Rozdział 17: Zrobimy to dla niego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

19.08.20XX, 16:40

Areszt Śledczy

*

- Czyli na razie niewiele się dowiedzieliście? - zapytał Bendā, gdy razem z Mayą opowiedziałyśmy mu wszystko, co robiłyśmy dzisiaj.

- Niestety - westchnęłam. - Chciałabym móc przekazać jakieś dobre wieści...

- To nic... Robisz co w twojej mocy, Justine - powiedział. - Tak przy okazji... nie miałem okazji ci tego powiedzieć po rozprawie... ale naprawdę wspaniale sobie poradziłaś, nawet mimo tego że praktycznie zostałaś zmuszona do pomagania mi... Przepraszam za to.

- Nie, to... nic. I dziękuję... Szczerze myślałam, że sobie nie poradzę, ale nie było aż tak źle...

- No i to się nazywa pozytywne nastawienie! - krzyknęła Maya, która siedziała obok mnie. - To teraz... Musisz być gotowa na jutro, nie?

No tak... Jutro drugi dzień rozprawy...

- To prawda... A nadal nie wiemy za wiele. Nawet nie mamy tak wielu śladów, kto może za tym stać... Eh...

- Faktycznie... Ta broń sama w sobie nie udowodni pańskiej niewinności, nawet jeśli została schowana na zapleczu...

- Macie rację... No i na pewno nie pomogą odciski palców, które są na niej - dodał. - Uh, gdybym naprawił wcześniej ten zamek w drzwiach, nigdy by do tego nie doszło... Heeded nie byłby martwy...

Oparłam dłoń na dzielącej nas szybie.

- Panie Bendā... Wiem, co pan myśli, ale to już niczego nie zmieni... - zaczęłam, powoli zbierając myśli. - Czasu nie cofniemy... Mój mentor i pański przyjaciel... on już nie wróci. Nie możemy przywrócić mu życia... Jedyne co teraz możemy zrobić, to znaleźć prawdziwego mordercę i go ukarać. Dla niego... dla Wright'a... i dla pana.

- Justine... - wydawał się zaskoczony moimi słowami.

- Łał, Elyssa... To było NIESAMOWITE!!! - Maya aż podskoczyła z ekscytacją. - Wiesz... brzmiałaś teraz jak moja siostra...! Ona też taka była jako prawnik...

- N-naprawdę...? - popatrzyłam na nią.

- Mhm! Wierzę w ciebie! Damy razem radę tego dokonać! Udowodnimy niewinność pana Bendā! Zrobimy to i pokażemy temu mordercy, kto tu jest górą!

Uśmiechnęłam się. Jakim cudem ona tak potrafi kogoś pocieszyć?

- Dziękuję, Maya...

- Nie ma problemu! - zasalutowała mi. - To... co teraz?

- Dobre pytanie... Hmm... - teraz po tym wszystkim pewna myśl pojawiła mi się w głowie. - W sumie... Coś mi przyszło do głowy...

- Huh?! Co takiego?!

- Tak myślałam... kto inny mógłby chcieć go zabić... Pan Heeded przez ostatnie dwa lata przegrał wszystkie swoje rozprawy... Co jeśli mordercą jest ktoś powiązany z nimi?

- To znaczy...?

- Co jeśli to był oskarżony, którego nie udało mu się obronić...? - wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. - Albo... ktoś, kto znał osobiście jednego z nich...? W teorii jest to możliwe... Jeśli pan Heeded przegrał ich rozprawę, na pewno musieli być wściekli... Co jeśli dowiedzieli się o pańskiej znajomości z nim i postanowili to wykorzystać, by się zemścić? - popatrzyłam na pana Bendā.

- W teorii... Miało by to sens. Ale ile to było rozpraw? Możliwości jest zbyt wiele...

- Wiem... Ale to też znaczy, że to szansa dla nas. Maya - spojrzałam na dziewczynę. - Od czasu morderstwa nie wchodziłam do jego gabinetu... Nie byłam w stanie się przełamać... Ale muszę to zrobić, dla pana Bendā. Mogłabym... prosić cię, byś poszła tam ze mną?

- Oczywiście! - Maya klasnęła w dłonie. - Pomogę ci, jak tylko się da!

Uśmiechnęłam się, spokojna.

- Dziękuję... Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro