Epizod 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podczas mojej próby uspokojenia się, po całym mieszkaniu rozlega się donośne pukanie...

______________________________

Zerkam w stronę wyjścia z sypialni, wzdycham cicho i zaczesuję rękami włosy do tyłu. Jest kilka możliwości kto to: mój ojciec, sąsiad lub sąsiadka, ten psychol, paczka od niego albo Dagmara.

Wstaję, ocierając jeszcze mokre policzki wychodzę z pokoju. Wilgotne dłonie wycieram w spodnie, taki zwyczaj. Podchodzę do drzwi, odkluczam i otwieram. Mrużę oczy widząc małego chłopca, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji spotkać. Delikatnie pochylam się nad nim i uśmiecham miło. Nienawidzę dzieci, ale może to być wnuk lub dziecko któregoś z mieszkańców, więc nie chcę się narażać.

-Zgubiłeś się? Pomóc Ci w czymś? - pytam łagodnym głosem, moja jedna dłoń wciąż ciąży na klamce.

Chłopiec nie odpowiada mi, jedyne co to spogląda w moje oczy, jego są wyraziście niebieskie, ładne. Wzdycham i przyglądam się mu. Na oko ma może z sześć, siedem lat, na pewno nie więcej. Jest blondynem drobnej postury. Trzyma coś w jednej dłoni za plecami, ale nie jest dane mi spojrzeć co to. W drugiej ręce trzyma samochodzik. Mrużę oczy przyglądając mu się uważniej. Chłopczyk uśmiecha się do mnie uroczo, wyciąga dłoń zza pleców i daje mi bukiet niebieskich róż. Otwieram delikatnie usta przyjmując je.

-To od tego pana na czarno, stoi na dole i powiedział, że mam zanieść to pani - mówi uroczym głosem, a ja zamieram.

Ten psychopata wysłał dzieciaka do mojego mieszkania? Sam nie mógł przyjść? Chory psychol.

-Dziękuję - mówię prostując się, staram się nie doprowadzić do tego, aby moje ręce zaczęły drżeć na oczach tego dziecka.

-Pan też powiedział, że muszę przekazać coś jeszcze - mówiąc to ze swojej małej kieszonki w spodniach wyciągnął malutkie pudełeczko. Przedmiot ma może pięć centymetrów długości i szerokości.

-Dziękuję jeszcze raz, zmykaj już - mówię uśmiechając się nerwowo.

Moje serce bije jak oszalałe, mam wrażenie, że zaraz ze mnie wyleci. Chłopczyk macha mi i odchodzi od razu zadowolony, zeskakuje ze schodów. Ja powoli cofam się do środka mieszkania, od razu po tym zatrzaskuję drzwi i zakluczam je jednym ruchem dłoni.

Szybkim krokiem podchodzę do blatu, na którym ostatnio stała paczka. Kładę tam kwiaty, moja lewa dłoń zaciska się na pudełeczku, które podarował mi chłopiec. Opieram się delikatnie bokiem o blat. Jedną dłonią podtrzymuję pudełko, drugą natomiast je otwieram. W środku przedmiotu znajduje się folia bąbelkowa, która przykrywa przedmiot. Palcem delikatnie odkrywam zabezpieczenie, w głębi pudełka zauważam coś minimalnie lśniącego przez światło padające z góry. Wyciągam mały przedmiot palcami i okazuje się, że jest to pocisk. Od razu wrzucam nabój do pudełka i je odkładam, biorę delikatny wdech. Szybkim krokiem kieruję się do pokoju, biorę telefon i dzwonię do ojca. Stoję opierając się o ścianę między salonem, a moją sypialnią. Telefon mam tuż przy uchu. Po chwili tata odbiera.

-Co się stało? - to pierwsze co słyszę w słuchawce.

-Wyślę Ci zdjęcie pocisku, a ty mi powiesz z czego został wystrzelony. - mówię ciszej i przygryzam policzek od środka.

Chyba za szybko powiedziałam to co chciałam, mogłam poczekać, ale.. co się stało to się nieodstanie. Mój ojciec nie odzywa się przez kilka sekund, jedyne co słychać to jego krótkie westchnięcie.

-Wyślij, tylko szybko. Zaraz jadę na patrol - mówi odchrząkując i się rozłącza.

Od razu po zakończeniu rozmowy włączam w telefonie aparat, wolną dłonią odsuwam folię bąbelkową tak, aby było widać pocisk. Robię zdjęcie i od razu przesyłam tacie. Tuż po tym pudełeczko zamykam, a telefon blokuję. Odkładam urządzenie i kieruję się do jednej z szafek w kuchni, zgarniam z niej energetyka i go otwieram. Upijam kilka łyków, nucę coś pod nosem. Podczas tego mój telefon wibruje, podchodzę, włączam go i widzę wiadomość od taty.

Inez. To pocisk, który wyciągnięto z Alana, to jeden z dowodów. Zniknął niedawno od nas.

Widząc wiadomość przełykam głośniej ślinę i odsuwam się od blatu.

Ten psychol zabił mojego przyjaciela?

***

Odkąd dowiedziałam się z czego wystrzelony został pocisk, nie umiem uspokoić bicia serca. Jest mi gorąco i co jakiś czas mam zawroty głowy. Minął kwadrans odkąd ojciec wysłał mi wiadomość.

Nie patrzyłam jeszcze dokładnie na kwiaty, ale jestem pewna, że na pewno jest w nich jakaś karteczka.

Coraz bardziej zaczynam się bać tego typa. Niech da mi już spokój.

Wzdycham pod nosem i spoglądam na kwiaty, podchodzę do nich i oglądam je z każdej strony. Przygryzam policzek od środka i staram się doszukać czegoś. W końcu moje oczy wyłapują granatową, złożoną na pół karteczkę. Od razu po nią sięgam i nawet się nie zastanawiam. Przez moją lekkomyślność pojedyncze kolce delikatnie ranią moją dłoń, ale nie zwracam na to większej uwagi. Sprawnym ruchem wyciągam karteczkę spośród kwiatów i krzywię się, widząc pojedyncze kropelki krwi na mojej skórze. Biorę krótki wdech i dwoma palcami otwieram karteczkę.

Niebieskie róże to prezent. Za wytrzymałość i trzymanie buzi na kłódkę.

Przygryzając policzek od środka, zaciskam dłoń na karteczce i idę z nią do pokoju. Przywieszam ją na samym dole tablicy i odsuwam się powoli od niej.

To wszystko jest ostro pieprznięte, a we mnie rodzi się coraz większy strach...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro