XX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Alexander od samego rana nie czuł się dobrze, ale ukrywał to przed sobą samym. Wczorajszy wieczór przyniósł ze sobą serię niefortunnych zdarzeń, chociaż niektóre były po prostu skutkami wcześniejszych decyzji. Przecież jeszcze niedawno mieszkał ze swoim chłopakiem i wszystko było w porządku. Przez całe wakacje Nathan nie dał Alexowi żadnego powodu do zazdrości i wzajemnie. Dwójka żyła ze sobą w zaskakującej zgodzie, chociaż Rawson często bronił Austina przed starszym kuzynem, kiedy ten był zbyt opiekuńczy... A teraz blondyn musiał znaleźć sobie dziewczynę, mając już chłopaka, którego nie chciał zdradzać ani nawet nie chciał próbować... W końcu to do niego coś czuł i nie spodziewał się, że w tym stanie ktoś inny go zainteresuje. Ale w takich chwilach słobości szybko się buntował z typową dla siebie upartą miną i odsuwał od siebie te wątpliwości. W momencie kiedy miał do wygrania zakład, budziła się w nim bestia dążąca po trupach do celu, a on nad nią nie zawsze panował, albo nie chciał. Gdzieś podświadomie też wciąż przeżywał upokorzenie, jakim były zaloty Nathana do przedstawicielek płci przeciwnej... To go bolało, że jego własny chłopak wciąż wybierał kobiety zamiast niego. Już samo to, że mógł wchodzić w takie relacje z kimś innym, bolało, ale że właśnie z dziewczynami... Gdzieś tam można było to wytłumaczyć faktem, że Lee zawsze wybierał dziewczyny, a Alex był jego pierwszym chłopakiem, w ogóle pierwszym, który mu się spodobał...

Zrezygnowany blondyn już rozglądał się po korytarzu, szukając, sam nie wiedział czego. Ale kiedy zauważył zbliżającego się Nathana z tym jego głupim uśmieszkiem na twarzy, zmarszczył brwi i od razu odwrócił wzrok. Żałował, że się założył i to o coś takiego...

- I jak tam, Aluś? - spytał Lee, nagle obejmując niższego ramieniem.
- Spadaj... - syknął Alex, czując ciarki zażenowania na dźwięk zdrobnienia swojego imienia - W ogóle zostaw mnie! - wyrwał mu się.
- Ach, no tak... Przecież płoszę ci potencjalne zdobycze... - śmiał się.
- Żałosny jesteś... - patrzył na niego krzywo.
- Masz już kogoś na oku, skarbie?
- Nie interesuj się... - burknął.
- Coś słabo ci idzie...
- Dzień się dopiero zaczął, wiesz? - warknął. Zaraz spojrzał na niego z niechęcią - W ogóle wczoraj nachlałeś się z zazdrości o mnie, a dzisiaj już ci nie przeszkadza, że mógłbym być z kimś innym?
- Nie przeszkadza mi, bo - uśmiechnął się pewnie, sprytnie zbliżając usta do czoła blondyna, na którym złożył delikatny pocałunek, po czym zniżył się do jego ucha, w które wyszeptał - wiem, że ci się nie uda.

Po czym poklepał chłopaka po ramieniu i zostawił go, samemu zmierzając pewnie w stronę kuzyna i jego ukochanego, a raczej w poszukiwaniu ich. Alex poczuł wtedy głębokie skołowanie na myśl o dziwnym zachowaniu Nathana. Jak on mógł tak spokojnie przyjmować do wiadomości, że jego własny chłopak miał teraz poderwać jakąś dziewczynę... Niby wątpił, że temu się uda, ale gdyby jednak... Co Nathan by powiedział...

Kiedy tak się zastanawiał nagle przed sobą dostrzegł wysokiego chłopaka o podejrzanie znajomym spojrzeniu w zielonym kolorze. Nawet rudy odcień się zgadzał... Tyle, że ten miał nieco mocniejszy styl ubierania od tego, z którym Alexowi ten się od razu skojarzył. Z kolei nieznajomy uniósł ostro kąciki ust, zmuszając blondyna do wymiany spojrzeń, a ten zupełnie nieświadomie ulegał. Dopiero na dźwięk uderzającej dłoni w szafkę, przy jego uchu, ocknął się, marszcząc brwi ze zdziwienia.

- Czego? - warknął Alex, spoglądając na znacznie wyższego chłopaka.
- Niegrzecznie tak zaczynać rozmowę, kotku... - zaśmiał się arogancko.
- Daruj sobie... - westchnął - Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż niańczenie jakichś pajaców...
- Ale czemu tak niemiło, co?
- Tylko skończony pajac prowokowałby mnie w ten sposób - zmrużył chytrze oczy - Musisz być pierwszakiem, jeśli nie wiesz do kogo zaczynasz...
- A jeśli wiem to co? Może lubię wyzwania?
- Dobra, serio. Zjeżdżaj.

Rudowłosy zaśmiał się, ale mimo to faktycznie odsunął się nieco, a wtedy Alex zdecydowanie ruszył przed siebie, nieświadomy, że wciąż jest obserwowany. Zresztą naprawdę miał ważniejsze sprawy na głowie, zaczynając od znalezienia sobie dziewczyny po zrozumienie Nathana. Był tak zajęty sobą, że nie dostrzegł nawet niemal gnającego Austina, choć ten po prostu szedł nieco szybciej. Ale na tyle, że kolejny raz już uderzył w kogoś. Na szczęście na tyle delikatnie, że nikomu nic się nie stało, a on nawet nie upadł. Jedynie spotkał się z tym samym zimnym spojrzeniem, z jakim spotkał się wtedy, gdy Noah przyprowadził go do swojego domu rodzinnego. Aż zadrżał, otwierając szerzej oczy, ale usłyszał zaledwie oschłe:

- Uważaj jak łazisz - po czym rudowłosy oddalił się, wkładając ręce w kieszenie spodni.

Brunet nie miał pojęcia co myśleć o tym zdarzeniu, choć szybko zrozumiał, że musiał to być właśnie brat Noah... Tylko całkowicie różnił się od rodzeństwa, bo starszy Johnson nigdy by nie potraktował kogoś w tak niegrzeczny sposób. Tym lepiej, że brunet właśnie zamierzał spotkać się ze swoim chłopakiem jeszcze przed lekcjami. Ale podczas tej krótkiej drogi spotkał Caspiana...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro