XXX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam z Dan'em na schodach werandy trzymając się za ręce. Zleciał nam cały dzień, ponieważ zanim iść od razu jeść lody, zrobiliśmy sobie długi spacer. Dan w międzyczasie zadzwonił do szkółki i poinformował, że ani on, ani ja nie przyjdziemy również jutro, zaś wytłumaczył się wielkim nieszczęściem związanym z moją siostrą.

Także siedząc tu, skąpana w blasku zachodzącego już słońca, na schodkach werandy domu Dan'a, byłam po prostu szczęśliwa. Mężczyzna znajdował  się obok mnie i trzymał za dłoń, ze wsuniętymi palcami między moje. Dał mi poczucie bezpieczeństwa, a wszelkie obawy ustąpiły. Myśl o powrocie do domu za niespełna trzy tygodnie, czy o tym, że rodzice dowiedzą się o naszym związku nie prześladowała mnie już na każdym kroku. O ile mogę nazwać naszą relację związkiem.

Dan przecież nie bawi się w związki...

- Chcesz już iść do domu, Majka? - Zapytał gdy spostrzegł, że na moją twarz znowu wzbiera się zakłopotanie.

- Nie - Odparłam i przysunęłam się bliżej niego, na co zgarnął mnie pod ramię.

Drugą rękę, prawą, przewiesił przez własne kolana tak, że mógł delikatnie dotykać mojego uda zewnętrzną stroną dłoni. Uniosłam głowę, aby popatrzeć na jego twarz. On również spojrzał na mnie i przez chwilę wbijaliśmy w siebie wzrok.

- Nie mogę cię tu pocałować, skarbie - Szepnął.

- Wiem..

Uniósł prawą rękę i odgarnął mi włosy z policzka.

- Wiesz... Właściwie to jestem szczęśliwy, ze cię mam.

- A ja jestem szczęśliwa, że mam ciebie.

Kąciki jego ust drgnęły.

- Wolałbym, żebyś mieszkała ze mną. I była tylko moja każdego dnia. Żebym mógł codziennie budzić cię pocałunkiem, jeść pizzę o trzeciej nad ranem, jeździć samochodem całą noc bez celu, żebyś mogła zasypiać i budzić się w moich ramionach. Chcę przynosić ci kwiaty, szeptać czułe słowa do uszka kiedy będziemy w miejscu publicznym i dawać obietnice, które spełnię gdy wrócimy do domu.

- Jestem twoja każdego dnia, jestem twoja zawsze, Tatusiu. Ale niestety nie mogę być przy tobie zawsze..

Rozejrzał się dookoła. Nie widząc praktycznie nikogo, nachylił się i złożył ciepły, mokry pocałunek na moich ustach. Zaryzykował dla mnie.

Kiedy się odsunął, patrzyliśmy sobie w oczy jeszcze dłuższą chwilę. Twarz Danny'ego wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. W jego oczach także było widać coś zupełnie obcego. Miłość.

Kiedy słońce całkiem zniknęło za malinowym wzgórzem, zaczęliśmy zbierać się do domu. Dan otworzył przede mną drzwi, a kiedy zamknęły się za nami, zdjęłam buty, weszłam wgłąb salonu i rozejrzałam się tak, jak to zwykle robiłam zanim Jull trafiła do szpitala. Mężczyzna stojący za mną dotknął mojej talii tak, jakby się spodziewał, że za chwilę znów stanę się smutna. Potem klęknął i przyciągnął mnie do siebie, oplatając rękami, zaś moje plecy spoczęły na jego torsie. Przytulił mnie tak mocno, jakby chciał wyprzeć każdą negatywną emocję, która miała zamiar pojawić się lada moment. Jakby chciał mnie obronić przed tym, co złe.

- Co masz ochotę robić, kochanie? - Zapytał cicho, tuż przy moim uchu.

- Byle razem - Odparłam bez wahania.

Poczułam jego usta na skroni, dzięki czemu ogarnęło mnie przy nim poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy uścisk na mojej talii trochę się poluzował, obróciłam się twarzą do niego i zarzuciłam ręce na ramionach. Zbliżyłam usta do jego ust i pocałowałam pierwsza chyba jedyny raz do tej pory. Dan przez chwilę nie zareagował po to, by po chwili oddać pocałunek i czyniąc go bardziej namiętnym. Poczułam jego dłoń na pośladku, drugą dotykał dolnej części moich pleców.

Tkwiliśmy tak dłużej, niż zazwyczaj. Dokładnie tak, jakbyśmy chcieli się nacieszyć sobą nawzajem. Danny całował mnie powoli, najpierw delikatnie aby za chwilę dodać temu nutkę erotyzmu.

Ale dlaczego to on zawsze się odsuwa pierwszy?

*

Następnego dnia obudziłam się na kanapie, wsparta o Dan'a. Oglądaliśmy filmy do późna, ale pamiętałam moment w którym zaczęłam odpływać.

Podniosłam się lekko. Dan oplatał mnie jedną ręką w talii, jednak teraz była nieco bezwładna. Popatrzyłam na niego dłuższą chwilę.

Rozczochrane, ciemne włosy, niewinny wyraz twarzy który gryzł się z tatuażami na ramionach, dodającymi mu drapieżności. Przyjrzałam się też uważnie tatuażowi na dłoni, zaś na palcach..

d e a r

Przejechałam swoimi po czarnym tuszu znajdującym się pod skórą.

- Co robisz? - Zapytał nie otwierając oczu.

- Nic - Odparłam i szybko cofnęłam rękę.

- Usiądź mi na kolanach - Powiedział, po czym uchylił powieki.

- Um... Po co?

- Gdy coś mówię, to to rób.

Chwilę ociągając się, przełożyłam nogę przez brzuch Dan'a. Kiedy wylądowałam na jego podbrzuszu przeraziłam się, że mogę być dla niego niewiarygodnie ciężka i że go gniotę. Jednak on słowem się nie odezwał, za to poczułam jego silne, męskie dłonie na tylnej stronie ud, poniżej pośladków.

- Pięknie wyglądasz - Uśmiechnął się słabo - Ale miało być na kolanach.

Mówiąc to chwycił mnie za biodra, przejeżdżając przy tym dłońmi po pośladkach, a następnie pociągnął w dół specjalnie tak, abym otarła się kobiecością o jego przyrodzenie. Kiedy już siedziałam na jego udach, nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam w dół. Widziałam jego zarys przez joggery. Zaczerwieniłam się gdy pomyślałam, że Dan widzi na co patrzę.

Ale nie nakrzyczał ani tym bardziej nie wyśmiał mnie. Poczułam, że łapie w dłoń mój nadgarstek i umieszcza moją dłoń na nim. Powoli. Cierpliwie. Zatrzymałam powietrze w płucach.

- Nie bój się mnie dotykać - Powiedział cicho.

Uniosłam wzrok na jego usta, po czym złapałam go stabilniej przez materiał. Dan lekko się uśmiechnął. Poczułam, jak trochę stwardniał mi w dłoni. O mój boże. Gdybym miała go w sobie, rozerwałby mnie na strzępy.

- Kochanie, muszę wykonać telefon - Powiedział nagle, obrzucając mnie przepraszającym spojrzeniem - Teraz mi się przypomniało. Za chwilkę dokończymy, dobrze?

Skinęłam głową i nieco zażenowana zeszłam z niego. Kiedy mężczyzna wstał i odszedł, znikając mi po chwili z pola widzenia, ogarnęły mnie złe myśli. Co jeśli zrobiłam coś nie tak? Co jeśli Dan...

- Ta, dobry - Usłyszałam stłumiony głos mężczyzny, w innym pomieszczeniu - Nie odzywałem się, bo zupełnie wyleciało mi z głowy, Ragan. Zapomniałem o tym układzie.

Zamilkłam, słysząc własne nazwisko. Rozmawia z ojcem, na bank.

- Nie, słuchaj... Mówię ci, miałem wiele na głowie... Maja? Oh... Maja śpi... Ta, grzeczna... To co z tym układem?

Wstrzymałam oddech, kiedy Dan przestał mówić. Po dłuższej chwili coś mruknął.

- Ja mogę dać ci pracę, Ragan... Wiem... Ta, wiem... Mhm... Dobra, jak ty i Riley wrócicie to obgadamy szczegóły... Nie... Cześć.

W milczeniu czekałam, aż wróci i będę mogła zadać mu pytania. Kiedy jednak siedziałam w zupełnej ciszy przerywanej tykaniem starego zegara po Fredo, postanowiłam, że sama pójdę zobaczyć co z nim.

Zsunęłam się z kanapy i przecięłam wzdłóż pusty salon, zmierzając w stronę kuchni. Zastałam tam Danny'ego, który przysiadł na blacie i bawił się obrączką. Wiedziałam od dawna, że ją nosi, ale wiedziałam też, że nie ma kobiety.

- Coś się stało? - Zapytałam zimnym tonem, którego nauczyłam się właśnie od Dan'a.

- Nie - Odparł beznamiętnie, po czym uniósł na mnie wzrok - Tylko twój ojciec... Cóż - Przełknął cicho ślinę - Twój ojciec stracił klinikę.

- Ale... Ale dlaczego...

- Przez jego bezmyślność - Dan wyjął z kieszeni paczkę papierosów, po czym schował ją z powrotem - Dlatego zaproponowałem mu pracę u mnie. Wiesz dlaczego?

- Uhm..

- Będziecie musieli się tu przeprowadzić. Bo bez sensu będzie jeżdżenie codziennie dwie godziny w tą, a potem dwie z powrotem, na osiem godzin do pracy. To tak trochę bez sensu. Wiem, potrwa trochę zanim załatwi wszelkie formalności, ale wstępnie można by było rzec, że jeśli twój ojciec nie będzie zabiegał o swoją marną klinikę, będziemy się widywali codziennie, Majuś.

Wpatrywałam się w niego w milczeniu. On... On chyba rzeczywiście chciałby ułożyć sobie ze mną życie. Dan także wpatrywał się we mnie, tym swoim zimnym spojrzeniem. Zsunął się z blatu, podszedł do mnie powoli, po czym chwycił za biodra. Kiedy poczułam, że tracę grunt pod nogami, a już po chwili przylegałam do torsu mężczyzny, ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Dan zaniósł mnie prosto do sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro