As the time pass // M.Schumacher × reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z dedykacją dla _sad_heather_

(Y/N) - twoje imię

-Berek, gonisz! - krzyknął młody, blondwłosy chłopiec i zaczął uciekać.

-Nie masz szans! - odpowiedziałaś mu i szybko rzuciłaś się w pogoń. Próbowałaś go dogonić, lecz bezskutecznie, chłopak miał zdecydowanie lepszą kondycję i biegał bardzo szybko. Po chwili jednak zwolnił i pozwolił ci się złapać.

-Ha! - krzyknęłaś triumfalnie i skoczyłaś na chłopca. Oboje przewróciliście się na trawę.

-(Y/N)! Złaź ze mnie! - zawołał blondyn i zaczął się szarpać. Przeturlaliście się kilka razy po trawie.

-Mick! (Y/N)! Chodźcie na obiad! - zabawę przerwał wam głos ojca Micka, Michaela.

-Ale tatooo - zaprotestował chłopiec.

-Cicho bądź, dzieci i ryby głosu nie mają - zaśmiał się Michael i wrócił do domu. Chcąc nie chcąc, musieliście pójść za nim.

Rodzice twoi i Micka przyjaźnili się od wielu lat. Dodatkowo wasze mamy prawie w tym samym czasie, 7 lat temu, dowiedziały się o tym, że będą miały dziecko. Oczywiście od początku wychowywaliście się razem i również byliście najlepszymi przyjaciółmi.

Wasi rodzce siedzieli już przy stole i jedli obiad. Tak jak zawsze, wesoło ze sobą rozmawiali i śmiali się.

Szybko podbiegliście do stołu i usiedliście obok siebie. Gdy skończyliście jeść obiad, Mick błagalnym tonem zapytał Michaela:

-Tatoo, zabierzesz nas na kolejny wyścig?? Proooszę!

-No nie wiem, pomyślę jeszcze - odpowiedział Michael, uśmiechając się lekko do syna.

-Jeśli mnie nie zabierzesz to sam tam pojadę! - krzyknął Mick, na co dorośli odpowiedzieli śmiechem. Chłopiec zaczął udawać obrażonego.

-Dobrze, dobrze, nie martw się, pojedziecie kiedyś ze mną. Pamiętaj o szkółce kartingowej. Jeśli się wykażesz, to cię zabiorę.

-Dzięki, tato! - zawołał Mick, ciesząc się.

***

-Kiedy się obudzi?

-Nie wiem. Na razie jest w szpitalu, mama z nim jest.

Spuściłaś wzrok i zatrzymałaś go na deskach podłogi. Nie wiedziałaś, jak jeszcze możesz pocieszyć Micka. O wypadku Michaela dowiedziałaś się wczoraj, dzisiaj razem z rodzicami przyjechaliście do państwa Schumacherów. Twój tata pojechał razem z Corinną do szpitala, twoja mama została w domu z tobą i Mickiem. Chłopak cały czas siedział przygnębiony, prawie się nie odzywał. Nie miałaś dużego doświadczenia w pocieszaniu innych, więc po prostu oboje siedzieliście w ciszy.

Po dłuższej chwili Mick wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Nie chciałaś go zostawiać samego, więc ruszyłaś za nim.

Dom Schumacherów był wręcz nienaturalnie cichy. Zawsze panowała tu radosna atmosfera, słychać było śmiechy, rozmowy. Teraz jednakże było szaro, pusto. Nie do takiego widoku przywykłaś.

Mick wszedł do swojego pokoju i opadł na łóżko. Zwyczajna radość i kolory opuściły go, został tylko smutek i zmartwienie. Emocje te powoli przechodziły również na ciebie.

-Mick... - powiedziałaś cicho, powoli siadając obok chłopaka - będzie dobrze, uwierz mi. Wszystko będzie tak, jak dawniej.

-Nie będzie. Nigdy nie będzie.

-Nie mów tak, twój tata niedługo-

-Tutaj nie chodzi tylko o to! Będę teraz wyjeżdżał częściej na różne wyścigi. Tak, idę tą samą drogą, co ojciec. Tak, to jest dla mnie najważniejsze.

-Rozumiem... - powiedziałaś, próbując opanować drżący głos - ale... będziemy się widywać?...

-Może. Czasami. Raz na parę miesięcy.

-Co!? Dlaczego!?

-Mówiłem, to jest dla mnie najważniejsze.

-Ważniejsze niż wszystkie inne znajomości!?

-Być może.

Spojrzałaś na chłopaka z zaskoczeniem połączonym z lekką złością.

-Mick, zawsze wspierałam cię, jeśli chodzi o twoją karierę w motorsporcie, ale chyba lekko przesadzasz.

-Nie, o prostu spełniam marzenia. Ty też masz wymarzoną szkołę. Też do czegoś dążysz. I tak rzadko byśmy się widywali.

-Ale ja starałabym się to pogodzić z rodziną i znajomymi! Nie zostawiałabym wszystkiego! - krzyknęłaś i szybko wstałaś z łóżka. W twojej głowie kłębiły się setki myśli i emocji.

-(Y/N), to nie do końca tak jak myślisz... - powiedział trochę spokojniej Mick. Również wstał. Podszedł do ciebie i delikatnie złapał cię za obie ręce.

Chłopak powoli uniósł wzrok, zatrzymał na twoich oczach. Patrzyłaś się w jego błękitne oczy, rozpaczliwie szukające zrozumienia i przebaczenia. Żadne z was nie chciało przerywać tego kontaktu wzrokowego. Atmosfera gęstniała coraz bardziej. Zaczęłaś odczuwać dziwne uczucie gdzieś w brzuchu.

Bez słowa puściłaś go i wyszłaś z pokoju, zostawiając go z rozbitymi marzeniami.

***

-Dostałaś już propozycję pracy!?

Uśmiechnęłaś się lekko. Wiedziałaś, że twoja mama tak zareaguje.

-Tak, znaczy, koleżanka mi w tym pomogła, ale...

-Ale osiągnęłaś to! To było twoje marzenie! - zawołała twoja mama i przytuliła cię. Uśmiechnęłaś się i też ją przytuliłaś. Jakiś czas temu ukończyłaś studia dziennikarskie i marzyłaś, aby podjąć jakąś poważniejszą pracę w tym kierunku. Jako że kochałaś różne sporty, twoja przyjaciółka postanowiła ci trochę pomóc. Miała dużo znajomości i znanych rodziców, więc dla niej to nie był problem. W taki sposób trafiłaś do Sky Sports.

-Kiedy jedziesz po raz pierwszy do pracy?

-Jeszcze nie wiem. Mają dopiero do mnie napisać.

-Cokolwiek to będzie, na pewno ci się spodoba. Wierzę w ciebie.

***

Twoja pierwsza praca. Dziennikarka. Tym razem pojechałaś na wyścig Formuły 1. Od bardzo dawna nie interesowałaś się tym, co dzieje się w tym sporcie. Nie orientowałaś się do końca nawet w zespołach i kierowcach. Wierzyłaś, że jakoś dasz radę.

W piątek miałaś popytać kilku kierowców o wrażenia z pierwszego treningu. Czekałaś w otoczeniu innych dziennikarzy.

Rozmawiałaś z Yukim Tsunodą, Estebanem Oconem i Danielem Ricciardo. Miał do ciebie podejść jeszcze jeden kierowca. Czekałaś, aż ktoś przyjdzie. W tym czasie zapatrzyłaś się trochę na niebo.

-Mogę tutaj? - z zamyślenia wyrwał cię czyjś głos.

Odwróciłaś się w stronę głosu. Zobaczyłaś niebieskookiego blondyna z miłym uśmiechem na twarzy. Zdecydowanie skądś znałaś tą twarz.

Przeprowadziłaś krótki wywiad. Gdy skończyłaś, rzucił ci się w oczy jeden szczegół na kombinezonie kierowcy. Nazwisko. Schumacher.

Podniosłaś wzrok na twarz kierowcy. Spotkałaś jego wzrok.

-Mick?...

-(Y/N)...

Patrzyliście chwilę na siebie, zdając sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Nie mogliście oderwać od siebie wzroku. Po chwili Mick podszedł do ciebie i przytulił cię. Zarzuciłaś mu ręce na szyję i wtuliłaś się w niego. Nie widzieliście się od wielu lat, nawet nie rozmawialiście ze sobą. Jednakże wszystkie dawne uczucia pozostały.

-(Y/N)... Wybacz mi, ja chciałem do ciebie napisać, zadzwonić, niejednokrotnie, ale najpierw się bałem a potem nie mogłem cię znale-

-Mick. - złapałaś go za ramiona i potrząsnęłaś nim - Mick, zamknij się. Ja też chciałam pogadać. Ja też zawaliłam. Jesteśmy kwita, możemy o tym zapomnieć.

Mick zaśmiał się.

-No dobra, dobra, zgoda, nie bądźmy dziećmi - parsknęłaś śmiechem.

-Muszę już lecieć - powiedział Mick - chcesz się spotkać w niedzielę po wyścigu? I tak nie będę miał czego świętować, więc mam wolne.

-Z chęcią - odpowiedziałaś z uśmiechem - i nie zakładaj od razu, że będzie źle. Wierzę w ciebie.

***

-14 miejsce to nie tak źle! Twój najlepszy wynik w sezonie!

-Gdybym nie rozwalił tego przedniego skrzydła to miałbym punkty - powiedział Mick, przygnębiony.

-To wina Latifiego. Nie przejmuj się, dobrze ci idzie, w następnym wyścigu będzie lepiej - powiedziałaś i podsunęłaś mu drinka. Wzięłaś swój kieliszek i uniosłaś do toastu - za lepszą przyszłość.

Mick uśmiechnął się delikatnie. Wzniósł toast z tobą. Przechylił cały kieliszek na raz.

-Naprawdę za tobą tęskniłem - powiedział nagle Mick, patrząc na ciebie - czasami już traciłem nadzieję, że jeszcze się spotkamy, ale na szczęście... - niepewnie wziął twoją rękę w swoje dłonie. Oboje się uśmiechnęliście.

-To co, kolejnego? - spytał Mick, wskazując na puste kieliszki

***

-Po tygodniu tutaj zostanę drugim ciemnoskórym kierowcą w F1 - rzucił Mick i przekręcił się na plecy - Jezus Maria jak ja się spaliłem.

Zaśmiałaś się i spojrzałaś na niego.

-Sam wybrałeś Malediwy. Teraz cierp za to.

-Chciałem odpocząć po całym sezonie. I chciałem, żeby było ładnie. No i żeby ci się podobało - chłopak uniósł się trochę i oparł na łokciu.

-Ach tak? - obróciłaś się w jego stronę i położyłaś na brzuchu - dobry z ciebie przyjaciel.

Mick uciekł na chwilę wzrokiem gdzieś w bok, po czym wrócił nim, zatrzymując się na twoich oczach. Żadne z was nie przerywało tego magicznego połączenia.

-(Y/N)... - Mick położył dłoń na twoim policzku. Po chwili zastanowienia, zbliżył wasze twarze i połączył wasze wargi. Nie potrafiłaś ukrywać, że czekałaś na to od dawna. Bardzo dawna.

Gdy skończył, spojrzeliście na siebie i uśmiechnęliście się. Dobrze znaliście swoje uczucia.

-Zaskoczeniem będzie, jeśli powiem ci, że cię kocham? - spytał Mick.

-Nie. I ja ciebie też, deklu. Jakbyś jeszcze nie zauważył - odpowiedziałaś, na co Mick zareagował śmiechem.

***

-(Y/N), czy bierzesz Micka Schumachera za swojego męża?

Spojrzałaś na chłopaka, na twarzy którego widniał promienny uśmiech.

-Tak - odpowiedziałaś pewnym głosem.

-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.

Uśmiechnęliście się do siebie i złączyliście wargi w pocałunku. Sala wybrzmiała gromkimi oklaskami.

Odsunęliście się od siebie i złapaliście za ręce.

-Kocham cię - powiedziałaś cicho, próbując opanować radość.

-Ja ciebie też. Ponad wszystko. Zawsze. Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro