Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bartek patrzył, jak jego słodki chłopak leży nieprzytomny ze zmęczenia przed wielkim niedźwiedziem. 

Jego serce rozpadło się na kawałki, bo wiedział, że chłopak nie masz szans w starciu z tak licznym stadem tych bestii. Już godził się z utratą swojego Przeznaczonego, gdy ciemny kształt pochylił pysk w stronę czarnego wilka i liznął go między uszami. Złapał go za skórę na karku i zarzucił sobie na grzbiet. 
Po chwili popatrzył po swoich i wydał z siebie ryk, na co pozostałe niedźwiedzie zaczęły podnosić się i stawać przed wilkami, jakby szykowały się do ataku. 
- Wycofujemy się! - Rzucił Kuba i zaczął się cofać.

Bartek stał rozdarty. Z jednej strony cholernie bał się tych niebezpiecznych zwierząt, ale z drugiej... Jego Przeznaczony...

Zamknął na chwilę oczy, a potem przełykając żal powoli wycofał się tyłem. Obiecał sobie, że odzyska swoją drugą połówkę, choćby miał wymordować te niedźwiedzie własnoręcznie!

---

Niedźwiedź ułożył wilka na zimnym kamieniu i ponownie liznął go między uszami. Czarny był tak wyczerpany, że nawet nie otworzył oczu. 

-*Następnego dnia*-

Granatowe oczy śledziły plamkę światła słonecznego, która tańczyła wesoło na ścianie jaskini.
Nadal był zmęczony, ale obudził się dosłownie przed chwilą i za nic nie mógł zasnąć. 
Przypomniał sobie o poranionych łapach i zaczął wylizywać poduszki z krwi, co chwilę zamykając oczy na szczypanie ran.

Usłyszał, że coś wchodzi do jaskini i uniósł głowę. Wyczuł znajomy zapach, więc wrócił do lizania sobie łap. 
Zobaczył puchaty kształt, który niósł coś w pysku. Uświadomił sobie, że to rośliny, których używał do leczenia. 
Z wdzięcznością przyjął kilka kwiatów i liści, po czym zaczął je przeżuwać. Zapach ziół wypełnił mu pysk i nos, ale wiedział, że nie znajdzie lepszego lekarstwa. 

Gdy już skończył wypluł maść na liść, który przyniósł mu niedźwiedź, po czym zaczął nakładać sobie na poduszki łap. Bolało, oczywiście, że bolało, ale było już lepiej. Szczypanie lekko ustało, a Czarny wiedział, że jeśli nie będzie przeciążał poranionych poduszek, to powinny zagoić się w parę dni. 

Ziewnął i oblizał swój nos. 
Odetchnął spokojnie i zamknął oczy, rozluźniając się. Poczuł, że coś go trąca. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą młodego niedźwiadka. Znał go. Pacnął ogonem o chłodny kamień w geście przywitania, a młody zamruczał coś szczęśliwie.
Podsunął mu kawałek kory wypełniony wodą i martwego, jeszcze ciepłego zająca. 
- Dziękuję. - Mruknął wilk i zajął się jedzeniem. Miło było wypłukać z pyska smak ziół, bo odzwyczaił się od niego. 

---

Kuba patrzył zmartwiony na swojego przyjaciela, który leżał zwinięty w kłębek na łóżku w pokoju Czarnego. Powtarzał, że chce się nacieszyć jego zapachem. 

Leon po powrocie do domu przepłakał cały dzień. Był pewien, że chłopak już nie żyje. Przecież żaden wilk, nawet najsilniejszy alfa nie przeżyłby starcia z taką liczbą bestii. A przecież Czarny był młodą betą. Nie miał szans.

Nawet chłopcom udzielił się ponury nastrój. Co prawda nie pytali o brata, ale byli pewni, że coś mu się stało. Nie chcieli się bawić, rzadko ze sobą rozmawiali. Tylko siedzieli obok siebie i wpatrywali się w jakiejś miejsce.

Kuba zerknął na Bartka, wciąż kurczowo wciśniętego w miękki materiał na łóżku, po czym westchnął i zszedł na dół. 
Dobijała go atmosfera w stadzie. Niby Czarny nie trzymał się z nikim blisko, lecz wszyscy za nim tęsknili. 

...Chociaż nie, jest jedna osoba. 
Jeśli mówimy, że wataha tęskniła za chłopakiem, to możemy śmiało powiedzieć, że Bartek dosłownie umierał z tęsknoty. 

-*Parę dni później*-

Szara beta biegła do miejsca, w którym ostatnio widziała swojego Przeznaczonego. Księżyc dawał dużo światła, choć już powoli chylił się ku zachodowi. 

Rosa moczyła mu łapy, ale kompletnie się tym nie przejmował. Kilka dni spędził w łóżku swojego chłopaka, a gdy przestał czuć jego zapach, zaczął po prostu wyć. Nie miał pojęcia, jakim cudem nikt tego nie usłyszał, ale w sumie się z tego cieszył. Nie potrzebował ich litości. I nie chciał jeszcze bardziej wszystkich dobijać. Wystarczyłby mu jego słodki, mały chłopczyk i miałby wszystko, czego potrzebowałby do życia. 

Przycupnął i szorując brzuchem po wilgotnej trawie znalazł się na brzegu rzeki. 
Mimo swojego świetnego wzroku widział tylko nieregularne kształty. Zawrócił więc i schował się w krzakach. 

Gdy bardziej się przejaśniło ponownie wychylił się zza roślin. Zobaczył, jak bardzo znajomy, pięknie pachnący, czarny i puchaty kształt chodzi sobie wzdłuż rzeki i co jakiś czas robi coś z niedźwiedziami. Bartek zauważył stado małych, puchatych kuleczek zaraz za Czarnym i przez krótką chwilę wyobraził sobie małe, puchate, czarno-szare szczeniaczki. Poczuł wzruszenie, które zaraz zastąpiła złość. Jego Przeznaczony ma być z nim! Ma być bezpieczny! Te niedźwiedzie wkrótce go zabiją! Musiał działać szybko, jeśli chciał go jeszcze odzyskać. Nie zamierzał go oddać. Nawet choćby Kuba chciał go wziąć dla siebie, on i tak go nie odda! Tyle czasu czekał, żeby znaleźć swojego Przeznaczonego i wreszcie, po tylu latach znalazł swoje małe, kochane szczęście. Jego słodki chłopaczek. Już teraz, gdy otworzył lekko pysk, czuł jego słodki zapach, przytargany przez wiatr. Nie daruje sobie, jak te bestie go pożrą albo nakarmią nim swoje młode. 
Przyczaił się w wysokiej trawie i z ukrycia obserwował Czarnego. Miękkie, gładkie i lśniące, czarne futerko. Przepiękne, ciemne, granatowe oczy, w których można było się utopić. I ten jego charakterek! Chłopak był uparty jak osioł, ale zarazem tak cholernie tajemniczy... Jak taka ładna, ciemna kostka rubika. I ten zapach! Zawsze to był las. Zawsze, nawet jeśli cały dzień przesiedział w domu watahy, jego miękkie futerko i tak pachniało lasem tak intensywnie, jakby dopiero co wyszedł z buszu po dłuższym okresie czasu spędzonym między drzewami.
Wydawać by się mogło, że jego zapach może się mieszać, przecież mieszkali w środku głuszy. Ale nie... On zawsze był w stanie rozróżnić tę słodką woń.

Zobaczył, jak Czarny podkrada się do tafli wody, a potem coś z niej wyciąga. ,,Coś" okazało się być dość sporą rybą. Niedźwiadki zaczęły skakać wesołe i coś mruczeć. A Czarny tylko stał tak i patrzył na nie z taką słodką radością w ciemnych oczach... 
,,Gdyby zamiast tych małych bestii znajdowało się stado małych, puchatych kuleczek o granatowych oczkach...", pomyślał smutno. 
Musiał złapać swojego dzieciaczka i zawlec go do domu. Nawet, jeśli miałby zrobić to siłą!

W pewnej chwili zauważył, że Aron zaczyna zagłębiać się w las, a całe stadko niedźwiadków natychmiast biegnie za nim. 

Czas rozpocząć polowanie...  

***

Taki sobie o, bo cholernie mi się nudzi.

Ma ktoś może jakieś horrory do polecenia?
Oglądałam dzisiaj ,,Cujo" i sam film był dobry, ale końcówka była tak cholernie zła, że po prostu... Nie...
Więc jak ktoś ma jakieś ciekawe pozycje, to byłabym za nie wdzięczna.

Do przeczytania,
- HareHeart 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro