XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni dzień roku szkolnego. W szkole jedyne co się działo to te słynne uroczystości, rozdawanie świadectw i tak dalej, a później każdy szedł w swoją stronę...

Noah szybko wyszedł z sali, znacznie szybciej niż reszta, a to z kolei budziło podejrzenia Nathana. Ten sam miał zamiar pobiec za rudowłosym, ale Alexander mu zabronił, więc chłopak z niechęcią, ale posłuchał.

Tymczasem Johnson już zbliżał się do klasy, gdzie aktualnie znajdywał się jego przyszły chłopak... Znaczy on by tego chciał i był tego coraz pewniejszy. Co prawda znali się mało, ale przecież nikt nie kazał im już brać ślubu, a niewinny związek jeszcze nie kładzie na nich jakiejś wielkiej odpowiedzialności... Zresztą rudowłosy był trochę niecierpliwy i chciał już, natychmiast... A i tak spędzali ze sobą dużo czasu, więc nie było wielkiej różnicy.

Nagle z sali wyskoczyła cała gromada pierwszaków, a raczej już drugoklasistów, które średnio interesowały o wiele wyższego kolegę z klasy trzeciej.
Dopiero, gdy ta plaga przeminęła, ostatni wyszedł niepewnie mały, drobny Latynos o wielkich, brązowych oczach, na widok których serce Noah zdecydowanie przyśpieszało rytm. Gdy rudowłosy tylko dostrzegł tego małego słodziaka patrzącego w jego strony, od razu posłał mu ciepły uśmiech, po czym podszedł i objął go ramieniem.

- Cześć, słodziaku - zaczął Noah - Jak tam, wszystko w porządku?
- Nie wiem... - przyznał niepewnie.
- Jak to nie wiesz? Pokaż co tam masz... - zaśmiał się, po czym przechwycił świadectwo młodszego. Chwilę popatrzył, aż przyznał z dumą - Mój mądry chłopiec! Nie musisz się w ogóle martwić...
- Naprawdę tak sądzisz? - spojrzał na niego z nadzieją.
- Austin... - posłał mu pełny wyrozumiałości wzrok, a jednak znów zaśmiał się dobrotliwie - Jesteś mądrym chłopakiem, nie potrzebujesz nawet tych ocen, żeby to wiedzieć... Ale masz same piątki i szóstki, więc możesz czuć się z siebie dumny... Ja jestem strasznie dumny z ciebie, skarbie...

Martinez aż uśmiechnął się, słysząc te słowa z ust kogoś, kogo tak bardzo cenił i kto przede wszystkim mu się podobał, a nie był to byle kto. Przecież Noah sam miał opinię jednego z lepszych uczniów, chociaż mentalnie był łobuzem, dokładnie tak samo jak Alexander czy Nathan. Mimo wszystko Austin wcale w siebie nie wierzył ani w swoje możliwości, a miał ogromny potencjał i rudowłosy zapragnął pokazać to młodszemu. Z jednej strony zwyczajnie chciał dobrze dla osoby, którą darzył zainteresowaniem, z drugiej było mu żal tego małego słodziaka...

Dopiero, gdy dwójka wyszła ze szkoły, Noah zdobył się na odwagę i spytał:

- Austin...
- Hm? - spojrzał na niego.
- Pójdziesz ze mną na randkę?
- Noah... - przyznał onieśmielony, ale za chwilę uśmiechnął się - Oczywiście... Ale... Teraz?
- A potrzebujesz czasu? Może chcesz się napić, iść do toalety, cokolwiek...
- Nie! - zawołał rozbawiony - Wszystko dobrze, możemy iść.
- To się cieszę.

Zaraz po tym Noah złapał mocno dłoń chłopaka, na co ten odwzajemnił uścisk, chcąc jak najdłużej czuć ciepło ciała starszego. Rudowłosy był wspaniały z każdej strony. Pomijając jego oczywistą urodę i wdzięk, tak samo uroczo opiekował się bliskimi lub tymi, na których mu zwyczajnie zależało. Austin z pewnością do takich osób należał, chociaż ten ogólnie wzbudzał w każdym potrzebę pomocy mu...

Brunet nie pytał, gdzie Noah ma zamiar ich zabrać, ale nie miał ochoty w ogóle pytać. Mimo, że wcześniej na randkę poszli do kina na niespodziewany horror, to chłopak ufał starszemu i wiedział, że ten nie będzie chciał zrobić nic złego... Poza tym koniec końców z tamtego spotkania wyszła naprawdę super randka, po której Austin myślał o Noah jeszcze więcej...

Niespodziewanie dwójka usłyszała dźwięk telefonu, a mimo to dalej szli. Austin z początku nie miał odwagi spytać, choć dobrze wiedział, że to nie do niego. W końcu jednak zaczął delikatnie:

- Noah...
- Tak, słodziaku? - zawołał czule rudowłosy.
- Nie odbierzesz?
- Ach... - warknął, a przy tym wzmocnił ich uścisk dłoni - Nie chcę... Jestem teraz z tobą. Nie mam ochoty przerywać czasu z tobą na jakieś bzdety.

Brunet aż spojrzał w bok, uśmiechając się z zawstydzenia. Noah zawsze był taki miły, a jeszcze stawiał Austina wyżej od wszystkiego innego, jakby chciał mu poświęcić całą swoją uwagę, a to wiele znaczyło dla chłopaka.

Jednak telefon wciąż dawał o sobie znać, nie pozwalając rudowłosemu zająć się swoimi sprawami. Ten w końcu wziął głęboki oddech i nie puszczając dłoni młodszego, wreszcie odebrał, zaczynając od oschłego:

- Czego? Jestem zajęty...
- Co ci się stało, Noah? - usłyszał zaskoczony głos swojej matki.
- Ah, nic... - westchnął - Co tam?
- Musisz przyjść do domu.
- Po co?
- Nathaniel przyjechał...
- Ten idiota nie ma pięciu lat... - zmarszczył brwi.
- Noah, nie mów tak! - skarciła go - To wciąż twój brat.
- Ta... - burknął.
- Nie może zostać sam w domu, bo zaraz ucieknie gdzieś i przepadnie mu wyjazd...
- Może skoro chce uciekać, to nie chce jechać, hm?
- Nie rozumiesz, synku. Nathaniel od września zaczyna naukę w liceum, tutaj. Muszę najpierw przygotować mu miejsce i wszystko to ogarnąć...
- Co?! - wrzasnął - Ja go tu nie chcę!
- Słuchaj, Noah... Ja idę do lekarza i musi z kimś zostać dopóki tata po niego nie przyjedzie...
- Gloria nie może? - jęknął, marudząc.
- Powiedziała, że nie... Jest gdzieś na mieście...
- Ja też nie mogę! Jestem... Z kimś...
- Przyprowadź go do domu w takim razie. Chętnie poznam twoją nową sympatię... - uśmiechnęła się do telefonu.
- Co?! To wcale nie... - zawstydził się.
- Słyszę jak mówisz, synku. Wiem, kiedy jesteś zakochany...
- Nie jestem zako..! - nagle urwał, orientując się, że tuż obok niego jest obiekt rozmowy.
- Hahahaha, tak, tak, Noah... Dobrze, kochanie, czekam na ciebie - po czym się rozłączyła.
- A wypchajcie się wszyscy! - warknął do telefonu.

Zdezorientowany Austin nie bardzo rozumiał, dlaczego Noah się denerwuje, ale podejrzewał, że to coś bardzo nieprzyjemnego dla rudowłosego. Mimo wszystko postanowił spytać:

- Noah... Wszystko dobrze?
- Co? - wyższy nagle spojrzał na bruneta, a wtedy natychmiast opanował emocje i wyznał z delikatnym uśmiechem - Tak, nie martw się, słońce...
- Byłeś zły...
- Wiesz, sprawy rodzinne... - westchnął, po czym wyprostował się i objął młodszego ramieniem, a wtedy rzekł - Chodź, poznasz ich.

Austin jedynie pokiwał głową, wciąż ufając chłopakowi.

Dwójka szła spacerkiem przez jakiś czas bez rozmowy, ale o dziwo nie było to jakoś super stresujące. Noah, chcąc przypomnieć brunetowi, że cały czas ma go na uwadze, jedynie pieszczotliwie go trącał ramieniem lub po prostu dłonią, którą wciąż gdzieś przestawiał. To złapał śniadoskórego w plecach, to ułożył ją na barku młodszego, ale najczęściej jednak wsuwał palce między jego palce, łącząc ich dłonie. Austinowi sprawiało to dużo przyjemności, a przede wszystkim czuł się bezpiecznie... On z kolei co chwilę spoglądał na wyższego chłopaka, jakby z podziwem. Nachalnie lustrował jego rude włosy, piegowaty profil i wszystko inne, z czego składał się model i bramkarz.

Noah czuł na sobie wzrok Austina, ale był zbyt przyzwyczajony, żeby go to peszyło. Mimo wszystko unosił kąciki ust z zuchwałą aprobatą, czując lekkie prądy podniecenia na myśl o tym, że to właśnie Martinez wręcz pożera go wzrokiem. I nie było w tym nic dwuznacznego, wszak brązowe oczy tego słodziaka posiadały w sobie jedynie czystą niewinność, jaka poniekąd onieśmielała Noah. Oprócz tego, rudowłosego wypełniało specyficzne, ciepłe uczucie gdzieś w środku, które jednak podobało mu się. Pod jego wpływem nagle rzekł:

- Wiesz co, Austin?
- Hm?

Po czym chłopak zatrzymał się i odwrócił naprzeciw bruneta, nachylił się, a następnie wyszeptał mu coś prosto do ucha, na co ten otworzył szerzej onieśmielone oczy. I kiedy ten jeszcze przeżywał tę chwilę, rudowłosy z delikatnym uśmiechem odsunął się, złapał dłoń młodszego i zaczął z nim dalej iść.

- Co to znaczy? - spytał niewinnie Austin.
- Nie wiesz? - spojrzał na niego zaskoczony.
- Wiem, że po francusku, ale nie znam tych słów...
- Cóż... - ułożył usta w zadziorny uśmiech, spoglądając przed siebie - Myślałem, że cię zawstydzę, ale tak będzie jeszcze ciekawiej...
- Noah! - oburzył się.
- No co? - spytał ze śmiechem - Jesteś słodki, kiedy się zawstydzasz...
- Co to znaczy? - upierał się.
- Powiem ci w odpowiednim czasie, słodziaku.
- A ja chcę wiedzieć teraz!
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, maluszku.
- No to chcę iść do piekła!
- Austin... - pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem.
- Tak! - zrobił naburmuszoną minę.
- Zmęczysz się, skarbie...
- No i dobrze! Powiedz mi co to znaczy!
- Jesteś na to za młody jeszcze...
- To czemu mi powiedziałeś?!
- Bo myślałem, że już to wiesz - dalej się śmiał - Spokojnie, Austin... Nie zapomnę. Dowiesz się... Kiedyś.
- Obrażam się!

Nagle wyrwał się, po czym skrzyżował ręce na torsie i z grymasem na twarzy zaczął iść w przeciwną stronę. Zdezorientowany Noah aż nie wiedział co powiedzieć ani jak zareagować. Pierwszy raz widział, żeby Martinez się "stawiał", jeśli można to tak ująć... Nie, żeby go to jakoś bardzo irytowało, po prostu to było zadziwiające. Przecież brunet należał do tych nieśmiałych i niewinnych, a tu rozpoczynał jakieś dramy... Z drugiej strony miał oczywiste geny latynoskie podobne do Nathana, który był wręcz wariatem z paranoją. Więc Austin cały czas po prostu ukrywał przed samym sobą swoją gorącą krew, która ujawniała się, gdy czuł się z kimś swobodnie, a przede wszystkim, gdy ktoś go denerwował... A zresztą jego emocjonalność i wrażliwość też łączyły się z jego ukrytym temperamentem.

Gdy rudowłosy zrozumiał całą sytuację, jedynie uśmiechnął się pobłażliwie, a następnie podszedł pewnie do odchodzącego bruneta, prostym ruchem przyciągnął go do siebie i przytulił od tyłu:

- Gdzie ty mi uciekasz? - spytał cicho, czułym tonem, wsuwając nos we włosy młodszego.
- Daleko od ciebie! - burknął z niezadowoleniem, wyrywając się.
- Za dużo czasu spędziłeś z chłopakiem twojego brata chyba... - przewrócił oczami - Już gadasz jak on...
- Nieprawda! To twoja wina!
- Przepraszam, Austin... - zaśmiał się.
- Nie wybaczę!
- Nigdy?
- Nigdy w życiu!
- Nawet jak będzie mi przykro? - nagle spytał smutnym tonem, trącając go nosem w ucho.
- Nie rusza mnie to!
- Ani trochę?
- Ani... - zawahał się, marszcząc twarz w wątpliwości - Ani trochę...
- A jak dam ci buzi?
- Jakie buzi?
- O jakie tylko poprosisz.

Wtedy Austin drgnął, a Noah doskonale to wyczuł, aż doznał ciekawości, co teraz mógł pomyśleć śniadoskóry. Nie miał jednak wiele czasu na rozmyślanie nad tym, gdy młodszy nagle odwrócił się przodem i spojrzał rudowłosemu w twarz tymi swoimi dziecięcymi oczami. Wyższy odwzajemnił, pytając się zaciekawionym wzrokiem, a Austin na to jedynie wskazał palcem na swoje czoło. To szczerze rozbawiło bramkarza, ale niewiele myśląc najpierw odgarnął grzywkę młodszego, a zaraz przesunął usta do jego czoła, na którym złożył ciepły pocałunek. Jednak, żeby nie było nudno, od razu stamtąd zszedł niżej, żeby to samo zrobić na samym czubku nosa bruneta, a potem... Martinez aż drgnął, a jego policzki zarumieniły się, za to on sam zacisnął powieki... Był gotowy na to, co ma nastąpić, gdy nagle ku jego zdziwieniu wargi chłopaka musnęły jego gorący od wypieku policzek. Brązowooki mimowolnie odetchnął z ulgą, rozluźniając mięśnie, lecz nim zdążył unieść powieki, niespodziewanie jego wargi dotknęły słodkie usta Noah, aż westchnął ciężko. Do tego rudowłosy jak najdelikatniej przesunął dłoń ostrożnie i powoli w kierunku szyi niższego, aż dotarł tuż pod jego żuchwę. W tym samym czasie kontynuował czuły pocałunek, próbując do niego przekonywać swój obiekt westchnień, bo ten wciąż był niepewny w tej dziedzinie... Mimo wszystko Noah było dobrze z Austinem i nie chciał nikogo innego. Z kolei Martinez na ślepo podążał za swoim ideałem, który, miał wrażenie, doskonale radził sobie jako przewodnik po tej jakże ekscytującej podróży.

Noah już powoli wykorzystywał okazję, aby wsunąć język do ust Austina na dłużej, gdy nagle usłyszał swój telefon, a przez co nagle przerwali pocałunek. Zdezorientowany, a zarazem onieśmielony brunet dyszał cicho, spoglądając w dół z pewnego rodzaju speszeniem, za to zirytowany bramkarz warknął coś pod nosem, po czym odebrał:

- Zaraz będę. Pięć minut.
- Już nie musisz, skarbie... - zabrzmiał spokojny głos matki - Tata będzie za chwilę...
- I tak nie mam gdzie iść... - westchnął.
- Oho, więc jednak go poznam? - zawołała z ekscytacją.
- Przestań, mamo...

Dwójka rozmawiała jeszcze chwilę, po czym Noah się rozłączył, a następnie złapał młodszego za rękę i tak razem ruszyli.

Za moment faktycznie zaczęli się zbliżać do wielkiej posiadłości otoczonej wysokim ogrodzeniem, przez który można było zauważyć piękny ogród. Sam dom oślepiał bielą, a do tego był znacznie większy od tego Nathana.

Dwójka powoli wkraczała na teren, gdy Austin kątem oka dostrzegł elegancki, czarny samochód, przed którym stał wysoki mężczyzna ubrany równie szykownie. Z tym, że na głowie miał niewielki kapelusz, a jednak spod niego można było dostrzec krótko ścięte włosy koloru... rudego. Z kolei do samego pojazdu zbliżała się ciemna sylwetka, a konkretnie wysoki chłopak ubrany w czarną, luźną bluzę, której kaptur zdobił jego głowę. Spodnie także czarne z paroma dziurami wzdłuż jego zgrabnych i długich nóg, a najlepsze to, że buty miał naprawdę podobne do Noah. Sam chłopak szedł, jakby krzywo, ale może przez to, że na plecach niósł prawdopodobnie ciężki plecak. Nagle ten spojrzał w kierunku nieznajomego bruneta, rzucając mu krzywe spojrzenie, a po sekundzie wrócił do swoich zajęć...

- Chodź, Austin... - nagle brunet usłyszał głos Noah, ale jakiś taki zrezygnowany.
- Kto to? - spytał zdumiony, podążając za starszym.
- To właśnie moja rodzinka, heh... - westchnął.
- Twój tata i... Brat?
- Mhm... Nie zwracaj na nich uwagi, nie są jej godni.
- Dlaczego?
- Bo... - myślał przez chwilę z pewnym grymasem, aż stwierdził z uśmiechem - Bo twoja uwaga powinna być zwrócona tylko na mnie.
- Przecież jest...
- Tak? - posłał mu uważne spojrzenie, które speszyło młodszego - Cieszy mnie to w takim razie.

Za chwilę para doszła do marmurowego podestu, z którego przeszli do śnieżnych drzwi, a później ich próg też przekroczyli...

Ledwo weszli do środka, a tam już uderzyła ich woń mocnych, damskich perfum, które trochę dusiły Austina, ale nie miał śmiałości tego przyznać. Za chwilę z salonu wyszła właścicielka zapachu. Była to wysoka kobieta o długich, prawie czarnych włosach, ubrana w takim samym stylu, co mężczyzna przed domem. Najbardziej zadziwiające było jednak to, że jej brzuch był znacznie zaokrąglony, co oznaczało ciążę. A jednak ona chodziła naprawdę szybko i zwinnie jak na kobietę w takim stanie... Gdy ta tylko zauważyła dwójka, od razu podbiegła i rzuciła się z objęciami na swojego syna.

- Wreszcie wróciłeś, kochanie! - zawołała z radością, po czym od razu go puściła i przeniosła wzrok na gościa, posyłając mu szczery uśmiech - A ty jesteś...
- Yyy... - brunet otworzył szerzej oczy, czując napływ stresu.
- To Austin - od razu złapał młodszego mocno za dłoń gdzieś dyskretnie z tyłu - Nie męcz go, mamo...
- Austin... - zaczęła powtarzać dla pamięci, przyglądając się nowo poznanemu chłopakowi, a przy tym przesunęła dłoń po swoim ciążowym brzuszku - Wiesz co... Przypominasz mi kogoś... - po czym zaśmiała się - Ale nie... To przypadek... Dobrze, chłopcy. Muszę już iść. Bawcie się dobrze. Noah... - spojrzała znacząco na syna.
- Mamo! - skarcił go, czując jak pali się ze wstydu w środku.
- Wiesz co i jak...
- Nie potrzebuję tego!
- Ale jakby co...

Kobieta szybko wyszła z tym swoim niewinnym uśmieszkiem, zostawiając Noah z poczuciem dyskomfortu na twarzy. Austin widział, że coś jest nie tak i bardzo chciał pomóc, dlatego znów zwyczajnie spytał:

- Coś się stało, Noah?
- Nie, nie... - zaśmiał się, przyciągając go do siebie - Wszystko dobrze...
- O czym rozmawialiście? Zauważyłem, że to po tym zrobiłeś się dziwny...
- To nic ważnego, skarbie! - pogłaskał go po głowie - Nic, o co powinieneś się martwić...
- Czemu ty mi nic nie chcesz mówić?
- Boże... - westchnął ciężko - Mówiła mi o tym...
- Tym... - speszył się, aż drgnął.
- Mówiłem, że to nic... Naprawdę, Austin, nie musisz się teraz tym martwić...
- Więc... - zaczął niepewnie - Jakby co, jesteś przygotowany?
- Ta... Ale naprawdę nie jestem taki! - jemu samemu było głupio.
- Jaki...
- Wiesz, taki, że... Boże no! Austin, błagam...
- Przepraszam! - nagle schował się w jego torsie.
- Co? - spojrzał na niego z góry zaskoczony - Za co?
- Że spytałem!
- Jeju... - wypuścił z siebie ciężki oddech, po czym objął go czule i wyszeptał na spokojnie - To nic złego, że pytasz. Będziemy musieli kiedyś o tym porozmawiać, ale teraz jest za wcześnie...
- Nie chciałem cię zawstydzić...
- Zawstydzić? - zaśmiał się - Nie martw się, jestem dużym chłopcem...
- To czemu się tak zachowujesz?
- Głupio mi o tym rozmawiać z tobą, maluszku. Jesteś taki mały i niewinny... A ja w ogóle nie brałem pod uwagę tego. Lubię cię i tylko o tym myślę...
- Ja też cię lubię, Noah... - uśmiechnął się.

Rudowłosy odetchnął z ulgą, skutecznie odciągając Austina od tej rozmowy. Z jednej strony nie chciał, żeby ten się stresował, z drugiej sam nie wiedział jak rozmawiać. Nigdy wcześniej nie musiał tego robić, czas sam przychodził i wszystko jakoś szło... Ale Austin był niedoświadczony i wyjątkowo niewinny, a do tego wrażliwy... Mentalnie był jeszcze trochę dziecinny, a Noah już dawno dorósł, przynajmniej mu się tak wydawało... A przez to sam przeżywał czasem chwilę zażenowania, gdy przebywał z brunetem, a mimo wszystko dalej miał ochotę spędzać z nim czas... Właściwie wydawało się, że teraz, gdy obydwaj zostali sami w domu, była idealna pora, aby postawić wszystko na jedną kartę.

Noah szybko oprowadził chłopaka po całym swoim domu, nie zamierzając przed nim niczego ukrywać. Potem poczęstował go piciem, prosząc, aby ten dawał znać, gdyby potrzebował więcej lub gdyby chciał jeść, a ostatecznie dwójka wylądowała przed telewizorem, oglądając jakiś film... Austin ze skupieniem obserwował akcję, za to Noah z uśmiechem lustrował skupionego bruneta. Teraz ten był jeszcze cudowniejszy niż wcześniej, a szczególnie, gdy odruchowo złapał rękę starszego w obydwie dłonie i ściskał mocniej w czasie mocniejszych scen... Rudowłosy rozpływał się nad tym widokiem, czując jak serce mu przyjemnie bije, jakby oszalało...

- Aah, Noah!!! - nagle wrzasnął Austin, wbijając paznokcie w skórę starszego, a następnie schował się w jego ramieniu - To jest straszne!
- Daj spokój, Austin... - posłał mu ciepły śmiech - To nic takiego...
- Resztę filmu spędzę tak!
- Wtulony we mnie?
- Tak... - burknął smutno.
- Więc oglądamy do końca...
- Noah!
- Wiem jak odwrócić twoją uwagę od tych strasznych scen...
- Jak?

Wtedy Noah zręcznie chwycił młodszego w żuchwie, po czym wpił się w jego wargi, ale korzystając z szoku młodszego, od razu zaczął pocałunek francuski. Zdezorientowany Austin ledwo zastękał, a już oddawał się w pełni czynności, czując w niej cudowność chłopaka, który mu się przecież spodobał... A ten cały czas go adorował... A może tylko się bawił...

Gorący pocałunek ku zaskoczeniu dwójki szybko był pogłębiany, a rudowłosy odruchowo coraz bardziej napierał na młodszego, przez co finalnie opadli na miejsca siedzące. Johnson niewinnie sunął po ramionach lub bokach młodszego, za to ten błądził rękoma we włosach chłopaka lub po jego umięśnionych plecach. Trwało to długo, gdy nagle obydwaj przerwali pocałunek, dysząc ciężko. Spojrzeli sobie w oczy, aż speszony Austin nieco uniósł powieki wyżej, patrząc w te zielone, bezwstydne tęczówki. Piłkarz nie umiał udawać, on naprawdę coś czuł do chłopaka pod sobą, a jego oczy mówiły same za siebie...

- Noah... - zaczął niepewnie brunet - Chciałbym coś wiedzieć...
- Pytaj, skarbie...
- Co... Co ty do mnie czujesz? - gdy to powiedział, aż spojrzał w bok.
- Austin - rzekł poważnym tonem, a przy tym znów przesunął dłoń pod żuchwę młodszego, chociaż go samego zalała teraz fala stresu - Nie odwracaj wzroku. Pozwól mi patrzeć w twoje piękne oczy, gdy wyznaję ci miłość...
- Wyzna... - spojrzał na niego uważnie.
- Austin, mój ty mały słodziaku - aż uśmiechnął się i wyszeptał - Wiem, że to szybko, ale myślę, że zakochałem się w tobie...
- Noah...
- Cii... - nagle to on wtulił się w niego, zsuwając głowę bliżej jego torsu - Czy rytm twojego serca oznacza, że ty czujesz to samo?
- Nie wiem... - zmarszczył twarz - Ja... Ja nie wiem, Noah! Przytul mnie!

Rozmarzony chłopak stracił rozsądek w tym momencie i nie myślał do końca normalnie, lecz mimo to zrozumiał stan młodszego. Dlatego szybko przesunął się tak, aby być obok, a następnie niemal schował bruneta w swoich ramionach. Przerażony powagą sytuacji Austin wtulił się mocno w starszego, jakby chciał się tam schować na zawsze. Ale z czasem, ogrzewając się w blasku rudowłosego, wyznał wreszcie:

- Noah... Chciałbym, żebyś był moim chłopakiem...

Gdy rudowłosy to usłyszał, myślał, że zaraz straci przytomność, tak dziwny stan go trafił. Był podniecony, zestresowany, a przy tym przez jego organizm przelała się cała lawina uczuć...

- A ja chciałbym być twoim chłopakiem, Austin - odpowiedział Noah cicho.
- Więc nim zostań...
- A ty moim zostaniesz, słodziaku? - wyszeptał.
- A chcesz, żebym nim został?
- Pragnę tego...
- Więc... Oczywiście, Noah... - uśmiechnął się.
- Jesteś cudowny, Austin - przytulił go jeszcze mocniej.
***

Nathan usłyszał otwieranie drzwi, na co zerwał się z miejsca i niemal od razu pobiegł do wejścia, a wtedy ujrzał swojego kuzyna z zagadkową miną. Ten zresztą tylko patrzył dziwnie na starszego i jakby chciał jak najszybciej odejść, co już wydało się podejrzane wyższemu brunetowi.

- Co ty ukrywasz, gówniarzu... - syknął Nathan.
- Nic... - zmarszczył brwi, robiąc coraz mniej pewne kroki.

Piłkarz dostrzegł, że młodszy idzie podejrzanie jedną stroną, jakby z boku, do tego ukrywał się, a to mogło oznaczać tylko jedno...

- Ten idiota zrobił ci malinkę! - wrzasnął wściekły Lee.
- Nieprawda! - oburzył się Martinez.
- Pokaż szyję!
- Nie!
- Wiedziałem, kurwa!
- Nie rozumiesz! - po czym pobiegł do swojego pokoju.

Tymczasem zaspany Alexander minął się ze smutnym Austinem, schodząc po schodach. Ledwo przejechał ręką po twarzy, a następnie spytał:

- Co się stało?
- Nic, idź spać - warknął brunet.
- Przecież widzę, Nathan... Nie bądź pizda, gadaj.
- Ten rudy zjeb molestuje Austina!
- Co? - zaśmiał się.
- No normalnie! Jest godzina dziesiąta wieczór, a gówniarz wraca z jakimś syfem na szyi!
- Aaa... - zawołał, po czym wybuchnął śmiechem, na co Nathan popatrzył na niego z wyrzutem, ale Alex złapał go za ramię i rzekł spokojnie - Chodź, tobie też zrobimy na uspokojenie...
- Nie chcę! - warknął.

Blondyn pokręcił głową, po czym zbliżył wargi do ucha ukochanego i wyszeptał mu coś, na co ten oburzył się i wrzasnął:

- Oszalałeś?! Tu jest dziecko!
- Zrób mi dziecko, Nathan... - westchnął, przewracając oczami.
- Ta! Żeby mi potem przyprowadziło jakiegoś zjeba do domu!
- Dobra, chodź... - pociągnął go i o dziwo śniadoskóry już nie protestował, choć dalej szedł naburmuszony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro