Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Crowley obudził się dopiero kolejnego dnia. Sen zawsze był dla niego pewnego rodzaju rozkoszą, jakąś formą ucieczki, ale nie kiedy nieprzerwanie widział w nim sceny z ich wczorajszej wymiany zdań. Mimo wszystko, czuł się odrobinę lepiej, i mógł w końcu wrócić do przetwarzanych rozważań.

Niebo znów coś planowało. I z jakiegoś powodu potrzebowali akurat Azirafala. Ale czego mogli od niego chcieć? Przecież nie tak dawno wszyscy tam chcieli jego śmierci. Przypomniał sobie rozmowę z akt sprawy Gabriela, którą widział razem z Muriel. Czy tu chodziło o kolejny Armagedon? Crowley naprawdę miał dość po ostatnim. Przecież Azirafal był temu bardzo przeciwny. Nie chciałby brać w tym udziału. Demon nie był już jednak pewien, czy znał anioła tak dobrze, jak myślał. Zakładał jednak, że to wszystko głównie sprawka Metatrona. Nigdy go nie lubił, nawet gdy był jeszcze Na Górze. I to z wyraźną wzajemnością. Dlatego sam fakt, że zaproponował, żeby Azirafal przywrócił mu anielski status był jeszcze dziwniejszy. Zupełnie nic tu nie pasowało.

Azirafal musiał w jakiś sposób zostać przez niego zmanipulowany. A przynajmniej w to demon chciał wierzyć. Crowley nie chciał, żeby anioł zrobił coś wbrew sobie, co za tym idzie, wmieszał się w cały ten zamęt z końcem świata. Co oni wszyscy z tym mieli? Nigdy nie był w stanie tego pojąć. Po co stworzyli świat, żeby następnie wysłać go na zagładę?

Przyszła mu do głowy osoba, która możliwe, że wiedziałaby nieco więcej na ten temat. Od razu odpalił silnik samochodu i skierował się w dobrze znane przez siebie miejsce, słuchając przy tym ulubionych kawałków zespołu Queen. Zawsze poprawiało mu to nastrój.

Po kilkunastu minutach dotarł do celu. Wysiadł z samochodu, powoli zbliżając się do budynku oznaczonego szyldem A. Z. FELL & Co. Próbował ukryć przed samym sobą fakt, że w głębi serca miał nadzieję, że jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, Azirafal będzie czekał na niego w środku.

Chwilę wahał się przed wejściem do księgarni, jakby bal się, czy naprawdę nie zastanie w nim anioła. Zaledwie poprzedniego dnia wyszedł tymi drzwiami po ich przygnębiającej rozmowie. Cóż. Stojąc i gapiąc się nie mógł nic zdziałać. Westchnął, a następnie nacisnął klamkę, otwierając drzwi.

Rozejrzał się po wnętrzu, wchodząc do środka. Przed oczami miał wyimaginowany obraz anioła zajmującego się swoimi sprawami w różnych zakątkach budynku. Nagle serce zabiło mu szybciej, kiedy usłyszał kroki na schodach. Niestety łudził się tylko, bo zamiast upragnionej twarzy, zobaczył schodzącą w dół Muriel, do której z wizytą przecież tak naprawdę przyszedł.

– Crowley? – zdziwiła się na jego widok. – A co ty tu robisz? Azirafal przecież...

– Tak, tak, wiem gdzie on jest! – przerwał jej gniewnym tonem demon. – Właśnie w tym problem! Nie powinno go tam być.

– A czemu tak? – anielica nie rozumiała, o co chodziło demonowi. – Przecież zostanie Najwyższym Archaniołem to zaszczyt! Największe wyróżnienie...

Crowley miał dość słuchania o tym, jakie to nie było wspaniałe. Już wystarczająco się nasłuchał o tym, jak ostatnio tu był. Podszedł do Muriel tak gwałtownie, że ta się aż cofnęła.

– Bla, bla, bla. Dość o tym. Co wiesz o planach w Niebie? Co to miał być za Armagedon? Co się tam dzieje?

Muriel pokręciła głową.

– Aniołowie mojej rangi wiedzą niewiele. Nie ingerujemy w boskie pomysły. Wiemy tylko, że Wszechmogąca ciągle realizuje swój niewypowiedziany Wielki Plan – powiedziała. No tak. Crowley mógł się tego spodziewać po tej beztroskiej istotce. Poczuł, jak znowu wzbiera z nim złość. Bez słowa obrócił się i już chciał wyjść, kiedy Muriel zatrzymała go:

– Poczekaj! Słyszałam plotki, że szykuje się nie byle jaki Armagedon... nazywają to chyba „Drugim Przyjściem".

Crowley raptownie stanął z nią twarzą w twarz. Jęknął ponuro na te słowa.

– Drugie Przyjście? Błagam, jeśli to jest to, o czym myślę, to naprawdę zastanawiam się, czemu to my jesteśmy „tymi złymi".

– O co chodzi? – zainteresowała się Muriel.

– Coś jeszcze wiesz? – zignorował jej pytanie demon.

– Nieee, nie pytałam o szczegóły – odparła z zakłopotanym uśmiechem. No jasne. Szykuje się wielki Armagedon, po co pytać o szczegóły?

– Dlaczego nie... a zresztą, nieważne – Machnął na nią ręką. Muriel była tak niewinna, zupełnie inna od pozostałych aniołów z Góry. Była roztrzepana, ale Crowley naprawdę ją lubił. – Musimy to jakoś odkręcić. Chodź ze mną! – nakazał, wychodząc z księgarni.

– Chwila, jak to odkręcić? W boskie plany się nie... – słyszał za sobą głosik anielicy, idącej a jakiejś odległości od niego.

W tym samym momencie natknął się na znajome twarze przed sklepem. Te dwie kobiety... Nina i Maggie przechodziły obok, pogrążone w rozmowie. Widząc go, zatrzymały się, obdarzając demona łagodnymi usmiechami. No pewnie, zaraz jeszcze zapytają...

– Jak poszła rozmowa z panem Fellem? – zapytała uprzejmie Maggie. Crowley skrzywił się.

– Nie najlepiej – wycedził. Blondynka posmutniała. W jej oczach widział szczere współczucie.

– Proszę się nie martwić. Jestem pewna, że się między wami ułoży – zapewniła pokrzepiająco Nina. Klasyczne słowa, na których wysłuchiwanie Crowley nie miał nastroju. Skinął tylko głową, a kobiety poszły dalej, zostawiajac go z Muriel.

– Zabierz mnie do Nieba – zwrócił się do niej. Nie był jeszcze do końca pewien, co zamierza zrobić, ale jak zawsze działał impulsywnie. Anielica zrobiła zmartwioną minę.

– Znowu? Ale... – próbowała się wymigać, ale widząc determinację w postawie demona szybko odpuściła – Uhhhh – jęknęła bezradnie – No dobrze, ale niech znowu nikt cię nie rozpozna.

– Tak jak ostatnio – zapewnił ją Crowley, a na potwierdzenie swoich słów uśmiechnął się szarmancko.

Muriel przez ułamek sekundy się wahała, ale zaraz wezwała windę prosto do Nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro