Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2 lata później...
Minęły już dwa lata wojny. Wszyscy usiedliśmy w pokoju gościnnym i śmialiśmy się z żartów opowiadanych przez chłopców.
-Po wojnie będziemy się śmiać z tego co przeżyliśmy-powiedziałam.-Będziemy opowiadać naszym dzieciom i wnukom z nadzieją, że zrozumieją co to wojna i nigdy nie będą chcieli przeżyć jej na własnej skórze.
-Tak się stanie-oznajmił Czarny.-Po wojnie spotkamy się w restauracji. Ja stawiam!
-Czarny...-zaśmiał się Arek.
-Uwierzcie w to. Wiara czyni cuda. Ona daje nam moc i siłę-powiedział Czarny.
-Prawda-potwierdził Ignacy.
-Po wojnie będziemy spotykać się nadal ze sobą. Nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu, prawda?-upewniła się Hala.
-Prawda-potwierdziła Mary.
-Czarny, nauczysz mnie strzelać?-zapytałam.
-To bardziej dla chłopców, harcerzy-powiedział Czarny.
-Też jestem harcerką-oznajmiłam.
-Wiem-zaśmiał się Czarny i pocałował mnie w policzek.-Nauczę Cię.
-Dziękuję-powiedziałam uśmiechnięta i przytuliłam się do Czarnego.-Wiem, że Hala i Mary umią strzelać i obsługiwać się bronią, a ja nie.
-Nie martw się, nauczę Cię. Będziesz mogła strzelać z nami-powiedział Czarny.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Nasza grupa naprawdę zagrała się od pierwszego dnia, w którym się poznaliśmy-oznajmiła Hala.-I to właśnie jest przyjaźń, która, moim zdaniem, jest największą i najwspanialszą bronią. Dzięki niej możemy sobie ufać nawzajem.
-I wszyscy przetrwamy dzięki niej-dopowiedziała Mary.
Po chwili razem z dziewczynami poszłyśmy przygotowywać obiad, a dokładnie krem z dynii. Szybko zrobiłyśmy go i poszłyśmy do stołu. Starałam się zjeść jak najszybciej i pójść z Jankiem na ćwiczenia.
-Zosiu-Janek podszedł do mnie i ujął moje dłonie.-Na pewno chcesz ze mną poćwiczyć? Arek jest ode mnie lepszy.
-Jasiu, wolę Ciebie-zaśmialiśmy się.
-Moja Monia-Janek pocałował mnie i wyszliśmy z domu. Chwyciliśmy się za ręce.-Idziemy do lasu tam, gdzie mamy nasze ćwiczenia harcerskie.
-Super-powiedziałam.-Janku, słyszałam jak mówiłeś z chłopcami o samolotach. Będziecie nimi latać?
-Monia...-zaczął Janek.-Tak.
-Janku...-z moich oczu spłynęły łzy. Jan od razu mnie przytulił i pocałował we włosy.
-Monia, ale to dopiero później-chciał mnie uspokoić Janek.
-Jasiu-spojrzałam się na Janka.-Boję się o Ciebie... Nie pozwolę ci...
-Zosiu, nic się nie stanie-powiedział Janek.
-Kiedy nauczyłeś się latać?-zapytałam.
-Trzy lata przed wojną-odpowiedział Jan.-Wtedy zostałem już zawodowym pilotem.
-Masz dwa ryzykowne zawody-zauważyłam i spojrzałam się na Janka.-Jedna pod ziemią, a druga w powietrzu. W kopalni i w samolocie może coś się tobie stać-powiedziałam.-Janku, jesteś za bardzo ryzykownym człowiekiem.
-A Ty jesteś spokojnym człowiekiem-zauważył Janek.-Masz wspaniałą pracę z dziećmi. Ryzyko i spokój pasują do siebie jak my-Janek pocałował mnie w policzek.-To tutaj-Janek wskazał na tarczę z liczbami.-To właśnie w taki sposób uczyłem trzymać się broń i strzelać z niej.
-Janku, boję się-oznajmiłam.
-Czego?-zapytał się Janek i delikatnie mnie objął.
-Boję się, że nie dam rady-odpowiedziałam.
-Dasz radę-oznajmił Janek.-Popatrz i zrób tak samo jak ja.
Pokiwałam twierdząco głową i powtórzyłam te same czynności jakie zrobił Janek. Nic mi się nie udało. Strzały albo spadały na ziemię albo delikatnie ocierały się o tarczę. Byłam zła na siebie, że nie potrafię nawet dobrze trzymać broni. Kilka razy, przez przypadek, wypadła mi z ręki.
Janek zauważył, że miałam już dość wszystkich porażek. Podszedł do mnie bliżej.
-Monia, skup się. Jeśli to zrobisz, to na pewno uda się tobie. Wiara, wierz w siebie. Ona daje moc i siłę...-powiedział Janek.
-Nie nadaję się do takich rzeczy!-krzyknęłam. Poddałam się.
-Zosiu...-Janek chciał mnie jakoś uspokoić. Chyba udało mu się.
Janek stanął za mną i chwycił moje ręce. Położył je na broni. Poczułam od niego jakieś uczucie, które nie pozwoliło mi się poddać. Chciałam spróbować jeszcze raz. Czarny na moje dłonie położył swoje. Ustawiłam się i strzeliłam ponownie. Trafiłam w sam środek. Uradowana krzyknęłam i przytuliłam się do Janka.
-Dziękuję-szepnęłam.
-Nigdy nie trać nadzieji. Ona daje nam siłę...-powiedział Janek i pocałował mnie w policzek.-Jesteś dzielna. Zosiu, zapamiętaj to na zawsze.
-Nie martw się. Nie zapomnę-oznajmiłam.
-Chcesz spróbować sama?-zapytał się Janek.
-Tak-odpowiedziałam i strzeliłam trzy razy.
-Zosiu, gratuluję. Trafiłaś aż dwa razy w sam środek-powiedział Janek.-Jesteś lepsza ode mnie.
-Nie przesadzaj-oznajmiłam.-Jesteś najwspanialszym Jankiem na świecie.
-A Ty najwspanialszą Zosią na świecie-powiedział Janek i przytulił mnie.-Nie wiesz jak bardzo Ciebie kocham.
-Ja też bardzo Ciebie kocham-powiedziałam i idziemy w stronę domu.-Kiedy polecisz na misję?
-Zosiu, tego jeszcze nie wiem-odpowiedział Janek.-Ale obiecaj mi, że nie będziesz się martwić.
-Nie będę Ci tego obiecała-oznajmiłam.
-Zosiu, nic się nie stanie-starał się mnie uspokoić Janek.-Obiecuję Ci, że po wojnie przelecimy się razem samolotem. Tylko ja i ty. Dobrze?
-Dobrze-zgodziłam się.
Weszliśmy do domu. Czwórka osób z naszej grupy siedziała już przy stole i chyba czekali na nas. Zauważyłam, że dziewczyny były smutne, a chłopcy jacyś inni...
-Coś się stało?-zapytałam, gdy usiadłam do stołu.
-Słyszałaś o akcji naszych chłopców?-zapytała się Hala.
-Jakiej akcji?!-zdziwiłam się.
-Nasz generał chce wysłać ich na wojnę powietrzną-wytłumaczyła Mary.-Nie jesteś zdziwiona?
-Janek mi wszystko powiedział-oznajmiłam.
-Wiesz kiedy lecą? Wiesz, że nawet już znali datę?-powiedziała zdenerwowana Hala.
-Znali już datę?!-zdziwiłam się i spojrzałam na Janka.-Kiedy?
-Za tydzień!-krzyknęła Mary.
Spojrzałam się na Janka i wyszłam z pokoju.
-Zosiu...-Janek dotknął mojej dłoni.-Nie chciałem Ciebie martwić...-weszliśmy do mojego pokoju.-Powiedziałbym Ci...
-Kiedy?-zapytałam.
-Jak najszybciej miałem to zrobić, nawet dzisiaj wieczorem-odpowiedział Janek.
-Mogłeś powiedzieć wcześniej. Przecież rozmawialiśmy o tym dzisiaj-powiedziałam.
-Nie chciałem, żebyś była smutna-wytłumaczył Janek.-Widzę jak przeżywasz każdą naszą akcję-powiedział Janek i przytulił mnie.-Jesteś delikatną osobą i taką Cię kocham.
-Janku...-z moich oczu spłynęły łzy.-Nie chcę Ciebie stracić. Nie chcę, żeby coś się tobie stało...
-Obiecuję Ci, że wrócę cały i zdrowy-powiedział Janek.-Ufasz mi?
-Ufam-odpowiedziałam.
-Chodźmy na balkon-zaproponował po chwili Janek. Uśmiechnęłam się do niego.
Usiedliśmy na ławeczce. Oparłam głowę o ramię Janka.
-Piękne gwiazdy-powiedziałam.
-Taki widok będziemy oglądać codziennie w naszym domu, na naszym tarasie-oznajmił Janek.
-Nasz dom i taras?!-zdziwiłam się.
-Tak-potwierdził Janek.-Po wojnie wybudujemy dom. Zamieszkamy w nim razem z dziećmi...
-Jasiu...-pocałowałam go w policzek.-Patrz, gwiazda spadająca!
-Pomyśl życzenie-powiedział Janek.
-Chcę, aby każdy z nas przeżył wojnę, a po niej pragnę żyć przy boku ukochanego Janka-pomyślałam.
-Już pomyślałaś życzenie?-zapytał się Janek.
-Tak-odpowiedziałam i po chwili zamknęłam oczy. Zasnęłam.
Obudziłam się rano. Janek jeszcze spał. Przykryłam go kocem i wstałam.
-Zosiu?-Janek spojrzał się na mnie.
-Śpij dalej-powiedziałam.-Zrobię śniadanie.
-Pomogę Ci-oznajmił Janek.
Weszliśmy do kuchni, w której pachniało poranną kawą.
-Śpiochy wstały-zaśmiała się Mary.
-Zapraszamy na śniadanie-powiedziała Hala.
Usiedliśmy do stołu.
-Widzieliście jakie piękne niebo było wczoraj?-zapytał się Janek.
-Patrzyliśmy na gwiazdy-oznajmił Arek.
-Ale żadna nam nie spadła-dopowiedziała Hala.
-A my spacerowaliśmy wieczorem po ogrodzie-dopowiedział Ignacy.
-Było cudownie-oznajmiła Mary.

______________________________________
Źródło zdjęcia:

https://gp24.pl/tomasz-zietek-ze-slupska-gra-glowna-role-w-kamieniach-na-szaniec-film-niedlugo-w-kinach-zwiastun/ar/4826175

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro