Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lando obudził się rano, kilkukrotnie wyłączając wcześniej budzik, który okrutnie zakończył jego odpoczynek. Przetarł leniwie oczy, zcierając z nich resztki snu. Usiadł na łóżku i zaczął rozglądać się po pokoju, próbując ogarnąć gdzie jest i co w ogóle się dzieje. Powoli zaczęły do niego docierać wszystkie podstawowe informacje - jest w swoim pokoju, trwa właśnie poranek, dzisiaj jest...

Drugiego września! Pierwszy dzień szkoły! Jak zwykle o tym zapomniał!

Zerwał się szybko z łóżka, zrzucając kołdrę na podłogę. Próbował założyć kapcie, lecz poślizgnął się na nich i uderzył z całej siły w podłogę. Podniósł się trochę i wziął do ręki telefon, zapominając jednak, że był od podłączony do prądu. Szarpnął z nim dosyć mocno, wyrywając kabel z kontaktu i rozwalając w ten sposób kolejną ładowarkę. Załamany swoją niezdarnością, opadł na podłogę i oparł głowę o brzeg łóżka. Oczywiście musiało wyjść tak, że wylądował nią na ostrym rancie ramy łóżka. Zrezygnowany i obolały nie ruszał się przez chwilę, po czym przypomniał sobie, po co wziął telefon do ręki. Włączył go i spojrzał na wyświetlacz, który pokazał mu godzinę 7:40 po czym zgasł, ponieważ poprzedniego dnia Lando źle włożył kabel i telefon nie naładował się. Widząc godzinę, chłopak zaklął głośno i ruszył biegiem do łazienki, w przelocie łapiąc ubrania leżące od kilku dni na fotelu.

Dobiegł do łazienki, po drodze kilka razy się przewracając, i zatrzasnął za sobą drzwi. Jezeli chciał wyrobić się do szkoły, musiał naprawdę się pospieszyć. Najszybciej jak umiał zrzucił z siebie piżamę i założył ubrania. Ciemnoszara szeroka bluza i czarne jeansy były tak pogniecione, jakby jakiś pies je zjadł i wypluł, ale Lando nie miał już czasu ogarnąć innych ubrań. Próbował uczesać włosy, lecz problem polegał na tym, że zawsze były one stosem niesfornych loków, które absolutnie nie tolerowały prób opanowania ich. Zrezygnował więc z tego zajęcia i zbiegł na dół do kuchni. Na szczęście jego mama zostawiła mu śniadanie, składające się z tostów i szklanki mleka, za co Lando był jej niezmiernie wdzięczny, bo nie miał czasu na zrobienie sobie jedzenia, więc musiałby głodować w szkole. Jednym łykiem wypił napój, prawie się nim oblewając i dławiąc przy okazji. Złapał w rękę tosta i pobiegł na górę po plecak. Wrócił po chwili na dół i zaczął się ubierać do wyjścia. Przypomniał sobie jednak wtedy, że nie spakował piórnika. Z jednym butem na nodze znów pobiegł na górę. Chwycił piórnik, przy okazji również gumę do żucia i, tym razem ostatecznie, zbiegł na dół. Założył drugiego buta, zarzucił kurtkę, wziął plecak i rozpoczął bieg do szkoły. Wiedział, że na pewno się spóźni, bo pewnie była już prawie godzina ósma. Przebiegł kilka razy na czerwonym świetle, wpadł prawie pod samochód, ale finalnie dotarł do szkoły w jednym kawałku. Zostawił kurtkę w szatni i zaczął szukać swojej sali. Choć uczęszczał do tej szkoły od siedmiu lat, nadal gubił się w gąszczu korytarzy. Po kilku minutach odnalazł właściwe pomieszczenie.

-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedział do nauczycielki biologii, zdyszany po biegu do szkoły, z rozmachem wchodząc do sali.

-O, witaj Lando, już myślałam, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością - odpowiedziała złośliwie starsza nauczycielka, patrząc na niego znad prostokątnych, metalowych okularów. Komentarzem tym wywołała salwę śmiechu wśród reszty klasy. Lando nie odpowiedział, spuścił tylko głowę i ruszył do swojej ławki.

Nauczycielka skończyła sprawdzać obecność, zamknęła dziennik i zaczęła wodzić wzrokiem lo klasie. Lando już wiedział, że szykuje się odpytywanie.

-No to może Norris - powiedziała nauczycielka sztucznie miłym głosem - chodź, porozmawiamy sobie trochę.

Lando westchnął, wstał i podszedł do ławki nauczycielki. Spojrzał na nią z rezygnacją. Z czegokolwiek zamierzała go spytać, nie wiedział nic - przedmioty przyrodnicze nie były jego mocną stroną. Zawsze udawało mu się zdawać wszystko przy pomocy odrobiny szczęścia i umiejętności wkucia wszystkiego na pamięć. Był jednym z najlepszych uczniów w klasie, więc musiał trzymać poziom - przynajmniej tego oczekiwali od niego nauczyciele. Zawsze, gdy dostał gorszą ocenę, musiał wysłuchiwać ich komentarzy typu "a co tak słabo poszło?". Wszyscy w klasie zawsze śmiali się wtedy z niego. Zresztą, zawsze się z niego śmiali, cokolwiek by nie zrobił. Był ulubionym obiektem wyśmiewania w klasie. Czym sobie zasłużył? Prawdopodobnie dobrymi ocenami.

-No więc panie Norris - zaczęła nauczycielka, w myślach planując już zamach na psychikę Lando - może zobaczymy, co pamiętasz z tamtego roku?

-Ale proszę pani... - jęknął Lando - jest pierwszy dzień szkoły...

-Ależ to nie szkodzi, uwierz mi - odparła sztucznie miło nauczycielka.

Lando westchnął, zrezygnowany. Z nią i tak nic nie wynegocjuje.

Pani zaczęła pytać go z praktycznie całego materiału z klasy poprzedniej - szóstej. Lando nawet pamiętał to i owo, jednakże pani chyba tego nie zauważyła, bo odesłała go do ławki z oceną niedostateczną.

Norris wrócił na miejsce, czując na sobie politowany wzrok reszty klasy i słysząc drwiący śmiech. Usiadł na krześle wkurzony - pierwszy dzień szkoły i już wszystko idzie beznadziejnie. Czy naprawdę mogłoby być jeszcze gorzej?

Reszta lekcji zleciała na zapoznawaniu się z systemem oceniania po raz nie wiadomo już który.

Dzwoniący dzwonek był dla Lando wybawieniem. Jak najszybciej spakował się i wybiegł wręcz z sali, byle dalej od tego potwora zwanego nauczycielką biologii.

Ruszył korytarzem na kolejną lekcję. Schodził akurat po schodach na pierwsze piętro, gdy poczuł, jak ktoś łapie go za ramię i popycha w dół schodów. Lando rozpaczliwie próbował złapać równowagę, zleciał z kilku schodów po czym złapał się poręczy, z rozpędu uderzają w nią głową. Stał tak przez chwilę, próbując opanować roztrzęsienie oraz ignorować ból promieniujący od boku czaszki. Po chwili usłyszał śmiech kklku głosów dochodzący zza siebie, więc spojrzał tam, aby dowiedzieć się, do kogo on należy.

Ujrzał osoby, których najbardziej nie chciał zobaczyć.

Była ich czwórka. Najwięksi bad boye szkoły. Absolutni królowie tego miejsca. Największy koszmar, jaki może cię tu spotkać.

Carlos Sainz. Max Verstappen. Lewis Hamilton. Pierre Gasly.

Lando przestraszył się na ich widok. W poprzednich latach widział, co robią ze swoimi ofiarami. Każdego roku wybierali sobie jedną osobę i dręczyli ją, dzień w dzień, od września do czerwca. Tym razem najwidoczniej padło na Norrisa.

-Co tam, zgubiłeś się, Landuś? - spytał szyderczo Carlos, podchodząc do niego. Lando zaczął się cofać.

-Nie... Ja... Po prostu... - zaczął się jąkać Lando - ja tylko szedłem na lekcję...

-A ja chciałem ci to przyspieszyć - odparł złośliwie Sainz i zrobił kolejny krok w stronę zastraszonego chłopaka. Lando chciał znowu się cofnąć, lecz robiąc krok do tyłu natrafił na pustkę. Nie wycelował w schody i runął na plecy. Zsunął się aż do podstawy schodów, solidnie obijając się przy tym. Próbował wstać, lecz ból był nie do zniesienia. Opadł na podłogę i jęknął.

-Oj, nadza dziecinka się pokaleczyła - powiedział z udawanym współczuciem Max. Cała czwórka podeszła do Lando i otoczyła go.

-Nic... Nic mi nie jest... - odparł cicho Lando, wewnętrznie zwijając się z bólu. Czyzby połamał sobie jakieś kości?

-Jak tak bardzo chcesz to zaraz może coś ci być - zawołał Pietre, podnosząc stopę i zatrzymując ją tuż nad twarzą Lando.

-Nie... Nie trzeba, naprawdę... - zapewniał go Norris głosem cienkim z przerażenia.

-No dobrze, już tak nie piszcz dzieciaczku - zaśmiał się Lewis. Cała czwórka odsunęła się trochę od leżącego - ale nie myśl, że to koniec. To dopiero początek.

Rzucili mu jeszcze drwiące spojrzenia, po czym odeszli pod swoją klasę. Lando złapał jeszcze pobłażliwy uśmiech Carlosa.

Leżał tak, nie mając siły wstać. Zmotywował go dopiero dźwięk dzwonka. Z wysiłkiem wstał, prawie przewrócił się, złapał się ściany i kulejąc ruszył do sali. Super, kolejne spóźnienie.

Już prawie dotarł do sali. Wchodziła właśnie do niej ostatnia osoba.

-Hej, Jake! Zaczekaj! - krzyknął Lando do kolegi.

Jake popatrzył na niego, uśmiechnął się złośliwie i zamknął mu drzwi przed nosem.

Lando zaklął cicho na chłopaka z klasy. Otworzył drzwi i wszedł do środka.

-Przepraszam za spóźnienie... - wymamrotał i opadł na swoje krzesło.

-Coś się stało, Lando? - spytała go nauczycielka matematyki - dotarcie do klasy było tak ciężkie dla ciebie?

Norris westchnął i oparł głowę na dłoni. Kolejna fala śmiechu przeszła przez klasę.

Lekcja minęła stosunkowo szybko, tak samo jak reszta lekcji. Lando wyszedł ze szkoły zmordowany lekcjami i obolały po konfrontacji z Carlosem i resztą.

W drodze do domu wpadł do sklepu po energetyka, bo czuł, że inaczej zaraz upadnie na ulicę i umrze na miejscu.

-Cześć mamo! - zawołał, wchodząc do domu.

-Hej Lando - odpowiedziała mu Cisa Wauman, jego mama - a ty znowu trujesz się energetykami? - spytała, patrząc na puszkę w ręku Lando.

-Nieprawda, to tylko iluzja - odpowiedział jej Lando, zgniatajacy pustą już puszkę. Poszedł do kuchni i wyrzucił ją do kosza.

Cisa nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko i potargała mu włosy.

-Na obiad są naleśniki, z czym będziesz chciał? - spytała go, kładąc talerz z naleśnikami na stole.

-Może być dżem truskawkowy - odpowiedział Lando i usiadł przy stole.

Kobieta postawiła przed nim słoik i usiadła obok.

-Jak tam w szkole? - zaczęła po chwili rozmowę.

-Noo... Spoko, całkiem dobrze - odparł Lando po chwili wahania.

-Na pewno? - dopytywała się lekko zmartwionym głosem - nie wygląda tak.

-Tak... Tak, jest dobrze - wymamrotał chłopak z naleśnikiem w ustach.

-To dobrze - odparła - jakby coś się działo to powiesz, tak?

-Mhm... - przytaknął Lando.

Jedli w ciszy przez chwilę, po czym Cisa znów zabrała głos.

-Ostatnio dostałam awans w pracy, jak zapewne wiesz - zaczęła, na co Lando jej przytaknął - no więc mam w związku z tym pewną rzecz do załatwienia.

-Tak? - zapytał.

-Muszę wyjechać służbowo na jakiś czas - odparła Cisa wprost.

-A co ze mną? - spytał Lando - przecież ja gotować nie umiem.

-Nie martw się o to. Niedługo wrócę. Przez ten czas będziesz jadł obiady u Vázquez.

Lando spojrzał na nią z przerażeniem. Miał jeść u mamy Carlosa!?

-Muszę u nich?... - spytał, nieszczęśliwy.

-Tak, nie narzekaj już - odparła Cisa - widziałam się z nią ostatnio i rozmawiałam na ten temat. Zgodziła się, była nawet szczęśliwa, że będzie mogła cię u siebie gościć. Stwierdziła też, że Carlos na pewno z chęcią spędzi z tobą trochę czasu.

Lando przestraszył się jeszcze bardziej. Przecież Carlos zrzucił go dzisiaj ze schodów!

-Coś się stało? - spytała, widząc reakcję syna.

Chłopak ocknął się z przerażenia i odparł:

-Ouh... Nie, nie, jest dobrze...

Matka pokiwała tylko głową, nie rozumiejąc do końca reakcji syna. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

-Pójdę otworzyć - powiedziała Cisa i ruszyła do wyjścia.

Po chwili Lando usłyszał głos mamy Carlosa, witającej się z jego mamą. Szybko dokończył naleśnika, odniósł talerz do zlewu i chciał się ewakuować, lecz wtedy obie kobiety weszły do kuchni.

-Lando, jak ty urosłeś! - zawołała Reyes - zupełnie jak mój Carlos!

Podeszła do chłopaka i potargała mu włosy. Lando skrzywił się lekko, próbując się uśmiechnąć. Znowu ktoś psuł mu i tak już popsutą fryzurę.

-Uhm - przytaknął jej Norris - to ja może już sobie pójdę - dodał jeszcze i zaczął się wycofywać z kuchni.

-A słyszałeś, że będziesz jadł u nas obiady? - zawołała jeszcze za nim Reyes.

-Tak, słyszałem - odpowiedział szybko i uciekł w stronę schodów na górę. Zatrzymał się jednak, gdy usłyszał, że rozmawiają o nim i o Carlosie.

-Z pewnością spodoba im się ten pomysł - rzekła Reyes z przekonaniem.

-To na pewno - potwierdziła Cisa - Lando bardzo się ucieszył, gdy mu powiedziałam.

-Carlos też się ucieszy, że będzie mógł spędzać czas z Lando. Są wspaniałymi przyjaciółmi.

Lando nie wytrzymał tu i parsknął śmiechem. Jeżeli przyjaźń polega na spychaniu ze schodów i wyśmiewaniu, to jak najbardziej.

Kobiety w tym momencie umilkły, przez co chłopak zamarł. Usłyszały go?...

-Lando? - zapytała jego matka - jesteś tu?

Norris nie odpowiedział jej. Oblał się rumieńcem i jak najszybciej i najciszej uciekł do swojego pokoju. Na szczęście obie mamy zapomniały już o tym i rozmawiały dalej. Lando zamknął się w swoim pokoju i opadł na łóżko. Ten dzień jeszcze się nie skończył, a już wiedział, że będzie najgorszy w jego życiu.

Westchnął ciężko. To będą najgorsze tygodnie, jakie kiedykolwiek przeżył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro