[4]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 kwietnia, 1976 r. / 11:28

przed wygłosowaniem Regulusa

Peter jako pierwszy uniósł dłoń i wskazał na Regulusa. Tuż za nim podążyli bliźniacy, nawet się nie odzywając.

— Oszalałeś? — Syriusz uniósł głos, nagle odwrócił głowę i zobaczył, że Prewettowie robią to samo. — Nawet wy?... Dlaczego?

— Jak nie on to kto? — mruknął Fabian.

— Musicie wyrzucić najpierw mnie niż jego. — rzekł starszy Black. — Nie pozwolę... — jego głos zesłabł, gdy dostrzegł coś dziwnego. — Regulus... nie głosuj na siebie, kretynie. — ten zignorował jego słowa. — Regulus! — wstał z krzesła, lecz nieznana wszystkim im siła spowodowała, że spadł na siedzenie. — Reg, do cholery, nie. — szarpnął się, aczkolwiek coś mu za nic nie pozwalało. — Nawet wy? — warknął w stronę ślizgonów oraz puchonów, którzy zagłosowali. —James... — zwrócił się do przyjaciela. — Zrób coś.

— Co mogę zrobić, Syriusz? — westchnął bezsilnie Potter. — Nie chcę, by twój brat został przegłosowany, ale ich nie przekonasz. A na dodatek czas się kończy.

— Ich jest dziewięciu i nas tyle samo. — oznajmił Lupin. — Jeśli będzie remis to czas się wydłuży, nie możemy tak w wieczność.

— Musimy też obrać cel. — wyszeptał Okularnik do Remusa.

— James... — westchnął wilkołak. — Możemy obrać cel, aczkolwiek, jeśli Regulus zostanie wygłosowany to jesteśmy większością i wywalimy każdego ze ślizgonów.

— Ale Syriusz... on się załamie.

— Jesteśmy jego przyjaciółmi James, pamiętasz? — kręconowłosy skinął głową — Byliśmy, jesteśmy i będziemy go wspierać w najgorszych momentach jego życia.

Zignorowali sekundy, które ciągle upływały, a czasu brakło, głosowanie nadchodziło głośnymi krokami. Nawoływania Syriusza były co raz głośniejsze, trójka dziewczyn ścisnęła siebie mocniej, nie mając zamiaru głosować.

— Syriusz... — mruknął Regulus, unosząc wzrok na brata, wiedząc, że zostały ostatnie sekundy.

— Reg... — głos starszego załamał się.

— Przepraszam... za wszystko. — młodszy westchnął, spoglądając błagalnym wzrokiem na szarookiego.

Stal zderzyła się ze swym odpowiednikiem.

— Ja też... — wyszeptał starszy, nie będąc pewien czy to oby na pewno jego głos, ponieważ był taki słaby, płaczliwy, godzący się z rzeczywistością.

Syriusz pochylił się mocno, chowając głowę między nogi, by nie ukazać swoich łez, gdy zamiast jego brata znalazło się tylko powietrze.

Regulus Black nie był Wilkołakiem

— Syriusz... — zaczął Peter.

— Żaden Syriusz, Peter! — rozjuszył się Black. — To ty zdecydowałeś wywalić mojego brata, rozumiesz? Wywalić brata swojego najlepszego przyjaciela, chociaż nie jestem pewien czy jesteś godzien wciąż się tak nazywać.

***

Zbliżała się godzina dwunasta, czyli czas kolejnego głosowania.

Każdy rozmawiał z drugą osobą, wtedy można było swobodnie chodzić, przytulać drugą osobę.

Dlatego też nikogo nie zdziwiło, gdy w oddali, w kącie zobaczyli siedzącego Syriusza, przytulającego się do rudowłosej, a koło nich jeszcze Jamesa, Remusa, Franka, Alice, Marlene, Mary oraz Dorcas.

Podzielili się na dwie grupy przez wywołany konflikt. Mieli to szczęście, że byli większością, więc mogli głosować na kogo by tylko chcieli. Z początku myśleli, że Mary podąży za swoim chłopakiem, Peterem, ale była zbyt mocno na niego wkurzona przez decyzję jaką podjął, że odwróciła się i jest z przyjaciółmi.

— Musimy przekonać do siebie Mary, wtedy wywalimy Pottera. — szeptali ślizgoni.

— Wyjebiemy po kolei obślizgusów albo Diggory'ego, który czuje się jak pieprzona, nietykalna gwiazda. — zaproponował James, a wszyscy z nich skinęli głową.

— Na samym końcu wywalimy Petera... — wyszeptał Syriusz. — Na samym końcu tej pieprzonej gry.

— Wtedy zostanie dwójka z nas i on, wiesz? — mruknęła Dorcas. — Nie wiemy co się dzieje z osobami wygłosowanymi, nie póki my sami nie zostaniemy.

— Nie zapominajcie co jest tematem przewodnim tej całej sytuacji. — powiedziała Lily, ściskając mocniej Blacka, który przylgnął do niej. — Musimy znaleźć kłamcę, jak go znajdziemy... wygramy.

— To musi być ktoś z tamtej grupy, pójdzie łatwo, jesteśmy większością. 

— A jak nie? — wypalił Lupin.

— Co nie, Remusie? — zdziwił się Longbottom.

— Co jeśli wilkołak jest wśród nas...

— To niemożliwe. — mruknął Potter. — Znamy się tyle lat, spędzamy wspólnie wakacje, jesteśmy dla siebie rodziną, a nie zwykłą paczką przyjaciół. Nie ma mowy, przecież każdy z nas wie, że zaakceptujemy wszystko.

— Dokładnie, Jamie. — rzekł z aprobatą Frank. — Jesteśmy rodziną.

***

— Nie! — wykrzyczał z przerażeniem puchon. — Nie mnie, idioci! Przecież wiecie, że to nie ja, dlaczego na mnie głosujecie?

— Prędzej czy później przyszłaby na ciebie pora, poza tym, nie wiemy czy dobrze zinterpretowaliśmy tekst, więc musimy się upewnić. — wytłumaczył James.

— Przesadzacie... — zaczął Peter.

— Ugh, zamknij się, Pettigrew. — warknęła Evans. — Na ciebie też przyjdzie pora.

Rudowłosa nie kryła swej złości. 

Zdrada jaką wykonał Peter była okropna, na dodatek zdradził Syriusza. Tego samego chłopaka, który pocieszał Evans, gdy Snape nazwał ją szlamą.

Tego samego chłopaka, który irytował ją niemiłosiernie na eliksirach, bo nauczyciel przesadził ją do niej.

Tego samego chłopaka, który był lojalny wobec swych przyjaciół i nigdy ich nie zdradził.

Tego samego chłopaka, który wiedział o paru jej sekretach.

Tego samego chłopaka, który poczęstował ją papierosem po feriach świątecznych i wspólnie narzekali na swe domy. Ona na siostrę, on na rodziców.

Amos Diggory nie był Wilkołakiem

— No cóż, mówi się przypadek. — Okularnik wzruszył ramionami. — A wy. — spojrzał na Prewettów. — Nawet się do nas nie odzywajcie.

— Ej, to coś dalej pisze. — odezwała się Marlena, a wszyscy spojrzeli na ścianę.

Kierujcie się złością, to na pewno daleko was zaprowadzi.

Przebaczyć jest trudno, łatwiej nienawidzić.

Ale co ja mam do gadania

Wybrani wciąż są wśród was

^^^^^^^^^^^

kolejny rozdział — [ 10.11.2020 o 14:00 ]

Prócz oryginalnego zakończenia jakie tutaj będzie, wstawię również alternatywę

Alternatywa polegać będzie na tym, że kto inny zostanie na samym końcu

co złego to czasem przyjaciele

devilish-btch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro