5. zawody cz.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Marinette*
Odliczałam minuty do tej cholernej dwudziestej. Przez cały czas nie pisnęłam ani słówka. Tikki, kilka razy, próbowała zacząć rozmowę. Po długich próbach poddała się i gdzieś schowała. Ja albo płakałam, albo wpatrywałam się w okno, które mam centralnie nad łóżkiem. Rodzice czasami sprawdzali czy jeszcze żyje. Alya pisała do mnie SMS'y na które nie odpowiadałam. Raz nawet Adrien zadzwonił, jednak odrzuciłam go. Jeśli naprawdę chce się ze mną spotkać niech przyjdzie na spotkanie. Ta rozmowa nie jest na telefon. Stresuje się strasznie, ale trudno. Raz kozie śmierć. (Spokojnie, żadna koza nie ucierpiała podczas pisania tego rozdziału xD-A) Gdy wybiła 19:45 wstałam powoli z łóżka. Moje stopy zetknęły się z puchatym dywanem. Włożyłam balerinki i zawołała swoją kwami. Głos miałam zachrypnięty, ale nie zwracałam na to uwagi. Wypowiedziałam cicho hasło do przemiany. Po chwili miałam na sobie lateksowy strój. Żeby rodzice nic nie podejrzewali, ułożyłam poduszki tak, by kształtem przypominały ciało. Otworzyłam klapę w suficie i wyszłam na dach. Wiał lekki, ale zimny, wiatr. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, ale nie przejmowałam się nim. Zamknęłam szczelnie klapę. Chwyciłam się komina i przeskoczyłam przez niego. Moje nogi zderzyły się z ciemnymi dachówkami.

Zaczęłam biec, przeskakując z jednego dachu na drugi. W końcu dostrzegłam wieże Eiffla. Odpięłam z bioder yo-yo. Skoczyłam z dachu. W locie zahaczyłam bronią o jakąś część metalowej wieży. Moje ciało zderzyło się z zimną i twardą powierzchnią. Zaczęłam się wspinać. Normalnie pojechałabym windą, ale co tam. Trochę ruchu nie zaszkodzi. Po minucie znalazłam się na najwyższej platformie wieży Eiffla. Oparłam się plecami o metalową belkę. Skrzyżowałam ręce na piersiach i zamknęłam oczy. Dobra, teraz zasadnicze pytanie. Jak mam mu powiedzieć, że znam jego tożsamość? Może zdam się na instynkt? To chyba jest dobry pomysł. Na początku jakiś prosty temat, a potem konkrety.

-Witaj My Lady-usłyszałam tuż obok ucha. Mimowolnie zaśmiałam się cicho.

-Witaj My Kitty-odpowiedziałam i otworzyłam oczy.

Jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej. Jedną rękę opierał się obok mojej głowy. Drugą miał na swoim biodrze. Niby wiem, że to Adrien, ale niech nie pozwala sobie na dużo. Szybko go wyminęłam i usiadłam na skraju platformy.

-Chciałaś się spotkać, Kropeczko-powiedział siadając obok mnie-więc teraz nie uciekaj.-dodał łapiąc mnie w tali i przyciągając do siebie.

-Myślałam, że nie przyjdziesz-szepnęłam kładąc głowę na jego ramieniu.

-Dla ciebie wszystko, piękna-wymruczał.

-Przestaniesz mnie tak nazywać?-spytałam teoretycznie wzdychając ciężko.

-Nie-odparł z dumnym uśmieszkiem.

-Mogę Ci zadać pytanie?-spytałam po chwili ciszy.

-Już to zrobiłaś, Biedronsiu.-zauważył i uśmiechnął się szeroko, pokazując szereg białych zębów.

-Eh... jesteś niemożliwy. Byłam ciekawa... jakie jest twoje kwami?-palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.

-Nazywa się Plagg. Jest wielkim leniem, pochłania tonę camembert'a dziennie, a i tak jest wiecznie głodny. Jak mam problem to zamiast mi pomóc zawsze mówi "zjedz serek, a będzie Ci lepiej". Czemu pytasz My Lady?

-Po prostu... byłam ciekawa... jakie są inne kwami-strzeliłam z odpowiedzią.-Moja nazywa się Tikki. Jest totalnym przeciwieństwem twojego-zachichotałam widząc jego minę-jest bardzo pomocna, pełna energii oraz jest dobrym słuchaczem.

-Błagam, zamień się-jękną patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

-Śnij dalej dachowcu-odpowiedziałam trącając palcem jego dzwonek.

-To teraz ja zadam pytanie-oznajmił chwytając moją twarz w swoje dłonie-Czy zastanawiałaś się kiedyś kim jestem?

Na jego pytanie, zrzedła mi mina. Podjął temat, który sama miałam narzucić. Dobra. Teraz albo nigdy.

-Tak-szepnęłam cicho i zabrałam jego ręce z mojej twarzy. Spuściłam głowę. Wpatrywałam się w moje ręce, które nadal trzymały jego. On kontynuowała.

-Czy nie sądzisz, że to już czas, byśmy poznali nasze twarze bez masek?-jego głos był niepewny. Dobra teraz wystarczy powiedzieć jedno proste zdanie. Znam twoją prawdziwą twarz, Adrien. To nie takie trudne.

-N-n-nie-szepnęłam. Znów stchórzyłam. Jestem jebanym tchórzem.

-Czemu?-dopytywał.

Nie wytrzymałam. Po moim policzku spłynęła łza. Objęłam swoje ramiona dłońmi. Nie chce przy nim płakać. Przynajmniej nie teraz.

-Gd-dy-ybyś wi-i-iedz-z-ział ki-im je-est-tem-zaczęłam, a mój głos się załamywać-był-ł-łbyś za-awie-edz-zion-ny...

Moją wypowiedź przerwał Chat, który przytulił mnie mocno do siebie. Z moich ust wydobywał się cichy szloch. Nie umiałam go zatrzymać. Rękoma objęłam jego szyję. Twarz położyłam na jego klatce piersiowej. Jedną ręką gładził moje włosy. Drugą trzymał na moich plecach.

-Miałaś kiedyś tak, że dowiedziałaś się o czyimś sekrecie...

-Kt-t-tóreg-go nie po-owin-nieneś-ś zna-ać...-dokończyłam za niego. Czułam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech.

-Och My Lady.-usłyszałam, a następnie poczułam jego usta na czole-przepraszam, ale muszę iść.

Po chwili już go nie było. Siedziałam tak jeszcze w bezruchu przez parę ładnych minut. W końcu wstałam. Najchętniej zostałabym tu całą noc, ale Tikki też musi odpocząć. Popatrzyłam ostatni raz na miasto. Chwyciłam yo-yo i zaledwie po kilkudziesięciu sekundach byłam w domu. Odmieniłam się i przebrałam w pidżamę. Położyłam się na łóżku, obok śpiącej kwami, i zamknęłam oczy. Chwilę później już spałam.

Następnego dnia obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Leniwie otworzyłam oczy i przetarłam je. Koło mojej głowy, na poduszce, spała Tikki. Wyciągnęłam rękę do telefonu. Aha, fajnie. Jest 7 i Adrien postanowił do mnie napisać. Normalnie to bym skakała ze szczęścia, ale po odkryciu jego tajemnicy trzymam go na dystans. (Tak... my już widzieliśmy jak go trzymasz na dystans-A)

Adrien💖: Możemy pogadać?

Ja: Nie mogłeś zadzwonić?

Adrien💖: To rozmowa nie na telefon
Adrien💖: Spotkajmy się za 15 minut w parku
Adrien💖: To ważne

Ja: Dobra

Adrien💖: Dzięki 😥

Nie wiem o co mu chodzi, ale mam złe przeczucia. No nic. Pożyjemy, zobaczymy. W trybie ekspresowym wstałam z łóżka. Ubrałam mój standardowy strój. Wzięłam moją torebkę i włożyłam tam śpiącą kwami. Z kuchni zabrałam kilka ciastek z kawałkami czekolady i udałam się na miejsce spotkania. Adrien już na mnie czekał. Ku mojemu zdziwieniu był smutny. Już nie takim pewnym krokiem podeszłam do niego. Usiadłam obok i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zadrżał.

-Coś się stało?-spytałam patrząc na jego profil. Włosy roztrzepane bardziej niż zwykle. Wzrok utkwiony gdzieś w dal. Oczy podkrążone. Czy on w ogóle spał?

-Nie mogę z tobą tańczyć-oznajmił po chwilowej ciszy.

-Czemu?-spytałam ze zdziwieniem.

-Mój ojciec... zabiera mnie do Niemiec na nowe sesje zdjęciowe.-był zdenerwowany i zły. Nie na mnie... na tatę-wracam za tydzień. Wybacz.

-A-ale to nie twoja wina.-zaprotestowałam. W końcu przeniósł swój wzrok na moją twarz.

-Mam małą prośbę-intensywnie wpatrywał się w moje oczy.-Możesz go... po... za... dać Biedrące?-wypalił i zdjął swój pierścień. Chwila, czy on chce...-To bardzo ważne by nie dawała go nikomu, proszę-uff. Czyli mam go tylko pilnować.

-Jasne-odpowiedziałam, a w mojej dłoni znalazł się srebrny przedmiot.-Tylko... z kim ja mam teraz tańczyć?

-Nie wiem. Poradzisz sobie.-zapewnił i wstał.-muszę już iść-pochylił się i pocałował mnie w czoło. W duchu przeklinałam swoją grzywkę, która nie pozwoliła mi poczuć jego ust.-Pa Mari.

-H-h-hej.

Wpatrywałam się w oddalającą sylwetkę chłopaka. Z torebki wyleciała zaspana Tikki i usiadła mi na ramieniu. Jeszcze przez dobrą chwilę analizowałam jego słowa. Muszę znaleźć nowego partnera do tańca, a mam na to jeden dzień. I szczerze mówiąc znam tylko jedną osobę, która się do tego nada. Poderwałam się na równe nogi I zaczęłam biec do domu. Tikki leciała za mną. Pewnie dziwnie to wyglądało, ale trudno. Otworzyłam drzwi do piekarni rodziców i... wywaliłam się. Podbiegła do mnie mama, która stała za ladą, i pomogła mi wstać. Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. To był cud, że nie zauważyła Tikki. Mówiłam jej, że nic mi nie jest, ale ona nie chciała mnie słuchać. Kazała mi się położyć na łóżku i nie wstawać. Gdy wyszła z pokoju po herbatę, wstałam i podeszłam do półki, gdzie leżał telefon. Wykręciłam numer do mojej wychowawczyni. Powiedziałam jak wygląda sytuacja, a ona dała mi dwie opcje. Albo tańczę sama, albo znajdę sobie partnera. Szybko podziękowałam i rozłączyłam się. Znów włączyłam kontakty i gdy miałam zadzwonić do pokoju weszła mama. Dostałam ochrzan, że nie leżę w łóżku. Po krótkiej kłótni mama opuściła pomieszczenie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci.

~Halo?

~Cześć, przeszkadzam?

~Nie. Coś się stało?

~Adrien nie może tańczyć.

~Czemu? przecież sam się zgłosił!

~Ale ojciec zabiera go do Niemiec na tydzień i potrzebuję partnera lub partnerki.

~Czy ty chcesz...

~Tak. To co, zgadzasz się?

~Pewnie! Rozwalimy wszystkim tyłki na parkiecie!

~Wiadomo! Dzięki wielkie i do jutra!

~Siema!

Rozłączyłam się i lekko uśmiechnęłam. Teraz nic już nie pójdzie źle.

***
Ta da!
Oto kolejny rozdział.
Ja mam do was małe pytanko.
JAK WY TAK SZYBKO TE GWIAZDKI NABIJACIE!
Dziękuję wam bardzo. To teraz zadanie dla was. Z kim będzie tańczyć Marinette? Kto pierwszy zgadnie, następny rozdział będzie jemu dedykowany.
Powodzenia i do napisania😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro