Myślałam nieco nad sprawą z kopertą i postanowiłam, że na razie zostawię jej zawartość w tajemnicy. Nie chciałam sprawdzać, co tam się znajduje, plus nie chciałam zdradzać zaufania innych.
Mimo to i tak nie mogłam przestać o tym myśleć... Postanowiłam więc jakoś się oderwać i spędzić z kimś czas wolny.
Poszłam do sali informatycznej, i tak jak przypuszczałam, Impact siedział przy komputerze. Klepał w klawiaturę, prawdopodobnie pracując nad czymś.
- Cześć, Impact - przywitałam go. - Zajęty jesteś?
- Hm? O, hejo El! - oderwał wzrok od monitora. - Niespecjalnie... Znaczy, tak, ale nie muszę koniecznie się tym zajmować.
- A co robisz, jeśli mogę spytać?
- A, no cóż... Próbuję znaleźć lukę w zabezpieczeniu tego miejsca - powiedział, wracając do komputera. - No wiesz... Całe to miejsce jest praktycznie odcięte od świata, nie mamy dostępu do Internetu i tak dalej... Liczyłem na to, że uda mi się zhakować to zabezpieczenie, ale jak dotąd bez efektu... Ktokolwiek napisał ten program, wiedział co robi.
- Czy to znaczy że jest to niemożliwe?
- Nie, ale jest za to bardzo trudne... Ale się nie poddam tak łatwo! Dobra, bo zanudzam cię czymś takim - odwrócił się i spojrzał na mnie. - To jak, gadamy czy coś?
- Możemy... To może... opowiesz coś o sobie? Nie mieliśmy wielu okazji by porozmawiać. Jestem ciekawa jak wyglądało twoje życie przed tym chaosem.
- Oh... um... - nagle Impact wydawał się nieco mniej pewny niż wcześniej. - W sumie... skoro tu tkwimy, powinienem coś opowiedzieć. No dobra... ogólnie to jestem jedynakiem - nie mam rodzeństwa. Kiedyś żyłem z rodzicami, znaczy... przed tym zdarzeniem w pracy taty.
- Jakim zdarzeniem...?
- Cóż... Mój ojciec był naukowcem i pracował w ośrodku naukowym... tego dnia mama poszła tam do niego... Musiała z nim porozmawiać... Niestety właśnie wtedy coś się wydarzyło... Bezpieczniki w całym budynku przestały działać i elektryczność zaczęła płynąć przez dosłownie wszystko... Nie przeżyli tego.
- O mój... To okropne! Kiedy to się stało?
- Miałem wtedy 9 lat... Zostałem sam... Ale po tym zdarzeniu zaopiekował się mój wujek. Na początku było mi ciężko... Ale 2 moich kuzynów pomogło mi się z tym pogodzić. Rozmawiali ze mną, wspierali mnie, nawet kupili mi komputer i nauczyli kilku rzeczy... A reszty wyuczyłem się sam, stąd mój talent.
- Oh... To musiało być ciężkie... Ale przynajmniej miałeś wsparcie rodziny.
- To prawda... Życie z wujkiem na początku było... inne... ale nie tęsknię już za tamtym życiem.
- Huh? Dlaczego...?
Impact przez chwilę milczał. ...?
- Bo... mój ojciec się nade mną znęcał. Ta rozmowa, którą mama chciała z nim odbyć w tamtym dniu... miała miejsce dlatego że nie wytrzymałem i jej powiedziałem. Gdyby nie to... nigdy by się nie dowiedziała.
- Oh... - początkowo nie wiedziałam co powiedzieć. - To... przykre...
- Wiem... Ale przynajmniej to już za mną... - westchnął. Widziałam, że mimo wszystko boli go to.
- Już dobrze - podeszłam do niego i objęłam go. - Nie jesteś z tym sam... Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał o tym z kimś porozmawiać, jesteśmy tu, okej?
- J-jasne... Dziękuję, El.
- Nie ma za co. Wiesz co... nie będę ci przeszkadzać dłużej. O, właśnie - wyjęłam z ekwipunku pendrive i podałam mu. - Być może kiedyś ci się przyda.
- Oh... dzięki. Z pewnością! Jakbyś potrzebowała czegoś, daj znać, okej?
- Jasne.
*
Byłam akurat w drodze do pokoju, gdy po drodze zauważyłam Obsidian siedzącą na ławce. Grała w grę na swoim MonoBand i wyglądała na wkurzoną. Huh... Czyżby ta gra tak ją denerwowała?
- Weź przestań się na mnie gapić, niebieska - mruknęła. - Kurwa, ta gra jest głupia...
- To może...
- I żadnych tekstów w stylu "to nie graj"! - krzyknęła. - Kurwa, nie lubię jej, ale chcę coś wygrać i nie mogę tego zdobyć, a kończą mi się monety!
- A co chcesz wygrać?
- Ugh... - nagle zrobiła się cała czerwona na twarzy. - ...kolad...ko...
- Hm?
- CZEKOLADOWE CIASTKO, OKEJ?!? To jest ten rodzaj jaki jadłam gdy miałam 5 lat, a które wycofali ze sklepów! I z jakiegoś powodu nie mogę go wygrać!
- Masz na myśli to? - wyjęłam z ekwipunku paczkę i pokazałam jej. Spojrzałam na nią i w pierwszej chwili myślałam, że mi ją wyrwie.
- Gh...! Jeśli chcesz tak po prostu mi ją dać to spierdalaj... - wydusiła z siebie. Musiało ją kosztować wiele powstrzymywanie się.
- To może wymiana? Jeżeli masz coś, czego nie mam, możemy się zamienić.
Obsidian przez chwilę myślała, po czym wyciągnęła w moją stronę jakąś buteleczkę perfum.
- To gówno nazywa się "Aromat Kobiecej Fantazji" czy coś... Może być?
- Może być - wzięłam od niej perfumy i schowałam je, po czym podałam jej ciastko. Natychmiast rozerwała folię i ugryzła kawałek.
- MMMMMMMMMMMMMMMMMM!!! - w pierwszej chwili myślałam, że... w sumie nie, to trochę zła myśl... - Tak... To jest kurwa dobre gówno!
- Aż tak? - uniosłam brew.
- Nie oceniaj mnie, okej?! Dobra, dostałaś co chciałaś, możesz sobie iść. Nie obchodzi mnie co dalej, mam was wszystkich kompletnie w dupie.
- To... dlaczego wtedy nam pomogłaś? Na rozprawie...? Nie musiałaś mówić o tym, że byłaś w pokoju Alana... a jednak to zrobiłaś.
Przez chwilę się nie odzywała.
- Nie twoja sprawa. Po prostu robię co chcę i kiedy chcę. Skończmy na tym - zwinęła folię w kulkę i rzuciła nią w kosz, po czym wstała i odeszła.
Cóż, to było ciekawe...?
Pokręciłam głową i poszłam do siebie. Zbliżała się cisza nocna, więc nie było sensu dłużej się kręcić po szkole.
*
DING DONG BING BONG!
Jak zawsze obudziło mnie powiadomienie ogłaszające koniec ciszy nocnej. Poszłam do łazienki i ubrałam się w swoje rzeczy.
Kolejny dzień... Ciekawe co dzisiaj mnie cze-
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Nagle usłyszałam krzyk. Nie słyszałam go dokładnie, ale chyba dochodził z góry... Wybiegłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów.
- Co się dzieje?! - nagle za mną zaczęła biec Oliwia.
- Nie mam pojęcia... To chyba z góry! - odparłam, biegnąc po schodach.
Wbiegłyśmy na wyższy poziom i zobaczyłyśmy TT siedzącą pod ścianą naprzeciwko drzwi do warsztatu. Jej oczy były szeroko otwarte, a całe jej ciało się trzęsło.
- TT? Co się stało? - spytałam. Ona tylko wskazała drzwi, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
Zajrzałyśmy więc do pokoju...
...i pożałowałyśmy tego niemal natychmiast.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - krzyknęłyśmy, po czym Oliwia zemdlała. Ja tylko upadłam na ziemię.
Nie... NIE...! NIEEEEEEEEEEEEEE!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro