𝐒𝐓𝐔𝐏𝐈𝐃𝐈𝐓𝐘

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadchodziła kolejna pełnia. Remus czuł to w kościach i, być może przez hormony, stwierdził, że nastał czas, by wyznać Marlene swoje uczucia. Albo przynajmniej zaprosić ją na bal. Chodził przez pół godziny po Hogwarcie, szukając jej.

Znalazł. Jednak widok nie spodobał mu się tak, jak myślał, że mu się spodoba. Bowiem McKinnon rozmawiała z jakimś chłopakiem, który miał krawat z odcieniami Ravenclaw. Chwilę się im przyglądał, w końcu jednak podszedł do nich, próbując nie pozwolić zazdrości i nieprzyjemnemu uczuciu smutku zapanować nad nim.

— Hej, Marlene — Gryfon stanął obok dziewczyny, patrząc na Krukona. Był od niego niewiele wyższy, ale sam fakt, że musiał podnosić głowę, by spojrzeć w jego niebieskie oczy lekko go irytował.

— Cześć, Remus — Gryfonka uśmiechnęła się do niego pogodnie.

— Andy Stewart — przedstawił się chłopak, poprawiając okulary na nosie i z uśmiechem wyciągnął rękę w stronę Lupina.

— Remus Lupin — przedstawił się niechętnie, ściskając na przywitanie dłoń bruneta.

Remus musiał przyznać, że owy chłopak wydawał się być bardzo miły i inteligentny. Rozmawiał chwilę z przyjaciółką i nowym znajomym; chwila ta trwała na tyle długo, by mimo swojej niechęci zdołał polubić Andy'ego.

— Miło było — powiedział w końcu Gryfon, uśmiechając się lekko. — Ale muszę już iść.

Jego towarzysze skinęli głowami, pożegnali się z nim i zaczęli rozmawiać. Kiedy Remus odchodził, usłyszał za sobą śmiech blondynki i nie potrafił odgonić od siebie uczucia, że między tą dwójką było coś więcej.

Otrząsnął się i ruszył szybkim krokiem w stronę biblioteki. Esej na Zaklęcia sam się nie napisze.

—————

Przyszedł wieczór, Pokój Wspólny opustoszał. Marlene i Lily patrzyły niezrozumiale na Amy i Huncwotów, widząc jak coś kombinują. Lupin czuł na swoich plecach świdrujący wzrok McKinnon.

W końcu, kiedy razem z resztą przyjaciół omówili plan, zaproponowali Evans i Marlene by poszły spać. One jednak zgodnie stwierdziły, że poczekają na nich. Musieli ukradkiem przenieść Mapę Huncwotów i pelerynę niewidkę, żeby dziewczyny nie widziały; to nie to, że im nie ufali. Po prostu byli ostrożni.

Pod peleryną nie mieścili się wszyscy, dlatego plan tak długo zajął. W końcu Peter zmienił się w szczura (Amy była tak zdziwiona, że nie zdążyła o nic zapytać), a James szedł z Mapą obok Carver, Syriusza i Remusa przykrytych peleryną.

Amy było niewygodnie, zwłaszcza, że czuła na karku oddech Blacka. Czuła się nieswojo i nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego czuła dreszcze przebiegające jej po kręgosłupie.

Lupin natomiast czuł się dość niepewnie, idąc obok przyjaciółki. Peleryna ledwo ich przykrywała, a Syriusz i tak musiał pochylać głowę.

— McGonagall idzie — syknął w końcu Potter.

Amy rzuciła się w stronę ściany, jednak wpadła na Syriusza. Łapa przytrzymał ją, obejmując ją jedną ręką w talii i kładąc jej na ustach drugą dłoń. Remus przysunął się możliwe najbliżej przyjaciół, żeby i James zmieścił się pod peleryną, ponieważ obok nigdzie nie było żadnych korytarzy ani niczego innego, gdzie możnaby się ukryć.

Carver oddychała ciężko, czując podekscytowanie a jednocześnie obawę, kiedy w zasięgu jej wzroku pojawiła się opiekunka ich domu. Prawdopodobnie gdyby nie Black wszystko by popsuła, wypadając spod peleryny i nie mając czasu pod nią wrócić.

Czuła się lekko nieswojo, czując na sobie ramię przyjaciela, a na swoich ustach jego dłoń.

McGonagall nic nie zauważyła. Przeszła obok nich wolnym krokiem, rozglądając się uważnie. W pewnym momencie jej wzrok spoczął prosto na nich, jednak widocznie był to czysty zbieg okoliczności, bo już po minucie skręciła w korytarz dalej.

Dla pewności odczekali jeszcze minutę. Potter mruknął ciche "Lumos!", po czym uważnie spojrzał na Mapę.

— Dobra. Niedaleko Pokoju Ślizgonów jest Slughorn, ale do czasu jak tam zejdziemy prawdopodobnie będzie gdzie indziej. Przy schowku w którym ukryliśmy sprzęt kręci się jakiś uczeń, ale nie kojarzę tego nazwiska. Z nim sobie poradzimy, może wsypiemy go przed Filchem jak będzie z innego domu — Potter wyszczerzył zęby, a Amy się zaśmiała.

Rogacz wyślizgnął się spod peleryny. Kontynuowali wędrówkę, a Carver starała się nie myśleć o tym, w jaki sposób Syriu...

Poczuła jego rękę przy swojej. Nie zabrała jej, czekając na ruch Łapy. Zrobiło jej się gorąco. Delikatnie splótł swoje palce z jej. Nie wyrwała dłoni. Mogła przysiądz, że usłyszała jak Black głośno wypuszcza powietrze.

Zanim się zorientowała byli przy schowku ze sprzętem. Owego ucznia, o którym mówił Potter, nigdzie nie było.

— Alohomora! — James rzucił zaklęcie.

Otworzył drzwi i wyjął z małego pomieszczenia nie wyglądające skomplikowanie duże i ciężkie pudło.

Po chwili razem z Remusem została wypchnięta poza pelerynę. Dostała Mapę, a Syriusz i James schowali się pod niewidką z pudłem. Carver prychnęła, a jednocześnie poczuła żal, że przez Pottera wyrwała dłoń z uścisku Blacka.

Zapaliła koniec różdżki i obejrzała Mapę.

— Czysto — powiedziała do przyjaciół za nią.

Ruszyli dalej. Nieco ponad dziesięć minut zajęło im dojście do lochów. Slughorn odszedł na inny korytarz, zgodnie z przypuszczeniami Pottera, więc mieli czas. Peter, który szedł cały czas z nimi, zmienił się z powrotem w człowieka i z pomocą Mapy patrolował, czy żaden nauczyciel się nie zbliża. Carver rzuciła mu dziwne spojrzenie. Nie rozumiała do końca co się właściwie stało.

Amy przyczepiła pudło nad wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów Zaklęciem Trwałego Przylepca. I na tym jej rola się kończyła. Usiadła na podłodze, patrząc jak Remus rzuca zaklęcia w efekcie których z pudła miał się wylewać na każdego wychowanka Slytherinu wychodzącego z Pokoju śluz ślimaka zmieszany z brokatem.

Kiedy Lupin skończył, zadowoleni popatrzyli na swoje dzieło. Pozostało mieć nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

— Slughorn idzie! — pisnął Pettigrew, wciskając Mapę do rąk Amy. Zmienił się w szczura, a dziewczyna wskoczyła pod pelerynę, ciągnąc za sobą Remusa.

James i Syriusz zdążyli wcisnąć się obok przyjaciół w dosłownie ostatniej chwili.

Stary Ślimak pogwizdując szedł szybkim krokiem przez korytarz. Spojrzał na pudło nad wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i uśmiechnął się pod nosem, rozglądając dookoła. Nic jednak nie zrobił. Poszedł dalej, a przyjaciele odetchnęli z ulgą. Odczekali chwilę, po czym ruszyli w drogę powrotną.

I już byli niedaleko Wieży Gryffindoru, kiedy usłyszeli miauczenie. Wpadli.

Rzucili się do ucieczki, tak szybkiej i dzikiej, że szczur, biegnący za nimi, ledwo nadążał. W końcu zgubili kotkę, nie wpadli na nikogo, ale jakimś cudem... znaleźli się na siódmym piętrze.

— Cholera jasna! — przeklnęła Amy.

— Spokojnie, Carver. Pod drodze nie ma nikogo, Filch jest przy Wielkiej Sali. Wrócimy na luzie — stwierdził pewnie Potter.

Dziewczyna tylko przewróciła oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro