40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyszedł jeden z gorszych dni w moim życiu. Musiałam pożegnać byłego chłopaka, bliskiego znajomego i człowieka, który uratował chłopaka, którego tak mocno kochałam. Teraz do mnie docierało to wszystko, gdy stałam w kościele patrząc na drewnianą trumnę stojącą na środku. Nie dało się nie uronić łzy. Mimo wszystkich spraw ten człowiek był mi bardzo bliski. A teraz zrozumiałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę. Dopiero teraz.

Msza minęła bardzo szybko, nie wiedziałam w którym momencie znaleźliśmy się na cmentarzu. Chciałam by ten czas się zatrzymał, bym miała go więcej na pożegnanie. Ale on leciał tak szybko. Na pogrzeb nie przyszło wiele osób, najbliżsi. Uszanowaliśmy wolę Kai'a o tym, by nie wiele osób wiedziało o jego śmierci, a raczej tak ogromnym poświęceniu.

Ksiądz poświęcił miejsce w którym Kai miał być za chwilę pochowany, a z głośników poleciała cicho jego ulubiona piosenka, piosenka o której zawsze mówił, że kojarzy mu się ze mną. Nie chciałam tego, ale jego mama niesamowicie o nią prosiła. Nie miałam serca jej odmawiać. Dopiero dzisiaj zobaczyłam jak bardzo jest załamana tą całą sytuacją. Jej jedyne dziecko za chwilę spocznie w ziemi, a ona już nic nie może z tym zrobić.

- Może zabierze ktoś głos, w ostatecznym pożegnaniu? – zwrócił się w naszą stronę ksiądz.

Doskonale wiedziałam, że tą osobą powinnam być ja, chciałam móc zrobić krok do przodu, ale za zostałam złapana mocno za nadgarstek.

- Ja zabiorę – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos i zamarłam.

Obok mnie na wózku inwalidzkim przejechał Wonho. Nie miałam zielonego pojęcia co on tu robi i jakim cudem wyszedł ze szpitala. Odwróciłam się za siebie, za mną stali wszyscy z Monsta wraz z lekarzem, wszyscy ubrani w czarne garnitury.

- Ja mu nic nie powiedziałem, przysięgam – szepnął Jooheon zanim z powrotem odwróciłam się w kierunku w którym poruszał się Wonho.

Ledwo pchał te ogromne koła od wózka inwalidzkiego, widać że liczył siły na zamiary, a tak naprawdę był jeszcze strasznie osłabiony. Jackson do niego podbiegł i pomógł mu zajechać na środek, obok trumny. Spojrzał na wszystkich zebranych ludzi, a na końcu jego wzrok zawisł na mnie. Czułam w jego oczach, że jest zawiedziony. Zawiedziony tym, że to przed nim ukryłam, że skłamałam, że mam dużo pracy z Jacksonem, gdy jeździłam i załatwiałam wszystko związane z pogrzebem. Wiedziałam już, że on to wszystko wie.

***

- Panie doktorze, słyszał Pan o co Pana zapytałem? – powtórzył Wonho widząc zmieszanie lekarza – jak Pan mi nie powie, to dowiem się od innego lekarza.

- Wonho, nie wiem czy chcesz o tym wiedzieć – odpowiedział mu lekarz, spuszczając głowę.

- Chcę i chcę się dowiedzieć teraz, dlaczego miałby Pan coś takiego ukrywać przede mną?

- Bo to może być dla Ciebie trudne.

- Chcę to wiedzieć – Wonho podniósł głos.

- Dobrze udzielę Ci takiej informacji, ale proszę byś się uspokoił, przy Twoim stanie nie wskazane jest denerwowanie się – uśmiechnął się lekarz kierując się w stronę drzwi – zaraz wrócę z papierami – wyszedł, a do Wonho z powrotem wrócił Jooheon i reszta, która właśnie dotarła do szpitala.

- Co mu się stało? Że wyszedł od Ciebie taki przerażony? Coś nie tak, Wonho? – zapytał zmartwiony Kihyun.

- Nie, poprosiłem go o dane osoby od której mamy serce – uśmiechnął się Wonho – zaraz się dowiem, chcę podziękować jego lub jej rodzinie, że się zgodziła.

- Po co Ci to wiedzieć? – wtrącił zdenerwowany Jooheon słysząc co Wonho chce od lekarza.

- Po prostu, a może są biedni, może czegoś im brakuje, może nie potrafią sobie poradzić z śmiercią bliskiej osoby? Mogę im pomóc.

Ich rozmowę znów przerwał im lekarz. Już mu nawet nie przeszkadzało, że oni wszyscy są przy tym. Tak czy siak, wszystko co miało być delikatnie ukryte wyjdzie, takim prawem rządził szpital, a on nic nie mógł z tym zrobić.

- Proszę – podał mu papiery związane z przeszczepem i spuścił wzrok.

Wonho zręcznie za nie złapał i od razu wziął się za lekturę. Było dużo danych na temat serca, a on potrzebował adresu i imienia i nazwiska. W pośpiechu zaczął przewracać kartkami, aż w końcu natrafił.

- Kim Jong-in – wyszeptał – Kim Jong-in, Seoul.

- Przecież mówił Pan, że serce jest z Japonii – wtrącił Shownu słysząc ciche szepty Wonho.

- Kim Jong-in – powtarzał ciągle Wonho, delikatnie podnosząc swój wzrok w stronę chłopaków bo wiedział że w Seulu jest dużo osób o takim imieniu i nazwisku ale po zachowaniu lekarza, wiedział że chodzi o tą jedną konkretną osobę – Czy wyście wiedzieli?

- Co wiedzieliśmy? – zapytał zszokowany Minhyuk nie rozumiejąc o czym Wonho mówi.

- Czy wiedzieliście, że Kai jest dawcą?! – podniósł głos rzucając kartki na podłogę – pytam się wiedzieliście?! Dlatego Pan chciał to ukryć?! Dlatego Pan z tym zwlekał?!

- Wonho o czym Ty mówisz? Jaki Kai? Ten Kai? – wszyscy stali wryci patrząc na wściekłość Wonho, która z niego parowała.

- Wyjdźcie – mruknął lekarz do Monsty, a oni od razu go posłuchali i wyszli.

- Co Pan ma mi do powiedzenia?

- Słuchaj Wonho, to jest bardzo delikatna sprawa, Kai chciał byś nigdy się o tym nie dowiedział, był pewien że nigdy nie będziesz chciał poznać dawcy.

- I wszyscy przede mną to ukrywali, tak?

- Nie, nie wiele osób o tym wie, szpital, Dominika, Jackson i jego rodzice – próbował nadal go uspokoić lekarz.

- Dominika wie?! – zagryzł zęby na samą myśl o Dominice.

- Wonho, jak już znasz prawdę, chcę byś znał ją w całości – zaczął ponownie lekarz – umierałeś, a my nie mogliśmy znaleźć żadnego serca, albo zwyczajnie żadne nie pasowało, nie chcieliśmy ryzykować nie udaną operacją, wtedy zgłosił się do mnie mój pacjent, którego leczę od bardzo dawna, Kai był nieuleczalnie chory i nie zostało mu wiele, odradzałem mu taką decyzję, ale on był uparty, a jego serce w 90 procentach przeszło próbę podczas badań, on przyszedł do mnie i poprosił mnie bym przyśpieszył jego śmierć, ze względu na tą dziewczynę, nie mógł patrzeć na to jak płakała, jak nie spała, jak była załamana, i sam fakt że kocha Ciebie a nie jego bardziej go do tego zmusił – usiadł na krześle przy łóżku Wonho – poświęcił się byście Wy mogli być szczęśliwi razem, więc proszę nie zniszcz tej szansy. Dominika zajmuje się pogrzebem, który odbędzie się jutro, to ją wszystko przerosło, więc proszę nie miej jej za złe, że Ci nie powiedziała.

Wonho siedział w łóżku przeszywając wzrokiem swoją ranę na klatce piersiowej. Nie mógł w to wszystko uwierzyć. To było jak zły sen, z którego chciałby móc się teraz obudzić. Był taki beztroski pomimo tego co się z nim stało, bo miał ją obok. Ale nie wiedział o tym, że ona nadal cierpiała mimo tego, że z nim było wszystko w porządku. Cierpiała, z powodu Kai'a. Przestawało go obchodzić co Kai mu zrobił, ile krzywdy mu kiedyś wyrządził, że doprowadził jego przyjaciółkę do samobójstwa, że odebrał mu Dominikę. Nigdy nie był nikomu wdzięczny tak jak w tej chwili. Naprawdę docenił jego gest. Pierwszy raz w życiu.

- Chcę być na tym pogrzebie Panie Doktorze – odpowiedział pewnie łapiąc się za ranę – nie zaprzepaszczę takiej szansy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro