48 blase
- Niedługo będę miała więcej twoich ciuchów, niż ty sam.
Naciągnęła na siebie moją koszulkę. Była godzina siódma dwadzieścia pięć, a ja na dobrą sprawę nawet jeszcze nie wstałem. Chyba się spóźnimy.
Uśmiechnąłem się, nie wiem, czy bardziej do siebie, czy do niej. Wow, to oficjalnie dopiero drugi dzień. I jest lepiej, niż było kiedykolwiek wcześniej.
- Nie miałbym nic przeciwko.
Pocałowała mnie, sięgając po swoje spodnie na brzegu łóżka. Mógłbym zostać tu tak już na zawsze.
- I co, tyle wystarczy ci na cały dzień? - spytałem. Przecież tym razem nie spędzimy razem wieczora.
- Będzie ciężko - wzruszyła ramionami, patrząc na mnie z góry.
- Chodź tu jeszcze na chwilę.
Usiadłem na łóżku, a ona przysunęła się do mnie.
- Już i tak się spóźnimy, a muszę się jeszcze pomalować...
- Nic nie musisz - przerwałem jej, obejmując ją w talii. - Mamy jeszcze chwilę. Nie spieszmy się.
Nachyliła się nade mną i pocałowałem ją, ale tylko krótko, bo usłyszałem pięć sygnałów wiadomości od razu przy sobie.
- Chyba coś ważnego.
- Kurwa mać. - Sięgnąłem po telefon, by zobaczyć, kto zaspamił mi już z samego rana.
Lil Mike:
Blase, gdzie Ty jesteś?
Normalnie zawsze jarasz fajkę na ławce o tej porze
A ja siedzę na tej ławce od piętnastu minut
I Ciebie nie ma
Wszystko w porządku?
Odpisałem mu szybko idę na drugą lekcję i zignorowałem resztę wiadomości. Nie teraz, Mike, nie teraz.
- To tylko Mike, bo mnie nie spotkał, a ostatnio codziennie się rano widujemy po drodze - wyjaśniłem jej, na co pokiwała tylko głową. - To... na czym skończyliśmy?
Zdążyłem jedynie ściągnąć z niej koszulkę, którą ledwo co ubrała, kiedy usłyszałem znowu dźwięk wiadomości. Zlałem pierwszy z nich i całowałem się z nią dalej, i gdy położyłem dłoń niżej, usłyszałem kolejne kilka.
- Ja pierdolę - westchnąłem, na co zaśmiała się.
Wziąłem telefon, wiedząc, że wciąż to tylko Mike.
Lil Mike:
No dobra, to podejdę na lunchu
Ale ogólnie to ważne bo słuchaj, pisałem wczoraj z Violet NORMALNIE i ja wiem, że się pogodziliśmy, ale jakoś się nie mogę przyzwyczaić
I ja wiem, że Ty teraz jesteś ze Scarlett i ja chcę dla Was jak najlepiej o czym wiesz, ale może jakbyś znalazł chwilę to wpadnij do mnie
Mam wolną chatę, więc możesz się najebać, czy zjarać, albo co tam chcesz
Okej?
Blase, odpisuj mi!!!
Zaśmiałem się z jego reakcji. Bardzo przeżywał ten rozejm z Violet. I dobrze.
Young Blase🐝🐒🐙:
Mogę przyjść na noc
Scarlett jest zajęta
I Mike
Nie mamy po piętnaście lat
Nie musisz mnie namawiać alko i trawą
Dla przyjaciół przecież zawsze znajdę czas
- Idziesz do Violet na noc, prawda?
- No, tak - powiedziała, siadając koło mnie. - A co?
- A ja idę do drugiej połowy naszego ulubionego prawie związku - mrugnąłem do niej. Byliśmy prawdopodobnie największymi fanami ich razem. - Kurwa, przecież Ben mnie zabije.
- Dlaczego miałby...?
- Bo mu obiecałem, że z nim w końcu pogadam w samotności. Bo chcę nadrobić za te czasy Rose.
- Przed tobą cały weekend.
Odłożyłem telefon, patrząc, jak poprawia włosy.
- Ale, że tak bez ciebie?
Uśmiechnęła się do mnie, w jakiś nieznany mi sposób.
- Daj spokój. Na nas też znajdzie się czas.
Zerknąłem na zegarek. Właśnie, czasu było coraz mniej.
- Ten czas jest między innymi teraz, więc może go w końcu wykorzystajmy...?
- Nie zdążymy...
- Zawsze można pójść na trzecią lekcją - powiedziałem, nie przejmując się w tym momencie szkołą. Ani niczym innym. Po za Scarlett.
Tak też i się stało - poszliśmy na trzecią lekcję, a Mike jednak nie podszedł na lunchu, bo musiał załatwić coś w kwestii treningów. Umówiliśmy się więc u niego od raz po jego lekcjach, czyli jakoś dwadzieścia po czwartej.
Wcześniej wyszedłem jeszcze z Benem i ze Scarlett do Starbucksa, przy okazji wypalając kilka fajek.
- Nie chcę wam przeszkadzać, wiecie, ale skoro Mike...
- Przyjdę w sobotę. Pogramy w Mortal Kombat - zaproponowałem, gdy Ben zabił mnie wzrokiem za przerwanie mu. Napił się kawy z udawanym spokojem.
- Scarlett też przecież może - powiedział, ale wiedziałem, że nie miał tego na myśli. Był zły, bo pewnie uważał, że o nim zapomniałem. A to nieprawda.
- Oj, przestań, Ben - odpowiedziała Scarlett, pijąc jakiś zielony napój, który kiedyś dała mi spróbować. Był nawet dobry. - Znajdziemy na siebie jeszcze czas.
- Ale naprawdę, sam was po części zeswatałem, nie mam problemu...
- Kiedy indziej, Ben - starała się skończyć z nim ten temat. - Okej?
- No dobra, niech wam już będzie - przewrócił oczami, rzucając pustym kubkiem po kawie do śmietnika. - To do jutra, Blase.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę, i już czternaście minut po szesnastej stałem pod domem Mike'a.
Zerknąłem na telefon, bo Mike zawsze był spóźniony. A ja, tym razem, nawet przed czasem.
Zauważyłem wiadomości od Scarlett, więc od razu je odczytałem.
młoda scarlett:
nie wiem, ile czasu temu o to pytałeś
ale masz
https://open.spotify.com/user/avebizzle/playlist/3TbdgA4sShCJ3TxaWGArOD?si=y_RRsz84TZC3J0wt00krcA
Wszedłem w link, gdzie zobaczyłem playlistę, o która prosiłem Scarlett jeszcze, gdy byłem z Rose. Jednak pamiętała.
Nie odpisałem jej już, ale odpaliłem playlistę na losowym odtwarzaniu, wciąż czekając na Mike'a.
Mieszkał dość blisko szkoły, ale autobusy jeździły jakoś chujowo, a taksówki, o tej porze, stały raczej w korkach niż w ogóle jeździły. Dlatego Mike zazwyczaj wolał iść z buta do domu.
Tym razem jednak nie było aż tak źle, bo dziesięć minut później zauważyłem go, wysiadającego z taksówki.
- Pieszo bym był szybciej na miejscu. - Trzasnął drzwiami i od razu zawiesił wzrok w telefonie. No tak, on zawsze go przeglądał.
Szedł w moją stronę, ale nawet mnie nie zauważył, za to ja zauważyłem nowe powiadomienie z Messengera.
Lil Mike:
Ja już jestem
Zaśmiałem się, czego on i tak nie usłyszałby, bo miał słuchawki. Nawet z tej odległości było słychać pomruki goosebumps. Mógłby w końcu kupić nowe.
Young Blase🐝🐒🐙:
Może popatrzyłbyś przed siebie?
Zauważyłem, jak ucieszył się, że od razu mu odpisałem, ale po chwili zmarszczył brwi i po prostu spojrzał na mnie.
- Kurwa, nie zauważyłem cię. - Podszedł szybszym krokiem do mnie. Normalnie Mike strasznie się włóczył.
Przywitaliśmy się ze sobą i poszliśmy do salonu, gdy Mike wyjął z plecaka dwa zestawy z Taco Bell.
- Po drodze zgarnąłem nam jeszcze coś do żarcia.
Usiedliśmy przy wysepce kuchennej, a mi od razu przypomniał się ten poranek po imprezie po wycieczce. To był chyba ostatni raz, gdy siedzieliśmy tu sami.
- No, to jak z tą Violet?
Sięgnął po swoje frytki i od razu zaczął opowiadać, przejęty tym wszystkim aż za bardzo.
- Wczoraj napisała do mnie koło osiemnastej, w sumie nie myślałem, że chodzi o coś konkretnego, bo spytała mnie tylko o treningi. No to jej odpisałem, ale potem zaczęliśmy normalnie pisać, że co tam u nas, jak z z drużyną i powiedziała, że było super na imprezie... Kurwa, pisaliśmy bez przerwy przez jakieś trzy godziny... i przeprosiła mnie za Neila, powiedziała, że nie byli razem, to ja porównałem to do mnie i Arzaylei, a ona się z tym zgodziła, no i...
- Nie pokłóciliście się? Ani razu?
- Ani razu.
Wow. Niemożliwe.
Przecież każda konwersacja Mike'a i Violet zaczynała, lub kończyła się wyzwiskami. Zawsze, od niemal półtora roku.
- Pisaliśmy o jakichś pierdołach i przeprosiłem ją za to co było między nami, no bo głupio było... i zaproponowała, żebyśmy się spotkali się w sobotę.
Co, kurwa?
Zakrztusiłem się piwem, a Mike nie zmieniał swojej kamiennej twarzy. Nie wierzyłem w to, co mówił. Za nic.
- Żartujesz?
- Poważnie mówię przecież, no nawet ci mogę pokazać - powiedział, i wyciągnął telefon z kieszeni, szukając konwersacji z Violet.
Zwrócił telefon ku mnie, pokazując cztery ostatnie wiadomości.
Violet Kansas:
Skoro mamy sobie jeszcze dużo to powiedzenia, to może spotkamy się w sobotę? Jakoś po południu
Mike Jordan:
Myślę, że będę miał czas
To spotkajmy się w tym parku koło Ciebie, o szesnastej.
Violet Kansas:
Jasne, Mike. Napiszę jeszcze w sobotę
Przewinął konwersację do góry. Naprawdę sporo pisali.
- Mike, miałem nadzieję, że tak to wreszcie będzie wyglądać - powiedziałem, a ona uśmiechnął się do mnie. - Jesteś teraz pewnie szczęśliwy, co nie?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Połączył się z głośnikiem przez telefon, przez co usłyszałem Apple Pie Travisa na prawie maksymalnej głośności. On naprawdę kochał jego muzykę. Ściszył trochę, po czym odłożył telefon.
- Tylko się boję, że to spierdolę, wiesz? Naprawdę.
- Mam tak samo - powiedziałem, a Mike popatrzył na mnie, zaskoczony.
- To znaczy...?
- No, ze Scarlett.
Zawahałem się, czy mu o tym mówić. Przecież to dość żałosne.
Ale przecież on właśnie pochwalił mi się całą konwersacją z Violet. A ja miałem go wreszcie traktować go poważnie, no nie?
- Byliśmy wczoraj na randce i to była jakaś moja czwarta randka tego typu w życiu, druga, która jestem w stanie jeszcze dobrze pamiętać - zacząłem, wciąż trochę bojąc się o tym opowiadać - ale było kompletnie inaczej. Jakoś dobrze się czułem. I uderzyło mnie wtedy, że ja nie chcę tego zmieniać. A przecież mam tendencję do niszczenia takich rzeczy.
Spojrzał na mnie ze współczuciem i swego rodzaju zrozumieniem.
- Blase, nie myślałem, że kiedykolwiek to powiesz, bo nadal pamiętam, jak śmiałeś się ze mnie i Octavii - powiedział, a ja skarciłem się w duszy. Byłem dla niego naprawdę chamski. - Zawsze chciałem jak ty nic nie czuć, mieć te dziewczyny na chwilę, być jak ty. W moim życiu zdążyła pojawić się Violet, ty romansowałeś z kilkoma na raz, kiedy ja wciąż myślałem o jednej. Nawet jak byłem z Arz, to miałem ją w głowie cały czas. Odkąd jest to... coś między tobą a Scarlett, zacząłem cię rozumieć. Bo zakochałeś się. Jak ja.
Co on właśnie powiedział?
Chciałem zaprzeczyć. Jak zawsze to robiłem, bo przecież to nie była prawda. A przynajmniej, tak myślałem.
Teraz nie chciałem już temu przeczyć. Nie miałem na to siły. I chyba chciałem przestać wmawiać to każdemu wokół.
- Jak ty w Violet, prawda?
- Tak. Nie ma co ukrywać, wiesz to od dawien dawna, chociaż też wolałem udawać, że to nieprawda. - Położył mi rękę na ramieniu, bo zerwałem z nim kontakt wzrokowy. - Jeżeli tobie naprawdę zależy, to tego nie spierdolisz. Raz może być gorzej, ale na końcu i tak wszystko się ułoży. Pamiętaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro