25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas:

Szykowałem się na imprezę, robiłem to na pełnym wkurwieniu, rzucałem ubraniami i rzeczami i nie daj Boże by ktoś mi dzisiaj wszedł w drogę. Gdy zrobiło się już późno ubrałem się i zszedłem na dół by ubrać ubrania wierzchnie. W salonie siedziała matka z tym typem.

- Wiesz słoneczko, jak będziesz chciała to sobie pojedziemy gdzieś w wakacje, tylko ja, ty plaża - mówił Peter a matka chichotała jak jakaś pojebana.

Przed obawą zrzygania się na ich przesłodzone teksty wyszedłem pośpiesznie z chaty. Zaszedłem do sklepu i kupiłem wódę na którą w sumie nie miałem ochoty, ale nie wypadało przyjść z pustymi rękami. W międzyczasie się wykłócałem z Dylanem, padło tam trochę niepotrzebnych słów, ale nie ukrywam, że nie panowałem zbytnio nad sobą, byłem dziś totalnie wyprowadzony z równowagi.

T: Tak, bo najlepiej się zamknąć w domu tak jak ty i wymagać od innych by też tak siedzieli.

D: Jak możesz???

T: Taka prawda. Tyle, że ja nie mam fobii społecznej jak ty i nie będę wiecznie w zamknięciu. Chcesz mieć nade mną pierdoloną kontrolę, a ja sobie nie pozwolę na to.

D: Jakoś dwa miesiące temu nie wychodziłeś nawet z pokoju i kto wtedy z tobą ciągle gadał, co?

T: I przy okazji namawiał grupkę ludzi do samobójstwa.

D: JUŻ TEGO NIE ROBIĘ

T: Ale robiłeś. Sam święty nie jesteś więc nie wymagaj tego ode mnie. Mam ochotę wyjść, obiecałem chłopakom, nie będę zmieniał planów. Zresztą jestem wkurzony na matkę i wszystko inne, i nie będę to wiecznie ja się dla ciebie poświęcał, ty też byś mógł się poświęcić i pójść ze mną na imprezę. Ale nie, wiecznie ja muszę coś poświęcać, widywać się z tobą gdy jestem zmęczony, wysłuchiwać twojego gadania jak to ci źle, być na KAŻDE JEBANE ZAWOŁANIE!

D: Jesteś niesprawiedliwy... Ale dobra idź sobie. Ja dzisiejszy wieczór spędzę sam.

T: Na własne życzenie.

Nie było w moim stylu tak wybuchać i wytykać ludziom błędy czy jak mnie coś w nich wkurwiało, raczej byłem delikatny w tych kwestiach i starałem się nikogo nie urazić. Tego dnia coś we mnie pękło. Fuknąłem pod nosem i szybkim krokiem szedłem przed siebie, gdy zaszedłem kawałek zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do Scotta wyklinając wszystko co mnie dookoła otacza. Wysiadłem z impetem trzaskając drzwiami, i udałem się do punktu docelowego.

- O, hej Thomas - przywitał mnie w wejściu Scott.

- Hej. Przepustka na wejście - powiedziałem i podałem mu butelkę z trunkiem wchodząc do środka, byłem skołowany, wkurzony.

W środku było już kilka osób, alkohol oczywiście lał się strumieniami, swoją drogą nie wiem, czemu Scott zawsze jest chętny do organizowania takich imprez, przecież po tym jest masa sprzątania, ja raczej bym czegoś takiego u siebie nie chciał urządzać.

Szukałem wzrokiem chłopaków, zobaczyłem Liama, który szukał czegoś po szafkach w kuchni.

- Hej - powiedziałem patrząc z zaciekawieniem czego poszukuje chłopak.

- O hej - powiedział z głową w szafce - Scott gdzieś zgubił kieliszki. Zaraz pijemy - powiedział ucieszony.

- Ja niekoniecznie - powiedziałem z wyraźnie zjebanym humorem. Chłopak podnosząc głowę by na mnie spojrzeć uderzył się w nią z całej siły.

- Ał, widzisz, aż mnie głowa przez twoją głupotę zabolała - powiedział mierząc mnie wzrokiem - Co się dzieje?

- Jestem zły... - powiedziałem.

- No to to widzę - powiedział zainteresowany Liam - Zaraz mi opowiesz - powiedział i zszedł ze stołka na którym stał i pociągnął mnie za sobą na górę. Wyminęliśmy ludzi stojących na schodach i pałętających się po domu i dotarliśmy do pokoju Scotta.

- Co jest? - zapytał zamykając drzwi, w pomieszczeniu zrobiło się cicho.

Usiadłem na łóżku, rozejrzałem się po pokoju Scotta, który był przyozdobiony plakatami drużyn piłkarskich, w sumie wyglądało to trochę jak muzeum. Wisiały też jego zdjęcia z jakimiś zawodnikami, szaliki i koszulki. Rozglądałem się z zafascynowaniem, nie widziałem jeszcze takiego pokoju.

- Thomas - ponaglił mnie Liam i usiadł na krześle od biurka obracając się w moją stronę.

- Dylan - powiedziałem krótko. Chłopak czekał na dalsze wyjaśnienia - Miał dziś ze mną tu przyjść, a nie przyszedł, bo stwierdził, że nie jest gotowy żeby wyjść do takiej grupy ludzi - opowiedziałem po krótce.

- Trochę mu się nie dziwię. To znaczy nie jestem przeciwko Tobie, ale sam mówiłeś, że on ma fobię społeczną. Chciał się dla ciebie poświęcić, ale nie dał rady, bo go pewnie sparaliżował strach. Ale chciał dla ciebie to pokonać, to chyba dużo, i o czymś świadczy - podsumował chłopak.

- Teraz się czuję trochę jak świnia, naskoczyłem na niego. Ale on wspomniał, żebym nie szedł do was tylko z nim siedział dzisiaj. Chciał mnie trochę zmanipulować, to też nie jest w porządku. Ostatnio też wspomniał, że wolałem się widzieć z wami niż z nim. On wywiera na mnie taką jakby presję, zawsze muszę wybrać między nim a kimś, jakby to świadczyło o tym kto jest ważniejszy. A gdy wybieram nie po jego myśli, to jest wkurzony i wpiera mi, że niby mi nie zależy, on chce ciągłych zapewnień że jest dla mnie ważny.

- No nie jest to w porządku co on robi, i w sumie rozumiem was obu. Ale może nie powinieneś się gniewać na niego aż tak. Pogadaj z nim szczerze, że to co on robi to też nie jest fajne. Takie wywieranie presji też jest chujowe. Pogadajcie spokojnie może, ale bez nerwów.

- Pewnie masz rację. Ale mnie wkurzył, eh. Szkoda gadać - westchnąłem, dopadły mnie lekkie wyrzuty sumienia z tego wszystkiego. Może niepotrzebnie na niego naskoczyłem.

Zeszliśmy na dół w poszukiwaniu reszty. Dostrzegliśmy Isaaca siedzącego ze Scottem i grupką jakichś ludzi, jednak niezbyt mieliśmy ochotę na rozmowy w większym gronie i zajęliśmy ustronne miejsce w kuchni, bo w końcu wszystkie imprezy przenoszą się zawsze do kuchni.

- Oj dawaj Thomas, napij się trochę - nalegał Liam wciskając mi wódkę zmieszaną z colą. Wziąłem trunek i trochę się napiłem, w międzyczasie napatoczył się Jackson coś zagadując, a ja postanowiłem sprawdzić Messengera.

D: I jak tam? Jak się bawisz na imprezie BEZ swojego chłopaka?

T: A jak mam się bawić?

D: Mam nadzieję, że źle. Mogliśmy ten wieczór spędzić romantycznie razem.

T: Jesteś niesprawiedliwy, obiecałem im, że przyjdę.

D: Mogłeś sobie odpuścić i do mnie przyjść.

T: Nie lubię kogoś wystawiać.

D: Ja też nie, ale mnie pokonał strach. Ale ty tego nie rozumiesz.

T: Rozumiem. Ale mogłeś po prostu powiedzieć że nie idziesz i tyle, a nie sprawiać mi tu wyrzuty sumienia, że mogłem wystawić kolegów i z tobą spędzić czas.

D: BO MOGŁEŚ

T: Tak, będę wszystko rzucał, wszystkie plany pójdą w pizdu, żebym mógł ci udowodnić, że mi zależy i pokazać że wszystko jestem w stanie zostawić.

D: Tak by było najlepiej.

T: Tak kurwa. Wiesz co zastanów się nad sobą i nad swoim zachowaniem.

Oburzony wyłączyłem Messengera i popatrzyłem na Liama, który zobaczył, że coś jest nie tak. Znowu dopadło mnie wkurwienie i na daną chwilę moje wyrzuty sumienia poszły w las.

- Pij - powiedział i podał mi szklankę z alkoholem, którą wypiłem na raz. Jednak zostawiłem dla siebie co mi pisał Dylan, nawet głupio mi było o tym mówić i to przeżywać.

Liam nie naciskał, widział że nie chciałem już drążyć tematu więc po prostu był obok. Byłem mu bardzo wdzięczny za rady i wysłuchanie mnie, od pierwszego dnia złapałem z nim dobry kontakt, od razu sprawił wrażenie osoby godnej zaufania.

Minęła godzina, towarzystwo było już mocno spite. Siedzieliśmy w kuchni, byłem ja, Liam, Scott i Isaac, oraz jeszcze jakiś chłopak którego imienia nie pamiętam. Wokół mnie toczyły się jakieś rozmowy, ja jednak z zafascynowaniem przyglądałem się szklance z alkoholem i rozmyślałem o dzisiejszym chujowym dniu.

Jakiś czas później błąkałem się po domu Scotta będą w swoim świecie. Szukałem Liama, który poszedł zadzwonić i gdzieś przepadł, nie wiem nawet kiedy to miało miejsce bo się zamyśliłem. Wszedłem do pokoju Scotta z myślą, że może tam właśnie jest Liam. Jednak był tam Jackson, który siedział przy biurku i gdy mnie zobaczył natychmiast się wyprostował i zaczął nerwowo pociągać nosem.

- Sorry. Nic nie widziałeś jakby co - powiedział, poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. Zobaczyłem, że na biurku zostawił woreczek z kokainą.

- Ej Jackson! - krzyknąłem wybiegając z pokoju, jednak chłopaka w pobliżu nie było, a głośna muzyka stłumiła moje zawołanie. Popatrzyłem na biurko na którym leżał woreczek. Zamknąłem drzwi i przyglądałem się na to co zostawił Jackson. Po chwili schowałem woreczek do kieszeni z myślą, że oddam to Jacksonowi, który pewnie zaraz się tu napatoczy. Wyszedłem z pokoju i rozejrzałem się po korytarzu, Jacksona nigdzie nie było. Dostrzegłem Isaaca, podbiegłem do niego.

- Widziałeś Jacksona? - spytałem chłopaka, który wchodził po schodach.

- Położyliśmy go w gościnnym spać. Odpierdala mu - wyjaśnił.

- A dokładniej? - udałem jakbym nie wiedział o co chodzi.

- Nie wiem, schlał się, naćpał czy cholera go wie co jeszcze, niech lepiej idzie spać. Jak się trochę uspokoi to go ktoś do domu odstawi- powiedział chłopak.

- A rozumiem... - powiedziałem zakłopotany.

Gdy dowiedziałem się, że Jackson został położony spać, to uświadomiłem sobie, że zostałem sam z tym woreczkiem szczęścia schowanym w kieszeni.

Wyrzuć to, zostaw, albo oddaj Jacksonowi gdy będzie w normalnym stanie.

Moje myśli toczyły w głowie walkę o najlepsze rozwiązanie z tej całej sytuacji. Miałem ochotę znowu to wziąć, bałem się tylko, że zacznie mi też odpierdalać i narobię sobie wstydu.

Miałem już tego nigdy nie wziąć, ale tak chujowo się czuję, jestem zły na Dylana, na matkę, na rozwód, czemu to wszystko spadło mi na głowę naraz...

Pomyślałem, że nic się nie dzieje bez przyczyny i postanowiłem przywłaszczyć sobie własność Jacksona. On pewnie nawet nie będzie pamiętał, że coś zostawił. Postanowiłem posiedzieć jeszcze chwilę, ale za niedługi czas zwijać się do domu. W międzyczasie kłóciłem się z Dylanem, nie wiem już o co poszło, ale zaczęły się jakieś pretensje, on do mnie, ja do niego, straciłem kontrolę nad tą kłótnią i się już w niej pogubiłem. Porady Liama by na spokojnie porozmawiać szczerze z Dylanem poszły w niepamięć, byłem podjudzony i nie miałem nawet ochoty się z nim godzić. Sprowokowany oznajmiłem chłopakom, że będę się zmywał.

Wróciłem do domu, potknąłem się o wielkie buty Petera, były większe od moich. Fuknąłem pod nosem, no już nie ma gdzie stawiać tych swoich kajaków tylko na środku wejścia? Kopnąłem jego buta tak, że się przeturlał do salonu. Może się nauczy, że się tak nie kładzie butów, no już szczególnie jak się jest w nieswoim domu .

Przechodząc obok sypialni słyszałem jak coś z mamą gadają, po cichu przemknąłem do pokoju zabierając przy okazji z kuchni kawałek pizzy, który bezpańsko leżał na blacie. Pewnie oni jedli i zostawili dla mnie, no to się poczęstowałem. Umyłem się, i miałem zamiar spędzić resztę nocy w stanie błogostanu emocjonalnego. Chociaż miałem mnóstwo wątpliwości czy powinienem to zrobić.

Patrzyłem na saszetkę i zastanawiałem się czy nie lepiej będzie to wypierdolić i zapomnieć, albo zostawić na jakąś okazję? Chociaż gdy przypomniałem sobie o całym dzisiejszym dniu, czyli tym całym Peterze, kłótni z Dylanem, która w sumie nie wiem czego już dotyczyła...

Posypałem na stolę kreskę i po prostu wciągnąłem z pomocą kartki zwiniętej w rulonik. Zacząłem się nerwowo drapać po nosie i nim pociągać. Odchyliłem głowę za siebie i przymknąłem na chwilę oczy, odetchnąłem głęboko. Poczułem się nieco lżejszy na duszy i odpaliłem Messengera.

D: Jesteś już w domu?

T: Może jestem, może nie jestem...

D: Nie możesz normalnie odpisać??

T: Hmm... Mogę. Jestem w domu

Pisząc z nim jakoś już nie odczuwałem złości i mnie nie drażnił, miałem już wyjebane. Nie byłem zmęczony, byłem pełny energii i miałem ochotę gdzieś wyjść, coś zrobić. Ale był środek nocy, i rozsądniejsze było siedzenie w domu.

D: Dużo piłeś?

T: Nie

W sumie dużo nie piłem. Czułem jak moje serce ma przyspieszone bicie, zacząłem nerwowo ruszać nogą, moje ciało chciało iść i coś robić. Żałowałem, że byłem pokłócony z Dylanem, bo bym się z nim spotkał, ale byłem na niego trochę zły. Szkoda, że cały czas nie mogę się czuć tak jak teraz, miałem wrażenie, że wszystko jest nieważne, wszystkie problemy się jakoś rozwiążą. Pod wpływem substancji już całkowicie przeszła mi złość na niego i mimo późnej godziny napisałem mu, że chciałbym się z nim spotkać.

D: Późno jest... To znaczy ja i tak nie wybieram się spać, ale dziwne trochę, że chcesz się ze mną widzieć biorąc pod uwagę, że się dzisiaj kłóciliśmy

T: Jebać już te kłótnie. Kochasz mnie???

D: Kocham..

T: To przyjdź do mnie, nie chcę siedzieć sam

D: Dobrze... Zaraz będę

.

.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro