12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Klękaj, powiedziałam! – krzyczała Jinna – ile razy mam powtarzać?! Miałaś czelność donieść na mnie do dyrektora?! Teraz spotka Cię coś czego nigdy w życiu się nawet nie spodziewałaś.

Wokół nas pojawił się tłum ludzi, dzień jak co dzień. Staliśmy na środku korytarza znęcając się nad kolejną dziewczyną. Tylko akurat ta, naprawdę sobie zasłużyła. Choć mnie to osobiście wszystko nie obchodziło. Na mnie nie doniosła. Ale donosząc na najgorszą z nas urządziła sobie właśnie największe piekło w życiu.

Dziewczyna klęknęła przed nami z wzrokiem skierowanym w podłogę. Wiedziałam, że na klęczeniu się nie skończy. Jinna nigdy nie odpuszczała swoim ofiarom wybryków, których się dopuszczali. A szczególnie nie takich, o których dowiedział się jej ojczym, który był niesamowicie surowy i przez którego Jinna odpłacała się innym. Nie raz widziałam siniaki na jej ciele, ale nigdy nie pokazywała, że rusza ją to że oberwało jej się od ojczyma znowu. Była naprawdę silna, zawzięta w każdej swojej kolejnej decyzji.

- Co się dzieje kochanie? – poczułam czyjeś ręce na swojej talii i zaraz obok zobaczyłam twarz mojego chłopaka.

- To co zawsze, doniosła do dyrektora – uśmiechnęłam się całując go w policzek.

- Jinna, daj jej popalić, niech wie że z nami się nie zaczyna – krzyknął do Jinny, a ta odwzajemniła uśmiech.

- Przestań ją nakręcać, bo naprawdę wpadnie w szał – próbowałam go powstrzymać przed niepotrzebnym nakręcaniem Jinny.

- A co Ty? Jakaś obrończyni?

- Nie, po prostu wiesz, że zaraz z tego będzie afera, a Jinnie znowu się oberwie.

- Przestań, ona wie co robi, uśmiechnij ten pysiak – złapał mnie za policzki i delikatnie mnie pocałował.

- Masz rację – odwzajemniłam uśmiech i obydwoje odwróciliśmy się w kierunku całej sytuacji.

Jinna ciągle krzyczała, mieszała tą dziewczynę z błotem, nawet sprzedała jej parę kopniaków w bok.

- Przeproś, powiedziałam i całuj buty bym Ci wybaczyła – krzyczała.

- Nie mam najmniejszego zamiaru – w końcu dziewczyna podniosła wzrok na Jinne – nie mam za co Cię przepraszać, to Ty powinnaś przeprosić, wszystkich, którym wyrządziłaś krzywdę! – podniosła głos.

- Ty, mała szmato, śmiesz mnie pouczać? – nigdy nie widziałam Jinny takiej wściekłej – pożałujesz – podeszła do dziewczyny i chwyciła za jej długie czarne włosy ciągnąc je z całej siły.

Cała szkoła zaczęła się śmiać z tego przedstawienia, które odgrywało się na środku korytarza. Jinna podniosła dziewczynę ciągle ciągnąc ją za włosy. Podeszła z nią do okna, które za chwilę otworzyła na oścież. Znajdowaliśmy się na piątym piętrze, więc osobiście nie podobał mi się rozwój tej sytuacji. Ale nie mogłam tego przerwać, wiedziałam że byłabym skończona w tej szkole. Jinna wystawiła dziewczynę praktycznie za okno. Wystarczyło by jedno delikatne popchnięcie i dziewczyna wypadłaby. Zaczęła pluć jej na twarz, bo chyba była na tyle inteligentna, że wiedziała, że najmniejszy jej ruch spowodowałby jej wypadnięcie. Chociaż czułam że i do tego by się posunęła. Naprawdę była jak w jakimś amoku. Zachowywała się jak osoba niezrównoważona psychicznie.

- Zostaw ją! – usłyszałam głos za sobą i za chwilę przebiegł obok mnie szczupły chłopak o długich czarnych.

Podbiegł do Jinny i tej dziewczyny, której twarz praktycznie już nie była wyraźna od ściekającej śliny. Złapał Jinne za rękę i odepchnął ją od niej, łapiąc ją mocno i z powrotem sprowadzając ją na podłogę.

- Jesteś taką idiotką? Czy tylko udajesz? To mogło się tragicznie skończyć! – wydzierał się przytulając swoją koleżankę.

- Masz czelność wpieprzać się w nie swoje sprawy? – syczała do niego Jinna.

- Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić, jeśli masz zamiar komuś zrobić krzywdę to skrzywdź mnie, a ją zostaw w spokoju, to ja kazałem jej donieść na Ciebie, bo nie mogłem patrzeć jak wszystkich krzywdzisz, to że ojciec Cię bije nie oznacza, że... - nie dokończył bo dostał z pięści w twarz od mojego chłopaka?

Nawet nie zauważyłam w której chwili oddalił się ode mnie i podszedł do niego. Ale dostał tak mocno, że odwracając się w naszą stronę widać było tylko krew na jego twarzy. Nie zdążył znowu nic powiedzieć bo dostał jeszcze parę ciosów. To zaszło za daleko, ale nie mogłam nic zrobić. Jak mogłam bronić jakiegoś chłopaka, zamiast swojego? Musiałam stać i udawać niewzruszoną.

- Jak śmiesz mówić do niej takie rzeczy? – odezwał się mój chłopak.

- Ej, Pani Kim idzie! – krzyknął ktoś z tłumu i wszyscy rozbiegli się po swoich salach.

- Masz dzisiaj szczęście, ale jeszcze tego pożałujesz – syknął do niego mój chłopak podchodząc do mnie i oddalając się ze mną.

Odwróciłam się jeszcze na chwilę by na nich spojrzeć. Tak mocno ją trzymał w swoich ramionach, nie zwracając uwagi na to że od ciosów ledwo widzi na oczy, a krew brudzi każdy ich skrawek jasnych ubrań.

Nagle wszystko zniknęło. Znalazłam się w łazience. To nie była moja łazienka. A ja nie byłam już nastolatką. Odwróciłam się gdy zobaczyłam w lustrze odbicie dziewczyny ze szkoły. Siedziała w wannie ubrana w odświętne ciuchy. Wyglądało to naprawdę bardzo dziwnie. Wszystko zaczęło wydawać się oczywiste, gdy zobaczyłam jak przejeżdża nożem po nadgarstku, a z niego zaczyna spływać krew na białe kafelki. Podbiegłam do wanny próbując ją powstrzymać, ale nie mogłam jej złapać ani dotknąć.

- Przestań, nie rób tego, proszę! – krzyczałam.

Ale na nic to się nie zdało, nie słyszała mnie. Widziałam jak jej oczy się zamykają, a twarz chowa się pod taflą wody.

Znowu krajobraz się zmienił. Znałam to miejsce. Byłam już tutaj. Stałam na cmentarzu. Na cmentarzu na który zabrał mnie Wonho. Zobaczyłam trumnę. Jeszcze nie ukrytą pod ziemią. Odwróciłam się, wokoło mnie stało dużo ludzi ubranych na czarno. A na środku on. Chłopak ze szkoły, który ją ratował. Który nadstawił swój policzek za nią. Który trzymał ją tak mocno, pomimo tego że sam był ledwo przytomny. Stał z twarzą zakrytą spływającymi łzami i ściśniętymi pięściami. Nie wytrzymał jednak tego wszystkiego, ruszył biegiem przed siebie. Ja ruszyłam za nim, chciałam wiedzieć dokąd biegnie. Usiadł pod drzewem, a ja stanęłam obok niego.

- Przepraszam, najmocniej przepraszam, że Cię nie powstrzymałem, że nie było mnie gdy mnie potrzebowałaś, że dopuściłem do tego wszystkiego, że pozwoliłem im tak Cię zniszczyć – rozpłakał się jeszcze bardziej – przysięgam Ci, że zemszczę się na nich tak, że popamiętają mnie do końca swoich dni, na wszystkich, co do jednego.

Próbowałam do niego podejść, ale zniknął. Nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć. Nie wiedziałam po co to wszystko. Chciałam by to się skończyło, widziałam wystarczająco.

- Cześć – usłyszałam damski głos obok siebie.

Odwróciłam wzrok w stronę kobiety. Zobaczyłam znowu ta dziewczynę. Była ubrana jak wtedy w wannie. Jej ręce nie krwawiły, ale była całe pocięte. Wyglądała tak niewinnie, tak delikatnie. Nie potrafiłam przestać na nią patrzeć.

- Twoja obietnica jest aktualna? – zapytała.

- Jaka obietnica?

- Tą, którą dzisiaj usłyszałam od Ciebie, na moim grobie, o tym, że zadbasz o Wonho.

- Tak, oczywiście, zrobię co w mojej mocy.

- Będę spokojniejsza, dziękuję – uśmiechnęła się delikatnie – tęsknię za nim.

- On za Tobą również – odwzajemniłam uśmiech – przepraszam, za to wszystko.

- To nie Twoja wina, Ty nigdy nie miałaś złych intencji, po prostu zgubiła Cię chęć bycia najlepszą – złapała mnie za dłonie – teraz już Cię nie gubi, Wonho jest w dobrych rękach, dbaj o niego, nie pozwól zrobić mu krzywdy, nie pozwól go zranić – z jej oczu zaczęły lecieć łzy, ale nie zwyczajne łzy, tylko łzy przesiąknięte krwią.

Próbowałam je zetrzeć, ale nie mogłam tego zrobić. Leciało ich coraz więcej.

- Proszę dbaj o Wonho – to były jej ostatnie słowa zanim zaczęła krzyczeć i wyć z bólu a z jej nadgarstków znowu spływała krew.

- Nie! – krzyknęłam.

Podniosłam się z łóżka ze spływającym potem na czole. To był tylko sen, ale był tak realny, że moje ręce telepały się ze strachu. Spojrzałam na nie. Miałam rozmazaną krew na palcach. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Uderzyłam się parę razy w twarz, bo myślałam że jednak nadal śpię, jednak nie spałam. Ale po uderzeniach krew z rąk całkowicie zniknęła.

- Ona chciała mi to wszystko pokazać, by upewnić się, że zadbam o Wonho – szepnęłam sama do siebie.

Nie mogłam już zasnąć, siadłam na parapecie przy oknie i patrzyłam na księżyc. To wszystko było ponad moje siły. Przytłoczył mnie fakt, że widziałam wszystko. Że widziałam jedną z sytuacji w której się nad nią znęcano. Że widziałam jej samobójstwo. Że widziałam jej pogrzeb. Że widziałam Wonho. Że widziałam ją. Ale musiałam ruszyć do przodu, zostawiając w tyle przeszłość, dałam słowo. Dałam słowo, na to, że nie pozwolę by Wonho kiedykolwiek został skrzywdzony przez nikogo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro