Rozdział Trzydziesty Siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy razem przekroczyli próg internatu, młodszy się uśmiechnął.

- Vinnie, tęskniłęm za szkołą. - westchnął cicho uśmiechnięty chłopiec, spoglądając na przyjaciela. - A ty?

- Ta.. gość od rysunku mnie ściga, bo nie oddałem mu szkicu wieży Eiffela..

- Może mu w końcu powiesz, że go nie zrobiłeś?

- Nie wydurniaj się, wszystko się załatwi pokojowo. - odchrząknął starszy chłopak, poprawiając grzywkę. - Powiem, że przez przypadek mi zniszczyłeś.

- Ale dlaczego ja? - spytał zmartwiony Monet - Jesteś przecież rudy, tobie mogło się coś takiego zdarzyć. - po tych słowach rudzielec zamilknął. Otworzył kluczami pokój, w którym panował istny porządek. - Ha! Czyli jednak Steinlen dotrzymał słowa!

- Czy on naprawdę sprzątał w naszym pokoju? - spytał przerażony Gogh, spoglądając po pokoju. - Ja zostawiłem tutaj laptopa..

- Idioto, on nie zabrałby ci laptopa! - krzyknął zdumiony słowami przyjaciela Monet. Vincent pobiegł do szafki i wyciągnął laptopa. Westchnął z ulgą.

- Nie ufam mu i tak. - warknął.

- A komu ty ufasz? - dopytał młodszy. - Komu? - westchnął. - A zaraz, ty lubisz Leonarda. - dodał, spuszczając wzrok sfrustrowany.

- Jest fajny, ale dziwny. Nie w moim typie.

- Przecież ty i tak wolisz dziew.. - niższy chłopak urwał w połowie zdania. - MAM DLA CIEBIE DZIEWCZYNĘ! - ryknął szczęśliwy - To.. ee.. m-moja kuzynka! K.. - pomyślał chwilę - Klaudia! J-jest piękna!

- Doprawdy? - mruknął głupio Vincent, kładąc się na swoim łóżku. - Ta, mhm, spotkam się z nią jak bardzo ci na tym zależy.

Przecież.. Gdy przebiorę się za dziewczynę, Vincent może spojrzy na mnie.. inaczej? - pomyślał Claude, uśmiechając się mocno. Już wiedział, na czym się skupi przez drugie półrocze.

Tymczasem, gdy w internacie trwała rozmowa dwójki malarzy, w domu Mozarta trwało zbieranie się do wyjazdu do szkoły.

- Mamo, musisz mi kupić pokrowiec na flet. On naprawdę mi się nie mieści w tej walizce. - stwierdził Mozart, zwracając się do swojej rodzicielki. Beethoven wraz z Chopinem na boku śmiali się z rozmowy przyjaciela z własną matką. Liszt zdruzgotany w internecie przeglądał aukcje z pokrowcami na flety.

- Wolfgang, koledzy się z ciebie śmieją, dajże spokój.. - westchnęła pani Anna. - Franciszku, nie musisz przeglądać tych wszystkich aukcji, poszukam pokrowca na strychu.

- N-nie musi p-pani szukać.. j-ja m-mógłbym uszyć.. - powiedział cichutko najmłodszy z grona, podchodząc do kobiety.

- Nie trudź się, Ludwisiu. Już i tak dużo zrobiłeś dla mojego syna..

- Mimo wszystko, z tym się zgodzę. - powiedział Amade, obejmując ramieniem przyjaciela. - Przekochany jest, mam rację?

- Wasza przyjaźń jest urocza. - stwierdził Chopin, chichocząc cicho.

- Um.. - syknął cicho Ludwig, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro