♣ Raia x Reader - Okazja ♣

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla:xShizukaRayx ❤

Wiem, że pisze się Rhya, a mówi Raia, ale w zamówienia była wybrana przeze mnie opcja, ona mi się ogólnie bardziej podoba, więc musicie mi wybaczyć. Miałam też dylemat, którą Reader zrobić prawdziwą Reader. Mam nadzieję, że po przeczytaniu zrozumiecie i wybrałam dobrze.


Cały las powoli spowijał mrok, co wcale nie stanowiło dla Ciebie przeszkody. Zawzięcie strzelałaś swoją magią dookoła, żeby wyżyć całą frustrację, skrywaną w sercu. Nic nie powiedziałaś, kiedy Kapitan nie wybrał Cię do reprezentowania Złotego Świtu podczas egzaminu do tytułu Rycerza Korony, chociaż chciałaś w nim uczestniczyć. Nic nie powiedziałaś również, gdy wybrał Alecdora czy Hamona. Tylko to, jak dostali po skórze, było dla Ciebie nie do przemilczenia. Uważałaś, że sama walczyłabyś o wiele lepiej, a do tego wasz wicekapitan postradał zmysły. Kiedy turniej dobiegł końca, udałaś się tu, aby nikomu nie przeszkadzać i nie obnażać swoich uczuć. Po zaledwie dwóch godzinach na niebie pojawił się księżyc, przez co postanowiłaś zbierać się w drogę powrotną. Szczególnie że zużyłaś dużo many na roztrzaskanie bezbronnych głazów, co trochę Cię zmęczyło. Włożyłaś Magiczną Księgę do torby przy pasie, wyciągając z niej małą, przenośnią lampę. Takie sytuacje już Ci się zdarzały, dlatego byłaś przygotowana. Kiedy tylko podpaliłaś knot świeczki, zauważyłaś parę podkrążonych oczu, które patrzyły wprost na Ciebie. Z drobnym zmieszaniem ruszyłaś w stronę bazy, modląc się w myślach, aby ten dziwak okazał się niegroźnym pustelnikiem, zamieszkującym las. 

- Hej, co taka młoda dziewczyna robi tu w nocy sama? - Prawie krzyknęłaś, gdy ta sama osoba niespodziewanie wyszła z pobliskich krzaków, przyprawiając Cię prawie o zawał serca.

- Przechadzam się... - Wydukałaś ze zdziwieniem, dokładnie przyglądając się oponentowi. 

Był to wysoki mężczyzna ze zmęczonym wyrazem twarzy i czerwonym, podłużnym tatuażem na policzku, niewyglądający na więcej niż trzydzieści lat. Kogoś Ci przypominał, ale z powodu stresujących okoliczności, całkowicie zapomniałaś, gdzie już go widziałaś. Jego ciemne, znudzone oczy nie wydawały się przejawiać grozy szczególnie z delikatnym uśmiechem na dość bladej twarzy. Zaczęłaś mieć przebłyski dopiero, widząc, jaki ma na sobie strój. Przez charakterystyczny szalik oraz płaszcz, rozpoznałaś w nim terrorystę z raportów, będącego jednym z Trzeciego Oka. Przez niezręczną ciszę, przerwaną tylko ziewaniem bruneta, zaczęłaś czuć się niezręcznie i wątpiłaś w intencje, jakie mógł mieć.

-  Możemy się rozejść, jakbyś nigdy mnie nie zaczepił? - Zaproponowałaś z uprzejmością, próbując ukryć strach, jaki w Tobie wzbudził. Mężczyzna popatrzył na Ciebie bez zmienienia wyrazu twarzy, po czym ociężale wzruszył ramionami.

- Tak, pewnie. - Zgodził się bez żadnego sprzeciwu, wymijając Cię, przez co znowu zaczęłaś iść szybko przed siebie z jeszcze większym zmieszaniem, odwracając się do tyłu dopiero po pewnej chwili. Nie widząc tam nieznajomego, stanęłaś w miejscu całkowicie skołowana, wydając z siebie cichy okrzyk, kiedy ten ponownie wyszedł z krzaków obok.

- Nie no, żartowałem. - Oznajmił lekko rozbawiony, podchodząc tym razem zdecydowanie bliżej, przez co cofnęłaś się do tyłu. - Niezbyt mi się chce z Tobą szarpać, dlatego rób, co mówię. - Dodał, głośno ziewając, przez co już całkowicie nie wiedziałaś, o co mu chodzi. Nie zaatakował Cię, wyglądał, jakby chciało mu się spać, a przede wszystkim bawił się sytuacją. Byłaś pewna, że gdyby chciał odebrać Ci życie, to już by to zrobił. Oczywiście mogłaś wyjść z inicjatywą ataku, ale słyszałaś, jaką siłę posiadał, dlatego wolałaś załatwić sprawę w miarę polubownie, a potem donieść o jego obecności. Dodatkowo widziałaś w papierach, że niektórzy z Oka Białej Nocy lubią od czasu do czasu porwać jakąś niewiastę.

- Jesteś porywaczem albo gwałcicielem? - Spytałaś ze strachem w oczach, na co ciężko westchnął, drapiąc się po głowie.

- Jednym z nich, ale Ty wybierasz którym. - Odpowiedział powolnie, na co zrobiłaś się lekko czerwona.

- Ech? - Widząc Twoje zdziwienie, jedynie pokręcił głową, uśmiechając się jeszcze poczciwiej. Spojrzenie jego głębokich i pustych oczu, zdawały się wiercić w Twojej duszy dziurę.

- Nie bierz wszystkiego na poważnie. Tak właściwie, to Cię szukałem. - Słysząc ten powód, poczułaś się bardzo dziwnie z nieznanego Ci powodu.

- Po co? - Odchrząknęłaś, udając pewną siebie, bo przez te słowa nie przewidywałaś już więcej polubownej możliwości załatwienia konfliktu, a nie chciałaś wyjść na tchórza. 

- Musisz pójść ze mną na ważną uroczystość. - Wyciągnął w Twoją stronę dłoń, jakby był pewny, że ją chwycisz.

- Chyba żartujesz, że gdzieś z Tobą pójdę! - Cofnęłaś się jeszcze bardziej, machając mu przed twarzą lampa, co wcale go nie zniechęciło.

- Nie każ mi się wysilać, żeby Cię ogłuszyć. Poza tym więcej taka okazja się nie wydarzy. Zaufaj mi. - Poszerzył uśmiech, podchodząc krok bliżej.

- Ty tak poważnie? Nie znamy się. - Zaczęłaś iść do tyłu, odrzucając lampę w bok i sięgając po swój grimorie, na co przewrócił oczami.

- Rany, rany, ale jesteś upierdliwa. - Westchnął z rezygnacją, łapiąc Cię pośpiesznie za nadgarstek. Wiedziałaś, że powinnaś zareagować o wiele wcześniej, tylko coś w nim nie dawało Ci spokoju.

Chciałaś rzucić zaklęcie, żeby go odepchnąć, ale wtedy pod waszymi stopami pojawiła się czarna materia, która w mgnieniu oka przeniosła was w nieznane miejsce. Terrorysta z całkowitą satysfakcją obrócił Cię plecami do siebie, a następnie złapał za ramiona, pochylając się nad Tobą.

- Już niedługo w końcu mi to powiesz. - Wyszeptał prosto do Twojego ucha, podczas kiedy Ty z przerażeniem wpatrywałaś się w członków Białego Oka, czekających najwyraźniej na wasze przebycie. 

Nim się zorientowałaś, poczułaś uderzenie w okolicy karku, osuwając się prosto w jego ramiona. Bez komentarza wziął Cię na ręce i delikatnie położył na kamieniu, oświetlonym przez światło księżyca, gdzie zazwyczaj drzemał. Z zadziornym uśmiechem ujął Twoją dłoń, czując, jak wielki ciężar, który nosił w swoim sercu, zniknął w jednej chwili. Nim zauważył, zaczął dumać o chwili z bardzo odległej przeszłości.


- Raia! Tu jesteś! - Do uszu elfa dotarł ucieszony krzyk dziewczyny, przerywając mu drzemkę pod drzewem na wzgórzu. Zachodzące słońce oślepiło go od razu, kiedy tylko otworzył oczy, żeby zobaczyć jak, dzielnie wbiega pod górkę. Chociaż miała podłużne uszy i całkowicie białe włosy, to wyglądała zupełnie jak Ty. 

- Czego znowu chcesz? - Spytał trochę oschłym, ale przede wszystkim zmęczonym głosem. - Daj mi pospać. - Nie chciał dać poznać po sobie zadowolenia z jej towarzystwa, dlatego ponownie zamknął podkrążone powieki, ignorując głośno dyszącą ze zmęczenia koleżankę.

- Szu-ka-łam Cię. - Wypowiedziała po chwili odpoczynku, ciągle mając problem ze złapaniem wdechu. [Kolor] oczy zaiskrzyły od szczęścia, kiedy tylko spojrzała na twarz mężczyzny. 

- Po co? - Raia wydawał się mieć ją w całkowitym poważania, nawet na nią nie patrząc. Lekko się zarumieniła, myśląc nad tym, co zdecydowała mu się powiedzieć dopiero kwadrans temu. Była to nagła, spontaniczna decyzja sprowokowana przez Fanę, doskonale zdającej sobie sprawę z chemii pomiędzy dwójką swoich przyjaciół. Od kiedy tylko wzięła się w garść, zaczęła pośpiesznie szukać swojego obiektu westchnień, chcąc zdążyć przed zachodem słońca.

- Żeby spytać, czy chciałbyś pójść ze mną na ślub Lichta. - Wypowiedziała nieśmiało, drążąc stopą dziurę w ziemi i bujając się na boki. Dopiero wtedy elf otworzył jedno oko, patrząc na nią z zainteresowaniem. Chciała już od dłuższego czasu wyznać mu, co do niego czuje, ale przez ciężki charakter, jaki reprezentował, bała się odrzucenia. - Będziemy tak niby wszyscy, ale gdybyśmy tak...

- Nie chcę Cię martwić, ale czy mi się w ogóle chce tam iść? - Przerwał znudzonym tonem głosu, uśmiechając się pomimo wszystko, ponieważ lubił ją denerwować.

- Nie każ mi się z Tobą szarpać! Zmuszę Cię do tego, każdy musi tam być! To historyczny moment! - Zaczęła go teatralnie ochrzaniać, zaciskając pięści, co uznał za słodkie, cicho się śmiejąc. Widząc reakcję mężczyzny, od razu się uspokoiła, ponownie się rumieniąc. Takie drobne przekomarzanki poprawiały humor również jej. - Poza tym chcę Ci wtedy coś powiedzieć. - Uśmiechnęła się tajemniczo, krzyżując ręce na piersi. Białowłosy nie dowierzał w to, co usłyszał. Nie sądził, że kiedykolwiek odważy się wyznać, co czuje, nawet jeśli dla każdego było to oczywiste. Sam właśnie podczas jutrzejszego wieczoru chciał w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, żeby w końcu usłyszeć te dwa słowa. 

- Nie możesz teraz? - Odpowiedział opryskliwie, na co zmarszczyła brwi ze złością.

- Nie mogę. - Wydawała się bardzo stanowcza, grożąc mu przed odejściem. - Uważaj, bo nie będziesz miał więcej okazji, żeby to ode mnie usłyszeć!


Wtedy nie wiedział, że miała rację. Chociaż zjawił się na weselu, czkając z niecierpliwością ukrytą w sercu, to nie było mu dane usłyszeć tego wyznania. Od kiedy przebudził się  w swoim nowym, ludzkim ciele pragnął ją odnaleźć. Nigdy nie prosił Lichta o pomoc, nie chcąc przyznać się do bolesnych uczuć, jakie wypełniały jego serce przez niedopełnione wyznanie miłości. Tak natrafił na Twój ślad. Wiedział, że należysz do zakonu Magicznych Rycerzy i jesteś jej reinkarnacją. Czasami przyglądał Ci się, kiedy trenowałaś samotnie w lesie, nie zauważając pomiędzy wami dużej różnicy w charakterze. Przez niezliczoną ilość razy planował do Ciebie zagadać i czasami to robił, prowokując zderzenie się łokciami, gdy mijaliście się na mieście. Nigdy go nawet nie zapamiętałaś, ale sam uśmiech na Twojej twarzy i krótkie ''przepraszam'' dawało mu powód do radości. 

Niestety po przebudzeniu się elfów, był zajęty walką. Odzyskawszy wspomnienia, elfka w Twoim ciele, zaczęła najpierw walczyć z pierwszym napotkanym oddziałem Twoich kompanów z zakonów, a następnie połączyła z nimi siły w trakcie ucieczki przed magią Demona. Finalnie zobaczyła go dopiero po wyjściu na zewnątrz, gdy prawdziwy Licht planował z resztą, jak powstrzymać zreinkarnowane dusze przed niszczeniem miasta.

- Raia! W końcu Cię znalazłam! - Rzuciła mu się na szyję, ściągając na siebie wzrok Fany i Vetta, którzy roześmiali się, widząc waszą dwójkę w końcu razem. Mężczyzna poczuł w tym momencie ogromną ulgę, a po chwili przytłaczający smutek, przez który nie był w stanie dłużej ukrywać swoich uczuć.

- Tak, chociaż nasze spotkanie nie potrwa za długo. - Wypowiedział przygnębionym głosem, obejmując Twoje ciało tak, jakby miał już nigdy nie puścić. Nawet nie mając nad nim kontroli, poczułaś ciepło, jakie wam podarował.

- To nieważne. Chciałam po prostu jeszcze raz się z Tobą zobaczyć, żeby móc się pożegnać. - Wtuliła się w niego ze łzami w oczach, nie wiedząc, czy są one wynikiem szczęścia, czy rozpaczy.

- Powiesz mi to, co miałaś wtedy? Zanim znikniesz? - Spytał cicho, próbując powstrzymać się od płaczu, na co oderwała się od niego z ogromnym uśmiechem, stykając się z nim nosem.

- Kocham Cię. - Wypowiedziała czule, składając na jego ustach delikatny pocałunek, który subtelnie odwzajemnił, ujmując waszą twarz w swoich dłoniach. Właśnie wtedy połączone zaklęcie Lichta i Williama zaczęło działać, sprawiając, że wzniosła się do góry, zostawiając Cię nieprzytomna w objęciach mężczyzny, wysilającego się na ironiczny uśmiech. 

- No i widzisz? Nie mogłaś tak od razu? Kobiety są takie pogmatwane... - Uronił jedną, męską łzę, patrząc na niebo. Niestety przez swoje przywiązanie, nie mógł do niej dołączyć.

- Nie zadręczaj się tylko twardzielu, bo mam do Ciebie ostatnią prośbę. - Wykrzyczała pokrzepiająco, wskazując na Ciebie. - Ja i ona nie różnimy się aż tak bardzo. Zaopiekuj się nią.

- Myślę, że mogę to zrobić, chociaż obie jesteście nieznośne. - Wzruszył ramionami od niechcenia, patrząc na nią ostatni raz. - Ja Ciebie też. - Dodał o wiele ciszej, ale elfka doskonale wiedziała, co chce powiedzieć, dlatego nie przeciągała pożegnania, tylko uniosła się jeszcze wyżej, znikając z zasięgu ludzkiego wzroku.

- Żegnaj. - Wymamrotał już bardziej do siebie, gdy jego jedyna łza spłynęła na Twoją twarz.


Pisać kontynuację, gdzie Raia będzie próbował opiekować się ludzką Reader?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro