XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szliśmy co jakiś czas coś do siebie mówiąc, ale atmosfera między nami nie była pod żadnym pozorem napięta. Swobodna, ale ja za bardzo nie wiedziałam jak podtrzymać rozmowę bo - szczerze mówiąc - czułam się niepewnie. Nie mam pojęcia kim jest dla mnie Danny. Jeszcze kilka tygodni temu mogłabym go określić jako zakałę swojego życia i strasznego buraka. Ale... Coś się zmieniło.

Wciąż trzymał moją dłoń i zdawał się nie zwracać uwagi na ludzi dziwnie spoglądających w naszą stronę. Może myśleli, że jestem jego córką ale zdziwiło ich, że w takim wieku trzyma mnie za dłoń jak zwykłego smarkacza? A może zaczynali snuć teorię, że dorosły facet bierze się za młodą dziewczynę? Kogo ja oszukuję, tak chyba się właśnie dzieje. Albo się mną bawi, kto wie? Ewentualnie robi to wszystko z nudów bądź to wczesny kryzys wieku średniego.

Także szłam starając się trzymać z nim równe tempo i świdrowałam wzrokiem własne buty. Nie odważyłabym się teraz na niego popatrzeć. Nie ma mowy. Co jakiś czas omiatałam wzrokiem okolicę. Denerwowały mnie nieposłuszne, rude kosmyki wysuwające się zza uszu i łaskoczące moje policzki.

- Maju potrafisz przejść przez ogrodzenie?

- Idziemy na malinowe wzgórze? - Zapytałam zaciekawiona.

- Uh nie, w zupełnie inne miejsce. Pokażę ci coś. To jak?

- Wysokie to ogrodzenie?

- Takie - Wyciągnął przed siebie rękę.

Popatrzyłam we wskazanym kierunku. Płot zrobiony ze zwykłej siatki miał dobre dwa metry wysokości. Moja twarz od razu wykrzywiła się w grymasie niepewności.

- Pomogę ci, nie bój się.

Daniel wsunął palce między moje, na co poczułam ścisk w podbrzuszu. Ruszyliśmy w stronę zabezpieczenia, a kiedy znaleźliśmy się pod samiutkim płotem, mężczyzna kazał mi stanąć tyłem do niego. Poczułam jak łapie mnie za biodra i podnosi do góry. Złapałam się krawędzi i z lekkim trudem podciągnęłam, a następnie przełożyłam nogę. Popatrzyłam w dół i aż zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się do przodu, na co adrenalina skoczyła mi na tyle, że zaczęłam nieco panikować. Przykleiłam się do ogrodzenia.

- Majka uważaj, siedź tam, zaraz cię zdejmę - Usłyszałam jego głos.

Zamknęłam oczy i z całej siły zacisnęłam dłonie i uda na ogrodzeniu. Czułam, jak Danny bez najmniejszego problemu przełazi przez płot i zeskakuje po drugiej stronie. Robił to tak pewnie, jakby bywał tu każdego dnia. Uchyliłam powieki.

- Maju powoli, dobrze? Podnieś się... O właśnie. Uważaj! Przełóż drugą nogę... Powoli. Skacz, złapię cię.

Zsunęłam się trochę niżej i przełknęłam ślinę. Dwa metry to nie jest zawrotna wysokość, ale była dla mnie przerażająca.

Odepchnęłam się i zamknęłam z powrotem oczy. Kiedy myślałam, że z impetem uderzę w ziemię, on rzeczywiście mnie złapał. Owinęłam go rękami i nogami, po czym schowałam twarz w zagłębieniu obojczyka.

- Ej... Już dobrze - Powiedział cicho, ruszając dalej.

Odchyliłam się delikatnie do tyłu i zerknęłam na niego. Patrzył przed siebie, ale po chwili jego wzrok powędrował w moje oczy. Obserwowałam tą cudowną zieleń która pod światło wyglądała jeszcze bardziej majestatycznie. A w słońcu jego włosy stały się ciemno brązowe, nie czarne. Tu i tam jeszcze mignęły mi piegi. Ale naprawdę, nigdy bym ich nie dostrzegła.

- Gdzie idziemy?

- Pokażę ci, gdzie zawsze chodziłem za gówniarza.

- A daleko jeszcze?

- Nie.

Oparłam policzek na jego ramieniu. Drzewa powoli zaczynały się zagęszczać, aż w końcu całkowicie nas otoczyły. Gdzieniegdzie coś poruszyło się w krzakach, tam dostrzegłam dziką różę a w jeszcze innym miejscu rozrastał się w najlepsze bluszcz. Gdy nagle... Drzewa zaczęły znów się przerzedzać. Uniosłam głowę i obróciłam się lekko. Dan w tym samym momencie zatrzymał się i przesunął wolną ręką po moich plecach. Byliśmy nad ogromnym jeziorem.

- Nie sądziłem, że... - Urwał na moment, po czym przełknął ślinę - Że tyle wspomnień wróci w jednej sekundzie.

Zsunęłam się z niego i stanęłam przodem do jeziora. Otaczały je drzewa z każdej strony oprócz tej, po której staliśmy. Dostrzegłam jeszcze jakby kawałek muru wystający przy samym brzegu parę metrów od nas. Woda była tajemniczo zielona. Dokładnie tak, jak oczy Daniela.

Jak na zawołanie jego ręka powędrowała po moim biodrze, po czym druga oplotła mnie w talii. Chwyciłam delikatnie jego nadgarstek i przysunęłam bardziej tak, aby mógł mnie przytulić od tyłu. Dan wydał z siebie dziwny odgłos, jakby stłumione chlipnięcie, właśnie wtedy mnie sparaliżowało. Czy on... Płacze? Nie sądziłam, że Murillo, twardy silny mężczyzna który nie da po sobie jeździć ma coś takiego jak gruczoły łzowe.

- Tatusiu... - Szepnęłam, nawet nie licząc, że mnie usłyszy.

- Tak kochanie? - Zapytał po chwili.

- Jestem z tobą.

- Mimo wszystko?

- Mimo wszystko.

- Obiecujesz?

- Przysięgam.

- Nie obracaj się.

- Dlaczego?

- Nie chcę, abyś widziała jak rozklejam się jak jakaś pipka.

- Uwielbiam na ciebie patrzeć, niezależnie jak wyglądasz.

- Nienawidzę na ciebie patrzeć gdy jesteś smutna.

Przymknęłam oczy i mimowolnie to mi łza poleciała prosto na moją rękę.

*

Spędziliśmy kilka ładnych godzin na murku trzymając się za ręce i mówiąc do siebie ściszonym głosem. Daniel powiedział mi, że jego zdaniem związek nie istnieje. Jest to tylko głupia umowa między dwiema osobami, dlatego nie może powiedzieć, że jesteśmy razem czy coś. Ale dał mi jasno do zrozumienia, że należę do niego. Powiedział też, że jeśli oddam mu się w całości on również to zrobi. A ja... Zgodziłam się. Ponieważ odwzajemniam jego uczucia na swój dziwaczny sposób.

Kiedy dotarliśmy do domu zrobił się półmrok. Daniel otworzył przede mną drzwi. W salonie światło było zapalone a na kanapie siedziała Tania.

- A gdzie Julliet? - Zapytałam w ramach powitania.

- W pokoju.

- Zostawiłaś dziecko bez opieki? - Danny zapytał nieco zaskoczony.

- Jest duża, nic jej się nie stanie.

Zastygliśmy obydwoje w bezruchu.

- Ma lekki autyzm - Powiedziałam wreszcie - Nie zauważyłaś tego?

- Zachowuje się normalnie przecież - Blondynka zaczęła się denerwować - Nikt mi nie powiedział, że muszę ją specjalnie pilnować.

- Od tego tu jesteś odkąd nie ma Hannah. Maju idź zobacz czy siostra cała a my porozmawiamy.

Ukłucie zazdrości pojawiło się pod lewym żebrem. Zawsze byłam okropną zazdrośnicą, ale co jeśli podczas tej rozmowy ona mu się spodoba? Poczułam jak gładzi moje ramię, jakby uspokajająco. Z zaciśniętym gardłem poszłam na górę.

Drzwi od pokoju były uchylone. Weszłam do środka i zapaliłam światło. Jull stała przy oknie.

- Co robisz malutka? - Podeszłam do niej i objęłam od tyłu.

- Nudzę się. Tania kazała mi iść do pokoju więc zaczęłam patrzeć na ogródek.

- Dlaczego okno jest uchylone?

- Chciałam wyjść na dwór.

Zamknęłam okno i obróciłam ją twarzą do siebie. Położyłam ręce na jej ramionach i popatrzyłam jej uważnie w oczy.

- Nigdy więcej tak nie rób. Od tego są drzwi.

- Okay.

- Powiedz mi co robiłaś z Tanią, dobrze?

Mała poszła usiąść na łóżku, zaś ja oparłam się o parapet.

- Pani Tania dała mi kolorowanki a potem zadzwonił telefon. Rozmawiała kilka minut i powiedziała, że mam zostać tu a ona idzie do sklepu.

- A kiedy wróciła?

- Wróciła?

Poczułam jak skacze mi ciśnienie.

- Jull ty coś jadłaś dzisiaj w ogóle?

Mała wykrzywiła lekko usta w zastanowieniu.

- Chodź.

Zeszłyśmy na dół i zaprowadziłam małą do kuchni. Kazałam jej usiąść przy kuchennej wyspie, po czym otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej ser i pomidora.

- Ile kromek zjesz?

- Jedną.

Zamknęłam drzwiczki i położyłam produkty na blacie. Czyli robimy trzy.

- Majka? Co się stało?

Obróciłam się przez ramię. Dan podszedł do mnie i oparł się tuż obok.

- Gdzie Tania?

- Poszła już do domu, a co?

- Ona w ogóle się nie zajęła Jull - Ściszyłam głos - Wszystko mi wyśpiewała.

- Co masz na myśli?

- Zniknęła na cały dzień a małą wysłała do pokoju.

- Bez kanapki ani niczego?

- Teraz jej robię.

Mężczyzna wziął głęboki wdech, po czym wyjął z szafki szklankę. Nalał do niej sok wiśniowy i podszedł do mojej siostry. Przełożyłam kanapki na talerz i postawiłam go przed nią.

- I co teraz? - Zapytałam.

Mężczyzna popatrzył na mnie.

- Jak to co? Zajmę się tym po swojemu.

- Zwolnisz ją?

- Zobaczę, czy znowu to robi.

- To czyli co?

W odpowiedzi dostałam czarujący uśmiech.

- Przyszykuj się do snu i przyjdź - Powiedział cicho - Ja położę Jull spać jak zje.

*

Zapukałam dwa razy a następnie pchnęłam drzwi od sypialni, bez czekania na odpowiedź. Jedynym źródłem światła była lampka przy łóżku zaś Dan siedział na brzegu łóżka przodem do drzwi.

- Czekałeś?

- Oczywiście - Jego usta drgnęły w uśmiechu.

- Śpi?

- Upewniałem się dwa razy.

Rozbiegłam się i skoczyłam na niego. Wylądowaliśmy obydwoje na łóżku zaś on oplótł mnie rękami. Od razu wiedział co zrobię, więc nie był jakoś specjalnie zaskoczony. Pierwszy raz Danny całował mnie aż tak... namiętnie. Zjechał dłońmi z bioder na pośladki a następnie tylną stronę ud.

- Chcę tu dzisiaj spać - Powiedziałam odsuwając się trochę.

- Naprawdę myślisz, że będziemy spać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro