[𝟐𝟑] 𝐊𝐢𝐧𝐝𝐚

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Milena z 19.10.2020 — myślę, że książka będzie miała z 50 rozdziałów. Mam mętlik czy naprawdę chcę zabić pewne osoby, ale co to za moja książka bez śmierci [ w sumie w Padfoot nie było, ALE TO SIĘ NIE LICZY, OKEJ? ]. 

milena z 25.11.2020 — nie wiem co robić

04.12.2020 — co ja robię?

" To zdecydowanie brzmi... "

               Harry w prawie że podskokach znalazł się na stacji kolejowej.

Okularnik trącił łokciem Neville'a, dodając, by ten uśmiechnął się, bo na starość chyba nie chce wyglądać jak stary Snape o chłodnym spojrzeniu. Brunet spojrzał na rudzielca, zawzięcie rozmawiającego z Ginny.

Potter nie potrafił powstrzymać uśmiechu cisnącego na jego usta, kiedy widział jak ludzie, którzy są dla niego rodziną, są szczęśliwi. Kątem oka od czasu do czasu spoglądał na swoim rodziców, rozmawiających cicho. Pomimo tylu lat spędzonych wspólnie, James trzymał swą ukochaną blisko sobie, silnym ramieniem, by ta czasem nie uciekła - choć nie posiadała powodów, by to robić.

I jak za dawnych lat, kiedy mieli jeszcze po dwadzieścia lat, gdy widział wzrok innego mężczyzny na rudowłosej, jego mimika od razu się zmieniała.

— Ponad dwadzieścia lat, odkąd się znamy, a ty wciąż taki sam — westchnęła kobieta, przewracając oczami. — Czuję, jak wbijasz swoje palce w moje ciało.

Najstarszy Potter znacznie ściszył głos, zbliżając swe usta do ucha bratniej duszy, by wyszeptać.

— Wcześniej nie narzekałaś, że wbijam coś w twoje ciało — uśmiechnął się głupio.

— Jesteś okropny, James.

— Kocham cię — zignorował jej poprzednie słowa, napajając się zapachem żony.

— Ja ciebie mocniej — odparła, wiedząc, że jej mąż zacznie się spierać.

— Chyba się pomyliłaś, to ja kocham cię mocniej.

— Nieprawda, bo ja.

— Ja — burknął.

— Ja — stawiała na swoim.

— Ja — między nimi zjawił się Syriusz. — Ja to mam was dość — wyznał. — Eee, Harry?

Wszyscy spojrzeli w stronę omegi, przez zmieszany głos Łapy.

Zielonooki zatrzymał się w miejscu, spoglądając przed siebie. Jego myśli szalały wraz z emocjami. Dwa tygodnie minęły szybko, ale na tyle długo, by zrozumiał, jak bardzo tęsknił za pewną osobą, która zaprowadziła go do tej szkoły.

Za osobą, u której jego wszystkie zmartwienia, sekrety były bezpieczne.

Za osobą, która nigdy go nie oceni.

Za osobą, która nigdy go nie okłamie ani on jej.

— Znam ten wzrok... — mruknął James z lekkim uśmiechem.

I każdy z nich obserwował, jak Harry nagle poruszył się, zaczął iść przed siebie i po chwili zmieniło się to w bieg. Minęła chwila i mogli zobaczyć, jak chłopak rzuca się w objęcia dziewczyny, która również biegła do niego.

— Harry, tęskniłam.

— Hermiona. — wyszeptał, mocno ją ściskając.

Parę sekund później odsunęli się od siebie, słysząc kaszlnięcie z boku. Potter dostrzegł Parkinson, która uniosła brew, kiedy Miona potargała włosy chłopaka.

— To zdecydowanie brzmi...

— Heteroseksualnie, synu. — dokończył za Neville'a Frank. — Zobaczysz, jeszcze będziesz miał okazję powiedzieć te wspaniałe dwa słowa. Musisz użyć ich tylko mądrze.

— Pamiętam, tato.

Tymczasem wracając do trójki nastolatków.

— Nawet Draco nie cieszy się tak bardzo, kiedy mnie widzi. — mruknęła Pansy, wykrzywiając usta w uśmiechu. — Ale znam się z nim lata, a ty zaledwie parę miesięcy, nowicjusze.

— Jesteś po prostu zazdrosna. — stwierdził Harry, dostrzegając, że reszta jego rodziny powoli się zbliża. — Chcesz poznać moich rodziców? — zwrócił się do szatynki.

— A mam inny wybór? — parsknęła w odpowiedzi, pozwalając, by chłopak pociągnął ją w tamtym kierunku.

— Zazdrosna? Ja? — prychnęła pod nosem Ślizgonka, idąc tuż za nimi.

Lily uśmiechnęła się ciepło, jej serce radowało się wraz z oczami, kiedy miała już pewność, że Harry jest w dobrych rękach.

— Granger Hermiona. — przedstawiła się kulturalnie szatynka.

— Potter Lily. — wtrąciła się przed mężem kobieta jako pierwsza, ściskając dłoń drugiej bety.

— Potter James. — uścisnął dłoń przyjaciółki syna. — Miło nam ciebie w końcu osobiście poznać, Harry opowiadał nam o tobie.

— Jak ona teraz powie, że ma nadzieje, że same miłe rzeczy to zrobię coś, co planowałam od dawna i może być to samobójstwo. — mruknęła pod nosem Ślizgonka, nie dostrzegając, że ktoś stanął obok niej.

— Zgadzam się z tobą, młoda. — rzucił Syriusz, Pansy spojrzała na niego z uniesioną brwią. — No co? Może wyglądam na starego, ale w duszy zawsze młody.

— To jest definitywnie coś, co powiedziałby stary człowiek. — zadrwiła.

— Na Merlina, musisz być moją córką.

— W twoich marzeniach. — odparła. — Parkinson Pansy.

— Black Syriusz. — rzekł z dumą.

***

Każdy posiadał dni, w których jest wkurzony.

Nie wiemy dokładnie, dlaczego, ale wszystko wokół nas zaczyna irytować. Nawet oddech drugiego człowieka - w sumie dla większości z was to zapewne znajome.

Draco spoglądał na każdego chłodno, nie że nie było to nowością, ale ewidentnie nie pozwalał, by ktoś przekroczył linię jego komfortu, która z każdą miniętą godziną się rozszerzała.

Jeszcze jego matka...

Dziękował sobie, że postanowił rzucić zaklęcie na swój pokój, by go całkowicie wygłuszyć. Mógł krzyczeć, rozwalać napotkane rzeczy czy chociażby uderzać w ścianę. Kochał ją, aczkolwiek ta miłość była taka wymagająca... wyczerpująca.

Wyciągająca z niego resztki chęci do życia, ponieważ nie dostawał niczego innego niż nerwów, dzień w dzień. Gdyby nie specjalne maści, jego dłonie byłyby całe pokaleczone i czerwone, szczególnie kostki. Zbyt dużo razy uderzał w drewno czy stal, tak później go piekła, parząc skórę, która stała się popękana.

Draco obawiał się, że pewnego dnia nie wytrzyma, a wiedział, że tak się kiedyś stanie.

Miłość, której nigdy nie okazywał mu ojciec, sprawiła, że sam został na nią wyczulony. Nadmierna ilość emocji, których nie potrafił kontrolować przez ich nowość, była wyniszczająca.

Żarła go od środka, cząsteczka po cząsteczce.

Dzisiejszej nocy niejedynie Malfoy podjął decyzje o tym, by schować te emocje wgłąb siebie i czekać aż wybuchnie.

__________

kolejny - 23.02.21r. o 16:00

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro