Zdradliwy afekt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z ponownym pobłażaniem otoczyłem wzrokiem po raz ostatni starannie wyścielone łoże, należycie poklepując dłonią ogromną poduchę z pierza.
Wszystko dopięte było na ostatni guzik, żegnając burzę negatywnych emocji, zgromadzonych wówczas wokół mego osłabionego ciała.

Wysłałem po nią samochód. Początkowo to ja miałem tam pojechać, aczkolwiek jeden z Wierzących przypomniał mi o zaistniałej sytuacji, przez co musiałem zrezygnować z tegoż planu. A ignorancja w takim momencie byłaby nadto nietaktowna, szczególnie z mojej strony, dlatego jedyne co musiałem zrobić, to uzbroić się w cierpliwość, by parę godzin później ujrzeć zupełnie nową twarz ociekającą świeżością.

Ciekawe jaka będzie?, myślałem jak najęty, gdy stałem już w progu drzwi.

Każdy, nawet minimalny szczegół nie może mi umknąć podczas pierwszego kontaktu wzrokowego z tą dziewczyną. Będę musiał zapamiętać jak gładkie są jej włosy, bądź jaką ma figurę. Nic mi nie umknie, albowiem taki już jestem. W późniejszych czasach wykorzystam owe informacje, by zapewnić komfort nowo przybyłej.
Zakupię dla niej ubrania, dowiem się, które kwiaty uwielbia oraz co lubi robić w wolnych chwilach - Zbawczyni nazwała to misją wykonalną.
Mam się nią opiekować, do czasu, aż nie przyjmie wiecznego szczęścia, mojego starannego wytworu, w jaki wkładam całe swoje serce, całą swoją duszę, poświęcając chwilę na bojaźliwe skupienie umysłu.

Ostatnio wspominałem o konkretnym sprawdzaniu ludzi, którzy dołączają do Mint Eye. Nie umknęło mi też, iż nakładam na kobiety i dzieci większy nacisk pytań - aczkolwiek tester będzie specjalnie przez wspólnotę traktowany.
Już samo udzielanie zgody na pomoc jest wystarczającym powodem do przyjęcia go w nasze ramiona.
Z pewnością Pani będzie zadowolona z owego dobytku.

Burzliwe dyskusje między mną a przeszłością sprzyjały emocjom, jakimi wręcz kipiałem wewnętrznie. Dumanie nad takimi sprawami weszło mi w nawyk, jednakże nie trwało to zbyt długo, ponieważ pół godziny później zwrócił się do mnie jeden z Wierzących w sprawie nowego członka przeze mnie rekrutowanego.
Nigdy nie urwałem się z miejsca tak szybko, jak wtedy.
Niestety radości stało się zadość, gdyż kobieta nie została jeszcze bezpiecznie przywieziona pod pałac Mint Eye. Otrzymałem jedynie szemrane wskazówki, jakich za nic nie potrafiłem zrozumieć, dodatkowo słyszałem obelgi z drugiego pokoju, powodujących u mnie paniczne kłucie w lewej piersi.

Dlaczego członkowie owej wspólnoty udają, że wzajemnie się szanują, podczas gdy ja okłamuję samego siebie i odwracam wzrok?
Dlaczego zawsze uciekam od kłopotów, nisko jakościowych, atrakcyjnych zadań od samej Pani?

Jestem tchórzem.
I nawet jeśli nienawidzę swojej osoby, pragnę miłości, troski i bogatej uwagi z czyjejś strony.
Nie wspominając o Zbawczyni, na nią nigdy nie zasługiwałem.
Patrząc skwapliwie prawdzie w oczy, nie zasługuję na nic, co dobre jest dla drugiego człowieka. Na to, czego potrzebuję najbardziej. Nie zaznam tego, ale nie jest mi z tym źle. Wdzięcznym jest za Magentę, za radosne słońce na niebie, ludzi rozumnych w stosunku do mnie oraz za życie, które doceniać każdy musi. Niestety, czasem o tym zapominam, co chętnie mnie ogłusza ze stuprocentowym sukcesem u boku.

Boję się.

Cholernie boję się tego, co przyniesie czas. Lękam się przypuszczeń, zawodu Pani, ażebym mógł oszaleć, pozwolić rzucić na siebie beztroski czar.
Niedawno posiadłem wrażenie, jakbym znajdował się daleko od Mint Eye, gubiąc się w zupełnie innym wymiarze. Ja, który nie umie chronić nawet siebie...  Boję się.

Boję się.

Na co nie spojrzę - przypomina mi o doznanym bólu, cierpieniu i szoku spowodowanym przez mniemanego zdrajcę.
Tak, właśnie. Już wiem co doprowadza mnie do tego stanu. Moja dusza dygocze ze strachu przed odstępstwem w odcieniu hebanu.

Co, jeśli Pani się ode mnie odwróci?
Co, jeśli... Mnie zostawi?
Nie będę miał dokąd pójść.
Nie otrzymam żadnych rad.
Boję się!

— Ray — usłyszałem. — Paniczu Ray! — pochwyciłem swe imię rozpaczliwie.

Znowu dopuściłem do odpłynięcia myślami w dobrze znaną mi krainę. Zagwozdka ta to nic nowego. Słabość umysłu sama do tego doprowadziła, co gorzko udowadnia, jak bardzo żałośnie chuderlawy jestem.

— Co? — wydusiłem, przenosząc wzrok na Wierzącego. — Jakieś wieści? Cokolwiek?

— Paniczu Ray — powtórzył ze spokojem mężczyzna, zerkając na mnie kątem oka. — Wyglądasz blado.

— Zawsze tak wyglądam — cmoknąłem prawie wyprowadzony z równowagi. — Zdaj mi raport, pospiesz się.

— Ale...

— Szybko! — krzyknąłem zdenerwowany. — Bo zaraz oszaleję!

— T-tak! — kiwnął głową z paniką, okazując zrozumienie moich rozkazów. — Otóż... — poprawił swe okulary, widocznie dezorientując nawet własny umysł. — P-Panienka MC została dostarczona bez jakichkolwiek problemów pod Magentę. Obecnie czeka na panicza w samochodzie.

Wreszcie!
Wreszcie ktoś dotrzyma mi towarzystwa!

— Mogłeś tak od razu — zwróciłem mu uwagę, wstając na równe nogi, bowiem przez cały czas siedziałem w progu drzwi. — Przez owijanie w bawełnę pozwoliłeś damie czekać. Gentlemen tak nie postępuje. — rzekłem z powagą w głosie. — Kiedy tylko wyjdę jej na spotkanie, udaj się do Zbawczyni i powiedz jej, że połowa misji zakończona jest powodzeniem.

— R-Robi się! — wydukał.

— Robi się? — powtórzyłem ze zdziwieniem. Prawdą jest, że nikt tak nie mówi w tym pałacu. — No nic, jestem ciekawy twojej osoby, ale cię nie pamiętam. — rzuciłem pewnie. — Porozmawiamy później. Na chwilę obecną czyń swoją powinność i uszanuj mój rozkaz.

Jako ostatnie, co zdołałem wtedy zobaczyć to niechlujny ukłon z jego strony, co ukazało poziom jego przygotowania na służącego. Z pewnością nie ma talentu do zdobywania potrzebnych informacji, tym bardziej do hakerstwa. Na nic innego się nie nada jak na osobę, która nosi w tę i we w tę zastawę dla naszej Pani. Zakłada się coś takiego z góry już na samym początku.

Nie potrafię być dla takich ludzi łaskawy, bowiem prawda mojego nastawienia czai się tuż zza rogu, czekając cierpliwie na mój najmniejszy błąd.
Nienawidzę wspominać mojej bezsilności i nieumiejętności zachowywania się właściwie w pewnych sytuacjach.
Do Zbawczyni stałem naówczas zwrócony plecami, przyzwyczajony do życia pośród gawiedzi pogardy.
Nikt nie był w stanie wyciągnąć do mnie dłoni z propozycją pomocy, nikt nie rozumiał mojego strachu, nikt nie spał każdej nocy na zimnym betonie, całkowicie obolały przez swe zewnętrzne rany. Nikt nie był bity, sponiewierany porażką, która parzyła mu bezpodstawnie stopy, ale z jakiegoś powodu znalazło się tu tyle skrzywdzonych dusz.

Los wybiera tylko parę osób do zabawy, by na świecie nastała całkowita równowaga i cisza ludzka, a kiedy już wystarczająco stoczy człowieka na samo dno, dokonuje paru poprawek, by ofiara nie pisnęła o tym choćby słówka.
Właśnie od niego wyratowała mnie Zbawczyni.
Darowała mi nadzieję na lepsze jutro, ponadto nie zabroniła mi się uśmiechać w razie następowania chwil godnych czynienia dobra, tryskając radością na sto dwa. Pozostanę jej wierny do końca życia, po kres swych dni, wliczając w to także istnienie pozagrobowe, choć pewnym, że bliżej do śmierci ma ból, męka i strach samoznawczy. Raj jest tutaj — stworzony przez zwykłego człowieka. Egzystuję w nim jako pełnoprawny wierzący.

Gdzie jest jabłko Adama? Gdzie Ewa, która kusi go, by zerwał je z drzewa?
Jest jedynie budynek, zbiorowisko ludzi i głowa wspólnoty, jakiej nie można nie lubić, a co dopiero kochać. Wkładamy w okazywanie uczuć tyle energii, tyle czasu, a Pani na nasze starania odpowiada radą i chwalebną pomocą.
Czego chcieć więcej?
Tylko samolubni pozwalają sobie na głębsze przemyślenia.

Biegłem, ile sił w nogach co chwila się potykając, bądź wpadając ni to na początkujących, ni to na służbę. Podczas drogi doskwierał mi niesamowity gorąc, a jednak widziałem ich zdziwienie wymalowane na twarzy: "Panicz Ray biegnie? A dokąd mu tak spieszno?"

Wkrótce minąłem część mieszkalną, przechodząc na mniejszą, choć sprawiającą wrażenie bardziej rozbudowanej poprzez rozmieszczenie co poniektórych mebli oraz większej ilości okien, niźli można sobie było wyobrazić. Lokacja znajdowała na obrzeżach miasta, na totalnym odludziu, plus, niewielka grupka ludzi zdolna była odkryć, iż właśnie tutaj, w takowym miejscu znajduje się pałac poświęcony składaniu czci innemu Mesjaszowi. Niestety żadna osoba nie była inteligentna do takiego stopnia, by odkryć, jakie mamy palisady, właściwie zniwelować poziom góry albo dostrzec rodzaj kostki brukowej wokół budynku. Zresztą, kto normalny doszukiwałby się informacji tego rodzaju? Toż byłoby to nad wyraz dziwne i odpychające, wszakże rzadkością na mojej drodze stoją osoby takie jak te, a już w szczególności ze wbitą do łba umiejętnością dedukcji.

Odstawiając już na bok wszelkie granice zdrowego rozsądku, wpatrywałem się ze spokojem w zaparkowany samochód parę metrów dalej od prawdziwego miejsca poświęconemu pojazdom członków mojej wspólnoty. Drzwi były delikatnie uchylone, okna zaś wpół otwarte, wpuszczając do środka świeże powietrze. W tyle siedziała kobieta, w zanadrzu posiadając na swej twarzy czarną opaskę, która idealnie zasłaniała jej oczy.
Mężczyzna, jakiemu przekazałem zadanie dostarczenia tej dziewczyny, opierał się o maskę osobówki, nie zwracając uwagi na moją obecność. Jego neutralność wskazywał wypalający się już papieros trzymany w dwóch palcach prawej ręki.

— Dziękuję. — rzekłem spokojnie.

— Ach, panicz Ray — wydukał, rzucając niedopałek na beton, a następnie go depcząc. —  Połowa misji wykonana. — podrapał się po brodzie, widocznie się nad czymś zastanawiając. — Tylko... Po co jest paniczowi ta kobieta?

— P-Po co? — cofnąłem się o krok. — N-Nie twoja sprawa! Idź już!

Wierzący skrzywił się na te słowa, po czym drgnął przez bodaj chwilę, wlepiając we mnie swoje ślepia.

— Co?! — wykrzyczałem. — Czego chcesz? Akysz! — wywijałem rękoma zawstydzony. — Wykonałeś swój obowiązek, nie potrzebuję cię w tej chwili!

— Och, no dobrze, już dobrze. — uniósł brwi, ruszając dziarskim krokiem do pałacu. — Jak te dzieci szybko dorastają.

Zignorowałem takowe słowa, podchodząc do auta z wyrafinowaną gracją, jak mnie któregoś dnia uczono. Pogoda była wręcz idealnie przystosowana do kontynuowania moich zmagań: ilekroć sprawiłem zawodu, tak tym razem będzie inaczej. Postaram się zmienić przeszłość, naprawić błędy i oznajmić Zbawczyni z uśmiechem na ustach, że udało mi się wykonać to zadanie. Dam radę!

— Panienka MC? — wyszeptałem.

— Uch — zadrżała.

— Nie bój się, nie masz powodu, by się bać. — uśmiechnąłem się delikatnie. — Witam w raju! To wspaniałe miejsce, MC! Czuj się jak u siebie w domu!

— Un — zaczęła przestraszona. — known.

Dziewczyna sięgnęła ręką do opaski na oczach. Starała się ją zdjąć - w ostatniej chwili ją przed tym powstrzymałem.
Dopóki nie zaufam jej całkowicie, nie zezwolę na pałętanie się po budynku. Co by było, gdyby napisała do RFA gdzie jest i opisała wszystko, co wokół siebie widzi? Spaprałbym sprawę, wyszedłbym na odrzutka, dodatkowo zdradziłbym wiarę, której się poświęcam od pięciu lat.

— Nie zdejmuj opaski, proszę. — szatynka zacisnęła wargi i mnie posłuchała. — Grzeczna dziewczynka. 

— Unknown, czy aby na pewno nie mogę tego zdjąć? Nienawidzę ciemności. — żachnęła się.

— Za dziesięć minut będziesz mogła napawać się światłem. — uspokoiłem ją, wyciągając naprzeciw niej dłoń. — Ponadto... Unknown to śmieszna nazwa, nieprawdaż? Mam na imię Ray. Byłbym dozgonnie wdzięczny, gdybyś się tak do mnie zwracała.

— W porządku Un... Ray. — poprawiła się.

— Nie powinnaś być taka przerażona. — zwróciłem jej uwagę. — Czy podróż minęła dla ciebie pomyślnie? W sensie, czy odbyłaś ją komfortowo?

— Kierowca przez całą drogę się nie odzywał, na początku drogi kazał mi to założyć — wskazała na  zasłoniętą twarz.

— W porządku. — potaknąłem. — Wytrzymaj jeszcze trochę, poprowadzę cię, obiecuję.

Ująłem jej dłoń w swoje palce i przycisnąłem do ust. Nie dość, że były ciepłe, to i wilgotne. Z pewnością będę musiał porozmawiać z wierzącym, któremu zleciłem to zadanie. Ta dziewczyna jest niemalże roztrzęsiona!

***

— Ray, daleko jeszcze? — pytała poraz dwudziesty. — Przysięgam, że zaraz wywinę solidnego orła!

— Nie, naprawdę. — zapewniałem. — Miniemy parę pomieszczeń i już znajdziemy się w twoim pokoju. Dodatkowo cię trzymam, to wystarczający powód do tego, żebyś się nie obawiała upadku.

— Masz rację. — westchnęła ociężale. — Czuję na sobie wzrok ludzi. Jesteś pewien, że nikogo tutaj nie ma?

Spojrzałem z wrogością na rzędy ciekawskich wierzących, którzy stali w ciszy, jakby miała zostać zaraz odprawiana msza.
Co my, atrakcje cyrkowe? Nigdy człowieka nie widzieli?

Łupiłem na nich, robiłem kąśliwe miny, nawet zawarczałem, tłumacząc MC, że to mój brzuch. Żenująca sytuacja - w odpowiedzi otrzymałem szepty oraz ciepłe uśmiechy z nich strony. Zewsząd pojawiały się głównie kobiety, chichocząc do utraty tchu.
Dobry Panie, daj mi sił.
Gdy tylko będę miał okazję spotkać się ze Zbawcą, porozmawiam z nim o głupkowatych członkach jego wspólnoty. Nie mam zamiaru co chwila się rumienić jak jakiś idiota, prowadząc, podkreślając NORMALNĄ dziewczynę do pokoju.
A to, że ośmielam się ją tak bestialsko oszukiwać, by tylko RFA doznało goryczy, nie oznacza, że te głąby mają mnie zawstydzać!

— Ju-Już jesteśmy. — powiedziałem zdenerwowany. Od kiedy ja się jąkam?

Gdy tylko wrócę do własnej sypialni, wypiję dwa eliksiry. Najwyraźniej głupieję przez to wszystko.

— Mogę już zdjąć opaskę? — zapytała zniecierpliwiona.

— Tak. — wydukałem, błogo patrząc, jak sięga rękoma do materiału na oczach. — Znaczy się nie! Nie! Chwila!

Rany boskie, chcę już wrócić do swojego pokoju!

Pieprzony idiota, znowu coś ci odpierdala, kretynie, usłyszałem, Ja bym sobie na coś takiego nie pozwolił.

— Zamknij się! — krzyknąłem.

— Ja? — nakierowała palec na własną pierś.

— NIE TY! NIE JA! ZNACZY, NIE ON, ZNACZY... — złapałem się za głowę. —  UGH, WEJDŹMY JUŻ DO TEGO POKOJU, MAM DOŚĆ!

— O-okej — zadrżała.

Głęboko przejęty zrobieniem z siebie kompletnego świra, otworzyłem drzwi, przepuszczając przed siebie kobietę.
To wygląda, jakbym ją zapraszał, a potem...
Och, zjadłbym lody. Najlepiej dwie gałki albo trzy.

Dziewczyna stała nieruchomo na środku pomieszczenia, czekając na to, co zrobię.
Delikatnie dotknąłem jej włosów, ściągając z uwagą drażniącą ją opaskę. Obserwowałem kobietę, cicho wyczekując odpowiedniej chwili na zebranie się w sobie.

Dasz radę, Ray! Najważniejsze jest pierwsze wrażenie!

Chwila, jak wyglądam? Czy moje ubrania nie są pomięte? Co z włosami? Nie sprawdzałem oddechu!

Spokojnie, Ray. Co tak panikujesz? Wszystko będzie w jak najlepszym porządeczku. Bądź luzerem, zgrywaj twardziela, przybierz twarz romantyka. Klata do przodu, prosta postawa i idź, przystojniaku!

Ja pieprzę, w czyim ciele się znajduję? Chyba utknąłem w umyśle kretyna roku, głos rozszedł się po mojej głowie, wywołując jej zawroty.

Świetny moment, Unknown, doprawdy, świetny.

— Wow! — kobieta wydała z siebie okrzyk zachwytu.

Uspokoiłem rozkołatane serce, wracając do realnego świata. Nie mogę się opuszczać w takich sytuacjach, muszę się na coś przydać.

— Wiedziałem — odezwałem się, przenosząc na siebie jej rozentuzjazmowane spojrzenie. — Wiedziałem, że pierwszy kontakt wzrokowy jest niesamowitym doznaniem.

— A więc tak wygląda mężczyzna, który przekonał mnie do osadzenia się na nieznanej mi planecie.

— Planecie? — przechyliłem głowę odrobinę zdziwiony.

— Tak — wyszczerzyła zęby. — Nie miałam pojęcia, że rozmawia ze mną i prowadzi mnie za rękę aż tak przystojny mężczyzna! Jestem w raju! — podskoczyła szczęśliwa, ja natomiast całkowicie zszokowany stałem w miejscu jak słup soli. — Ray, czy w tym budynku jest więcej taki-

— Ależ z ciebie gaduła — zatkałem jej usta moją lnianą chustą.

— Lay, psestan! Ne będę tle mulić, obecuje! — spojrzała na mnie błagalnie. — Plose!

Westchnąłem cicho, przymykając na chwilę zmęczone powieki, po czym odłożyłem cienki materiał na komodę umieszczoną centralnie obok mnie.

— Zacznijmy od nowa. — odrzekłem. — Miło mi cię poznać, jestem Ray.

— MC — wyciągnęła naprzeciw mnie dłoń, bym ją uścisnął na zapoczątkowanie znajomości. Zamiast tego, złożyłem na niej ciepły pocałunek. — Och — uniosła kącik ust, wycofując swą rękę sprzed mej twarzy.— T-Ten pokój jest piękny!

— W takim razie słowa te to miód dla moich uszu, moje starania nie poszły na marne, cieszę się niezmiernie!

Utrudniasz sobie życie. Na twoim miejscu wymusiłbym powiedzenie, że pomieszczenie przez ciebie przygotowane jest w każdym stopniu piękne i dopracowane. A ty całujesz niemal każdą laskę w dłoń, by tylko ją wykorzystać. Masakra.

— Zasługujesz na pochwałę — przyznała, chwiejąc się na boki. — Aczkolwiek zanim zacznę całkowicie cię komplementować, mam zamiar zadać ci parę pytań. Bardzo mnie one nękają, więc chciałabym otrzymać z twojej strony solidne odpowiedzi.

— Proszę bardzo. To ten czas, kiedy wręcz mam obowiązek wytłumaczyć ci to i owo — zrobiłem krok ku niej. — Powtórzę także zakazy i nakazy obowiązujące w tej wspólnocie. Świadkiem jest, że tu przebywasz i nasłuchujesz mych słów, a jako iż kobiety pierwszeństwo mają, tak też czekam na pytania.

— Pytanie pierwsze, na jak długo mam tu zostać? Pytanie drugie, czy nie wplątałam się przypadkiem w coś niebezpiecznego?

Że też to musiało na język ślina nanieść. Nie potrafię na to odpowiedzieć jednogłośnie, a nawet gdybym chciał, to faktycznie wpakowałaby się w okropne tarapaty.
Na jak długo? Podejrzewam, że do końca jej życia - zbiłoby to ją natychmiastowo z pantałyku. Przeraziłbym ją do takiego stopnia, że nie czułaby gruntu pod nogami, tylko ruchome piaski.
Co do drugiego pytania, ja sam nie wiem, co właściwie robię. Wedle uznania Pani przyjąłem tę robotę, choć nie wiem jak daleko z tym zajdę, kiedy stoi przede mną zupełnie nieświadoma niczego kobieta w moim wieku.

Czy wspominałem już, że nienawidzę kłamać, a zmuszany jestem to robić co chwila?

— Zostaniesz tutaj do końca testowania mojej gry, tymczasem będę ci służył i zapewniał komfort, niczym księżniczce. — ukłoniłem się minimalnie. — Ale jeśli spodoba ci się tutejsze otoczenie, to możesz zostać na tej posesji na dłużej, ba! Na zawsze!

— K-Kusząca propozycja, Ray, ale nie mogę. — odwróciła wzrok. — Zostanę tutaj góra pięć dni.

W takim razie będę musiał przygotować bez zwlekania eliksir. Jeśli ucieknie - zawiodę.

— Wedle twego życzenia, panienko. — wyszeptałem, obserwując, jak ciepłe rumieńce obsypują jej idealne lice.

— A-a c-co do tego drugiego pytania, odpowiedz mi.

— Tu nie ma nic niebezpiecznego, przysięgam na me życie! — tak, okłamuję ją, przysięgi są tylko zapewnieniem, że prawię prawdę. Nie zabiłbym się dla nikogo innego niż dla Zbawczyni.

— No to dobrze... — wydukała zawstydzona, bawiąc się nerwowo nitkami wystającymi ze swetra. — Ale Ray... Czy przysięganie na życie nie jest odrobinę zbyt dalekim posunięciem?

— Oczywiście, że nie. — pokręciłem głową.

Ty też będziesz składać takie przysięgi... MC.

— Zmieńmy może temat, czas mnie goni, a jeszcze nie zdążyłem naprowadzić cię na właściwą drogę zasad gry, ponadto nie zainstalowałem jej na twoim telefonie.

— Zamieniam się w słuch, Ray!

— Tak jak już wcześniej wspominałem na chacie i przez telefon, wcielisz się w organizatorkę przyjęć, która ma zasklepić serca miłością członkom RFA. — oparłem się o framugę, by zataić fakt, że z każdą minutą jest mi coraz słabiej. — Początkowo nikt nie będzie ci ufać, dlatego warto jest się obronić słowami "Rika tego chciała." Z pewnością połowę z nich do siebie przekonasz. Dodatkowo... Nie możesz zdradzać informacji, gdzie przebywasz, wysyłać zdjęć tego, co godne jest cię otaczać, tym bardziej mówić o tej wspólnocie. Po prostu utwierdzaj ich w przekonaniu, że nie jesteś w niebezpieczeństwie.

— A jestem?

— Nie, nie jesteś, już to mówiłem. — zaprzeczyłem. — Po prostu AlS będą cię o to pytały, a właściwą odpowiedzią, która poprowadzi cię do Good Endingu, bądź Normal, są moje rady.

— Zrozumiałam!

— Cieszę się. — uśmiechnąłem się szeroko. — Kontynuując, cała ta organizacja skrywa ogrom tajemnic. A co już bardziej intrygujące, to nie pokazują swoich prawdziwych twarzy, a nuż będziesz miała możliwość je odkryć. — złapałem się za podbródek, myśląc nad słowami, których jeszcze nie wypowiedziałem. — Ach! Jeszcze jedno! Mam prośbę.

— Jaką?

— Każdego dnia zdawaj mi raport z tego, co działo się u każdej postaci. Nie pogardziłbym także informacjami dotyczącymi oczywiście twojej osoby. Chcę wiedzieć, co ci się w tej grze podoba, a co mam jeszcze poprawić. — założyłem ręce na piersi, wpatrując się w jej oczy. — Łatwe do zapamiętania, prawda?

Kiwnęła głową energicznie.

— Cóż za ulga. — stanąłem na równe nogi. — Jeśli chodzi o prywatność - ów pokój jest twój. Masz tutaj sypialnię i łazienkę. O jedzenie nie musisz się martwić, bo będę ci je przynosił o określonych porach. Jeśli chodzi o spacery i ogólnie wychodzenie poza budynek, to chciałbym, żebyś mi o tym mówiła, a pójdę razem z tobą. Pewnego dnia pokażę ci także ogród, który pielęgnuję całym swoim sercem.

— Przyjęłam! — zaśmiała się.

— Z czego się śmiejesz?

— No bo... — zakryła usta dłonią. — Zawsze żyłam w przekonaniu, że taki typ chłopaka na tym świecie nie istnieje!

— Co masz na myśli?

— Odpowiem na to pytanie kiedy indziej. — wyciągnęła telefon z kieszeni. — Proszę, zainstaluj swoją genialną grę otome. Głęboko wierzę w twoje zapewnienia co do jakości grafiki, jak i fabuły. Pogrywam często w coś takiego, także spodziewam się czegoś zachwycającego. 

Cóż za wymagająca osoba... Nie zdziwiłbym się, gdyby była ona NEET'em, choć nie sprawia aż tak piorunującego wrażenia, bym stwierdził jakim jest typem osoby. Obecnie mogę otwarcie powiedzieć, iż to niewinna kobieta, skora do pomocy i zażegnań pychy. Szkoda mi jej. Ciężko będzie mi nadużywać jej narastającej dobroci.

  — Daj mi pięć minut, nie więcej.  

Pięć minut to za dużo.

Za dużo na instalację jednej gry, a więc zmuszony jestem pobrać także nawigację na telefon. Nie może mi uciec, nie może! Świetnie się z nią dogaduję, dodatkowo Zbawczyni będzie szczęśliwa, gdy tylko usłyszy o tym, że wreszcie nie zawiodłem! Nie może uciec, kiedy właśnie układa mi się plan na życie! MC... Nie zostawisz mnie, prawda? Nie zostawisz? 

  — Czuj się jak u siebie w domu, MC...

Ponieważ zostaniesz na zawsze u mojego boku. 

*** 

Wyszedłem z jej pokoju jeszcze przed godziną siedemnastą, gdy ta podczas żegnania się ze mną, zapytała: 

  — Wrócisz, prawda?

 — Wrócę. — wyszeptałem. — Wrócę, jak najszybciej się da, MC. 

  —  Przyjdziesz jutro?

 — Przyjdę.

  — Będę czekać, Ray. 

  — Wedle twego uznania, księżniczko.

Nieco trudniej było mi zapanować nad potrzebą przekręcenia klucza w drzwiach jej sypialni.

Sypialni, nad której wyglądem pracowałem przez długi okres.

Stał się cud!

Cud, który może przemienić się w dawniejsze znaczenie afektu, w uczucie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro