39.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dlaczego ostatnio tak bardzo rzadko przychodzisz? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos Wonho.

- Przepraszam, miałam ostatnio bardzo dużo na głowie, muszę coś pozałatwiać, ale jak to się skończy obiecuję, że będę się pojawiać tak często jak tylko będziesz chciał – uśmiechnęłam się podnosząc na niego wzrok i łapiąc go za dłoń.

- Coś w pracy?

- Tak, w pracy – i znowu to robiłam, znowu kłamałam.

Powinnam w tym momencie się skarcić. Zawalałam wszystko co sobie wcześniej założyłam. Nie miałam czasu na spędzanie czasu z Wonho, który nadal leżał w szpitalu, ale powoli wracał do zdrowia. Ogarnięcie całego pogrzebu naprawdę wymaga wielu poświęceń, czasu i zaangażowania. A przecież nie mogłam Wonho powiedzieć czym tak naprawdę się zajmuje. Drugą sprawą był Jooheon, robiłam wszystko by go wyminąć. Dawał wcześniej znać Wonho, że wpadnie a ja się wtedy ulatniałam. Miałam dość tłumaczeń tego wszystkiego. Samą mnie to przerastało, a milion kolejnych pytań nie powodowało, że było mi łatwiej. Jackson bardzo dużo mi pomagał, wiele spraw nie załatwiłabym bez niego. Musiałam skupić się na tylu rzeczach na raz, że przestawałam wiedzieć co w tym momencie jest ważniejsze. Wiedziałam tylko tyle, że jak ten koszmar z pogrzebem się skończy będę mogła całkowicie poświęcić się Wonho.

- Dominika? – z rozmyśleń znowu wyrwał mnie Wonho – Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna.

- Po prostu jestem zmęczona i się zastanawiam nad tym, co mam zrobić kolejne by było dobrze - mruknęłam pod nosem – Nie gniewaj się.

- Przecież się nie gniewam, wariacie – złapał mnie palcami za podbródek i uniósł moją twarz by nasze spojrzenia się zgrały – po prostu się o Ciebie martwię, przepracowujesz się za bardzo i nie masz czasu na odpoczynek.

- Nic mi nie będzie Wonho, obiecuję – zaśmiałam się bo jego palce były tak delikatne, że poczułam łaskotanie.

- Kocham Cię, wiesz o tym? – zbliżył się do mnie podnosząc się na łóżku.

- Wiem, powtarzasz mi to kilka razy dziennie – uśmiechnęłam się, a moje policzki zrobiły się różowe, bo nadal byłam zawstydzona słysząc te słowa od niego.

Jego twarz zbliżała się do mnie coraz bardziej. Czułam, że to ten moment, którego pragnęłam od wydarzeń na punkcie widokowym. Wtedy nie było nam to dane, obydwoje nie wiedzieliśmy czego od siebie chcieliśmy, co między nami było. Zostaliśmy postawieni przed próbą, która wszystko zmieniła. Zrozumieliśmy wszystko. Jak bardzo ważnymi ludźmi dla siebie jesteśmy i ile nawzajem dla siebie liczymy. Ale nasze ambicje były wyższe niż nasze uczucia. Musiało dojść do takiej tragedii, w której Wonho mógł stracić życie byśmy to wszystko zrozumieli. A teraz jest ze mną znowu, wiedząc co do niego czuje. Obydwoje to wiemy. Wiemy jak bardzo silnym uczuciem jesteśmy połączeni. Ten pierwszy pocałunek był teraz odpowiedni, to był odpowiedni moment.

- Ja Ciebie też kocham Wonho – szepnęłam gdy poczułam jego coraz silniejszy oddech na swoich wargach.

Nasze usta delikatnie się ze sobą złączyły, a jego dłoń powędrowała na moją szyję. Jego usta delikatnie muskały moje, czułam jak by idealnie do siebie pasowały. To co poczułam w swoim organizmie nie mogłam porównać do niczego co wcześniej doświadczyłam. To było takie wyjątkowe, że utwierdziło mnie tylko w tym co naprawdę czuję do tego człowieka. Nie chciałam by ta chwila się kończyła, chciałam by trwała wiecznie.

- Gołąbki, długo jeszcze? – usłyszeliśmy głos za sobą i momentalnie od siebie odskoczyliśmy.

Odwróciłam twarz i zobaczyłam Jooheona.

- Ja muszę iść, przyjdę wieczorem, dobrze? – zwróciłam się do Wonho podnosząc się w pośpiechu z krzesła i próbując wyjść jak najszybciej z sali.

- Gdzie Ci się tak śpieszy? – złapał mnie za nadgarstek Jooheon.

- Muszę pozałatwiać pewne sprawy, potem wrócę – uśmiechnęłam się jakby nigdy nic wyrywając swój nadgarstek z jego uścisku i opuszczając pokój.

***

Dominika wyszła z sali a Jooheon usiadł na jej miejscu.

- Jest jakaś dziwna ostatnio, nie zauważyłeś? – zwrócił się Wonho do Jooheona.

- Normalna jest, mają sporo pracy z Jacksonem ostatnio, jest po prostu rozkojarzona bo ma tyle na głowie – mruknął – a Ty jak tam się czujesz?

- Coraz lepiej, mam nadzieję że niedługo mnie stąd wypuszczą, bo idzie zwariować tak leżąc w bezruchu w jednym łóżku – sapnął Wonho.

***

Wyszłam ze szpitala dzwoniąc po Jacksona by po mnie przyjechał. Powinnam to wszystko Jooheon'owi wyjaśnić a nie uciekać. Ale jeszcze nie potrafiłam, to wszystko działo się za szybko.

Nie musiałam długo czekać na Jacksona, przyjechał tak szybko jak potrafił, czyli naprawdę szybko. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy zamknąć ostatnie sprawy związane z pogrzebem, który miał się jutro odbyć. Wiedziałam, że jutro już będę w pewnym sensie wolna od obowiązku. Chociaż nie traktowałam tego jak obowiązek, ciągle mówiłam sobie że Kai tego chciał i zasługuje na wiele za to co zrobił, a ja robię to z największą przyjemnością.

***

- Muszę zbadać Pana kolegę, więc musi Pan na chwilę wyjść – do sali Wonho wszedł jego lekarz uśmiechając się serdecznie.

- Oczywiście, potem dokończymy rozmowę – machnął ręką Jooheon i wyszedł.

- Panie doktorze, czuję się już świetnie, długo jeszcze będę musiał tu zostać? – wypalił od razu Wonho.

- Przeszedł Pan naprawdę poważną operację, nie możemy Pana tak po prostu puścić, cały czas musimy obserwować czy nie dzieje się nic niepokojącego, a będziemy spokojniejsi jeśli będziemy mieć Pana na miejscu – uśmiechnął się mierząc Wonho ciśnienie i robiąc podstawowe badania.

- Chcę jak najszybciej zabrać kobietę na randkę by móc sformalizować to co jest między nami – zaśmiał się.

- I na to przyjdzie czas – również się zaśmiał – ale faktycznie, ta dziewczyna jest warta formalizacji.

- Tak Pan myśli?

- Jestem tego pewny, spędzała przy Panu każdą sekundę przed operacją i po operacji, nie spuszczała z Pana wzroku, dbała o Pana cały ten czas, nad czym tu się tu jeszcze zastanawiać?

- Faktycznie, kocham ją.

- To jest najważniejsze.

- Panie doktorze?

- Tak?

- Mam pytanie.

- Słucham?

- Kto oddał mi serce? Chcę znać imię i nazwisko tej osoby, chcę móc odwdzięczyć się jego rodzinie.

- Serce przyleciało aż z Japonii.

- Nie ważne skąd, chcę znać dane osoby, która podarowała mi narząd dzięki któremu teraz z Panem rozmawiam, mam do tego całkowite prawo.

Lekarz zamarł. Nie wiedział co ma mu odpowiedzieć. Doskonale wiedział, że Wonho ma całkowite prawo do poznania dawcy. Ale nie sądził, że kiedykolwiek będzie się o to upominał, albo pytał. Wszyscy chcieli utrzymać to w tajemnicy, tak jak Kai prosił, ale w tym wypadku on nie miał innego wyjścia. Taka była wola pacjenta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro