Rozdział 1: Zwyczajny początek, zaskakujący zwrot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

18.08.20XX, 1:09

Sala Koncertowa "Konsātohōru"

*

Tego dnia, a raczej tej nocy, byliśmy na koncercie charytatywnym. Różni muzycy grali, zbierając pieniądze dla dzieci z domu dziecka.

- Piękna muzyka, nieprawdaż? - zapytał mój mentor. Spojrzałam na niego - wydawał się wesoły, choć dobrze wiedziałam że tylko udaje. Stres nie daje mu spokoju...

- To prawda... Szczególnie podobał mi się występ tej kobiety, która grała na skrzypcach... Imponujące - odpowiedziałam.

- Cieszę się, że ci się podoba... Raz na jakiś czas dobrze wyjść na miasto i oderwać się od pracy... Lub od nauki w twoim przypadku.

Uśmiechnęłam się.

- To prawda... Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.

- Nie ma za co, El - rozczochrał mi lekko włosy. On to lubi robić, co mnie nieco denerwuje, bo psuje mi fryzurę, ale na swój sposób... jest to nawet miłe. - Wiesz co, wyjdę na moment na zewnątrz złapać trochę świeżego powietrza. Wrócę za moment. Poczekasz tu na mnie?

- Oczywiście.

- Dziękuję... Będę za kilka minut, obiecuję - powiedziawszy to, udał się w kierunku wyjścia.

Ja postanowiłam nieco się rozejrzeć. Widziałam mnóstwo ludzi, którzy chodzili i rozmawiali ze sobą. Jacyś paparazzi robili zdjęcia, pracownicy pilnowali porządku... Wszystko było takie spokojne...

I właśnie w tym momencie...

BANG!

Wszyscy momentalnie odwrócili się w stronę odgłosu, ja tak samo. Dobiegał z zewnątrz...

Nie, powiedzcie że mi tylko się wydawało...!

Natychmiast ruszyłam w stronę wyjścia. Zdążył już tam zebrać się tłum, więc zaczęłam się przedzierać przez niego, aż w końcu...

- O MÓJ BOŻE!!! - wrzasnęłam. Byłam w kompletnym szoku...

Mój mentor, Oushi Heeded, leżał na ziemi... Miał na głowie ranę postrzałową i... on był... Był martwy...

Natychmiast ruszyłam w jego stronę, ale nagle ktoś mnie zatrzymał:

- To miejsce przestępstwa! Nie wolno tu wchodzić, kolego!

- Ale to mój nauczyciel! - krzyknęłam. - Kto mu to zrobił?!?

- Nie wiem, ale nikomu nie wolno tu wchodzić, nawet jego uczennicy... Chyba że masz coś wspólnego z jego śmiercią!

ŻE CO?!?

- Detektywie Gumshoe, przecież ona była cały czas w środku, jak miała go zastrzelić? - nagle usłyszałam jakiś głos za sobą.

Odwróciłam się i momentalnie nogi się pode mną ugięły.

Nie panikuj... NIE PANIKUJ!!!

Za mną stał mężczyzna w niebieskim garniturze, z charakterystycznymi, spiczastymi włosami, których absolutnie nie dało się nie rozpoznać.

- O mój... ty jesteś... o w mordę... - nie mogłam wydusić z siebie normalnego zdania. - TY JESTEŚ PHOENIX WRIGHT!!!

Znałam go bardzo dobrze... Był moim idolem odkąd tylko stał się sławny. Wiele gazet opowiadało o nim i o sprawach, które prowadził.

- Tak, zgadza się... Znasz tego człowieka? - zapytał, podchodząc do mnie.

- Tak... To mój mentor... Oushi Heeded, adwokat...

- Boże... To musi być dla ciebie trudne... Detektywie, możesz ją puścić?

- A, jasne kolego! - dopiero dotarło do mnie, że Detektyw Gumshoe (?) cały czas mnie trzyma. - Nie ma problemu! Tak przy okazji, zabierzcie ją stąd, bo jeszcze zemdleje, a nie mamy tylu ludzi by się nią zająć...!

Właśnie w tym momencie zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro