XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczór przyszedł szybko, im bardziej chciałam aby nigdy nie nastał, tym szybciej zapadał zmrok. Krzątałam się z kąta w kąt nerwowo spoglądając na tajemniczą przesyłkę. Nie miałam pojęcia co mogłabym w takiej sytuacji począć - na pewno najrozsądniejszym wyjściem było zgłoszenie sprawy na policję lub rodzicom, ale miałam na uwadze głupi kawał ze strony znajomych. Zrobiłabym niepotrzebnie szum a potem się ośmieszyła i wyszła na wariatkę. Do tego nie mogłam dopuścić, długi czas walczyłam z traumą i reputacją aby odbudować swój wizerunek, teraz znowu wszystko by się posypało, nałożyło się z dawnymi przewinieniami a ja skończyła w ciemnej dupie.

Najbardziej przerażało mnie milczenie. Ktokolwiek próbował łączyć się ze mną przez to całe Walkie Talkie, teraz trzymał mnie w niepewności. Od dziwacznej przerywanej wiadomości nie wydobył się z urządzenia choćby najdelikatniejszy trzask. Schowałam ustrojstwo do szuflady po tym, jak setny raz zerknęłam na to i niemal nie oszalałam. Powiedzenie 'Co z oczu to serca' średnio jednak poskutkowało w tym przypadku.

Około godziny dwudziestej pierwszej mama weszła do pokoju powiadomić mnie, że jednak sami odwiozą babcię do domu zamiast posyłać ją na pociąg. Kiedy zapytałam czy mogę z nimi jechać stwierdziła, że mogę posprzątać mieszkanie pod ich nieobecność. Czułam się jakby ostatnia nadzieja została mi wyrwana z rąk a los chciał, żeby stało mi się coś niedobrego. Gdzieś z tyłu głowy zaświtało, że może rodzice uczestniczą w tym kawale a może to oni za tym stoją, jednak zdmuchnęła to świadomość jakie poczucie humoru ma moja mama a jak wrażliwym człowiekiem jest tata. Odpadała taka możliwość.
Najbardziej przerażające było napięcie i przeświadczenie o tym, że coś okropnego zbliża się potężnymi krokami, że jest to już nieuniknione i nie do odwołania zupełnie jak przypadkowo złożona obietnica. W głowie rodziły się kolejne pytania, co takiego zrobiłam, że padło na mnie, komu mogłam w przeszłości tak zaszkodzić, że czyni zemstę. Jeśli byłam komukolwiek tak nieprzyjemna jak grypa żołądkowa, to dlaczego atakuje teraz, gdy życie zaczynało mi się układać? Gdyby uderzył w momencie szczytu załamania nerwowego, zniszczyłby mnie doszczętnie.

O dwudziestej drugiej, kiedy siedziałam w napięciu na nieładnie pościelonym łóżku, impreza zaczęła się rozkręcać. Pierwszy trzask był tak niespodziewany i ogłupiający, że krzyknęłam a serce rozpoczęło maraton. Oczy zwilgotniały mi z lęku obarczającego całe moje ciało, osiadającego na ramionach i chwytającego mnie za klatkę piersiową, ściskając żebra do siebie. Z trudem wstałam i starając się nie zemdleć ze stresu podeszłam do szuflady. Wyjęłam Walkie Talkie. Czarne, małe badziewie które napędzało mi takiego pietra, że nie byłam w stanie logiczne myśleć. Obraz rozpływał mi się przez zbierające się w oczach łzy a dłonie drżały jak dwa marakasy. Ledwo wcelowałam palcem w maleńki przycisk odpowiadający za nadanie wiadomości.

- Kto Ty jesteś - Wybełkotałam między ciężkimi oddechami. W tym całym amoku słyszałam jak bardzo żałosny wydźwięk ma mój głos.

Kolejny trzask sprawił, że niemal wypuściłam je z dłoni. Bałam się tak, jakby osoba po drugiej stronie była w stanie wysunąć dłonie i zabić mnie przez Walkie Talkie, czułam również ogromną nienawiść nakręcającą mnie, żebym rzuciła tym ustrojstwem o podłogę i rozwaliła w drobny mak.

- Aleo - Głos oślizgły jak ryba teraz brzmiał niewiarygodnie czysto, zupełnie jakby mój rozmówca stał przede mną. Nie wytrzymałam napięcia i strugi łez wystrzeliły mi na policzki szybko niczym dwie błyskawice, opadając na podłogę - Nie bój się.

Zerknęłam w kierunku okna. Okulary zaparowały mi od ciężkiego oddechu więc nie byłam w stanie wiele zobaczyć. Blask latarni tańczył jak dwa wściekłe ogniki, rozmazując się.

Krzyk rozdarł całe pomieszczenie. Mój krzyk. Nie czułam się wtedy jak we własnym ciele, a raczej jakbym stała obok w postaci niematerialnej. Cały strach jaki odczuwałam przez ostatnie dni skumulował się i teraz balonik wybuchnął. Czułam tylko jak ktoś łapie mie za ramiona i przeciąga przez pomieszczenie, rzucając na łóżko. Przeciwnik zaszedł mnie od tyłu tak bezszelestnie, że niemal zemdlałam.

Świat zawirował i zgasł.

***

- Hej - Usłyszałam. Otworzyłam oczy.

Ku mojemu przerażeniu nadal panowała ciemność. Czułam, że leżę na plecach, ale nie czułam się materialnie. Zaczęłam machać na oślep rękami i wrzeszczeć, rzucać się jak łosoś wyciągnięty siłą z wody. Czułam miękkie podłoże pod plecami. Prawdopodobnie wciąż leżałam na swoim łóżku. Oczodoły piekły mnie koszmarnie, były mokre i lepkie. Przy każdym mrugnięciu powieki z trudem odklejały się od siebie.

Silna dłoń przywarła do moich ust, odcinając mi tlen. Próbowałam nadal krzyczeć, ale poddałam się, gdy gardło zapiekło mnie żywym ogniem.

- Zamknij się bo nie dożyjesz jutra - To zdanie usłyszałam blisko ucha. Mężczyzna. Sapał mi we włosy, od czego mnie zemdliło. Strach władał mną tak bardzo, że mimowolnie dostałam drgawek. Uścisk zwolnił, oddech nie ustał.

Bałam się zadać jakiekolwiek pytanie. Co więcej, nawet nie potrafiłam ułożyć żadnego w głowie. Myśli teraz przypominały mi poplątane kable, masę poplątanych kabli i nie wiadomo który od czego był. Tajemniczy facet odsunął się ode mnie, usłyszałam jak robi kilka kroków w tył, następnie rozległo się skrzypnięcie drewnianego krzesła.

- My się znamy - Mruknął - Nie zrobię Ci krzywdy. Wolę na razie Ci się nie pokazywać, więc na chwilę obecną nic nie widzisz, zadbałem o to. Może wzrok wróci, może nie, ładowałem Ci to na oślep - Zaśmiał się. Mnie ten żart w ogóle nie rozbawił. - Nie pamiętasz mnie zupełnie, o to też dbałem, ale wróciłem. Postanowiłem wrócić do Twojego życia bo nie mogłem zapomnieć o tym co się stało.

Słuchając tego czułam coraz większy niepokój. Zaczynałam powoli rozplątywać te kable i podpinać je w odpowiednie miejsca. W głowie zrodziła mi się teoria, że to niezrównoważony zbiegły z więzienia drań, uroił coś sobie na mój temat i zamierza mnie porwać. O ile nadal jesteśmy w moim domu, musi zostać tak długo aż wrócą rodzice i mnie ocalą. Chyba, że zrobi im krzywdę...

- Co się stało - Wychrypiałam. Wydźwięk mojego głosu przeraził nawet mnie.

- Długa historia, nie wiem czy potrafisz dochować tajemnicy czy trzeba Ci w tym pomóc.

- Po.. Trafię...

- Ta, ale na wszelki wypadek Ci w tym pomogę. Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek dowie się o mnie, o tym kim jestem, że się pojawiłem... W skrócie jeślibyś pisnęła choćby słowo, znajdę Ciebie, osobę której to opowiedziałaś i zabiję ją na Twoich oczach. Później Ciebie. Jasne?

-Uhm...

- Świetnie. Zamieniaj się w słuch, w sumie, we wzrok nie możesz - Ponownie się zaśmiał a ja zaczynałam czuć napływającą falę irytacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro