~4: Piątek 13-stego~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas nie był dla niego łaskawy i mijał nieubłaganie, a Larissa wciąż pozostawała nieprzytomna. Każda minuta życia bez możliwości usłyszenia jej głosu ani tego uroczego śmiechu była katorgą. Szczególnie, gdy patrzył na nią, a ona nadal była gdzieś w innym świecie, w swoich snach. Na myśl przychodziła mu Śpiąca Królewna. Larissa również była piękną kobietą i nie dało się temu zaprzeczyć, a dla niego była jedyną i prawdziwą księżniczką. Obserwował jak ciemne kosmyki włosów w brązowym odcieniu układają się na białej poduszce, a ich właścicielka nie jest w stanie wyrwać się z więzów snu, w którym jest wbrew swojej woli. Miał świadomość tego, że w tym przypadku nie przybędzie żaden książę na białym koniu i nie zbudzi jej pocałunkiem prawdziwej miłości. Nie było osoby, która mogłaby to zrobić, a nawet jeżeli, to przecież nic by nie dało. Jego siostra nie była zaklęta, a on był tak naprawdę jedynym 'księciem' w jej życiu, który niestety nie był w stanie nic zrobić, w żaden sposób jej pomóc. I to było dołujące. Skoro był 'księciem' dla niej, dlaczego tak się nie czuł? Chyba bardziej był dla niej jak smok, który pilnuje ją w jej więzieniu. Teraz tak właśnie się czuł – jak jej strażnik, który jest tylko bezimiennym tłem tej historii i nie może do niczego się przyczynić, uwolnić jej...

Miał wrażenie, że jest to swego rodzaju karą dla niego za dołączenie do grupy Nathaniela, za wszelkie grzechy przeszłości, błędy jego młodości. Właściwie już od dawna uważał siebie za całkowicie potępionego, ale teraz tak naprawdę dostał dowód na to i nie miał już żadnych wątpliwości. Karano go w ten sposób. Przeznaczenie torturowało go i cieszyło się widokiem jego cierpienia w akcie zemsty za próbę wyrwania się i ucieczkę od losu.

Tylko dlaczego przez niego musiała cierpieć jego siostra? Przecież ona była całkowicie niewinna. To były jego porachunki z przeszłością, jego walka z losem, nie jej! Gdyby tylko mógł, z chęcią zamieniłby się i teraz leżałby tutaj zamiast niej, a nawet był gotów za nią zginąć. Był w stanie zrobić prawie wszystko dla swojej siostry. Przecież nawet jeśli chodzi o pracę dla Nathaniela, zgodził się na to głównie z jej powodu. Obiecano mu spore zarobki, więc przyjął ofertę, żeby móc zapewnić jej lepsze życie i dać jej wszystko, czego potrzebowała. Była przecież jego księżniczką, którą zawsze ratował z każdej sytuacji i wspierał ją w każdej decyzji. Zawsze była jego malutką siostrzyczką i nie potrafił uwierzyć, że już jest dorosłą kobietą, która stawała się coraz silniejsza i niezależna. Była jego najcenniejszym skarbem, który chciał chronić za wszelką cenę. Była jego światłością, która rozświetlała mrok w najciemniejsze dni i zawsze wiedziała kiedy potrzebował jej wsparcia. Była jego nadzieją, gdy wszystko się sypało i odechciewało mu się wszystkiego, ona dawała mu powody do dalszej walki. Była jego najlepszą przyjaciółką, która wierzyła w niego, ufała mu i zawsze była obok. Była ostoją, którą często odwiedzał i zwierzał się jej, bo wiedział, że zostanie wysłuchany, a ona nigdy go nie oleje i nie zlekceważ jego problemów. Przede wszystkim była jego ukochaną siostrą, jedyną rodziną, której nie chciał stracić. Przecież była jeszcze taka młoda, miała całe życie przed sobą, nie mogła umrzeć. Gdyby odeszła, on nie poradziłby sobie z tym. Ta strata byłaby najbardziej bolesną w całym jego życiu. Byli sobie naprawdę bliscy i gdyby teraz ona nie przeżyła, cały jego świat runąłby w gruzy i wszystko straciłoby sens, a on znów stanąłby nad przepaścią, próbując przedostać na drugą stronę rzeki. Przecież to ona była jego jedynym sensem i bez niej już nic nie byłoby takie samo. Miał tylko ją, nikogo poza tym, więc nie mógł jej stracić. Świat nabierał barw tylko z jej powodu, więc błagał siły wyższe, aby mu jej nie odbierano. Siedząc przy jej łóżku i ściskając jej dłoń, wylewał kolejne łzy i błagał, aby ją oszczędzono, żeby wzięto jego zamiast niej.

Wtedy nie wiedział jeszcze, że kiedyś jego własne słowa mogą obrócić się przeciwko niemu...

Wszystko zaczęło się sypać. Dodatkowo Nathaniel zaczął go trochę odsuwać od siebie i reszty ze względu na fakt, że Vasillas zainteresował się Willem i węszył wokół niego. Black mówił, że to dla dobra ich wszystkich. Niby nie chciał, aby Moore albo jego siostra ucierpieli w tym wszystkim, aby któreś z nich zostało oskarżone i aresztowane, więc wolał trzymać się od nich odrobinę dalej, bo może w ten sposób ten pies się odwali szybciej. Poza tym, brał pod uwagę stan tej dwójki i niemożliwości Willa do pracy ze względu na odniesione rany, ale także na śpiączkę Larissy, przez którą jej brat się załamał. Sam Moore nie wierzył w to tłumaczenie.

Mimo że do tej pory ufał Nathanielowi, teraz zaczął mieć wątpliwości. Niby uważał jego i resztę za swoich przyjaciół albo przynajmniej za dobrych znajomych, ale aktualnie już sam nie wiedział komu ufać. Obawiał się, że całkowicie go zostawią, jakoś wsadzą za kratki, żeby tylko pozbyć się problemu. Przecież ten pies go obserwował, często pojawiał się w szpitalu, więc ktoś od Blacka mógł mu podsunąć jakieś 'dowody', żeby umożliwić Vasillasowi aresztowanie go 'na legalu'. Sam już nie wiedział co zrobić z tym wszystkim. Pakując się w to bagno, zdawał sobie sprawę z tego, co robi i jakie to konsekwencje może za sobą ponieść, ale teraz sytuacja była o tyle gorsza, że Larissa była w śpiączce i nawet nie było wiadomo czy się wybudzi, a jeśli tak, to nie było pewności, że będzie w pełni sprawna. Nie mógł przecież zostawić jej całkiem samej. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Tu już nawet nie chodziło o niego, tylko właśnie o nią. On już dawno pogodził się z tym, że prędzej czy później zapewne pójdzie siedzieć, ale to byłby najgorszy możliwy moment na to.

Wszystko się posypało. Przez chwilę nawet myślał o tym, żeby się przyznać do wszystkiego, pójść na współpracę z psiarnią, a wszystko po to, żeby już dłużej nie męczyć się z tym, nie żyć w niepewności, tylko zyskać spokój i przy okazji mniejszy swój wyrok. Szybko odrzucił ten pomysł, bo nie mógłby wsypać przyjaciół. Sam siebie zaczął uważać za wariata za tą absurdalną myśl, bo przyznanie się byłoby równoznaczne z opuszczeniem Larissy. Już chyba naprawdę zaczynał wariować przez to wszystko. Nadmiar emocji połączony z bólem fizycznym dawały mu się we znaki. Dodatkowo cały czas czuł się obserwowany, gdy tylko opuszczał salę, w której była jego siostra. Być może miał już paranoję, ale naprawdę zaczął obawiać się wyjścia z tego jednego pomieszczenia. Prawie wcale nie mógł spać z tego powodu, był zbyt niespokojny i budził się co jakiś czas oblany potem, mając wrażenie, że coś złego właśnie się stało. Z jedzeniem też był problem, bo nie za bardzo chciało mu ono przejść przez gardło. Życie stało się utrudnione i to nawet bardzo. To tak, jakby wszechświat chciał go doprowadzić do ostatecznej klęski. Miał być postacią tragiczną? Czy tego chcesz, wszechświecie? Taki jest twój 'genialny' plan?

Z Vasillasem widywał się tak naprawdę codziennie. Glina zjawiał się w szpitalu, rozmawiał z Willem, pytał czy ten nie chce nic dodać do zeznać, czy coś mu się nie przypomniało, nawet chodził z nim na stołówkę albo przejść się do parku. Ich konwersacje wyglądały jakby byli znajomymi, ale nadal zawierały wredne komentarze Moore'a, na które jego rozmówca zwykle reagował uśmieszkiem i odpowiadał mu tym samym. W jego obecności Will obawiał się, że powie coś za dużo, że jakoś się zdradzi, dlatego pilnował się na każdym kroku, a swoje obawy krył za sarkazmem i wrednymi oddzywkami. Łatwiej było mu ukryć swój niepokój, gdy zachowywał się jak zimna suka, dla której nie liczyło się nic. Dziwiło go tylko, że ten pies w żaden sposób nie zrażał się do niego i wszystkie obelgi przyjmował ze spokojem. On chyba nie miał zamiaru się poddać i to przerażało Willa najbardziej.

To wszystko, począwszy od momentu, w którym zaatakowano jego siostrę, trwało już trzeci dzień. Walone trzy dni z rzędu był zmuszony oglądać tą idealną twarzyczkę tego głupiego psa, znosić jego obecność, starając się go nie rozszarpać i próbując nie wracać do planu nauki wylatywania przez okno. Larissa wciąż była w takim samym stanie, nic się nie pogorszyło, ale zarazem nie było też lepiej. Nie wiedział czy ma się cieszyć z tego powodu, czy szykować na najgorsze. Dawano jej nadzieję na powrót do świata żywych, ale trochę inaczej miało się to z powrotem do sprawności fizycznej. Każdy kolejny dzień mógł oznaczać przedłużenie rehabilitacji i wydłużenie czasu powrotu do pełnego zdrowia, gdy dziewczyna już się wybudzi.

W piątek wieczorem nadeszło kolejne załamanie. Chciał po prostu zapomnieć o wszystkim, potrzebował chociaż na chwilę odciąć się od problemów, zasnąć i obudzić się już po wszystkim. Zdawał sobie sprawę, że to nie było najlepsze rozwiązanie w jego sytuacji, żeby zostawić siostrę i po prostu pójść do pobliskiego baru, ale naprawdę był w takim stanie psychicznym, że nie myślał już ani trochę racjonalnie i nie przejmował się aktualnie prawie niczym. Zapomniał na chwilę o konsekwencjach i zostawił siostrę pod opieką personelu medycznego i ochroną ludzi Nathaniela, jego znajomych.

Początkowo zakładał, że pójdzie tylko na kilka kieliszków, a potem wróci do Larissy, ale w alkoholu odnalazł zbawienny pierwiastek i dzięki temu mógł się w końcu chociaż trochę uspokoić. W tych procentach znalazł cudowne zapomnienie. Zatracił się w tym, mimo że początkowo męczyły go wyrzuty sumienia wywołane tą egoistyczną decyzją. Później już szło coraz łatwiej i każdy kolejny kieliszek wchodził coraz łatwiej, a on zaczął całkowicie zapominać o problemach i konsekwencjach, które mogło przynieść jego aktualne zachowanie. Był już tylko on, tu i teraz, nic więcej się nie liczyło.

Siedział samotnie w kącie sali przy okrągłym stoliku, zapominając o całym świecie, który pewnie niedługo zacznie wirować z nadmiaru procentów we krwi. Przed nim stała już nie pierwsza, w połowie pusta butelka z piwem, a kolejna czekała obok. Na chwilę się zawiesił i po prostu siedział bez ruchu, oparty na krześle i wpatrzony w to, co aktualnie uważał za swoje wybawienie od wszystkiego. Przeszło mu przez myśl, że może lepiej byłoby już skończyć pić i wrócić do Larissy.

– Co tu robisz? – usłyszał głos Vasillasa, który skutecznie wyrwał go z tego bezruchu i zmusił do spojrzenia na niego. Obserwował jak pies siada naprzeciwko niego i mierzy go spojrzeniem pełnym współczucia.

– Nie twój zasrany interes – warknął i sięgnął po butelkę, żeby odwrócić swoją uwagę od tego kolesia.

Zdziwił się, widząc jak ten pies zabiera mu butelkę sprzed nosa i zaczyna pić bezpośrednio z niej. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, więc teraz jedynie wpatrywał się w niego, nie wiedząc co ma zrobić. Trochę podejrzane było, że ten glina tak po prostu się do niego dosiadł i zaczął pić z nim, a właściwie zabrał mu jego alkohol, ale może razem będzie im raźniej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro