~~22~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Annabeth otworzyła powoli oczy następnego dnia. Było to dla niej dość ciężkie, ponieważ miała tak potężny ból głowy, że każda czynność była dla niej trudna. Dziewczyna jęknęła z bólu. Po co ona wypiła tyle wczoraj?... Ah, no tak... Jej zespół... Kłótnie ze wszystkimi...

Powoli zaczęły wracać jej wspomnienia z wczoraj. Annabeth skrzywiła się, niezadowolona. Stan błogiej nieświadomości po przebudzeniu się trwał zbyt krótko. Jej umysł znowu był ciężki od wszystkich myśli.

Dziewczyna mrugnęła kilka razy powiekami, żeby spędzić z nich resztki snu, po czym uniosła trochę głowę i rozejrzała się po pokoju. W tym momencie zauważyła kogoś siedzącego przy stole pod oknem i aż podskoczyła ze strachu, bo nie przypominała sobie, żeby zapraszała wczoraj kogoś do siebie, a już na pewno nie jego. Osobą tą okazał się być Max Verstappen, jak gdyby nigdy nic siedzący na krześle i przeglądający coś w telefonie. Usłyszał, że Annabeth już się obudziła i dostała zawału na jego widok, więc uniósł wzrok znad ekranu i spojrzał na nią.

-Hej, obudziłaś się już?

Annabeth spojrzała na niego z przerażeniem. Co ona odwaliła poprzedniej nocy?...

-Tak, ale... Ouh... Co ty tutaj robisz?...

-Spokojnie, to nie to co myślisz.

-Skąd ty niby wiesz co ja myślę-

-Widać było, o czym pomyślałaś - odparł Holender - po prostu usłyszałem wczoraj dźwięk tłuczonego szkła z twojego pokoju i poszedłem sprawdzić, czy wszystko dobrze.

-Tłuczonego szkła?... - zapytała Annabeth lekko zdziwiona. Czemu nie pamiętała nic z tego momentu który opisywał jej Max?

-Noo tak. Leżałaś nieprzytomna na ziemi, obok ciebie leżała potłuczona butelka.

Annabeth spojrzała na niego, mrużąc lekko oczy. Przeszukiwała pamięć, próbując znaleźć odpowiednie wspomnienia z wczoraj. Być moze faktycznie tak było. Pamiętała jedynie, że wczoraj załamała się decyzją zespołu, kupiła sobie coś z alkoholem, wypiła to... Później wszystko się rozmazywało. Czuła, jakby miała dziurę w pamięci. Czyżby przesadziła jednak z piciem?...

-Uhm, więc... Dzięki za wszystko...

-Spoko. Po prostu przyszedłem, żeby zobaczyć, czy nic poważnego się nie stało. Sprzątnąłem rozbitą butelkę i przełożyłem cię na kanapę. 

Annabeth kiwnęła tylko głową, próbując się nie skrzywić. Myśl o Verstappenie trzymającym ją na rękach i kładącym ją na kanapie niezbyt jej się uśmiechała, szczególnie, że w przeszłości jedynie raz lub dwa zamieniła z nim gratulacje po wyścigu. Poza tym kompletnie go nie znała. Na pierwszy rzut oka nie sprawiał zbyt miłego wrażenia. Może po lepszym poznaniu był inny, tego nie wiedziała, gdyż nigdy nie miała do tego okazji.

-No to... Chyba powinnam już wstać... - powiedziała Annabeth, żeby przerwać ciszę świszczącą jej w uszach. Zrzuciła nogi na ziemię i szybko się podniosła, co było błędem. Ugięły się pod nią nogi, zakręciło jej się w głowie i pociemniało przed oczami. Wtedy Max wstał szybko, doskoczył do niej i złapał tuż nad podłogą. Annabeth zesztywniała cała gdy chłopak jej dotknął. Po chwili ciemność odeszła z przed jej oczu i zobaczyła twarz chłopaka blisko swojej. Zdecydowanie za blisko. Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy. Annabeth niechcący zatopiła oczy w jego wzroku. Dwa spojrzenia, płomiennie zielone i hipnotyzująco niebieskie, spotkały się na krótką chwilę. W następnej chwili Annabeth poczuła gorąco wewnątrz ciała i szybko uciekła wzrokiem w bok. Max postawił ją szybko w pionie, lekko zakłopotany  Przytrzymał ją jednak jeszcze przez chwilę, żeby znowu się nie przewróciła. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Zanim Max i Annabeth zdążyli zareagować, do pokoju wszedł Lando.

-Hej, Annabeth, mógłbym... - zaczął, lecz wtedy zobaczył dwójkę stojącą w pokoju - od kiedy wy... Znaczy um... To ja może pójdę, nie chcę wam przeszkadzać w...

-Nie przeszkadzasz! My nic nie robimy! - krzyknęła do niego Annabeth, odsuwając się od Maxa.

-Mhm, jaasne - odparł Lando, spoglądając na nich znacząco.

-O co ci chodzi!? - zawołała dziewczyna, coraz bardziej wkurzając się na kolegę z zespołu.

-Rumienisz się - odparł Norris, porozumiewawczo patrząc to na Maxa, to na Annabeth.

-Nieprawda! - odkrzyknęła dziewczyna, czując jak płoną jej policzki.

Lando nie ustępował ze swoim głupim uśmiechem, więc Annabeth po chwili nie wytrzymała.

-Idź już sobie stąd! - powiedziała do niego podniesionym głosem, podchodząc i wypychając go za drzwi. Odwróciła się do Maxa, spojrzała na niego i, próbując opanować dziwne uczucie w środku, odezwała się do niego - ty... Ty też możesz iść.

Max tylko kiwnął głową i ruszył do drzwi, po drodze przechodząc blisko Annabeth. Dziewczyna znowu wbrew własnej woli zesztywniała.

Chcąc już mieć spokój, Annabeth podeszła do wyjścia, wypchnęła ich na zewnątrz i zatrzasnęła drzwi. Oparła się o ścianę obok, głęboko oddychając. Co się z nią działo!?

W jej głowie znowu wirowały setki myśli, z prędkością szybszą niż bolid Formuły 1. Czemu musiała zrobić z siebie taką idiotkę? Czemu tak zachowywała się przy Max'ie? Przecież nawet go nie znała za dobrze! Na razie będzie to sobie tłumaczyć kacem po wczoraj, każde wytłumaczenie na to było dobre.

Po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi. Otworzyła je minimalnie.

-Witam ponownie - odezwał się Lando, wślizgując się do pokoju - wiem, że po wczoraj pocieszyłaś się już Maxem, ale...

-Nic między nami się nie stało! - krzyknęła wściekła Annabeth - on tylko przyszedł zobaczyć, czy wszystko jest w porządku!

-Widzisz, martwi się o ciebie.

-Przestań! - popchnęła Lando na ścianę - to nie jest śmieszne!

-Dobra, spokojnie Ann - odparł Lando.

Dziewczyna mordowlaa go jeszcze chwilę wzrokiem, po czym powoli zaczęła się uspokajać.

-Po co przyszedłeś? - spytała go gdy już trochę ochłonęła.

-Chciałem spytać czy wszystko dobrze u ciebie. Wiesz, po wczoraj...

-Jeżeli sytuację, w której nagle wyrzucają cię z zespołu, można nazwać dobrą, to oczywiście - odparła lekko ironicznie Annabeth.

-Nie o to mi chodziło... Po prostu... Może jakiegos pocieszenia potrzebujesz czy coś?...

Annabeth lekko zaskoczyła propozycja Norrisa. Nikt jej nigdy czegoś takiego nie proponował - być może po części dlatego, że sama nie chciała i odrzucała od siebie chętnych do pomocy. Zawsze "radziła" sobie sama - nie było to dla niej nic niesamowitego. Czy dobrze jej to wychodziło? Zależy jak się na to pqtrzy. Żyła jeszcze? Owszem. Dawała radę? Dowoziła dobre zdobycze punktowe, więc według jej zespołu tak. Nic więcej się nie liczyło.

-Nie, nie potrzebuję - odpowiedziała Norrisowi, wymuszając lekki uśmiech - jeśli taka była decyzja teamu, rozumiem to. Mieki najwidoczniej podstawy do tego by zmienić mnie na innego kierowcę. Nie zamierzam kłócić się z nimi o to.

-Na pewno? - dopytywał się Lando - Annabeth, wiem jaka jesteś. Powiedziałabyś, że wszystko jest dobrze, nawet gdyby zawalił ci się świat.

-To już nie twoja sprawa, nie musisz się w to mieszać.

-Ale...

-Powiedziałam już raz. Nie mam zamiaru się powtarzać.

-Ouh... Jeśli tak chcesz...

Przez chwilę stali w milczeniu.

-Jeżeli to już wszystko to możesz sobie iść. Nie trać czasu na mnie - przerwała po chwili ciszę Annabeth.

Lando spojrzał na nią trochę smutno, po czym kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Annabeth odetchnęła. Nie chciała być sztuczna. W środku dohrze wiedziała, że czuje żal wobec zespołu - pomimo jej ciężkich starań, wyrzeczeń, wszystkiego, przez co przechodziła, nadal nie było to zadowaljące dla teamu. Oczywiście nie do tego że musi ciężko pracować - sama wybrała sobie taką drogę życia, wiedziała, na co się pisze. wywołują tylko, że zawsze, cokolwiek by nie robiła, i tak nie mogła osiągnąć tego, o czym marzyła, na czym jej zależało. Wkurzający był też inny fakt - Annabeth  dobrze znała możliwości swoje, oraz możliwości swojego bolidu - należała raczej to odważnych i agresywnych kierowców, potrafiła wyciskać wszystko ze swojego bolidu, napierać na swoje limity. Problem polegał na tym, że górne możliwości bolidu znajdowała bardzo szybko. Nie mogła osiągnąć więcej, niż pozwalał jej na to samochód. Dobrze zdawała sobie też sprawę z tego, że to Lando dostawał lepsze części do bolidu, więc jej bolid był jeszcze gorszy.

Nie tu znajdowały się ambicje Annabeth. Nie tu chciała być, nie w środku stawki. Ona marzyła o zwycięstwach i nauczyła się rozumieć, że gdyby miała do tego narzędzia, byłaby w stanie to osiągnąć.

Westchnęła i poszła spakować się. Za tydzień był kolejny wyścig, musiała dziś wyjechać z Austrii. Wzięła walizkę, położyłabja łóżku i zaczęła kłaść do niej swoje rzeczy. Poszło jej to całkiem sprawnie. Po kilku minutach stała już przy wyjściu ubrana, z walizką w ręce. Rzuciła jeszcze okiem czy niczego nie zostawiła i wyszła.

Kierowała się na lotnisko. Odeszła kawałek od hotelu, na postój z taksówkami. Żadna akurat nie czekała, więc odstawiła walizkę w cieniu pod drzewem i stanęła obok. Rozglądała się dookoła, czasami zatrzymywała wzrok na ludziach. Analizowanie otoczenia było jej ulubionym zajęciem dla odwrócenia myśli.

W pewnym momencie zatrzymała wzrok na dziewczynie idącej chodnikiem kawałek dalej  Zmrużyła oczy, zastanawiając się, skąd ją zna. Dziewczyna ta szła za rękę z inną dziewczyną, rozmawiały ze sobą, śmiejąc się co jakiś czas. Wyglądały na bardzo szczęśliwe w swoim towarzystwie.

Gdy podeszky bliżej Annabeth, nareszcie zaczęła rozpoznawać twarz jednej dziewczyny. Choć dawno jej nie widziała, rozpoznałaby ją wszędzie. Yvonne.

Dawne przyjaciółki spojrzały na siebie w tym samym momencie. Yvonne stała chwilę nieruchomo, po czym puściła rękę dziewczyny i podeszła do Annabeth. Patrzyły chwilę na siebie bez słowa, po czym Yvonne przerwała ciszę.

-Annabeth... Ja... Dawno się nie widziałyśmy... W sumie to moja wina... To ja się nie odzywałam i-

-To twoja dziewczyna? - przerwała jej Annabeth, patrząc na dziewczynę, z którą szła Yvonne. Była ona średniego wzrostu, miała długie, lekko kręcone, rude włosy, jasnozielone oczy, jej twarz obsypana była piegami. Miała dość wyrazisty makijaż, ubrana była w czarny crop top, czarne shorty, na nogach miała kabaretki, a na stopach wysokie glany  Ogólnie była bardzo ładna, jej ubiór również spodobał się Annabeth.

-No... Tak... - odpowiedziała Yvonne, trochę niepewnie patrząc na Annabeth - nazywa się Amber Blight.

Annabeth pokiwała tylko głową w odpowiedzi. Znowu zapadła cisza. Amber najwyraźniej dopiero teraz ocknęła się i podeszła do dziewczyn.

-Yvonne? Wszystko dobrze? - zapytała, podchodząc do niej i kładąc jej dłoń na ramieniu.

-Oh... Tak, Amber, jest okej - odparła szybko Yvonne.

-To dobrze - odparła i złapała Yvonne za rękę - idziemy?

-Uhm... Możemy... - Amber pociągnęła Yvonne za rękę i odeszły. Yvonne patrzyła jeszcze chwilę za Annabeth.

Annabeth była trochę zaskoczona, jak Amber ją zignorowała. Nie skomentowała jednak tego, bo była zbyt zajęta przeżywaniem innego uczucia. Nie wiedziała, jak to nazwać, jak to rozumieć. Zazdrość? Ale dlaczego? Czemu jst zazdrosna, że Yvonne tak szybko znalazła dziewczynę po tym, jak wyznała jej miłość? Przecież nigdy jej nie kochała. Nie powinna była tego czuć. Nie rozumiała tego. Obciążyło to tylko dodatkowo jej umysł. Patrzyła na swoją dawną przyjaciółkę i jej dziewczynę, pogrążona w swoich rozmyślaniach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
2 tysiące wyświetleń!
Dziękuję wam wszystkim <3
~SarkastycznySsak

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro