownych torsjach.

Pomijając fakt, że nie miał już czym rzygać.

Kolejny bolesny jęk, jaki wyrwał się z jego gardła, sprawił, że skrzywiłem się lekko.

Westchnąłem głośno i podeszłem do trzęsącego się męża.

Delikatnie odgarnąłem jego klejącą się do spoconego (metrowego) czoła, grzywkę i kojąco pogładziłem go po plecach, gdy kolejne bolesne skurcze targały jego ciałem.

Jest jak takie duże dziecko... w pracy poważny i stanowczy, a w domu niedopieszczony i dziecinny.

Właśnie za tą rozbieżność charakteru go uwielbiam, zawsze potrafi mnie zaskoczyć i rozczulić.

Przy mnie przypomina bardziej uroczego pieszczocha- szczeniaczka, który w pół sekundy potrafi zmienić się w groźnego dobermana....

Albo naprawdę napalonego kundla w rui.

Mój tyłek to potwierdza.

Jeszcze przez chwilę ślęczałem przy nim, przytrzymując jego włosy, gdy on wyciskał z siebie siódme poty, kwiląc jak małe dziecko i błagając, aby to się już skończyło.

I on, proszę państwa, rozporządza milionami na giełdzie i ma w chuj pracowników pod sobą.

Po kolejnych wyczerpujących minutach osunął się wykończony na muszlę klozetową, ale zaraz go przytrzymałem, bo jeszcze by się we własnych wymiocinach utopił.

-Viktor. Rusz się, musisz się umyć. Dalej walisz jak gorzelnia i zgniłe marchewki.- podciągnąłem go do pionu, ale zaraz cały ciężar ciała oparł na mnie.

Do czego to doszło, że ja, zwykły, trochę wysportowany Azjata, muszę taszczyć swojego o głowę wyższego i dobrze zbudowanego męża dwa dni pod rząd?

Jak mi tego nie zwróci w naturze, tak, żebym był w pełni usatysfakcjonowany (warto wspomnieć, że to ja jestem ten wytrzymalszy), to koniec z gotowaniem.

Chuja mnie obchodzi, że sam potrafi tylko spaghetti z paczki zrobić.

Będzie mieć bana.

Pomogłem mu się rozebrać i wepchnąłem pod prysznic, podstawiając mu szczoteczkę i miętową pastę do zębów.

-Umyj zęby. Najlepiej dwukrotnie. I nie żałuj pasty.- mruknąłem, zanim zamknąłem drzwi od kabiny.

Viktor coś tam wymruczał i posłusznie nalał pół tubki pasty na szczoteczkę, po czym zaczął mozolnie myć nią zęby, krzywiąc się lekko, gdy mentol zaczął szczypać go w wargi.

Dobrze ci tak, jełopie.

Wyszedłem z łazienki i rozejrzałem się po sypialni.

Trza coś przygotować dla mojego nierozgarniętego mężusia, bo facet się pochalasta mydłem w płynie.

A znając jego szczęście, uda mu się to.

A ja zostanę wdowcem i takie piekne epitafium mu walnę na nagrobku, że się zesra ze wstydu.

"Tu leży Wiktor, co schlał się w rowie,
Przechodniu, nie płacz na jego grobie!
Nie płacz, bo łzy twe w wódkę się zmienią
I tego pijaka jeszcze uszczęśliwią!".

O. Muszę to sobie zapisać na przyszłość.

Wybierałem właśnie bieliznę, którą miałby założyć, gdy usłyszałem głos mojego pijaka zagłuszany przez wodę.

-Yuuuuuri, głowa mnie boliiiii...

-To sobie zwal konia!- odparłem na tyle głośno, że usłyszałem jego bolesny jęk.

Ups?

Jednak nie.

Po chwili wyszedł. Zmarnowany, lśniący i nie śmierdzący zgniłą marchewką.

Bez słowa ubrał bokserki, które mu podałem z miną klawisza i położył się w łóżku.

Podałem mu aspirynę i wodę, po czym lekko ucałowałem jego zmaltretowane wargi, odgarniając wilgotną grzywkę z twarzy, czym go nie mało zaskoczyłem.

No co? Kocham tego idiotę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Koniec.
Dziaaab~
Zgadnij ile się machnęłam 😊

Co do kolejnego challengu... wymyśliłyśmy z Rendy własny, zainspirowane tym zdjęciem, które znalazła:


Zadanie polega na tym, aby zrobić własnego Yuurka- striptizera (własnoręcznie) i weksponować go do jakiegoś tła, po czym zrobić zdjęcie i wrzucić na wttp. Nazwany jest "Strip challenge".

Jak ktoś jest zainteresowany, to niech bierze udział, a oto mój Yuuri kręcący się na szydełku:


Rendy wrzuci swojego do "Zielonego" tak jak ja.

Dobrej zabawy~

~asami-chi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro