styczeń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco nie pamiętał swojego dzieciństwa zbyt wyraźnie, większość wspomnień widział jak przez mgłę. Pamiętał jednak, jak ojciec namawiał go, by podtruwał koty, które wkradały się do ich ogrodu. Namawiał go, żeby dosypywał im truciznę do mleka, mówiąc, że to parszywe szkodniki.

Draco nigdy jednak tego nie zrobił. Nie był mordercą tak jak Lucjusz, nigdy nie chciał nim być.

Od przerwy Świątecznej, w czasie której pierwszy raz zwierzył się komukolwiek ze swoich problemów, dużo zmieniło się w życiu Dracona. Przede wszystkim zaczął traktować Harry'ego Pottera jak normalnego ucznia Hogwartu. Mówili sobie "cześć" na korytarzu, kiedy Malfoy był na tyle przytomny i obecny myślami, by zauważać cokolwiek wokół siebie. Poza tym, Harry był jedyną osobą, która wiedziała, co dzieje się z niegdyś tak potężnym Ślizgonem. Dlatego właśnie zwracał większą uwagę na jego czyny i zachowania. 

Potter po prostu niepokoił się o Draco. W zwykłym, ludzkim odruchu mu współczuł.

Przez lata byli dla siebie wrogami ale w tym roku coś się zmieniło, Harry nie był jednak pewien, co to takiego i dopiero w grudniu zrozumiał, że w absurdalny sposób brakuje mu obecności Malfoya. Nigdy nie przyznawał tego przed sobą, ale miał prawdziwą obsesję na punkcie tego blondyna. Paranoicznie sprawdzał jego działania, by móc im zapobiec. A teraz, gdy jedynym, co robił Dracon, był oddychanie, Potter czuł niewyjaśnioną pustkę. 

W styczniu błonia Hogwartu przykryła taka ilość śniegu, że któregoś dnia trzeba było odwołać lekcje z powodu przejmującego zimna panującego na korytarzach i w salach lekcyjnych.

Większość uczniów kłębiła się w pokojach wspólnych, zajmując miejsca jak najbliżej kominka, ale Draco uznał tę chwilę idealną dla samotnego spaceru. Nie mógł znieść tego zgiełku, który docierał nawet do jego sypialni. 

Zarzucił płaszcz na ramiona i ciasno opatulił twarz szalikiem, a potem przemknął obok grupy Ślizgonów. Kilka osób odwróciło się za nim, ale nikt nie miał odwagi go zatrzymać. 

Jego przyjaciele nie byli już pewni, czy naprawdę mogą nazwać się przyjaciółmi. Dracon tak bardzo się od nich oddalił.

W tym samym czasie, kiedy Draco przemierzał samotnie korytarze, pewien Gryfon stał wpatrzony w śnieżycę za oknem, pocierał swoje zmarznięte dłonie i czekał, ponieważ wiedział, że jest na co.

Harry pokłócił się z Ronem i Hermioną. Uważali, że nie powinien się martwić i współczuć Malfoyowi po tym wszystkim, co blondyn mu zrobił. Potter jednak nie potrafił wyrzucić z głowy tego momentu, w którym Draco, tak złamany, oparł głowę o jego ramię i płakał. Po raz pierwszy w życiu byli ze sobą szczerzy, po raz pierwszy rozmawiali normalnie, a Harry uznał to za coś wyjątkowego.

Dziś, kiedy nauczyciele odesłali ich do pokojów, Potter wiedział, że Draco nie wytrzyma wśród ludzi. Dlatego właśnie, spodziewając się Malfoya prędzej czy później, marzł, czekając na niego.

Na dworze zaczynało już zmierzchać, kiedy Harry go zobaczył. Właśnie skręcił w ten korytarz, właśnie szedł jego środkiem. Z głową pochyloną nisko, dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Gryfon ruszył w stronę blondyna, którego włosy rozwiał hulający po zamku mroźny wiatr. Draco usłyszał cudze kroki i ciężki oddech, więc uniósł wzrok, a widząc Pottera, zmierzającego w jego stronę, zatrzymał się.

Harry'emu zamarło serce, kiedy był już na tyle blisko, by dostrzec mokre od łez policzki Dracona. To było zadziwiające, to, że on jeszcze wciąż miał czym płakać.

- Co tutaj robisz? - wydukał Draco, nawet nie starając się, by jego głos brzmiał normalnie. Był ochrypły i słaby, ale blondyna w ogóle to nie obchodziło.

- Mógłbym zapytać cię o to samo, Draco - odpowiedział Harry, posyłając wyższemu od siebie chłopakowi blady uśmiech.

Malfoy odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie ogromne płatki śniegu uderzały w szyby.

- Nie miałem ochoty siedzieć w jednym pokoju z tymi wszystkimi, szczęśliwymi ludźmi - przyznał bełkotliwie, po czym pociągnął nosem i sam nie wiedział już, czy woda cieknie mu z niego przez zimno, czy przez łzy. - A ty?

- Posprzeczałem się z przyjaciółmi - powiedział, co po części było przecież prawdą.

Draco skinął głową. On już nie pamiętał, co to znaczy mieć przyjaciół, a co gorsza, stracił ich na własne życzenie. Przecież Blaise, Theo i Pansy martwili się o niego, przecież chcieli wiedzieć, co się stało, próbowali mu pomóc, ale to on sam zamknął się w sobie i odepchnął od siebie wszystkich bliskich mu ludzi.

Teraz nie miał już dosłownie nikogo, kto by się o niego troszczył.

Prawda?

- Co chodzi ci po głowie? - zagadnął Harry, który był już cały skostniały z zimna, ale nie miał zamiaru rezygnować i odpuszczać. Gryfon sam nie wiedział, czemu aż tak bardzo zależy mu na tym, żeby poprawić Malfoyowi humor. Może po prostu podzielał jego ból? W końcu on też stracił rodziców, on też nie miał rodziny. 

- Dlaczego właściwie ze mną rozmawiasz? - zapytał Draco. - Nie zasługuję na to, Potter.

- Każdy zasługuje na pomoc - powiedział mu Harry, ciesząc się, że nie musi odpowiadać na pytanie. 

- Więc chcesz mi pomóc? 

Oczy Draco były takie jasne, jego tęczówki niemal zrównywały się z białkiem, a łzy, które cały czas lśniły pod powiekami chłopaka, odbijałby słabe, zimne światło zachodzącego nad Zakazanym Lasem słońca.

Harry'emu spodobał się ten widok.

- Nie, bo wiem, że nie dasz sobie pomóc - odpowiedział, uśmiechając się mgliście.

Draco pokręcił głową z cichym parsknięciem na zsiniałych z zimna ustach. Przygryzł dolną wargę i znowu odwrócił spojrzenie. 

Harry wykorzystał ten moment, by przyjrzeć się Ślizgonowi. Jego niezdrowo bladej cerze, wklęsłym policzkom, cienkim włosom. Ten Dracon, który stał teraz przed nim, niczym nie przypominał nastolatka, którego Harry pamiętał. Kiedyś Malfoy był zdrowym, zadbanym chłopcem. Miał lśniące włosy, bladą, ale nie pergaminową skórę, a jego twarz, mimo że pociągła, miała w sobie życie. Draco zawsze był smukły, ale w przeciągu ostatnich miesięcy stał się po prostu wychudzony. 

Potter był z natury dobrym człowiekiem, troskliwym, współczującym. I przez to wszystko, serce go bolało, kiedy widział, do jakiego stanu doprowadził się ten chłopak, który teraz stał przed nim.

- Myślisz, że Trzy Miotły są teraz otwarte? - zapytał Harry, co spotkało się ze zdziwionym wzrokiem Dracona.

- Nie wiem, możliwe, że są - odpowiedział obojętnie. - Ale niby jak chcesz wydostać się z zamku w taką pogodę?

Brunet uśmiechnął się krzywo. Jeszcze pół roku temu, gdyby ktoś powiedział mu, że pokaże swoje tajne przejście do Hogsmeade Draconowi Malfoyowi, wyśmiałby tę osobę. Teraz jednak wszystko było inaczej.

- Powiedzmy, że mam swoje sposoby - odpowiedział tajemniczo Harry. - Mogę pokazać ci je, jeśli napijesz się ze mną kremowego piwa.

Harry wyciągnął czerwoną z zimna dłoń, licząc na to, że Draco pochwyci ją. Miał to być swoisty rozejm między nimi.

Draco natomiast uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Kilka lat temu role były odwrotne i to on czekał i liczył na to, że wielki, sławny Harry Potter uściśnie mu rękę. Cóż, teraz nie miał nic do stracenia, chyba żaden z nich nie miał już nic.

Malfoy wciągnął przez nos mroźne powietrze, a potem wyjął rękę z kieszeni i uścisnął dłoń Harry'ego.

- Draco - powiedział. - Chyba Malfoy, chociaż nie jestem już pewien.

- Harry Potter.

***

hej hej! Cieszę się, że jesteście, seriooo.

 Zastanawiam się, czy chcecie, żebym opisała ich wyjście na piwo, czy wolicie od razu przejść do lutego?

Przesyłam uściski x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro