16 blase

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem, ile razy przekląłem w głowie na samą myśl o niej, a co dopiero, gdy przerwała mi dość konkretną sytuację z Rose.

Miałem jej serdecznie dość i naprawdę, obrzydzała mi tylko samą Rose. Jak moja dziewczyna mogła przyjaźnić się z nią? Nie mam pojęcia, jak z nią wytrzymywała.

Zniszczony już wieczór upłynął mi w miarę szybko, bo krótko po przybyciu nieproszonego gościa zmyłem się tłumacząc, że muszę wracać do domu. W rzeczywistości poszedłem do Mike'a.

Sam nie wiem, co mnie do niego pokierowało, ale raczej nie myślałem wtedy racjonalnie. Wiedziałem, że będzie pierdolić o Violet, ale po części chciałem go wspierać po tym przypale na imprezie.

Gdy chłopak się zczaił, że może to podejść nawet pod jakieś tam niby molestowanie, wręcz załamał się nad tym. I nawet się mu nie dziwiłem, bo zjebał jeszcze bardziej ich relację, no i wyszedł na pojeba.

Miał teraz naprawdę przejebane, mimo, że był wtedy najebany, to pewnie szybko mu tego nie zapomną, jeżeli kiedykolwiek to w ogóle zrobią. Żałował tego w cholerę, ale czasu przecież już i tak nie cofnie.

Poprawiłem bluzę i poczekałem słownie pięć sekund przed jego domem, bo otworzył drzwi w trybie natychmiastowym.

Wymamrotał hej, stary i przywitaliśmy się, a potem rzuciłem gdzieś czapką i poszedłem po schodach do jego pokoju.

Miał wolną chatę, to znak, że ktoś tu pewnie jest.

I był, bo na kanapie w jego dużym i niesamowicie pustym pokoju siedział Nise, przekąszając jakieś tam chrupki.

Usiadłem koło niego, witając się w jakiś tam niezbyt wymagający sposób. 

Moja relacja z Nisem nie należała do najbliższych - chłopak był miły i dobrze się z nim gadało, ale nie mieliśmy raczej wspólnych tematów. No i on chyba za mną nie przepadał, sam nie wiem, dlaczego.

Mike przyszedł do pokoju i wyłączył  pilotem Pray 4 Love przy refrenie, a po chwili wepchnął się między nas.

- Nie mówiłeś, że przyjdziesz, Blase.

Spojrzałem na Mike'a, chrupiąc prażynki.

- A wolałbyś, gdyby mnie tu nie było?

Nise przysłuchiwał się dokładnie naszej konwersacji, a ja dostrzegałem go jedynie kątem oka.

- To znaczy, fajnie, że jesteś, ale... - tu przerwał - dlaczego przyszedłeś do mnie, skoro Ben jest sam na chacie?

Nasz trzeci towarzysz jakoś spojrzał krzywo na Mike'a słysząc imię Bena, kiedy próbowałem ułożyć sobie odpowiedź na pytanie.

Wstałem z kanapy i podszedłem do wieży, rzucając gdzieś na łóżko płytą Travisa Scotta.

Przeleciałem wzrokiem po pokaźnej kolekcji (w większości pirackich) płyt i sięgnąłem po Revenge, odpalając ją na maksymalnej głośności.

- Przyszedłem cię trochę rozchmurzyć, bo zbyt ponury jesteś.

Uśmiechnął się i burknął:

- To... miłe.

Wróciłem na swoje miejsce, a Nise wyglądał na dumnego ze mnie.

Zaczęliśmy konwersację o tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni. Nise opowiedział o Chloe, a ja utożsamiłem się z nim jak nigdy.

Poszedłem do domu jakoś nad ranem, wiedząc, że szkoła czeka na mnie z szeroko rozpartymi ramionami.

Nie byłem jednak gotowy na to, co stało się na matmie.

Przyszedłem spóźniony o trzy lekcje i trzy minuty, jednak niezbyt mnie to obyło. Odwiesiłem kurtkę przy tej Bena (obok niego wisiała jakaś różowa, a dalej jeansowa Rose) i ruszyłem w stronę najbliższej klasy.

Wszedłem do środka, gdy nie było jeszcze nauczyciela. Rose podeszła i od razu mocno mnie przytuliła, a ja pocałowałem ją jeszcze w progu.

Rozejrzałem się chwilę za swoim miejscem nie wierząc w to, co widzę.

Moje miejsce przy Benie było zajęte.

Przez jebaną Scarlett.

Rzuciłem plecakiem na ich ławkę, a Ben, pewnie już przyzwyczajony do tego typu akcji, nawet nie podniósł głowy.

- To moje miejsce.

Zmierzyła mnie wzrokiem i zmarszczyła brwi.

- Ben pozwolił mi tu usiąść.

Spojrzałem na nią z góry, a mój kumpel tylko przewrócił oczyma.

- Nie dasz jej tu zostać, prawda?

- Nie.

Scarlett wzięła plecak i wstała z krzesła, wcześniej szepcząc coś Benowi na ucho, co spowodowało jego uśmiech i aprobatę.

Usiadłem koło niego i od razu spytałem:

- Czemu ona tu, do kurwy, siedziała?

- Bo ją, do kurwy, lubię?

Rzuciłem mu jakieś lekceważące spojrzenie, po czym wyjąłem długopis z plecaka i jakiś tam zeszyt.

- Czy cię do reszty pojebało? Ona jest...

- Czemu nigdy nic ci nie pasuje? - Uderzył o ławkę zeszytem. - Scarlett jest miła i da rady z nią pogadać, ale ty jej nienawidzisz, bo ma szczątki godności i nie chce patrzeć jak niemal pieprzysz się ze swoją laską na imprezie?

Spróbowałem uciszyć go wzrokiem, ale chyba mi nie wyszło.

Może i miał rację, ale i tak nie lubiłem jej. Nie zapowiadało się na zmianę mojego nastawienia do niej.

- Rób sobie co chcesz - stwierdziłem. - Chyba za mało ze mną gadasz, bo pierdolisz głupoty.

- Powiedział najlepszy przyjaciel Mike'a.

Westchnąłem na wspomnienie o nim, czując porażkę.

Cholera, wygrał.

- I swoją drogą, jakby cię to obchodziło - zaczął. - Mam pojutrze wolny wieczorek, więc możemy wybić - tu spojrzał na mnie sugestywnie - może przestanę pierdolić głupoty.

- Chętnie cię nawrócę - zaśmiałem się pod nosem, zaczynając bazgrać coś w zeszycie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro