XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiosenny poranek napawa wielkim optymizmem, że coraz bliżej lato oraz koniec szkoły. Jednak Nathana jakoś specjalnie to nie podniecało i nawet nie zwracał uwagi na ten fakt. Mimo wszystko jego serce wciąż cierpiało przez Alexandra i wciąż nie potrafił z tym żyć. Był trochę zamknięty w sobie i nie chciał z nikim rozmawiać o problemie. Nawet było to trochę zawstydzające. Szczególnie unikał rozmów z najbliższą mu osobą, czyli jego mamą. To dlatego, że przed nią wstydził się najbardziej. Poza tym nie powiedziałby, że jej syn kocha się w synu jej przyszłego męża... 

Brunet całkiem normalnym krokiem ruszył do szkoły, nie spodziewając się żadnych nowinek. Wszystko miało być po staremu. Lekcje, wkurzająca para, trening i do domu... Jeszcze gniewne spojrzenie Glorii, która już została rozsławiona jako kolejna była laska Nathana Lee. Chłopak domyślał się, że ona przez najbliższe dnie będzie mu dawała do zrozumienia, że jest draniem i śmieciem, ale brunet już go tego przywykł. W ogóle nie czuł się winny, ponieważ on nie bajerował ich długo, a one już były mu uległe. Dawniej Nathan czuł przyzwolenie na takie akcje i oczywiście zawsze była to wina tych łatwych panien. Tylko, że aktualnie wcale nie miał ochoty tego robić ani nie czuł takiej potrzeby. Nawet Glorię wykorzystał tylko i wyłącznie jako obiekt zazdrości, chociaż to nie podziałało. Za to Noah złapał przynętę, co wciąż radowało Lee...

Z pogodną na twarzy Nathan wszedł do szkoły i wtedy stracił całkiem humor. To przez to, że znów zobaczył Alexandra razem z Noah... Westchnął z przygnębieniem, po czym poszedł przed siebie. Na lekcjach brunet starał się nie zwracać uwagi na pare, choć nie zawsze było to możliwe. Tym razem Noah, jakby okazywał Alexowi więcej czułości... Jakby robił to na złość Nathana, co nawet działało. Brunet odwracał wzrok, układając dłoń w pięść oraz zaciskał zęby. Tak bardzo cierpiał, ale nic nie mógł zrobić. Alexander wyglądał na szczęśliwego... 

Gdzieś w środku lekcji, a dokładniej na przerwie, Noah postanowił wprowadzić swój plan w życie. Dalej pamiętał, co Nathan zrobił jego siostrze i ile on musiał z nią wycierpieć, bo miał empatię... Rudowłosy nie miał zamiaru odpuścić, zemsta przemawiała przez całe jego ciało. 

Chłopak spacerował z Alexandrem po korytarzu, trzymając go za rękę. Nagle pociągnął blondyna gdzieś na bok, po czym przytulił go. Do tego zbliżył usta do ucha niższego, po czym z uśmiechem wyszeptał: 

- A może zrobimy to w szkole, co? 
- Noah! - zaśmiał się, bijąc go w ramię. 
- No co? - odwzajemnił śmiech, patrząc na jego twarz - To dobry pomysł...
- Jesteś szalony! W szkole nie wolno takich rzeczy robić! 
- Marudzisz, Alex... - czule cmoknął go w szyję - Nigdy nie złamałeś żadnej zasady? 
- Nieee... - próbował natychmiast usunąć wspomnienie o tym wszystkim, co zrobił z Nathanem. Nie chciał tego powtarzać z Noah - Jestem wzorem do naśladowania. 
- Zaraz możemy to zmienić - zaczął sunąć dłońmi po ciele chłopaka, pieszcząc jego szyję. 
- Noah, nie! - uśmiechał się, mimo wszystko pozwalając rudowłosemu kontynuować. 
- Cii... - wyszeptał.

Następnie Noah ułożył dłoń na policzku  blondyna, po czym wpił się w jego wargi. Alex samoczynmie ułożył dłoń na karku chłopaka, a drugą zaczął błądzić po jego plecach. Szybko pogłębili pocałunek, dołączając języki. Z namiętnością wymieniali się śliną, a przy tym dotykali. 

Nagle rozległ się niebezpiecznie głośny huk. Zupełnie tak, jakby ktoś właśnie uderzył z całej siły w szafkę, prawdopodobnie uszkadzając ją. Alexander gwałtownie oderwał się od Noah, a wtedy zobaczył Nathana... Był... Wściekły... Albo smutny... Może zrozpaczony... Brunet przez moment patrzył na blondyna, głośno dysząc z nerwów. Ale za chwilę spuścił wzrok z chłopaka, po czym pobiegł przed siebie. Akurat najbliżej miał drzwi szkoły, które przekroczył. 

Nathan miał już tego dosyć. Nie potrafił   zaakceptować, że Alexander znajduje szczęście u boku kogoś innego. Brunet naprawdę miał gdzieś, z kim. Ważne, że nie z nim. Do tej pory znosił to, ale to wszystko zbierało się w nim. Wiedział, że w końcu wybuchnie i zrobi coś złego. Na szczęście skończyło się tylko na uszkodzeniu szafki. Jednak to dalej nie leczyło jego krawiących ran na sercu. On wciąż cierpiał jak nigdy... Czuł specyficzny ból, ale gdzieś w środku. Nie radził sobie z tym... Desperacko złapał papierosa od kogoś, wcześniej o niego pytając. Bez większych obaw czy wahań zaciągnął się, czując łzy w oczach. Z przygnębieniem spojrzał w niebo, wypuszczając z ust dym. Pogoda idealnie odzwierciedlała jego humor. Wyglądało, jakby miało zaraz padać.

Nim zauważył, ktoś agresywnie wytrącił z jego dłoni praktycznie całego papierosa. Zaskoczony spojrzał na autora tego wyczynu, a wtedy ujrzał wściekłą twarz Alexandra. 

- Pojebało cię?! Chcesz zniszczyć sobie karierę?! 
- E tam - spójrzał na niebo, z którego zaczął padać deszcz. 

Nathan uśmiechnął się desperacko, czując, że jego twarz moknie. Jego mimowolne łzy wtapiały się w deszcz, co doskonale kryło słabość bruneta. Chociaż temu już nie zależało. Spojrzał bezsilnie na Alexandra, który sam nie rozumiał do końca sytuacji: 

- Mam już tego dość! Cały czas starałem się być najlepszy dla ciebie! Pierwszy raz w życiu naprawdę się zakochałem i komuś to powiedziałem, a ty tak po prostu mnie zraniłeś... Wiem! Zasłużyłem na to! Ale to tak bardzo boli... - powiedział ze słabością w głosie i patrząc w dół - Już nie chce mi się starać o nic, nie obchodzi mnie moja przyszłość. Jeśli nie mogę być z osobą, którą kocham... 
- Nathan... - blondyn był wyraźnie zmieszany.
- Nie! Zostaw Noah! Wcale go nie kochasz! Nienawidzę tego pieprzonego uczucia, rozumiesz?! Tyle czasu próbowałem zaakceptować twoje odrzucenie... Myślałem, że przejdzie... Ale ja cierpiałem coraz bardziej! 
- Przestań...
- Przestań?! - gwałtownie zamachnął się na blondyna.

Alexander już zacisnął oczy, czekając na cios. Jednak po dłuższej chwili pojął, że wcale go nie otrzyma. Nathan tuż przed uderzeniem przygryzł wargę, kręcąc głową. Zabrał rękę, wzdychając głęboko i ze zmarnowaniem.

- Dlaczego mnie nie uderzysz?! 
- Nie uderzę osoby, którą kocham! - powiedział ze łzami. Jednak nie potrafił  spojrzeć blondynowi prosto w oczy. Odwracał wzrok, przygryzając wargę. 

W końcu blondyn westchnął głęboko, po czym wyznał: 

- Szczyt sam w sobie jest nudny... Gdy przestałeś widzieć we mnie wroga i przestałeś ze mną walczyć, poczułem zwycięstwo. Myślałem, że już osiągnąłem wszystko, co chciałem. I tego momentu bałem się, bo nie chciałem nic innego. Od dłuższego czasu jestem pusty, nie mam żadnych ambicji ani marzeń. Najlepszym uczniem jestem z przyzwyczajenia... Owszem, nie kocham Noah... Chciałem nim zagłuszyć swój brak rozwoju... 
- Już mnie to nie obchodzi - zmienił ton na obojętny. I to najbardziej ruszyło zdezorientowanego i zszokowanego blondyna -  Spieprzaj ode mnie, bo nie chcę mi się na ciebie patrzeć. Może idź się dalej zabawiać z tym rudym idiotą czy coś... 

Finalnie Nathan wrócił do szkoły, zostawiając masakrycznie zakłopotanego Alexandra samego. Jednak nie na długo wrócił, ponieważ tylko po swoje rzeczy. Następnie poszedł najprawdopodobniej do domu, ale czy na pewno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro