Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

<>Na dole niespodzianka!<>
Miłego czytania :D

Czarny chodził szczęśliwy wśród drzew, słysząc za sobą wesołe dźwięki wydawane przez bawiące się młode niedźwiedzie. Wiedział, że w pobliżu nie ma żadnych drapieżników, więc i on, i dzieciaki były bezpieczne. Stado wielkich, potwornych, wiecznie głodnych bestii skutecznie przepłaszało każdego lisa, borsuka czy wilka. Nawet mięsożerne ptaki nie chciały zbytnio się tu zapuszczać. Ale gdy jednak się na to zdecydowały, nie pożałowały. Niedźwiedzie z radością dzieliły się z nimi łupami z polowania i łowów, w zamian za alarmowanie o intruzach. Wszyscy byli najedzeni i żyli ze sobą w zgodzie. Nawet teraz Czarny słyszał nad sobą jakiegoś kruka, który chyba miał za zadanie opiekować się młodymi, bo ciągle przebywał obok nich, co jakiś czas lądując na ziemi i bawiąc się z brązowymi kulkami.

Czarny mimo wszystko też rozglądał się i uważnie śledził otoczenie, w razie, gdyby jakiś nieproszony, nieustraszony debil pojawił się na terenie niedźwiedzi. Jego łapy miały się już lepiej. Zdarł sobie poduszki podczas szaleńczego biegu, gdy uciekał przed... Na myśl o szarej, wielkiej becie poczuł gwałtowne uderzenie paniki. Obudził się czując, jak ten go dotykał! Bez jego zgody! Nie miał zamiaru przebywać z jakimś zboczeńcem na jednym terytorium. Dodatkowo bał się, co facet by mu zrobił, gdyby nie uciekł. 
Był też z siebie dumny! Nie pamiętał, kiedy ostatnio biegł takim tempem. Nawet przywódcza alfa nie mogła go dogonić! Duma rozpierała go od środka. Zawsze miał się za zbyt słabego, za wolnego, ale teraz dowiódł, że sam był w błędzie. 

Usłyszał wesołe krakanie gdzieś nad głową i odetchnął, pochylając się do niewielkich krzaków rosnących przy jego łapach. Szczeknął cicho i zobaczył, jak kilkanaście małych, brązowych oczek wpatruje się w niego. Machnął na nie ogonem, a te niepewnie podeszły. Zerknął na kruka, który w tym samym momencie odpowiedział mu spojrzeniem i lekko pokiwał głową. Uspokojony, że ptak czuwa nad ich bezpieczeństwem, z lekkim uśmiechem na pysku zniżył głowę i zaczął jeść niebieskie jagody. Młode patrzyły na niego zdziwione, jednak po chwili jakiś odważniejszy maluch podszedł i niepewnie zjadł jedną niebieską kuleczkę. Wyprostował się, jakby doznał szoku, a potem z radością wziął się za resztę owoców. Inne niedźwiadki, zachęcone jego zachowaniem również wskoczyły w krzaki jagód, a Czarny odsunął się i dla bezpieczeństwa rozejrzał, a potem położył, nie spuszczając oczu z młodych. Musiał dobrze się nimi zająć. Był wdzięczny za ratunek i schronienie, ale nie miał jak im się odpłacić, więc chociaż tyle dla nich zrobi. 

Nagle usłyszał ostrzegawcze krakanie i zerwał się na równe łapy. Zaczął popędzać młode i wyciągać je z krzaków. Popchnął jakiegoś malucha nosem, by dołączył do reszty i szybkim tempem zaczął prowadzić je z powrotem do rzeki, gdzie były inne niedźwiedzie. Zerknął w górę i skinął na kruka, który poderwał się do lotu z jakiejś gałęzi i ruszył za młodymi.

Rozejrzał się, niepewny z której strony przyjdzie zagrożenie. Otworzył pysk i powąchał powietrze. Nie wyczuł nic dziwnego, poza lekkim zapachem chrzanu. Już miał ruszać za młodymi, pewien, że to na nich skupił się atak, gdy usłyszał ciche przerażone piski i pomruki. Rzucił się za młodymi i w kilku długich susach dopadł do nich, sprawdzając, czy są całe. Zerknął w górę, gdzie ciemny ptak rozglądał się, a po chwili wzbił się w powietrze, tylko po to, by wylądować mu na grzbiecie. Obaj rozglądali się, niepewni, co dalej. Młode były dość daleko od brzegu rzeki, a on nie miał pojęcia ilu jest napastników, ani kim oni są.

Po kilku dłuższych chwilach pełnych napięcia ptak wyraźnie się uspokoił. A to oznaczałoby, że zagrożenie minęło. Sam Czarny odetchnął z ulgą i zaczął prowadzić młode z powrotem nad rzekę. Musiał powiadomić ich przywódcę o potencjalnym zagrożeniu. 

Ruszył za młodymi, żeby czuwać, czy żadne z nich się nie oddaliło.

Usłyszał następny ostrzegawczy sygnał, a potem poczuł, jak coś dużego rzuciło się na niego i przygniotło go do ziemi. 

---

Zakradał się ostrożnie, szorując brzuchem po trawie. 
Był dosłownie kilka metrów od chłopaka ale wiedział, że nie może go tknąć. Jego zapach mieszał mu w głowie. 

Patrzył z zazdrością, jak Czarny opiekuje się młodymi nieswojego gatunku. Ba, gatunku, który często mordował wilki! Był przy tym taki czuły, słodki i opiekuńczy, że Bartek czuł, że zaraz nie wytrzyma. Chłopak ma się zajmować ich wspólnymi szczeniętami! Nawet, jeśli nie będą mogli mieć swoich własnych, to zawsze mogą jakieś adoptować! On sam może z chęcią pomóc wychowywać chłopców w domu watahy! Będzie dla nich jak drugi, starszy brat. 

Przez swoje zamyślenie lekko uniósł się, a następnie z powrotem przypadł do ziemi, gdy usłyszał ostrzegawczy sygnał jakiegoś ptaka. ,,Kurwa, ty to jesteś utalentowany!", pomyślał, zirytowany. Czuł, jak jego serce zrywa się do galopu. 

Minęło kilka dłuższych chwil, zanim wszystko się uspokoiło. Czuł złość. Jego chłopak... Jego Przeznaczony zamiast siedzieć u niego na kolanach i dawać mu się przytulać, i głaskać, zajmował się młodymi niedźwiedziami, które pewnie zabiją go, gdy tylko podrosną! Musiał go stamtąd wydostać i to jak najszybciej! Będzie jego bohaterem! Może nawet Czarny odwzajemni jego uczucia? 
Na myśl o tym pięknym momencie beta znów lekko się zamyśliła. Wilk zaraz jednak przypomniał sobie, że musi się postarać, jeśli chce odzyskać swojego chłopaka.

Czarny przeszedł na koniec niewielkiej grupki miśków i co jakiś czas patrzył, czy ktoś się nie oddala, a gdy tak się stało, od razu go przywoływał. Wyrwało mu się ciche westchnięcie. ,,Jaki on jest kochany...", pomyślał. 

Wyczuł odpowiedni moment, a potem skoczył, słysząc jeszcze w tle ostrzegawcze krakanie. ,,Ty cholerny ptaku.", pomyślał, lądując na miękkim, czarnym futerku.  

Zdziwił się, gdy wilk pod nim zaczął na niego warczeć i szczerzyć zęby.
- Hej, mały, to ja! - Odezwał się pewien, że chłopak go nie rozpoznał. W końcu specjalnie wytarzał się w chrzanie, żeby się zamaskować. To mogło utrudnić identyfikację. 
Stał nad tym słodkim, czarnym kształtem i wpatrywał się w te piękne, ciemne oczy. Na chwilę zapomniał języka w gębie, ale szybko został mu on przywrócony gdy poczuł, jak ten słodki, puchaty, czarny kształt opiera tylne łapy o jego brzuch, a potem zrzuca go z siebie. 

Bartek szybko podniósł się i stanął oko w oko ze swoim Przeznaczonym, który z ostrzeżeniem w oczach pochylił się, i uniósł ostrzegawczo ogon, w dalszym ciągu powarkując.
- Nie poznajesz mnie? - Spytał smutno, czując, jak jego serce powoli się rozpada. Zrobił krok w przód, a wtedy Czarny zawarczał głośniej i cofnął się lekko.

Usłyszał głośny pomruk i poczuł jak cały sztywnieje. Szybko złapał Czarnego za kark i rzucił nim o jakieś drzewo. Starał się to zrobić tak, by nic mu się nie stało, ale nie miał czasu na inne sposoby. Podszedł do niego i sprawdził, czy nadal jest przytomny. Chłopak wyglądał, jakby spał. Złapał go za kark i zarzucił wiotkie ciałko na swój grzbiet, po czym ile sił w łapach popędził do domu. 

*** 

Dzisiaj nieco dłuższy (niecałe 100 słów, ale jednak) + niespodzianka!
Tak, dobrze przeczytaliście, mam dla Was niespodziankę :D

Otóż uznałam, że Aru jest po prostu zbyt ładny, żebyście musieli go sobie wyobrażać, więc...

Macie jeszcze zbliżenie na te jego oczęta, które Bartek tak zachwala (specjalnie narysowałam je tak, żeby wyglądały jak nocne niebo).

Rysunek jest mojego autorstwa (bo nikt inny nie robi fanartów dla mnie XD) ale w sumie i tak mi się podoba. Zwłaszcza te oczy :D

Przy okazji: nie jest to do końca mój rysunek. Musiałam podeprzeć się jakimś innym artystą, bo nie umiem rysować w takiej perspektywie. 
Osoba, z której rysunków skorzystałam to rusa.png na Instagramie
Wzięłam tylko ułożenie ciała i ewentualne szczegóły (pysk, nos). Kolory, postać, tło oraz wykończenie są w całości moje. 

Co myślicie (zarówno o obrazku jak i o rozdziale)?
Czy tak wyobrażaliście sobie naszego Czarnego?

Do przeczytania.
- HareHeart 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro