Łazienkowa porażka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdybym była bohaterką serialu, który oglądam, współczułabym sobie i jednocześnie uśmiechała się nieco kpiąco, wiedząc, że takie rzeczy nigdy mi się nie przydarzą. Pewne sytuacje zwyczajnie nie miały miejsca w rzeczywistości.

Cóż nie jestem bohaterką serialu. Może nawet i lepiej. Nie musiałam oglądać tego żenującego dnia jeszcze raz. Nawet wersja HD by mnie do tego nie przekonała.

Wszystko zaczęło się całkiem normalnie. Niewinnie. Wstałam z łóżka, wykąpałam się, zrobiłam śniadanie, zjadłam je, umyłam zęby, sprawdziłam, czy Roxy jest spakowana do szkoły...

Ot taka codzienna rutyna. Może to ona uśpiła moją czujność. Jakimś cudem z tego wspaniale zapowiadającego się poranka dotarłam do momentu, gdzie zamknięta w damskiej toalecie, będę prawdopodobnie wagarować (po raz trzeci w moim życiu!) ledwie w drugim tygodniu września razem z moją przyjaciółką, która wypłakiwała się na moim ramieniu.

Od dziesięciu, cholernych, minut. Tak, liczyłam.

Nie miałabym nic przeciwko, gdyby płakała na moim ramieniu za trzy godziny w swoim pokoju, ale na litość boską czy ona nie czytała Harry'ego Pottera? Płaczące w szkolnych toaletach dziewczyny narażone były na niebezpieczeństwo! Co prawda może nie spotkamy Bazyliszka, choć nigdy nie można być pewnym zawartości rur kanalizacyjnych, ale od trolli się tu roiło. W końcu chodziłyśmy do liceum połączonego z gimnazjum.

Sara jednak wydawała się być błogo pogrążona w swojej nieświadomości, a ja chyba nie powinnam jej ostrzegać. W końcu jej sytuacja nie prezentowała się najlepiej. Z jakiegoś sensownego powodu w końcu płakała. Miałam przynajmniej nadzieję, że ten powód jest sensowny, skoro narażałam na szwank moją reputację wzorowej uczennicy oraz, co ważniejsze, życie. Moje priorytety różniły się od tych Hermiony.

Westchnęłam cichutko, ale przy ciszy przerywanej jedynie jej dyskretnymi pociągnięciami nosa, to brzmiało jak spacer tonowego słonia po folii bąbelkowej. Kopacz spojrzała na mnie swoimi oczami w stylu jelonka bambi. Miałam wrażenie, że utknęła w dole rozpaczy na tyle głęboko, iż zapomniała o mojej obecności...

Podałam jej kolejną chusteczkę, którą wytarła oczy, nie dbając o rozmazane smugi tuszu do rzęs. Starałam się nie naciskać. Jeśli będzie chciała, sama zacznie opowieść, ale prawda była taka, że odkąd dziesięć minut temu znalazła się pod moją salą i ze swoją miną cierpiętnika pociągnęła mnie za dłoń w kierunku damskich toalet, gdzie to zamknęła się ze mną w jednej z kabin, nie odezwała się nawet słowem. Byłam odrobinę więcej niż ciekawa.

Naprawdę nie uśmiechało mi się opuszczanie zajęć i nie chodziło tu nawet o świeżo rozpoczęty rok szkolny.

No dobra. Może troszeczkę chodziło. Poza tym to była godzina wychowawcza. Jeśli już miałam wagarować, mogłaby to być chociaż historia na litość boską.

– Wiktor ze mną zerwał – przemówiła wreszcie Sara, patrząc bezradnie na swoje dłonie.

Zanim zostanę potępiona, ukamienowana, a także trafi mnie grom z jasnego nieba, mogę przyrzec, że nie planowałam tego, co zdarzyło się dalej.

– Znowu?

Czułam się winna już w chwili, kiedy zobaczyłam jej minę. To nie był już zraniony jelonek bambi. Tak wyglądał bambi, który właśnie wylądował przed ciężarówką z lodami. Teraz winiłam za to moje usta, które czasami traciły kontakt z mózgiem.

Sara wydobyła z siebie jedynie nerwowy chichot, kiwając głową i od razu wbijając wzrok w swoje dłonie. Powinnam zdobyć się na jakąś wprawiającą w zadumę przemowę albo chociaż spróbować ją pocieszyć, ale w głębi siebie, i wcale nie znajdowało się to zbyt głęboko, byłam zadowolona.

Nie chodziło o to, że nie lubiłam Wiktora. Chociaż nie lubiłam.

Problem tkwił raczej w szczególe, że chociaż byli razem dwa lata to, co najmniej połowę tego czasu spędzili, schodząc się i rozchodząc. Wciągnęli przy tym do tego mnie i Dominika, brata Sary, niegdyś przyjaciela Wiktora.

No właśnie. Niegdyś.

Od jakiegoś czasu wymieniali się jedynie grzecznościowymi formułkami, chcąc uniknąć spektakularnej kłótni, co nie wpłynęłoby zbyt dobrze na i tak napiętą atmosferę pomiędzy tą dwójką. Wierzyłam, że Wiktora da się lubić. Był w końcu chłopakiem Sary, więc musiała w nim coś widzieć. Ja za to tego nie dostrzegałam i odnosiłam wrażenie, że moje szkła kontaktowe nie miały z tym nic wspólnego.

– Mandy, pomożesz mi go odzyskać?

Spojrzałam na zegarek, widząc, że powinnam wracać do sali. Zapewne gdybym miała więcej czasu, gdyby cała ta paradoksalna sytuacja nie odbywała się w szkole, udałoby mi się ją przekonać do zmiany zdania. Potrzebowałam tylko szklanki kakao i ciastek w hurtowych ilościach.

Niestety w toalecie łatwo było jedynie o bakterie.

Bardzo powoli podniosłam wzrok i zerknęłam na Sarę, która uśmiechnęła się pełna nadziei. Właśnie wtedy moje usta po raz drugi podczas tej rozmowy straciły kontakt z mózgiem i zdecydowanie postanowiły zrujnować mój dobry humor.

– Pomogę.

Kopacz przytuliła mnie do siebie, kiwając głową z radością. Ja tymczasem miałam ochotę przyłożyć sobie lufę do skroni i zobaczyć, w którą stronę rozpryśnie mi się mózg.

***

Przez całą godzinę zastanawiałam się, kim byłam w poprzednim życiu, że los pokarał mnie tak obrzydliwą karmą. Gwałcicielem kotów? Czcicielem szatana, jodłującym w górach? Słuchałam jednym uchem, jak nasi wychowawcy proponowali pozostawienie samorządu klasowego bez zmian, a dwadzieścia osób nie widziało w tym żadnego problemu. Prawdę mówiąc, miałam na ten temat inne zdanie, ale wolałam je zachować dla siebie.

Nie mogłam powiedzieć nic złego na temat naszej trójki klasowej, ale nie powiedziałabym o nich też nic dobrego. Właśnie dlatego nie przepadałam za szkołą. Mój tata odkąd nauczyłam się czytać, powtarzał, że wyglądam na osobę samowystarczalną. Wystarczy dać mi książkę, herbatę i ciepłe skarpetki. No ewentualnie laptop z dostępem do internetu. Nie mówiłam zbyt wiele. Zwłaszcza na samym początku. Dorastałam stłumiona przez gadatliwą siostrę, która zawsze dziwiła się, czemu nie latam za nią i jej koleżankami jak ich młodsze rodzeństwo.

Wiedziałam, że nie chciała mnie urazić, ale nie mogłam nic na to poradzić, jaki efekt wywołały u mnie jej słowa. Czułam, że nie pasuję do jej rozchichotanego kącika wzajemnej adoracji i podobne odnosiłam wrażenie, siedząc w tej klasie z wolnym miejscem obok siebie. Byłam jak pojedynczy element układanki z innego zestawu puzzli.

Czasami żałowałam, że nie zmieniłam liceum w pierwszej klasie, do czego przez pewien czas namawiała mnie Sara. Pewnie czuła się winna, bo trafiłam do tej szkoły właśnie ze względu na nią. Od przedszkola byłyśmy nierozłączne, choć poznałyśmy się przez przypadek. Nauczycielka postanowiła rozdzielić ją i jej brata, ponieważ ciągle sobie dokuczali. Podejrzewałam, że tak łatwo znalazłyśmy wspólny język, bo ona sama też była troszkę dziwna.

Z czasem zaprzyjaźniłam się i z Dominikiem oraz kuzynem rodzeństwa Kopacz. Filip wyjechał jednak z Warszawy, gdy skończył szóstą klasę, a utrzymywanie kontaktu zbytnio nam nie wyszło. Wymieniliśmy się kilkoma pocztówkami i jakoś tak... nie wypaliło.

W każdym razie do pozostania w liceum imienia Stanisława Ignacego Witkiewicza przekonała mnie sama oferta edukacyjna. Cała magia polegała na fakcie, że przy kończeniu trzeciej gimnazjum wybieraliśmy jedynie język, którego chcieliśmy się uczyć i na podstawie tego byliśmy przydzielani do odpowiednich klas. Rok szkolny trwał tutaj trzy semestry i pod koniec drugiego zostaliśmy zobligowani do wypełnienia deklaracji o rozszerzeniach. Na ich podstawie sformułowane zostały natomiast oddzielne grupy przedmiotowe. Po drugim semestrze na rok przydzielane są także IPN – Indywidualne Programy Nauczania.

W dużym skrócie oznaczało to, że jest się jedynym uczestnikiem zajęć. Brzmi przerażająco? Może troszeczkę, ale w gruncie rzeczy sprawa była więcej niż niesamowita. Ja miałam to szczęście i udało mi się zdobyć IPN z chemii, co w sumie zawdzięczałam również Sarze, która przekonywała mnie do złożenia wniosku. Bez dwóch zdań było warto, chociaż świadomość o utrzymywaniu odpowiednich standardów działała na człowieka nieco stresująco.

Jeśli średnia ucznia z IPN spadnie poniżej czwórki, nauczyciel prowadzący ma możliwość zwołania rady pedagogicznej i odebrania tych zajęć. Starałam się, jak mogłam, by moje oceny były odpowiednie nie tylko ze względu na tę opcję, ale przede wszystkim cicho liczyłam, że po drugim semestrze i w tym roku przypadnie mi IPN. Lubiłam panią Kornacką i choć na początku nieco się stresowałam, to teraz lekcje z nią nie były męką. Lubiłam chemię znacznie bardziej niż biologię, którą również rozszerzałam, choć tej decyzji nieco żałowałam. Na szczęście rozszerzona matematyka nie okazała się tak tragiczna, jak podejrzewałam. Zwłaszcza mając Dominika, który uwielbiał odpowiadać na moje pytania i wykazywał anielską cierpliwość, gdy musiał mi coś wytłumaczyć. Sara nigdy tego nie komentowała, ale wiedziałam, co sądzi o moim planie zajęć.

Dla niej to była głupota, dla mnie konieczność. Zapewne mogłabym wrzucić na luz, gdybym nie myślała o medycynie w Warszawie, a tutaj w przeciwieństwie do większości miast, rozszerzona matematyka jest wymagana. Iga miała tę swobodę, że mogła wybrać dowolne miejsce w Polsce. Idąc na studia, nie musiała się przejmować moim powrotem do domu i zrobieniem obiadu. Byłam od niej ledwie o dwa lata młodsza, więc jej spokój okazywał się w pełni uzasadniony.

Tymczasem ja musiałam myśleć o najmłodszej Wajsównie i tacie. Właśnie dlatego moja starsza siostra trafiła na studia w Poznaniu i wyglądało na to, że na dobre się tam zadomowiła. Już w zeszłym roku wracała do domu ledwie raz w miesiącu, a w te wakacje zapowiedziała jeszcze rzadsze odwiedziny.

Ponoć wiązało się to z jej praktykami w kancelarii, ale ja podejrzewałam, że znalazła sobie faceta, który był w stanie wytrzymać z jej apodyktycznymi skłonnościami. Na jej miejscu też bym się takiego trzymała, bo nie wiem, kiedy trafi się taki następny.

O ile w ogóle się trafi.

Reszta dnia upłynęła mi naprawdę spokojnie. Zero płaczącej Sary, zero wypadków na drodze, zero pożarów spowodowanych przyrządzaniem obiadu... Mogłabym się nawet zrelaksować, ale cały czas przeklinałam swoją głupotę i wracałam do tej łazienkowej porażki.

Czemu ja się zgodziłam? Przecież to nie miało sensu, a znając życie Kopacz pewnie i tak wróci do Wiktora przed końcem tygodnia. Kiedy mój telefon zaczął dzwonić i na wyświetlaczu pokazało się imię najlepszej przyjaciółki, byłam niemal pewna, że zaraz przekaże mi radosne nowiny.

– Jak bardzo lubisz niespodzianki? – spytała bez powitania.

– W skali od jednego do dziesięciu?

– Tak.

– Minus nieskończoność.

– Nie sądziłam, że sprawa ma się aż tak poważnie – odpowiedziała z rozbawieniem. – Masz już jakiś plan?

– Kilka – przyznałam, choć nie miałam zamiaru wprowadzać jej w szczegóły wyjazdu do Uzbekistanu i zostania sprzedawcą bananów. Mogłabym też hodować alpaki. W zoo wydają się całkiem przyjazne. – To co z tą niespodzianką?

– Myślę, że będzie zabawniej, jeśli sama się przekonasz!

– Sara... – zaczęłam z oburzeniem.

– Wybacz, ale mama mnie woła. Zobaczymy się jutro!

Właśnie w takich chwilach miałam poważne chęci kogoś zamordować. Tak się zwyczajnie nie robi. Włączyłam laptopa, mając zamiar jak w każdy piątek nadrobić zaległy odcinek Teen Wolfa przed powrotem Roksany z basenu. Nim jednak go odpaliłam, zajrzałam na bloga i chociaż publikowałam już post w tym tygodniu, moje palce same śmigały po klawiaturze.


#229: Zastanów się...


Osoby, które w 23 parze chromosomów obok X posiadają również magiczne Y, możemy nazwać na wiele sposobów. Chłopak, facet, mężczyzna, okazjonalnie dupek...

Naprawdę wszystko zależy od Twojej kreatywności i znajomości przekleństw w językach obcych.

Bywają przypadki, kiedy w wyniki różnych zdarzeń losowych związek z Twoim ukochanym, rozpada się. Nie wnikajmy już w powody, bo w końcu może być ich cała masa. Zdradził Cię? Porzucił przed studniówką? Wybrał inną? Jest gejem? To tylko kilka opcji...

W tej chwili interesujesz mnie tylko Ty i co zrobisz z kartami, które w tym rozdaniu dał Ci los. Masz zamiar cierpieć i szaleć z rozpaczy tylko dlatego, że ktoś Cię nie docenił? Masz zamiar błagać go o wybaczenie, chociaż NIC nie zrobiłaś? Dziewczyno, gdzie Twój szacunek do samej siebie? Jeśli Cię zostawił, zdradził, porzucił bez wyjaśnienia i chęci rozmowy, jeśli Cię potraktował jak jedną z wielu, to czy POWINNAŚ za nim tęsknić?

Jesteś wyjątkowa. Uświadom to sobie, bo chyba najwyższa pora zmienić coś w swoim życiu.

Może Twój wybranek zmieni zdanie i wróci do Ciebie na kolanach, błagając o wybaczenie...

Przede wszystkim zastanów się, czy jest sens w walce o niektóre osoby. Miłego września i pamiętajcie o uśmiechu! Razem przetrwamy te kilka miesięcy.

xoxo,

Bezimienna


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro