~*~ | 14. | ~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy się obudziłam, Simon wciąż leżał obok mnie i spokojnie oddychał.

Spał w najlepsze a ja patrzyłam na jego łagodną twarz, tak niewinną i niebywale przystojną.

Obróciłam się w jego stronę i spoglądałam, jak jego klatka piersiowa równomiernie się podniosi i opada.

Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie z uśmiechem.

Jego oczy w świetle poranku były piękne, miały w sobie coś, w co chciałam patrzeć do końca swoich dni.

-Pięknie wyglądasz - wyszeptał i nachylił się w moją stronę, mocno mnie całując.

-Ty również wyglądasz przyzwoicie - uznałam i oddałam pocałunek.

-Kocham Cię - odparł Simon i przejechał palcem po moim nagim ramieniu, wywołując dreszcze na moim ciele.

-Ja Ciebie jeszcze mocniej.

-Kiedy zakończysz związek z Benicio? - spytał po chwili ciszy a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o zdradzie Benicio.

-Czy jeśli napiszę mu w sms-ie, że to koniec to wyjdę na sukę? - spytałam, biorąc do ręki telefon.

-Ja bym się zdenerwował ale wiesz, nie możesz też tego dalej ciągnąć po naszej wspólnej nocy - odparł i spojrzał na mnie wyczekująco.

Posłałam mu lekki uśmiech i odblokowałam telefon.

Miałam cztery nieodebrane połączenia i dwie wiadomości.

Dzwonił do mnie Benicio i pozostałe trzy razy Jazmin.

Odczułam lekkie ukłucie niepokoju więc szybko weszłam na wiadomości i od razu wcisnełam czat z Jazmin.

Od: Jazmin

21:35

Mamy kłopot, Benicio totalnie mnie olał. Nie rób nic z Simonem!!

Zdrętwiałam lecz zaraz szybko weszłam w czat z Benicio.

Od: Beni

22:15

Jazmin chciała mnie poderwać. Następnym razem rozsądniej dobieraj sobie przyjaciółki, kochanie.

Ja za pół godziny powinienem być już w samolocie. Zadzwonię jutro pod wieczór bo teraz już pewnie śpisz. Kocham Cię.

Poczułam, że muszę zostać sama.

Wyszłam z salonu, zabrałam swoją torebkę i usiadłam w ogrodzie.

Z torebki drżącymi rękami wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego.

Skoro Jazmin nie udało się przekonać do siebie Benicio to znaczy tylko jedno, dopuściłam się zdrady.

Nie mogłam w to uwierzyć.

Na ogół nie byłam taka, zdrada była dla mnie jak zaraza.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

Moje myśli poraz kolejny eksplodowały i zrobiły mi mętlik w głowie.

Nie zauważyłam nawet, kiedy znalazł się przy mnie Simon, jednak chłopak po cichu wpatrywał się we mnie i czekał aż sama zacznę mówić.

-Jazmin miała go zakręcić wokół siebie żebym mogła zerwać z Benicio - wyznałam po krótkiej chwili i spojrzałam na Simona, który spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem na twarzy.

-Zaplanowałyście to wspólnie?

-Ona to zaplanowała. Tuż przed swoim wyjściem napisała mi kartkę, że jeśli Benicio mnie zdradzi to będę mogła z nim bezproblemowo zerwać ale...- odparłam i zapragnęłam się dymem.

-Ale się nie udało, prawda? - dokończył za mnie a ja wbiłam wzrok w krzak róży, który był piękny i pełny kolców, które wrzynają się w skórę boleśnie, jeśli tylko je dotkniesz.

Czułam się, jakby cały bukiet róż wbił mi swoje kolce w moje ciało, raniąc mnie każdym z osobna.

-Co teraz zamierzasz? - spytał zdenerwowany Alvaréz i wyciągnął papierosy z kieszeni.

Podałam mu zapalniczkę, którą szybko odplił swoją białą śmierć.

-Zerwę. Przyznam się do zdrady i to z mojej winy się rozstaniemy - odparłam cicho. -Myślę, że zrozumie.

-A jeśli nie to trudno. Będzie musiał przeżyć.

-Racja - przyznałam i przymknełam oczy, gdyż słońce, które wisiało już wysoko na niebie, zaczęło niemiłosiernie razić mnie po twarzy.

Czułam się tak, jakby wypalało we mnie dziury, okazując moją zdradziecką duszę.

-Trapi Cię fakt, że musisz z nim zerwać z własnej winy, czy może jest Ci go szkoda? - spytał po chwili Alvaréz i wyciągnął kolejnego papierosa z paczki.

-Czuję się jak podła szmata, która zdradza swoich partnerów - stwierdziłam po krótkiej chwili i zwróciłam wzrok ku szatynowi. -A Ty uważasz, że taka jestem?

-Wiesz, teoretycznie wczorajszego wieczoru oboję wiedzieliśmy, że jesteś nadal w związku a i tak doszło między nami do zbliżenia także wina leży po obu naszych stronach.

-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - zauważyłam a chłopak posłał mi przebiegły uśmiech.

-Bo nie uważam, że taka jesteś. Jesteś cudowną osobą, która w życiu by tego nie zrobiła, komuś z kim byłoby jej dobrze - odparł po chwili lecz szybko zdał sobie sprawę z faktu, jak zabrzmiało to zdanie.

-Czyli jednak...

-Jezu, Ambar, nie doszukuj się w moich słowach, tego czego tam nie ma, dobrze?

-W porządku.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wyszukałam numer do Benicio.

Chwilę się wahałam lecz szybko wybrałam numer i odczekałam aż brunet odbierze telefon.

Jeden sygnał, drugi, trzeci aż w końcu usłyszałam ten głos.

Głos chłopaka, który kochał mnie a którego zdradziłam, z chłopakiem, którego kochałam ja.

-Halo? Ambar, co się stało? - spytał chłopak a mi głos uwiązł w gardlę. -Wszystko w porządku.

-Muszę Ci o czymś powiedzieć... - zaczęłam i wpadłam w histerię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro