grudzień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W grudniu było lepiej głównie dlatego, że większość uczniów wyjechała na Boże Narodzenie. Draco miał sposobność włóczenia się pustymi korytarzami. Zakładał długi, czarny płaszcz i owijał się swoim zielono-szarym szalikiem, by jak najbardziej zakryć czerwone i mokre od łez policzki oraz poprzegryzane do krwi wargi. Trzymał ręce w kieszeniach i idąc, wpatrywał się w swoje buty.

Spędził tak wszystkie dni aż do Świąt. Dwudziestego piątego dnia grudnia usiadł do śniadania przy pustym stole, ponieważ żaden inny Ślizgon nie został w Hogwarcie. Nawet Crabb i Goyle wrócili do domów, zniechęceni zachowaniem Dracona. 

Chłopak nałożył sobie na talerz niewielką ilość posiłku, na który w ogóle nie miał ochoty, ale z głodu zaczęło go mdlić. Zgarbił się posępnie i starał się nie słuchać odgłosów radosnych rozmów, które dobiegały ze stołów Puchonów i Krukonów. Wyjątkowo w tym roku cicho było również w Gryffindorze. Draco średnio to obchodziło, ale zauważył, że Harry Potter i dwójka jakichś pierwszo albo drugoklasistów zajmują miejsca na dwóch odległych końcach stołu. Przez ułamek sekundy Malfoy zastanowił się nawet, czemu szlama Granger i załoga rudzielców nie dotrzymała towarzystwa Potterowi, tak jak we wcześniejszych latach. Szybko jednak odgonił te myśli. Miał za wiele własnych spraw, by w ogóle się nad tym głowić.

Draco opuścił Wielką Salę jako pierwszy. Nie mógł wytrzymać tej roznoszącej się wokół radości. Chciał zostać sam. Pomyślał, że może wyjdzie na zewnątrz, że może pooddycha świeżym powietrzem na błoniach, przespaceruje się wzdłuż murów zamku. Musiał tylko wrócić do swojego dormitorium po płaszcz.

Nie zdążył jednak nawet skręcić w stronę lochów, gdy usłyszał swoje imię roznoszące się echem po opustoszałym, ciemnym korytarzu.

Zatrzymał się, zamrugał i odwrócił przez ramię, starając się przybrać najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki tylko było go stać.

 - Czego chcesz, Potter? - zapytał, jednak jego głos zabrzmiał o wiele słabiej, niżby sobie tego życzył. 

Harry, zachęcony wyraźną niepewnością blondyna, zrobił kilka kroków w jego stronę. Ręce miał wciśnięte w przednie kieszenie swoich granatowych dżinsów, na jego głowie panował kompletny nieład, okulary przekrzywiły mu się na nosie, a na ramionach, jak co roku, miał nowy sweter zrobiony na drutach, pewnie przez matkę Weasley'ów. Draco nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na to, jak prezentuje się Harry. Przez większość swojego życia w jego głowie na myśl o nim zapalała się czerwona lampka ostrzegawcza z wielkim napisem "wróg". Ojciec wpajał mu takie, a nie inne wartości, przez które Potter był dla niego skreślony. Ale teraz... teraz jego ojciec okazał się nawet nie być jego ojcem, więc czy Draco wciąż powinien go słuchać?

- Chciałem tylko... - Harry potarł kark niezręcznie i odwrócił wzrok, a na jego twarzy pojawił się blady, nerwowy uśmiech. - Nic, w sumie nic. Wesołych Świąt.

Dracon uniósł jedną brew, spoglądają na chłopaka przed sobą z powątpiewaniem.

Odchrząknął, próbując dobyć normalnego głosu.

- Wesołych Świąt - odpowiedział pomrukiem ze wzruszeniem ramion.

Harry'emu to wystarczyło. Uśmiechnął się szerzej, a swoje spojrzenie przeniósł na Dracona.

- Coś się stało, prawda? - zagadnął, korzystając z tego, że Malfoy wciąż tam stał, w tym samym miejscu, pół metra od niego i chyba czekał, by go zatrzymano. - Wiem, że nie jestem twoją wymarzoną osobą do rozmów, ale cała szkoła o tym mówi.

- O czym? - zainteresował się Draco, który przez ostatnie miesiące był tak nieobecny, że nawet gdyby usłyszał plotki o sobie tuż obok swojego ucha, prawdopodobnie nie zrozumiałby, że chodzi o niego.

- O tym, że twój ojciec trafił do Azkabanu - sprostował Harry, niepewnie podskubując wargę.

Dracon w tamtym momencie poczuł, jak wszystkie wnętrzności wywracają mu się na lewą stronę. Zrobiło mu się niedobrze  i zjedzony dopiero posiłek podszedł mu do gardła. Chłopak nie chciał, by Harry zobaczył, jak zaczęły trzęść mu się dłonie, więc wsunął je w kieszenie swoich czarnych spodni od garnituru.

- Och - udało mu się wyrzucić z siebie tylko tyle.

Sam nie wiedział, co poczuł. Ulgę? Ten potwór otrzymał to, na co zasłużył.

- To prawda? - dociekał Potter.

Draco próbował wywrócić oczami i w arogancki sposób dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać na ten temat, ale zamiast tego, poczuł, jak pod powiekami znowu zbierają mu się łzy. Powędrował spojrzeniem w stronę okna, za którym szare niebo zwiastowało śnieżycę.

- Och, powiedziałem coś nie tak? - zakłopotał się Gryfon.

Ale Malfoy nie był w stanie odpowiedzieć. Delikatnie zassał swoją dolną wargę i mocno wbił w nią zęby, aż w ustach znowu poczuł smak krwi. Pokręcił głową, głęboko zaciągając się mroźnym powietrzem. 

- Przepraszam - mruknął Harry, nie mając bladego pojęcia, co teraz zrobić.

Nigdy nie widział Dracona w takim stanie, nie wiedział, czy powinien dać mu spokój, czy przeciwnie. Czy powiedzieć coś pocieszającego, czy jednak milczeć. 

 A Draco miał już tak serdecznie dość ukrywania wszystkiego i tłumienia całego żalu w sobie, tak bardzo go to uwierało i tak boleśnie cisnęło się na usta.

Sam nie wiedział, czemu chce powiedzieć to akurat teraz i tej osobie. Może podświadomie poczuł, że Potter nic nie zrobi z tą informacją, a może po prostu już znalazł się na skraju szaleństwa. 

- Zabił ją - szepnął rozpaczliwie zanim pierwsza łza spłynęła po jego bladym policzku.

- Co? - Harry nie zrozumiał za pierwszym razem. Zmarszczył brwi, badawczo przyglądając się Ślizgonowi. 

- Jeśli zabrali go do Azkabanu, to dlatego, że odkryli, że ją zabił - wyszeptał Draco drżącym głosem.

Harry zrozumiał, że chodzi o Lucjusza, nie miał jednak pojęcia, kogo mógł on zabić. 

- Kogo zabił, Draco? - zapytał łagodnie, robiąc krok ku trzęsącemu się chłopakowi.

Malfoy przez chwilę patrzył swoimi bezdennie smutnymi oczami w twarz Pottera, jakby oceniał, czy może mu to wyznać, ostatecznie jednak przełknął ślinę, a jego grdyka poruszyła się niespokojnie.

- Moją matkę - odpowiedział niemal bezdźwięcznie.

Oczy Harry'ego otworzyły się szerzej, a usta otworzyły same. Nie miał pojęcia, co ma powiedzieć. Jeśli sądził, że chwilę temu nie wie, jak zareagować, teraz ta kwestia stała się enigmatyczna.

- Tak mi przykro - wydukał. - Wiem, co czujesz. Ja...

Urwał, ponieważ zaskoczenie odjęło mu mowę. Draco zrobił coś, czego Potter nigdy by się po nim nie spodziewał. Podszedł, oparł czoło o jego ramię i załkał głośno.

Dla Gryfona było to nie tylko niecodzienne, ale niemal niemożliwe. Dracon, którego znał Harry nie okazywał uczuć, a szczególnie nie słabości. W tej chwili Potter pojął, że w życiu tego blondyna musiało dojść do strasznych rzeczy, do czegoś, co go złamało, co praktycznie pogrzebało go żywcem.

Jednak nie pytał, właściwie nie mówił nic. Postanowił dać Malfoy'owi czas.

Zamiast wyrażać swoją skruchę słowami, ostrożnie potarł jego kościste barki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro