[𝟐𝟎] 𝐌𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, zobacz czy przeczytałeś poprzedni rozdział, ponieważ nastąpił duży spadek wyświetleń

" Draco, nie myśl o tym tak dużo "

               Blondyn spoglądał z krzywym uśmiechem, jak naprzeciwko niego jego matka zajada się przygotowanymi potrawami przez skrzaty. Rok temu ich święta wyglądały tak samo.

Ulubionym momentem Dracona był ten, gdzie już po zjedzonej kolacji, siadali na kanapie, szarooki kładł swą głowę na kolanach mamy, która w dłoniach dzierżyła francuską książkę i czytała, gdy on tkwił w ciszy, skupiając się na tekście.

Nienawidził natomiast świąt ze swym ojcem, który był dla niego niczym. Traktował go jak powietrze od najmłodszych lat, ale ten i tak wpoił mu takie zachowanie, jakie sobą prezentuje.

Nienawiść do szlam, przechwalanie się swoim statusem, krwią, tym, że jest alfą i co najgorsze, zainteresowanie czarną magią.

On nie chciał zostać złym człowiekiem, kiedy ojciec uciekł, a on rozpoczął opiekę nad mamą. Blondyn chciał być wystarczająco dobry dla matuli, wystarczająco silny, by ją obronić, wystarczająco bogaty by ta miała to czego sobie zabraknie. Był w stanie zrobić dla niej wszystko, był na skinienie jej palca, owinęła go wokół siebie.

A Narcyza jedyne czego co pragnęła to jego szczęścia.

Tego szarooki nie mógł jej zapewnić.

— Draco... — usłyszał delikatny głos rodzicielki, który ją ożywił.

Spojrzał na nią z gotowością do wszystkiego, co powie. Już wstawał z krzesła, otwierał usta, by rozkazać skrzatom o zrobienie czegoś.

— Nie myśl o tym tak dużo. — poprosiła go, a ten rozluźnił się, skinając głową.

— Postaram się, mamo. — oboje wiedzieli, że nieważne co zrobi i tak nie pozbędzie się swych myśli.

Szarooki spojrzał na nią bezczynnie, ciesząc się chwilą, którą mieli. Miał jeszcze calutki tydzień wolnego, więc musiał wycisnąć z siebie ogromne siły, by sprawić, by jego matka była szczęśliwa. W końcu parę miesięcy tkwi w samotności, może nie całkowitej, ponieważ siostry ją odwiedzają, lecz gdyby wyszła za Malfoy Manor...

Już się tak zdarzyło, a Draco nie chce powtórki.

— Skarbie... — powiedziała słabym głosem, kładąc swą dłoń na tej jego.

— Nie zjadłaś kolacji, mamo. — spostrzegł blondyn. — Musisz jeść. — jego chłodne oczy analizowały stół z jedzeniem. — Mam nadzieję, że skrzaty wykonują to co im rozkazałem. — ton zaostrzył się. — Zgredek — skrzat zjawił się koło jego krzesła.

— Tak, paniczu Malfoy?

— Czy inne skrzaty oraz ty stosujecie się do rozkazów, jakie wam wydałem, nim pojechałem do szkoły?

— Tak, paniczu Malfoy.

— Czy moja matka je tyle ile powinna?

Narcyza była wychudzoną kobietą, a z tego powodu blondyn oszalał. Musiał mieć pewność, że nic się jej nie pogarsza. Do Munga chodził z matką, kiedy miał niepewność do jej zdrowia - a takie ma codzienne - oraz kiedy jest w domu. Jako że są święta, to teraz nie wypada, więc postanowił pójść za trzy dni, by ta przebadała się, a on jak co roku, dostanie jadłospis. Posiadał obsesję na zachowaniu zdrowiu Cyzi.

— Dostarczamy jedzenie dla pani Malfoy...

Draco spojrzał na swoją rodzicielkę, na jej talerz, a kolejno na skrzata. Ledwo co poruszał głową, która i tak była pełna myśli, czarnych scenariuszy, które okazywały się prawdą.

— Czy moja matka je tyle ile powinna? — powtórzył.

— Zgredek nie wie.

— Tuż to dlaczego?

— Ponieważ pani Malfoy je i wyłącznie w swoim pokoju, nie wiemy, ile je ani czy w ogóle je, aczkolwiek dostajemy puste talerze, więc mamy dobrą myśl.

— Naprawdę mamo? — zwrócił się do niej, nie mogąc uwierzyć. — Znów bawisz się w tą samą sztuczkę? 

— Jem dużo, Draco. — wyparła się jego myśli. — Może nie wszystko, ale jakąś część tak. Nie jestem w stanie tego zmieścić, za dużo.

— Mart- — przerwał, biorąc oddech, ponieważ nie był przystosowany do mówienia takich słów. — Martwię się o ciebie, dobrze?

— Nie musisz...

— Ale to moje zadanie, ponieważ, oczywiście bez wyrazu nienawiści mamo, nie potrafisz sama o siebie zadbać, o swoje zdrowie.

— Narcyza Malfoy potrafi o siebie zadbać.

— Ale Narcyza Black już nie za bardzo. — rzekł ostro. — Wiem, że przechowujemy to nazwisko ze względu na umowę, jaką zawarły nasze rodziny, ale, na Merlina, wiesz, że nienawidzę tego, który mnie spłodził.

Draco odsunął się od krzesła, podchodząc do matki. Stanął tuż za nią, kładąc dłonie na jej ramionach, biorąc głęboki oddech.

— Nie zdołasz mnie przekonać, by mieć dobrego zdania o tym draniu. On nie był twoją bratnią duszą, a tak ciebie okropnie wykorzystał. Jestem dumny z tego, że mogę być twoim synem, ale nigdy nie uznam Lucjusza za swojego ojca.

~*~

Harry nie potrafił się nie uśmiechać.

— Najmłodszy Potter! — Frank Longbottom chwycił go w swe ramiona. — Rośniesz i rośniesz, przerosłeś matkę, ciotkę Alice oraz Marlenę.

Okularnik ledwie złapał oddech przez silny uścisk.

— Frank! Zaraz go udusisz — skarciła męża. — Jak się cieszę, że cię widzę, Harry — Alice przytuliła delikatnie chłopaka. — Kolejne wspólne święta, czyż to nie brzmi wspaniale?

— Taa... — burknął Regulus, za co od razu dostał w tył głowy od Lily. — Żartowałem tylko.

— Lepiej, żebyś nie zaznał na sobie gniewu rudej, bracie — Syriusz szturchnął młodszego Blacka. — Gdzie jest młody?

— Tutaj — zawiadomił zielonooki, przychodząc do jadalni z ostatnimi już gośćmi.

— Na Merlina, czy to naprawdę się dzieje? — spytał z niedowierzaniem Syriusz, spoglądając na Franka, który równie jak on, szczerzył się jak głupi. — Moja Frankie! — zaciągnął drugiego mężczyznę do silnego uścisku. — Nie uwierzysz kto do nas dołączył w tym tygodn-

— Bliźniacy! — krzyknął Longbottom, przerywając przyjacielowi. — Jak ja was dawno nie widziałem! Tęskniłem cholernie. 

Uśmiech nie mógł zejść z twarzy Harry'ego, kiedy patrzył jak szesnaście osób - wliczając w tym jego - jest radosna z tego, że mogą być ponownie razem.

Dorcas obejmowała Marlenę, a między nimi siedziała dziewięcioletnia Diana, podobna była do czarnoskórej, pomimo że została zaadoptowana. Lily z Jamesem buszowali w kuchni, a od czasu do czasu można było usłyszeć stamtąd wyzwiska. Syriusz wcześniej rozmawiał z Remusem, którego na kolanach siedziała Chloe. Regulus obserwował wszystkich z boku. Frank, Alice z Nevillem dopiero co zawitali do Potter Manor, lecz czuli się jak we własnym domu. Peter przez większość czasu był zajęty z rozmową z Fabianem, a drugi bliźniak - Gideon - próbował swych sił w zagadaniu do młodszego Blacka, lecz Regulus ignorował wszelkie jego zaczepki.

A Harry?

Czuł się, cholernie, szczęśliwy, ponieważ był z rodziną. I to było najważniejsze.

__________________

kolejny — 12.02.21r. o 16:00

10k wyświetleń B)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro