𝗖𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 𝗩 - Duże dzieci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nick, ty też czujesz te motylki w brzuchu? — Zapytał starszy z przyjaciół pakując do plecaka słodycze i potrzebne rzeczy. Wyższy za to po prostu mu się przyglądał. Nie przeszkadzało to George'owi, bo umówili się, że to właśnie Nick będzie nosił namiot, śpiwory i teleskop. — Jestem taki podekscytowany! Ty też?

— Dobrze, że jeszcze ci nie stanęło nic z tego podekscytowania.... No chyba, że stanęło, ale nie widzę, bo masz tą dużą bluzę na sobie. — Odpowiedział czarnowłosy przybliżając się do George'a, który odskoczy od razu w tył zaczynając wymachiwać rękami. Do tego pokazywał by tamten trzymał się na dystans.

— O czym ty myślisz?! Nie zbliżaj się do mnie! — Wrzasnął odpychając go od siebie gdy brunet chciał podnieść mu bluzę. — Nick ogarnij się! Przynajmniej metr odległości! Nick, bo będziesz niósł wszystko! — Zagroził i dopiero zabranie mu bandany jakoś pomogło.

— Oddaj mi to George! Bez bandany włosy będą mi leciały do oczu. — Zaczął go prosić, ale ten nie chciał mu jej oddać. Sam Nick nie chciał mu jej zabierać siłą, bo jakby to wyglądało. Miał oczywiście więcej siły, ale szacunek dla starszych również miał i to go powstrzymywało.

— Trzymaj i już mnie nie dotykaj, bo to jest dziwne... — Mruknął rzucając mu rzecz, którą to zabrał i poprawił się tak by nie wyglądać jakby właśnie się z kimś bił. Oczywiście Nick odebrał to inaczej przez naciąganie bluzy. Co prawda nic nie powiedział, ale ledwo co powstrzymywał śmiech z własnych domysłów. Na marginesie - owe domysły były, rzecz jasna, błędne.

— Zbieraj te rzeczy do końca. Ja zniosę ten duży plecak na dół i przyjdę jeszcze raz po twój teleskop. — Odpowiedział Nick i już zaraz znikł za drzwiami pokoju. Wtedy George miał chwilę na odreagowanie dziwnego zachowania swojego przyjaciela. Ten bowiem nigdy się tak nie zachowywał i trudno określić nawet czym mogłoby być to umotywowane. George jednak nie zaśmiecał sobie tym głowy, a przynajmniej nie zamierzał tego robić.

Wziął to co dał radę i ruszył w stronę schodów zaczynając powoli po nich schodzić. Gdy to się udało, jego oczom ukazał się Nick stojący przed lustrem. Początkowo napinał on mięśnie i robił swoje typowe miny do podrywu. Dosyć szybko zmieniło się to w wygupianie, do którego dołączył również starszy.

— To nie fotobudka. — Zauważyła roześmiana rodzicielka dwudziestopięciolatka. Stała ona bowiem w wąskich drzwiach od kuchni i patrzyła na śmiejących się chłopców. — Gdzie się zbieracie, chłopcy? Plecak turystyczny to raczej znak, że nie wracacie na noc.

— Będziemy spali w namiocie tam na tej skarpie nad lasem. Wrócimy z rana by zabrać rzeczy i raczej od razu zabierzemy się na stację. Chcemy jutro wcześniej wrócić. — Wytłumaczył starszy z przyjaciół i szturchnął wyższego, który nadal robił głupie miny w stronę lustra. — Weźmiemy jeszcze teleskop. Zapasy mamy, więc nie ma się co martwić. — Dodał zakładając plecak, który chyba był trochę za ciężki jak na George'a. Gdyby nie jego towarzysz, który go przytrzymał, to padł by na podłogę. — Dzięki.

— Co ty tam jeszcze spakowałeś? Jakie swoje zabawki tam masz? — Zapytał Nick, a George niemalże eksplodował, oczywiście z zawstydzenia. Czemu Nick musiał być tak dwuznaczny nawet nieświadomie? George będzie musiał pomyśleć nad jakąś terapia dla swojego przyjaciela albo zapisaniem go ponownie do szkoły podstawowej. Z tych dwóch ta druga opcja raczej byłaby bardziej skuteczna. Kto wie jednak jak skończyłyby biedne siedmiolatki z pierwszej klasy. — Dobrze, nie musisz mi odpowiadać. Po prostu przepakuj ich trochę do jakiejś torby. Nie będziesz sobie pleców odkształcał z powodu jakiś rzeczy leżących niewygodnie w twoim plecaku.

George już otwierzył usta by coś powiedzieć jednak sobie odpuścił. Wziął głęboki oddech i zdjął plecak stawiając go na ziemi. Zaraz potem kucnął i zaczął przekładać rzeczy które tam były. Jak się okazało, znajdowały się tam "zabawki" Nicka. Grzebień, szczotka, jakiś żel do włosów, kilka pluszaków i inne takie. To aż niebywale, że zdołał on to wszystko tam włożyć, a starszy nawet tego nie zauważył.

Czarnowłosy z lekkim rumieńcem i skonsternowaniem na twarzy opuścił chłopaka udając się po teleskop. Przecież był męski! A zabawki wcale nie były zabawkami tylko.... Czymś na co jeszcze Nick nie wymyślił konkretnej nazwy. Nie służyły do zabawy czy przytulania, a wyższych celów, którymi nie było to o czym pewnie każdy by teraz pomyślał.

— Zakładam, że to nie twoje. — Zaśmiała się cicho matka widząc syna, który sam ze zdziwieniem oglądał rzeczy wyciągnięte wprost z plecaka na podłogę. Oboje dobrze wiedzieli kogo to, ale chyba ze swojej grzeczności i dlatego by nie zawstydzać dwudziestolatka, udawali, że wcale nic nie wiedzą. Znaczy, zawsze można było być w sytuacji George'a, który to wszytsko wiedział, ale nikomu nic tak jawnie nie mówił.

Dwudziestopięcioletek jedynie pokręcił głową i zasunął ponownie plecak. Oczywiście wyjął parę niepotrzebnych rzeczy by ten był lżejszy i ponownie spróbował go nałożyć. Na szczęście tym razem nie przechyliło go do tyłu. Sam był już gotowy, teraz wystarczyło czekać na przyjaciela, który o dziwo z wielką ostrożnością znosił teleskop.

— Bierzemy auto, bo raczej nie dojdziemy tam na piechotę. — Oznajmił starszy biorąc z koszyczka na szafce przy drzwiach kluczyki do samochodu swojego taty.

— Wiesz... Noszenie twojego telefkopu byłoby ciekawe i przyjemne, gdyby nie był taki ciężki. Dobrze, że teraz przynajmiej nie stoi. — Powiedział po tym jak lekko podtrzymując teleskop, by ten nie upadł, ustal przy ścianie zaraz po zejściu z ostatniego schodka.

— Tylko nie szalejcie chłopcy i zawsze pamiętajcie o bezpieczeństwie. To jest najważniejsze na wycieczkach. Mam nadzieję, że wzięliście sobie ciepłe ubrania. Maj lubi płatać figle i w nocy może być zimno. Lepiej byście się nie przeziębili. A i... — Tu przerwał kobiecie jej syn, który potwierdził, że mają już wszytsko. Zależało mu bowiem na czasie. Może ktoś jeszcze zna te miejsce i tam będzie? Wtedy będą musieli znaleźć coś innego, a to już nie byłoby tak satysfakcjonujące.

George popędzając swojego przyjaciela, wyszedł z nim z domu i zapakował rzeczy na tyły auta. Szybko się z tym uwinęli, ale to w sumie nic dziwnego skoro to starszy był tym popędzajacym. Było w nim coś takiego, że Nick nawet się nie odważył sprzeciwić i nie przedłużał wyruszenia w drogę. Może to był jakiś respekt, który rzadko się u niego ukazywał? Bądź po prostu wzrok przyjaciela sam w sobie wystarczył.

— Wsiadaj i jedziemy! — Zawołał entuzjastycznie daltonista. Dwudziestolatkowi jednak nie uśmiechało się jeżdżenie z chłopakiem, który może mieć problem z odróżnieniem kolorów sygnalizacji świetlnej.

— Dobrze, ale to ja prowadzę. Nie wątpię w twoje umiejętności jazdy w dzień, ale teraz może być trudniej. — Odpowiedział Nick z troski o własne dobro jak i o dobro przyajciela. Wyciągnął do niego dłoń po kluczyki, ale ten jakby chwilę się zawahał nie wiedząc, czy dać mu je czy nie. W końcu jednak zrozumiał, że ten ma rację. George sam w sobie nie jeździł za często. Tyle jeśli był czasem u rodziców. Oczywiście zdał egzamin na prawo jazdy za pierwszym razem, ale nie wsiadał za kierownicę za często oraz oczywiście nie posiadła własnego auta by jakoś regularnie trenować swoje umiejętności.

Tym bardziej nie jeździł gdy powoli się ściemniało. Nawet jeśli widziałby tak jak większość ludzi, to i tak by się pewnie bał jeździć. Wiedział jednak, że Nick potrafi dobrze jeździć i naprawdę lubi to robić. Nie raz ten go wyciągał na jakieś przejażdżki, choć sam też auta nie miał. Te przejażdżki za to były od czasu do czasu wózkiem golfowym zabieranym z miejsca gdzie Nick pracował. Cóż... Jak się jego szef dowiedział o jeżdżeniu wózkiem po Londynie, najzwyczajniej w świecie zwolnił Nick'a. No i tak skończyły się ich wyjazdy, które swoją drogą były niezłą zabawą.

Obaj wsiedli w końcu do auta i zapięli pasy. Potem Nick odpalił auto i przestrzegając przepisów wyjechał na drogę. George nie byłby sobą gdyby od razu nie zajął się szperaniem przy radiu by znaleźć idealną stację, która da im trochę muzyki. Ten bowiem był wybredny co do tej. Jeśli jakaś piosenka mu nie pasowała to od razu odrzucał stację. Trudno było mu dogodzić.

— Nie skacz tak po tych stacjach, bo mnie to rozprasza. — Poinformował Nick w końcu dając mu lekko po łapach by ten trzymał je przy sobie. Brunet jednak zaraz znowu chciał przywrzeć do radia, ale cóż... Tak zaczęła się ich mała zabawa. Dokładnie - nawet w jadącym aucie gdzie jeden z nich prowadzi umieli zacząć się przekomarzać.

— To ty zostaw to radio. Pasażer z przodu jest DJ'em, a nie kierowca. A jeśli to cię rozprasza to dobrze, że nigdy nie jechałeś autem z żadną inną dziewczyną prócz swojej mamy. — Starszy uśmiechnął się dumnie widząc zaszokowaną minę czarnowłosego. Może ich pociski nie były jakieś na poziomie, ale ich obu zawsze bawiły.

— Ale sny też się liczą! Tam nawet zaliczyłem taka śliczna dziewczynę w samochodzie! A potem mieliśmy stado małych Nicków Juniorów. — Zfochowany prychnął zatrzymując się specjalnie trochę gwałtowniej by pokazać swoje oburzenie.

— Nick! Miałeś mi już nie opowiadać o swoich snach. Nawet o nich nie wspominać! — Skrzywił się na wspomnienie gdzie młodszy opowiadał mu dość... Nietypowy sen. Aż szkoda go przytaczać i psuć młode umysły czytelników. — I.... i! I patrz na światła! Już możesz jechać. — Oznajmił pamiętając, w którym miejscu powinno palić się światło by móc ponownie ruszyć.

Ciemnowłosy nawet nic nie odpowiedział. Po prostu oburzony jechał w ciszy wcześniej wyłączając szumiące radio. Tak zawsze pokazywał swoje zdenerwowanie na kogokolwiek. Obrażał się niczym małe dziecko o wszystko i reagował również jak małe dziecko. Dlatego musiał być czasem specjalnie traktowany przez swojego przyjaciela.

— No już się nie gniewaj. — Westchnął ciężko, bo wiedział, że Nick nie odezwie się do niego póki nie zostanie przeproszony lub nie zapomni, że ma się gniewać. Niższy za to nie miał zamiaru znowu siedzieć w ciszy, której nie lubił, gdy był w towarzystwie swojego przyjaciela. — Nick... No przepraszam, wiesz, że ja się tylko z tobą droczę. — Szturchnął go tak by nie przeszkadzać mu w prowadzeniu. Tyle wystarczyło młodszemu, bo już po chwili znowu się uśmiechał zaczynając oceniać dziewczyny, które wpadały mu w oku gdy tak jechali. George nie miał zamiaru się w to bawić. Co raz po prostu wypomniał, że to trochę przedmiotowe lub wtrącał gdzie ten ma jechać by dotrzeć na parking niedaleko skarpy.

— No to już jesteśmy na miejscu. Wygląda na to, że nikogo prócz nas nie ma. — Wyćwierkał Nick wjeżdżając na pusty parking. Oboje byli widocznie zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Tyle, że młodszy zaparkował samochód, a George wyskoczył z auta zaaferowany. Chciał już biec na skarpę. Usiąść i wyczekiwać. Zupełnie nie przeszkadzałoby mu to, że to Nick miałby nosić rzeczy zupełnie sam.

Niestety roztargnienie i chęć szybkiego pójścia na miejsce, nie spodobała się młodszemu, który to w ostatniej chwili złapał go za ramię. Znaczyło to tyle, że oboje będę zajmować się noszeniem. No cóż... Starszy miał nadzieję, że żadna gwiazda tędy nie przeleci w czasie gdy będą się rozkładać.

— Już nie sap tak Gogy. — Śmiał się Nick kiedy to przyszli na miejsce z ostatnimi rzeczami, które to zabrali z auta. George nie miał kondycji i praktycznie każdy kto go znał, to znał ten fakt. Dla niego noszenie czegoś w jedną stronę, a potem wracanie tyle samo, by wziąść kolejna rzecz, było prawdziwą męczarnia. Nie to, że nie lubił aktywności fizycznych, ale co by nie zrobił i jak często nie pracowałby nad swoją kondycją, tak ta nie zmieniałaby się.

— P-przymknij się i z-zacznij rozkładać namiot.... — Odetchnął powoli kładąc się na ziemię by trochę odpocząć. Nie polezal jednak zbyt długo, bo Nick postanowił zainterweniować podnosząc swojego przyjaciela. To było oczywiście w trosce o jego zdrowie. Nie chciał później codziennie przychodzić do akademika z lekarstwami, bo George'owi nie chce się wyprzeć w łóżku i łazi na te swoje zajęcia zamiast się kurować.

— No już, wstawaj, albo usiądź na czymś co nie jest ziemią. Zachorujesz, połamie cię coś czy... No wiem. Nie ważne, ale sedno jest takie, że ja nie mam zamiaru niańczyć dorosłego chłopa, któremu zachwiało się leżeć na ziemi. — Odpowiedział zaraz sadzając do na krzesełku polowym. Tak, takie coś też zabrali, a raczej znaleźli w bagażniku ojca George'a, który to był zapalonym wędkarzem.

— Nigdy bym się nie spodziewał, że byś nawet o tym pomyślał. — Prychnął przewracając oczami i zaczął wpatrywać się w zachód słońca, który oznaczał, że jest co raz bliżej oczekiwanego. — Nie zapomnij postawić namiotu o wiele.dalej niż krawędź. Nie wiemy czy się jakiś kawałek nie odłamie przez wstrząs spowodowany uderzeniem. Nie powinno się tak stać, ale ostrożności nigdy za wiele.

— Krawędź jest tam. To jakieś, bodajże, 20 metrów. Wystarczy, czy chcesz więcej "bezpieczniej odległości"? — Zapytał Nick zaraz zakładając latarkę czołową. Tak, to wywołało nagły wybuch śmiechu u jego przyjaciela. George zaczął się aż dusić ze śmiechu. Tak jakby było w tym coś śmiesznego.

— P-po co ci to?! — Wydusił w czasie przerwy od śmiania się. Jednak gdy znowu spojrzał na chłopaka, to znowu zaczął się śmiać. W pierwszej chwili Nick chciał się oburzyć, ale słysząc jakie dźwięki śmiechopodobne wydaje z siebie dwudziestopięciolatek, sam też zaczął się śmiać.

Byli pokręceni - tak było jak najbardziej jasne. W końcu - nikt normalny nie śmieje się o tej godzinie z prostej latarki czołowej. Jednak oni właśnie to robili. Musieli jednak skończyć, co było dość trwałym i trudnym procederem. Wszytsko dla dobra nauki, tak jak to określił daltonista.

ᴛᴏ ʙᴇ ᴄᴏɴᴛɪɴᴜᴇᴅ...

Jeśli to trafi do rozdziału, a moja przemiła dziewczyna tego nie usunie (choć wątpię w pierwszą część tego zdania) to wiedzcie, że ja tu byłam i ja to poprawiałam!
Czy mam coś ważnego do napisania tu? Hmm... Zastanówmy się...
W zasadzie nie, więc em... Zostawie was z tą jakże intrygująca lekturą. Nie spojlerujcie jeśli jesteście manipulatorami rzeczywistości (rada 05 ma was na oku) i no...
Do następnego?

Ps. Nie zabijaj mnie, proszę

***
I tak musiałam to poprawiać, bo ma tendencję do pisania małych liter na początku czynności w dialogach -,-

Mniejsza,
Bajjo ludki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro