XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Są rzeczy które możesz wiedzieć. Ale są też takie, o których nigdy nie powinnaś usłyszeć.

W głowie zaczynało mi szumieć. Znowu przestało do mnie docierać co właściwie się dzieje, ale strach i napięcie cały czas trzymały ten sam poziom. Wysoki i obezwładniający, porównywalny do ogromnego hałasu. Słyszałam jak mężczyzna krąży po moim pokoju i zastanawiałam się, czy przypadkiem nie mierzy do mnie z jakiejś broni na wypadek gdybym zaczęła krzyczeć lub uciekać. Dla własnego dobra starałam się trzymać ostrych jak brzytwa resztek rozumu. Raniły mnie w palce. Zadawały coraz nowsze rany, jednak pytania nie mogły wypłynąć z nich jak potok krwi. Jedyne jakie do mnie docierało to "dlaczego?".

- Zacznijmy od tego, że jeszcze raz się upewnię. Nikt nie dowie się o mnie, o tej rozmowie, o dzisiejszym spotkaniu. Jasne?

- Mhm - Mruknęłam, bo tylko na taką odpowiedź się odważyłam.

- Znasz konsekwencje?

- Mhm - Powtórzyłam, choć nie zdawałam sobie z nich sprawy. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek mogłabym stracić życie.

- No, dobrze. Dobrze. Dobrze. Dobrze - Po co powtarza w kółko te same słowa? - Widzę, że jesteś dziś mało wygadana - Zaśmiał się krótko, ale perliście, tak, jakby nie planował się śmiać. Robiło się jeszcze dziwniej. - Nie szkodzi - Dodał nagle zupełnie poważnym tonem - Nie będziesz mi się niepotrzebnie wcinała w zdania. Jake...

Momentalnie ledwo uspokajające się serce na nowo przyspieszyło do dzikiego pląsu. Skąd wiedział kim jest Jake? Wtedy nie o tym myślałam. Wtedy uderzyły mnie wspomnienia i fala bólu, bo Jake był największym tematem tabu, nikt nie poruszał tego tematu w moim towarzystwie.

-... W sumie to nie jest takie ważne. Ale dnia w którym kopnął w kalendarz widzieliśmy się ostatnim razem, a raczej Ty mnie widziałaś ostatnim razem. Ja musiałem kontrolować, czy trzymasz gębę na kłódkę i czy oszczędzenie Ciebie było dobrym pomysłem. No, i czy ten eksperymentalny badziew mojego kumpla działa tak jak należy.

Teraz już miałam totalny mętlik w głowie. O czym on plecie? Docierały do mnie jedynie połowy zdań, słowa zlewały się w niespójną jedność. Rozbolała mnie skroń.
Chciałam aby to dziwne spotkanie jak najszybciej dobiegło końca, męczyłam się. Mokre oczy i policzki wprawiały mnie w stan potężnego dyskomfortu, nie mogłam ich otrzeć bo wręcz nie czułam własnych kończyn. Nie byłam w stanie również zobaczyć czegokolwiek. Tylko przeraźliwa otchłań.

- W każdym razie jestem kumplem, nie wrogiem. Dobra? - Zamurowało mnie kompletnie. Ten człowiek bredził coraz dziwniej, ale przynajmniej teraz zupełnie zrozumiałam co do mnie mówi.

- Kumple się tak nie zachowują - wymamrotałam.

- Tak czyli Mleko! Kapcie. Kurwichłop! - Krzyknął i mimo beznadziejnego położenia w jakim aktualnie byłam, jednak mnie to odrobinę rozbawiło. Powstrzymałam jednak choćby najmniejszy przejaw uśmiechu. W tak kryzysowych i beznadziejnych sytuacjach potrafią bawić najgłupsze rzeczy - Jak?

- Kumple się nawzajem nie oślepiają i nie wiążą.

- Co Ty wiesz o przyjaźni - Zaśmiał się tak dziwnie, że zbiło mnie to z tropu. Wychwyciłam nutkę czegoś mrocznego, albo to zwyczajna paranoja - Mam pewien powód, dlaczego powinnaś zachować milczenie. Jesteś gotowa, bym Ci go przedstawił?

- Tak?

- Powiem po prostu jedno imię i zrozumiesz sama o co chodzi. Will.

Po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz, zupełnie jakby jakaś niewidoczna siła sunęła mi kostką lodu wzdłuż kręgosłupa. W dołku poczułam silny ucisk a w głowie krew zaszumiała nieco mocniej. Prawdopodobnie w normalnej, codziennej sytuacji, wrzasnęłabym, lub nie zrobiła zupełnie nic.

- Skąd o nim wiesz? - Zapytałam przerażona. Bałam się. Czułam się ujawniona, naga, bezsilna, bo teraz moja wolność pozostawała niewiadoma.

- Głupia! - Po wykrzyczeniu obelgi w moją stronę, kichnął - Ja wiem wszystko o Tobie. Nic przede mną nie ukryjesz - Dodał zupełnie spokojnym i opanowanym tonem.

Byłam przekonana, że nie rozmawiam z żadnym kumplem, ale szaleńcem i stalkerem. Nie miałam jak się bronić - choćbym chciała, nie mogłabym też zadzwonić na policję. Mogłam tylko leżeć i czekać aż dokona na mnie samosądu, bądź też skrzywdzi i ucieknie w popłochu. Płakałabym, gdybym nie była wtedy oszołomiona. Płakałabym, wiła się jak śledź w beczce z solą, uciekałabym jak pająk za szafkę goniony kapciem. Ale pozostałam sparaliżowana, leżąca jak kłoda z rękami i nogami psychicznie odłączonymi od tułowia.

- Jak mogłaś upozorować samobójstwo w wieku dwunastu lat, mała żmijo? - Zniżył głos a jego kroki zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w moją stronę. Jeśli leżałam w swoim łóżku, to zatrzymał się tuż przy jego krawędzi. Oddech mi przyspieszył, a klatka piersiowa zapłonęła żywym ogniem przerażenia. Kiedy poczułam uginający się materac po mojej lewej stronie, tak, jakby oparł ręce i się nade mną nachylił, nie wytrzymałam i wrzasnęłam.
Szybko mnie uciszył kiedy poczułam, jak jego dłoń zderza się z moim policzkiem. Zrobił to z taką siłą, że odrzucił mi głowę w przeciwległą od uderzenia stronę. Nie miał nagiej dłoni. Musiał nosić jakąś skórzaną rękawiczkę, bo to, jakie natężenie bólu osiągnęłam było nieprawdopodobne. Zagryzłam wargi, przez które prawie wydarł się okrzyk cierpienia. Oddech się nie uspokajał. Przestało do mnie docierać cokolwiek. Szum.

- Zamknij gębę, bo to było lekko - Wysapał, po czym wziął głęboki wdech.

Milczałam, bo w gardle miałam gulę narastającej chęci płaczu. Z jednej strony byłam na zupełnej granicy, z drugiej wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na tak wielkie poniżenie.
Już byłam poniżona, ale to wkopałoby mnie po uszy.

- Wiem, że go nienawidziłaś. Dosypałaś mu prochy matki do alkoholu, co? Wujek Willy. Pieprzony alkoholik i zbok. Kurwa! Pieprzony zbok.

Milczałam.

- Wiedziałaś, że ma problemy psychiczne, huh? Wiedziałaś, że jeśli sypniesz wujciowi mały dodatek... Duży... Dwa opakowania... To nikt nigdy nie pomyśli, że to była dwunastoletnia dziewczynka, co? - Zaśmiał się nerwowo, zupełnie, jak obłąkany - Wiedziałaś że w takim stanie wypije wszystko i zaśnie na wieki. Był zbyt napierdolony żeby wyczuć, że coś tam mu nie pasuje w trunku. Byliście sami w domu żmijo. Dał upóst swoim chorym zboczeniom, a Ty dałaś upóst swojej nienawiści...

Pieprzyłam już swoją dumę. Po prostu płakałam.

-... I co Tobą kierowało, huh? Bardzo Dupa! Duporower! - Zamilkł na moment, jakby zbity z tropu - Bardzo pragnęłaś zemsty. Mała, przerażona, gwałcona przez wuja i opiekuna zarazem dziewczynka. Wyrzuciłaś pudełka do pieca, odczekałaś trochę czasu aż wuja zaśnie na wieki i rozpłakana zadzwoniłaś na policję, że chyba popełnił samobójstwo. A policja uwierzyła. Małej, skrzywdzonej istot...

- Dość! - Wrzasnęłam z całych sił. Nie byłam w stanie dłużej tego słuchać. Nikt nigdy nie miał się o tym  dowiedzieć za wszelką cenę. Niemożliwe, że wiedział to on. To koszmar, okropny koszmar, prawda?

Tym razem mnie nie uderzył. Po prostu zamilkł.

- Właśnie dlatego zabieram Cię w pewne miejsce. Wrócisz do domu jeśli zachowasz milczenie. Obiecuję.

***
Od autorki: Moi drodzy, przepraszam Was za znikomą aktywność na Wattpadzie. Ostatnio miałam ogrom obowiązków w pracy. Postaram się być regularniejsza, żebyście mogli się spodziewać rozdziałów przynajmniej dwa razy w tygodniu. Ostatnio odwiedziłam kilka ciekawych miejsc i poznałam kilku dziwaków, co tym bardziej wskrzeszyło moją wenę. Pozdrawiam was!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro