𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐇𝐔𝐑𝐓𝐒

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Syriusz był na siebie zły. Głównie za to, że się zakochał. Za te chwile, kiedy miał nadzieję, że jednak Amy coś czuje. Cóż, jak się okazało, wolała młodszych. Jakaż to ironia, myślał, leżąc w swoim pokoju i patrząc tępo w sufit. Gdzie podział się stary Syriusz Black? Ten sławny casanova Hogwartu, który mógłby poderwać każdą?

Wcześniej był zadowolony z tego, że się zmienił. Żadna z tych dziewczyn go nie obchodziła, nawet na nie nie spojrzał w ostatnim czasie. Teraz żałował. Od początku powinien się dystansować od miłości. Ona zawsze źle się kończyła. A może wcale nawet nie istniała? 

Mętlik w głowie Gryfona oraz sprzeczne uczucia, które nim szarpały, nagle ustąpiły. Poczuł nową determinację, nową energię. Chciał znów być starym sobą, tym, który nie patrzył na zdanie innych i robił dokładnie to, co chciał. 

Chłopak sturlał się z łóżka, stękając cicho, kiedy coś wbiło mu się w udo. Krzywiąc się, spojrzał w tamtą stronę. Po chwili uśmiechnął się szeroko, widząc, że pod stertą jego brudnych (a może czystych? Syriusz zawsze mylił, w którym miejscu podłogi kładzie jakie ubrania) ciuchów leżała butelka Ognistej Whisky. 

Black podniósł się na nogi. Nie minęła nawet minuta, a już miał przed sobą otwarty alkohol. 

Bez zastanowienia przyłożył butelkę do ust i pociągnął mocnego łyka. Przyjemnie ciepły płyn wypełnił jego gardło, szczypiąc i piecząc. Syriuszowi przez myśl przemknęło, że dawno już nie czuł tego fantastycznego smaku. Niemal od razu poprawił mu się humor. Po opróżnieniu połowy butelki postanowił pójść do Amy i powiedzieć jej wszystko, co mu na wątrobie leży. No, nie dosłownie...

Wyszedł z dormitorium lekko chwiejnym krokiem. Zszedł do Pokoju Wspólnego. Kilka osób spojrzało na niego krzywo, więc uśmiechnął się do nich i im pomachał. Zrobiło mu się smutno, kiedy nikt nie odwzajemnił gestu. 

Wszystkie negatywne uczucia minęły jednak jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy dostrzegł Marlene na jednej z puf. Mogła mu przecież powiedzieć, gdzie jest Amy!

— Hej, McKinol... — parsknął śmiechem, ciężko siadając obok blondynki. 

Dziewczyna ze złością podniosła głowę, jednak kiedy zauważyła Syriusza, jej mina diametralnie zmieniła się na zdziwioną.

— Black... — Marlene odgarnęła z twarzy włosy, odsuwając od siebie książkę z zaklęciami. — Czy ty, na Merlina, jesteś pijany?

— Nieeee — czknął. — Coś ty. Tylko trochę wypiłem na poprawę humoru — wyszczerzył zęby. — Dobra, McKinol, możesz mi powiedzieć, gdzie jest... — zmarszczył brwi, kiedy uświadomił sobie, że nie pamięta, kogo chciał znaleźć. — No, ktoś taki. Chyba dziewczyna, ale nie wiem — znów zaczął się śmiać. 

— Idź wytrzeźwieć — McKinnon pokręciła z dezaprobatą głową, wracając do czytania książki. 

Syriusz prychnął urażony, podnosząc się. Zmierzył blondynkę wzrokiem. 

— Jak chcesz. Ale jak będziesz czegoś chciała, to nie możesz na mnie liczyć! Bo ja nie mogę na ciebie! — zaczął mruczeć pod nosem coś niezrozumiałego. — Pa, idę szukać... no. Kogoś na pewno — zachichotał, po czym opuścił Wieżę Gryffindoru. 

Black spacerował przez najbliższe pół godziny po Hogwarcie, próbując sobie przypomnieć, kogo tak właściwie szuka. Nauczyciele nie zwracali na niego większej uwagi, co trochę go smuciło; ale za każdym razem, kiedy widział jakiegoś nauczyciela, przypominał sobie, kogo szukał. Niestety, zawsze chwilę po tym od nowa zapominał. 

Było to męczące. Syriusz zaczynał trzeźwieć i mniej rzeczy go bawiło, a więcej irytowało. Na przykład to, że jego mózg płatał mu niezłe figle i uparcie nie chciał przypomnieć Blackowi, kogo szukał. Jakby nawet jego umysł wiedział, że skończy się to bardzo, bardzo źle.

Uświadomił sobie, kogo szukał, kiedy zobaczył ją na korytarzu. Amy była odwrócona do niego plecami, ale nadal potrafił ją rozpoznać. Zbyt wiele razy wpatrywał się w jej piękne, długie włosy na lekcjach, żeby teraz nie wiedzieć, że to ona. Gryfonka podpierała ścianę, otulona czyjąś bluzą...

Po kilku krokach w przód Syriusz zauważył też swojego brata — osobę, przez którą ta cała sytuacja w ogóle zaistniała. Gniew zaczął buzować w żyłach Gryfona. Już miał rzucić się w ich stronę, już chciał wywołać aferę... Ale wtedy wpadł na kogoś, w ostatniej chwili łapiąc owego nieuważnego osobnika. W efekcie obejmował w talii wysoką i ładną blondynkę, której nie kojarzył. 

— Lecisz na mnie — mrugnął do niej, na co dziewczyna zamrugała niepewnie. Dostrzegła coś (lub kogoś, Syriusz nie był do końca pewien) na horyzoncie i zbladła. 

— Nie protestuj, później ci wszystko wyjaśnię — poprosiła szybko, złapała za policzki Syriusza, po czym wpiła się w wargi Blacka.

Gryfon był na tyle zdziwiony, że omal nie upuścił dziewczyny. Ostatecznie jednak udało mu się utrzymać ich obu w pionie.

Nie mógł powiedzieć, żeby pocałunek z dziewczyną był jakiś ot niezwykły. Widać, że nie całowała się zbyt często (nie to co on, oczywiście, większość dziewczyn w Hogwarcie oddałaby duszę żeby posmakować tych boskich ust, a przynajmniej w mniemaniu Syriusza) i nie miała w tym wprawy.

Kiedy się od siebie oderwali, oboje ciężko dyszeli.

— Mówiłem, że na mnie lecisz — puścił jej oczko, jednak wtedy przypomniał sobie, że przyszedł tu w jakimś celu. Zdjął redę z blondynki i odwrócił się gwałtownie w stronę, gdzie jeszcze niedawno stała Amy. Już jej nie było. Przy najbliższym korytarzu stał akurat Regulus, rzucając Syriuszowi spojrzenie, którego starszy Black nie potrafił zinterpretować. Po chwili go nie było.

Chciał biec za Carver, wykrzyczeć jej, że przecież ją kocha i że nie może go tak po prostu zostawić dla Ślizgona. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu. Znowu został sam. I znowu miłość tylko dodatkowo bolała.

Syriusz westchnął ciężko, przeczesując dłonią swoje cudowne, ciemne włosy, które sięgały mu niewiele za ucho, po czym odwrócił wzrok do dziewczyny. Był zły, że Amy poszła, ale z drugiej strony czuł swego rodzaju satysfakcję ze względu na to, że zapewne widziała go z blondynką. A skoro zniknęła, to znaczyło to, że widok jej się nie podobał.

— Wybacz — ciszę, w której Black próbował zebrać chwiejne i ulotne że względu na jego stan myśli, przerwała nastolatka.

Syriusz spojrzał na nią i przekonał się, że naprawdę zdawała się być zawstydzona. I dobrze, pomyślał, ale z drugiej strony w pewnym sensie pomogła mu w zemście, której tak naprawdę nawet nie planował, ale czasu cofnąć nie mógł. Co się stało, to się stało, i tego nie zmieni.

W pewnym sensie Black dostrzegł swoją szansę na powrót do swojego tytułu casanovy. Mógł pobawić się z dziewczyną w związek, żeby później ją rzucić dla innej, i tak dalej.

Przez myśl mu przemknęło, że jego przyjaciele nie będą zadowoleni z tego, że wróci do swojego starego trybu życia, ale właściwie go to nie obchodziło.

— Spoko — noszlancko oparł się o ścianę, zagryzając dolną wargę, podczas lustrowania dziewczyny wzrokiem. — Nie jesteś zbyt dobra w całowaniu, ale mogę cię podszkolić — mrugnął do niej.

— Jestem Danielle Monty.

Dziewczyna na początku nie zdawała się być zainteresowana flirtowaniem z Blackiem, ale zdawało się, że w pewnym momencie pomyślała o czymś, co zupełnie zmieniło jej nastawienie.

— Mogę ci jakoś to wynagrodzić? — spytała niby niewinnie, ale zbliżając się do niego.

— Myślę, że tak — Black gwałtownie wpił się w usta dziewczyny.

Po niedługim czasie namiętnego całowania Syriusz zaciągnął dziewczynę do swojego dormitorium. Nie protestowała, a jedynie uśmiechnęła się lekko, wchodząc do pokoju za nim.

okej, okej, powiem tyle:
p r z e p r a s z a m
wiem, że w ciul długo nie było rozdziału, ale no skupiałam się na poprawianiu ocen. teraz, kiedy mam pasek, obiecuję, że będę wstawiać rozdziały duuużo częściej. miłego dnia/nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro