Rozdział 14: Koniec rozprawy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

.

. .

. . .

Nie wiedziałam, jak na to zareagować.

To wszystko... Ja... Nie wiedziałam, co ja mam o tym myśleć.

Przed chwilą... widziałam, jak jeden z nas... został zabity... Co gorsze, zrobili z tego jakieś szalone widowisko...

- . . . c o . . . CO TO MIAŁO BYĆ?!? - nawet Obsidian była w szoku, a wyglądała na osobę, którą takie rzeczy ruszają najmniej.

- A... Alan... - słyszałam słaby głos TT.

- . . . - chciałam móc coś powiedzieć... cokolwiek... Ale nie byłam w stanie. Czułam tylko to obezwładniające uczucie beznadziejności, które kompletnie mnie paraliżowało.

- Puhuhuhu! Co za widowisko! - zaśmiał się Monokuma. - Dawno się tak dobrze nie bawiłem! 

- Co... CO TO BYŁO?!? To miała być egzekucja?!? - krzyknął Impact, gdy otrząsnął się z szoku. - To było chore! Jak... Jak tak można...?!

- Czy my... też tak skończymy...? - głos Oliwii był tak słaby że ledwo go słyszałam.

- Heh... Heheheh... Hahahaha... W końcu... W końcu to czujecie, co? Czujecie tą obezwładniającą was rozpacz... CUDOWNE UCZUCIE, NIEPRAWDAŻ?!? - Dos zdawał się kompletnie niczym nie przejmować. Wręcz przeciwnie... sytuacja zdawała się go bawić, jeśli nie podniecać.

- CZY TY ZACZYNASZ SIĘ ŚLINIĆ?!? - wrzasnęła Delta. - Ew... Zamiast rozpaczy czuję teraz obrzydzenie.

- Nie masz prawa mnie oceniać... Rozpacz to jedyny cel mojego życia... Moim jedynym zadaniem jest roznoszenie jej światu... To jedyna rzecz, która mną kieruje! Jeśli nie mam rozpaczy... Moje życie nie ma sensu! - krzyknął. - Więc zamknij się i nie odbieraj mi frajdy albo wszyscy poczują rozpacz z powodu twojej śmierci!

Że jak...?!?

- N-nie możesz mnie zabić...! Nie zabiłam nikogo ani nie zaatakowałam żadnego z was! Nie złamałam żadnych zasad, za które by mi to groziło!

- Heh... Heh heh... Przynajmniej jesteś bystra, to ci trzeba przyznać - zaśmiał się. - Dobra, koniec na dzisiaj! Wiecie gdzie jest winda, więc możecie wracać do siebie. CIESZCIE SIĘ CODZIENNOŚCIĄ PÓKI MOŻECIE, SKORO TAK BARDZO WAM NA NIEJ ZALEŻY... HAHAHAHAHAHAHA!!!

W tym momencie wszystko ucichło... Dos i Monokuma zniknęli, a pozostali ruszyli do windy. Ja... ja nie mogłam.

Podeszłam do podium nr 1 i spojrzałam na tabliczkę z imieniem Alana. Dotknęłam jej delikatnie, ze łzami w oczach.

Przepraszam... Przepraszam, Alter... Nie chciałam tego... ale... ale... nie mogłam pozwolić im umrzeć... Nie zasługiwali na to...

- Elyssa? - usłyszałam za sobą głos Darron'a. Widocznie nie pojechał na górę z innymi. - Czy... trzymasz się jakoś?

- . . . Niespecjalnie... - odparłam.

Słyszałam jego kroki, a po chwili poczułam jak mnie obejmuje. Momentalnie poczułam jeszcze większą ilość łez płynących z moich oczu.

- Darron... Czy to moja wina...? Czy to przeze mnie... Alan nie żyje...?

- Elyssa... Gdyby nie ty... Cała reszta by zginęła... razem z tobą - odparł. - Musiałaś to zrobić... Nie było innego wyjścia.

- Wiem, ale... Nie mogę... nie mogę przestać o tym myśleć...

- Hej, już dobrze... Już dobrze...

Przez chwilę tak staliśmy razem, w ciszy. Nikt z nas się nie odzywał... Panowała kojąca cisza.

- Chodźmy - powiedział w końcu, gdy mnie puścił. - Nic tu po nas.

Kiwnęłam głową i razem ruszyliśmy w stronę windy. Poczekaliśmy, aż wróci na dół, po czym wsiedliśmy do niej.

Jazda w górę zdawała się jeszcze dłuższa niż wcześniejsza podróż w dół... Cały czas miałam w głowie tą rozprawę i ostatnie słowa Alana.

"Elyssa... Mam nadzieję że jesteś zadowolona ze swojego wyboru. Obyś tylko tego nie żałowała"...  . . .

W końcu drzwi się otworzyły. Wyszliśmy z windy i spojrzeliśmy na drzwi do auli. Podeszłam do nich i otworzyłam je, po czym ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam.

Aula była pusta. Nie było ani śladu po tym, co wcześniej zaszło tutaj. Zniknęło ciało Tessy i plamy na podłodze... Wszystko wyglądało tak jak przed morderstwem.

- A-ale... jak...? - byłam w szoku.

- Wszystko... zniknęło...? - Darron również był zaskoczony. - GH! - nagle chwycił się za głowę i oparł o ścianę.

- Darron?! Co się dzieje?

- Uh... um... Niech to - mruknął i wyprostował się. - Miałem wrażenie że... że zaczynam coś sobie przypominać, ale... niestety...

- Oh...

- Ale... dlaczego...? Dlaczego w takim momencie? I dlaczego... mam wrażenie że zetknąłem się kiedyś z czymś podobnym...?

Jak to...?

- Uh... teraz mnie głowa będzie bolała. Świetnie... Muszę się na chwilę położyć.

- Odprowadzę cię do pokoju - zaproponowałam. - I tak... ja też chciałam wrócić do swojego.

- Rozumiem... Dzięki.

*

Po kilku minutach zamknęłam za sobą drzwi do pokoju i praktycznie osunęłam się na podłogę. Nie miałam siły by się położyć w łóżku... Tak naprawdę nie miałam siły na nic.

To... naprawdę się wydarzyło, huh... A to dopiero początek... Naprawdę czeka nas więcej...? Naprawdę wszyscy się musimy powybijać...?

Westchnęłam i wstałam z podłogi. Właśnie wtedy zauważyłam coś na biurku. Podeszłam bliżej i zobaczyłam że jest to kartonowe pudełko.

Postanowiłam sprawdzić, co w nim jest, więc zajrzałam do środka. Wewnątrz znajdowała się jakaś fotografia. Chwyciłam ją do ręki i obejrzałam ją.

- Huh?! - zdziwiłam się. Na tej fotografii byłam ja... oraz Alan i Tessa! Cała nasza trójka rozmawiała wesoło, zupełnie jak przyjaciele.

Co to jest...? Nie pamiętam czegoś takiego, pomyślałam. Obejrzałam zdjęcie z drugiej strony, ale niczego tam nie było. I czemu właściwie takie coś jest w moim pokoju?

Nagle poczułam, że MonoBand razi mnie prądem. Krzyknęłam z bólu i wypuściłam z ręki fotografię...

...która stanęła w płomieniach i spaliła się zanim zdążyła wylądować na ziemi. Patrzyłam na to z niedowierzaniem, cały czas trzymając się za bolący nadgarstek.

- Co do...? - spytałam sama siebie. - Co to było...?

Westchnęłam. Zajrzałam do pudełka, ale nic więcej w nim nie było. Chwyciłam je więc i położyłam na podłodze przy biurku, po czym udałam się w stronę łóżka.

Mam dość na dziś, pomyślałam. Chcę spać...

Położyłam się do łóżka i niemal natychmiast zasnęłam, długo przed komunikatem ogłaszającym ciszę nocną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro