Rozdział 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez chwilę patrzały na siebie, jednak wtedy kobieta z dredami wykrztusiła coś niezrozumiałego, wzięła z komody porcelanowy wazon i z całej siły cisnęła nim na oślep w ścianę. Kiedy pocisk dolatywał do celu, Agata obudziła się z głośnym krzykiem.


................................................................................

Ana przedzierała się przez las. Nagle potknęła się o coś i prawie przewróciła, jednak splątane gałęzie ją podtrzymały. Kiedy stanęła pewnie na nogach, ostrożnie przykucnęła i rozgarnęła pnącza, aby zobaczyć, o co zahaczyła. Nie był to żaden korzeń ani nierówność. Okazało się, że to Agata! Leżała na ziemi w pozycji embrionalnej, z kolanami przyciągniętymi do piersi, oczami wywróconymi białkami do góry i bladą, rozpaloną skórą. Ana wyciągnęła dłoń, jednak szybko ją cofnęła. Bała się, że mimo rękawiczek może skrzywdzić przyjaciółkę. Wtedy Agata zerwała się z krzykiem. Rozejrzała się panicznie i spostrzegła Anę. Objęła ją z płaczem.

— Boże! To było okropne! — wykrztusiła.

Ana starała się nie dotykać rękami płaczącej przyjaciółki i Agata zauważyła, że coś jest nie tak. Spojrzała Anie w oczy.

— Co się stało? — spytała poważnie, miała jednak wilgotne oczy i była na granicy płaczu, więc wypadło to tragikomicznie. Anie jednak nie chciało się śmiać. Spuściła głowę. Agata powędrowała oczami za jej wzrokiem i ujrzała rękawiczki.

— Czemu ich używasz? Przecież... nie powinny być ci potrzebne.

Ana zdjęła bez słowa jedną rękawiczkę i ostrożnie odłożyła ją na trawę. Następnie chwyciła rosnący niedaleko mlecz i kwiatek rozpadł się w proch. Ana szybko założyła rękawiczkę z powrotem. Agata siedziała bez słowa.

— Kiedy to się zaczęło? — spytała w końcu cicho.

— Niedawno — odparła Ana. — Kiedy się rozdzieliłyśmy, znowu miałam ten dziwny sen. Usiłowałam nie zasnąć, nadal się bałam, ale nie potrafiłam! Zupełnie jakby coś chciało żebym zasnęła i stało się to, co się stało.

— Chodzi ci o ten sen z macką?

— Mniej więcej. Miejsce było to samo, ale nic mnie nie zaatakowało. Dookoła były białe widma, niekształtne, o rozmazanych konturach. Wtedy się zaczęło.

— Co?

— Ból. Zaczął się w jednej ręce, potem przeszedł na drugą. Potem pojawiły się te dziwne wzory. — Ana wyciągnęła ręce, aby Agata mogła przyjrzeć się spiralom ciągnącym się od nadgarstka do łokcia. — Wtedy znalazłam to w ręce — Wyjęła wisiorek spod koszulki. — W końcu się obudziłam, jednak i naszyjnik, i wzory zostały. — Ana postanowiła pominąć fragment ze zjawą.

— Mi przydarzyło się coś podobnego — powiedziała Agata. —Szukałam cię i poczułam takie dziwne mdłości. Potem chyba zemdlałam, czy coś takiego.

— I co dalej?

— We śnie zobaczyłam tę plażę niedaleko naszego domku i siebie kucającą niżej.

— Siebie?

— Tak! Wydaje mi się, że to była ta sytuacja, kiedy się przeniosłaś.

— Czyli zobaczyłaś swoje wspomnienie z innej perspektywy.

— Coś w tym stylu. W każdym razie nie byłam tam sama.

— Rozumiem. Była tam przecież druga Agata i ja na plaży.

— Tak. Wtedy sen się zmienił. Widziałam nas, gdy przypadkiem uratowałam ci życie.

— Pamiętam.

— Wtedy stało się coś podobnego do pojawienia się twoich wzorów, tyle że ja nie czułam bólu. Kojarzysz to uczucie po długim wyczerpującym treningu, kiedy ciało jest tak przyjemnie zmęczone?

— Tak — odparła Ana. — Pamiętasz ostatni dzień szkoły, kiedy wszyscy robili lajtowe lekcje oprócz pani z wuefu? Tak nas wymęczyła, że nikt nie miał siły wracać do domu. Ale to zmęczenie było przyjemne.

— Dokładnie o to mi chodzi. — Agata podwinęła nogawki spodni. — Zobacz. Są podobne do twoich.

— Rzeczywiście — powiedziała Ana. — Tyle, że są białe.

— No właśnie.

— Zauważyłaś, że wszystko przebiegało podobnie? Najpierw obie zasnęłyśmy, potem pojawiły się wzory... Tylko mi teraz nie mów, że znalazłaś wisiorek i się obudziłaś.

— No... prawie. Znalazłam wisiorek, ale kiedy go założyłam, sen jeszcze raz się zmienił. Znalazłam się obok naszego domku letniskowego w Porto Rafti. Tyle, że w środku stała kobieta w dredach i coś mruczała pod nosem, ale nic nie było słychać.

— I co dalej?

— Zobaczyłam nas, jak obserwujemy tę scenę, jednak nie kojarzę, żebym kiedykolwiek wcześniej ją przeżyła. Tamta Agata mnie zauważyła. Popatrzała na mnie. Wtedy ta z dredami powiedziała coś głośno i rzuciła wazonem w ścianę, jakby w bezsilnej wściekłości i się obudziłam. I, tak jak u ciebie, wisiorek i wzory zostały. — Mówiąc to, wyjęła spod koszulki wisiorek.

Ana przyjrzała się naszyjnikom.

— Są dość podobne — stwierdziła. — W sumie to nie... Są dokładnymi przeciwieństwami.

— Rzeczywiście!

Ana spojrzała na Agatę.

— Wiesz co?

— Hm?

— Ostatnio wszystko kręci się wokół przeciwieństw.

— W sumie...

Dziewczyny chwilę siedziały w milczeniu. Agata przywołała z odmętów pamięci wydarzenia sprzed kilku minut i musiała przyznać, że Ana ma rację. Wszystko kręciło się wokół przeciwieństw i kontrastów. Te dziwne wzory, medaliony, one same...

Kiedy Agata przywołała w myślach ich dawne życie, uświadomiła sobie, że są zupełnie inne. Zawsze myślała, że do siebie pasują, w sensie, że lubią robić to samo itd., ale teraz z perspektywy czasu widziała, że każda z nich woli co innego. Przez krótką straszną chwilę pomyślała, że może do siebie nie pasują, lecz przypomniała sobie formułę, którą tak długo próbowała kiedyś zapamiętać. Formuła opisywała Yin Yang, symbol, który naprawdę ją zafascynował: „Koncepcja Yin i Yang pochodzi z antycznej filozofii chińskiej i metafizyki. Opisuje ona dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły, które odnaleźć można w całym wszechświecie".

„Opisuje ona dwie pierwotne i przeciwne...". No właśnie, przeciwne. Ona była przeciwieństwem Any, a Ana przeciwieństwem niej. Obie były inne, jednak uzupełniały się nawzajem. Tak jak Yin i Yang, jedno nie mogło żyć bez drugiego. Agata nie mogła żyć bez Any, a Ana nie mogła żyć bez Agaty.

„Dwie pierwotne i przeciwne". „Są dokładnymi przeciwieństwami".

— Daj mi swój naszyjnik — powiedziała Agata. — Chyba coś wymyśliłam.

— Co? —spytała Ana, ściągając z szyi wisiorek.

— To — odparła Agata, zbliżając do siebie naszyjniki, który utworzyły dziwny symbol.

— Co to jest?

— Yin Yang. To teoria ze starożytnych Chin. Opisuje dwie przeciwne siły, uzupełniające się nawzajem.

— Zupełnie tak jak my! — zaśmiała się Ana.

— No właśnie! Mówiłaś, że ostatnio wszystko kręci się wokół przeciwieństw i chyba miałaś rację.

Ana nie odpowiedziała.

— Ana?

— No?

— Czemu widziałam nas pod tym domkiem, skoro nigdy czegoś takiego nie zrobiłyśmy?

— Może to dopiero zrobimy?

— Albo majaczyłam w gorącz...

— Cii — uciszyła ją przyjaciółka. — Słyszysz?

Agata również zaczęła nasłuchiwać. W koronach drzew coś cicho szeleściło. Wręcz niezauważalnie. Wtem spomiędzy liści wyskoczyło dwóch mężczyzn i kobieta, wszyscy uzbrojeni w włócznie.

— Ana... czego oni od nas chcą?

Nagle młodszy z mężczyzn zauważył wzory na rękach Any i... ukłonił jej się. Kiedy reszta ludzi ujrzała wzory również się ukłoniła. Ten, który uczynił to jako pierwszy, podszedł do nich i odezwał się.

— Nie sądziliśmy, że Córki Światła i Mroku pojawią się jeszcze na ziemi.

— Co proszę? Jakie Córki Światła i Mroku? —spytała Agata.

— Wy — odparł.

— My? — zdziwiły się jednocześnie dziewczyny.

— Noo... tak. — Tym razem to mężczyzna się zdziwił. — Przecież to widać.

— Jasne — odparła oschle Ana.

— Nie wierzysz mi? Przecież od razu widać wasze znaki.

— Jakie znaki? — spytała Ana.

Mężczyzna bez słowa wskazał jej nadgarstek, a potem nogi Agaty.

— To nie są znaki, tylko zwykłe tatuaże i nie mają... — próbowała ściemniać Agata, spuściwszy wzrok na swoje nogi.

— Nie działo się ostatnio nic dziwnego? — przerwał jej mężczyzna.

Ana westchnęła.

— Ostatnio wszystko jest dziwne i nie do wyjaśnienia — odparła wymijająco. — Gdzie my właściwie jesteśmy?

— W puszczy Tatoi.

— Puszczy Tatoi? — powtórzyła Ana.

— Tatoi to park krajobrazowy niedaleko Aten — szepnęła Agata do Any. — Może w przeszłości to była puszcza — dodała, po czym spytała głośno mężczyznę: — Nie wie pan, gdzie jest Diablo City?

Mężczyzna wymienił spojrzenia ze swoimi kompanami.

— To dość niebezpieczne miejsce — powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Ale wie pan, jak tam trafić?

— A dlaczego chcecie tam trafić?

— Mamy tam sprawę do załatwienia.

— No cóż. Ja nie znam drogi. Ale w naszej osadzie jest ktoś, kto ją zna.

— Osadzie? — dopytała Agata.

— Tak.

— Co o tym myślisz, Ana?

— Chyba możemy pójść — stwierdziła Ana.

— To świetnie. Chodźcie z nami. Ruszamy! — Mężczyzna wydał rozkaz swoim ludziom i wszyscy wyruszyli do wioski.

........................................................................................................

Po drodze mijały ruiny murowanej budowli. Drzewa wdzierały się do środka i sterczały z okien.

— Natura odbiera, co do niej należy — stwierdziła Ana filozoficznie.

— Dziwne — odpowiedziała Agata.

— Co jest dziwne? — spytała Ana.

— Co to za budowla? — Agata zwróciła się do ich przewodnika.

— Dawny pałac królewski. Podobno kiedyś służył królowi jako letnia rezydencja — wyjaśnił mężczyzna.

— Aha — odparła Agata i zamyśliła się. Coś jej nie pasowało. Jak daleko w przeszłość się przeniosły, skoro ten pałac jest zarośnięty i dawno temu służył królowi za rezydencję, a w 2020 roku był po prostu opuszczonym pałacem w parku krajobrazowym?

— Zaraz dotrzemy do Dekelei — dodał mężczyzna.

— Gdzie?

— Do naszej osady — wyjaśnił.

Osada okazała się kilkudziesięcioma domami krytymi strzechą. Każdy dom miał własne gospodarstwo i ogród. Wokół osady rozciągały się pola, a za nimi — las. Mężczyźni zaprowadzili dziewczyny do małej chatki na skraju wioski. Ten, który wcześniej z nimi rozmawiał, przedstawił się jako Aren. Teraz zapukał ostrożnie do chaty. Ze środka dobiegł ich melodyjny damski głos.

— Niech dziewczyny wejdą.

Nie musiała krzyczeć, aby wszyscy ją usłyszeli. Ana i Agata niepewnie stanęły na progu. W pomieszczeniu panował półmrok. Pełniące rolę podłogi klepisko było częściowo przykryte haftowanym dywanikiem, a dookoła suszyły się przeróżnie rośliny. Po lewej stronie przy ścianie leżała luzem słoma. Przy prawej ścianie, pod jedynym oknem w pomieszczeniu, stało łóżko. Na ścianie na wprost od wejścia znajdowała się futryna przysłonięta kotarą z kolorowych koralików. W izbie roznosił się duszący zapach ziół. Na środku pokoju stał niski stolik, przy którym w siadzie skrzyżnym siedziała starsza kobieta w skromnej szacie. Jej twarz była pomarszczona, a spięte w ciasny kok włosy — śnieżnobiałe. Odezwała się do nich tym samym melodyjnym i pięknym głosem, który usłyszały przed wejściem do chaty.

— Witajcie. Czekałam na was. Wejdźcie — zaprosiła je, widząc, że są onieśmielone.

Dziewczyny weszły. W głosie kobiety było coś takiego, że nie dało się jej nie posłuchać.

— Zamknijcie proszę, drzwi.

Agata zamknęła drzwi do chaty. Mimo jej obaw, w domu nie zapanowały całkowite ciemności, półmrok pozostał taki sam. Kobieta lekko przymknęła oczy.

— Córki Światła i Mroku... Spodziewałam się was trochę wcześniej... Coś stanęło wam na drodze?

— O co tym wszystkim ludziom chodzi? — spytała Agata. — Jakie Córki Światła i Mroku?

— Czyli nic nie wiecie? — Kobieta znowu zmrużyła oczy. — Rzeczywiście... Dobrze, usiądźcie. Naprawdę dużo rzeczy jest do wyjaśnienia.

Agata ostrożnie przykucnęła, a Ana usiadła na klepisku. Kobieta umościła się wygodniej na podłodze i rozpoczęła opowieść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro