Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy opuścił to przeklęte terytorium i wyczuł dobrze znany sobie zapach granic, zwolnił nieco. 

Oddalił się na wystarczająco dużą odległość, by czuć się bezpiecznym. 

Znalazł jakieś zacienione miejsce i ostrożnie odłożył tam czarną betę, którą ciągle niósł na grzbiecie. Potrzebował odpocząć. Ułożył się obok Czarnego, po czym przytulił go do siebie, czując jak jego serce fika radosne koziołki. ,,Nareszcie!", pomyślał, przejeżdżając ciepłym językiem po czarnym uszku. Jego Przeznaczony był przy nim i to się liczyło. Nic innego nie było wystarczająco ważne, by się tym przejmował.

Czarny jęknął cicho przez sen, na co druga beta od razu poderwała głowę i obwąchała go. Wyglądało na to, że był cały i zdrowy.
Bartek odetchnął i liznął go między uszami. Chwilę tak patrzył na drugiego, po czym z przyjemnością pochylił głowę i zaczął wylizywać miękkie, czarne futerko.

---

- Kuba! Kuba!!! - Alfa zerwał się na równe nogi, gdy usłyszał, jak Leon woła go, spanikowany.
- Co się dzieje? - Przywódca stanął na przeciwko swojej drugiej połówki i przetarł jego mokre policzki.
- Bartek zniknął. - Rzucił spanikowany. - Nigdzie go nie ma, przetrząsnąłem cały dom ale- - Zaczął, gdy drugi mu przerwał.
- Wróci. - Mruknął. - Poszedł po swojego Przeznaczonego. Widziałeś, co mu się działo, gdy wiedział, że chłopaka nie ma przy nim. Najwidoczniej nie mógł już wytrzymać. Nie moglibyśmy nic zrobić, bo więź jest cholernie mocna i w końcu by go wykończyła. - Przejechał palcami po bladym, nadal wilgotnym policzku. - Najlepsze, co możemy zrobić to po prostu dać mu działać. - Dodał i uśmiechnął się. - Wróci cały i zdrowy. - Zakończył i pochylił się, czule całując drugiego.
- C-chyba masz rację... - Westchnął chłopak i wyciągnął ręce, by po chwili poczuć, jak dłonie jego alfy podnoszą go i wtulają w większe ciało.

---

Chłopak był taki słodki! I to dosłownie, bo Bartek po wylizaniu czarnego futerka czuł, jakby zjadł cały słoiczek miodu.

Od zapachu kręciło mu się w głowie.

Odczuwał też lekkie podniecenie, ale wiedział, że nad tym akurat da radę zapanować. 
Nie mógł się doczekać na noc! Postara się, żeby chłopakowi było przyjemnie. 

Westchnął cicho i podniósł się, po czym zarzucił chłopaka na swój grzbiet i ruszył do domu.

-*Kilka godzin później*-

Dostrzegł przed sobą duży, drewniany budynek i przyśpieszył kroku. 
- Bartek! - Usłyszał krzyk Leona i zobaczył, jak chłopak wypada z domu, a zaraz za nim idzie Kuba.
- Cicho. - Syknął.
- Aru! - Rzucił szczęśliwy.
- Jak sytuacja? - Spytał Kuba. Owszem, cieszył się, że Bartek i jego Przeznaczony są cali i zdrowi, ale jako dobry przywódca musiał sprawdzić, czy nie przyniesie do jakiegoś zagrożenia dla watahy.
- Chodź do salonu, co? - Jęknął cicho szary wilk. - Muszę usiąść. - Dodał zmęczonym głosem. 
Kuba skinął głową i odsunął się, przepuszczając przyjaciela. 

Usiedli więc przy kominku, który dawał przyjemne ciepło. Bartek zajął kanapę, a Kuba Fotel. 
Beta zmieniła swojego chłopaka i ułożyła go obok siebie, opierając jego głowę o swoje udo. 
- Opowiadaj. - Mruknął Kuba. 
Bartek posłusznie opowiedział całą historię. Postanowił pominąć stan, w jakim był, gdy nie miał przy sobie Czarnego. Dłoń bety swobodnie krążyła po ciemnych włoskach, co jakiś czas zahaczając też o bladą twarz. Z zaskoczeniem odkrył, że jego włosy są tak samo miękkie jak jego futro. Musiał jakoś go do siebie przekonać. A przynajmniej na tyle, żeby chłopak dawał mu się głaskać.

- Jesteś pewien, że niedźwiedzie tu nie przyjdą? - Spytał ostrożnie Kuba. 
- Ta. - Mruknął drugi, w dalszym ciągu najwięcej uwagi poświęcając osóbce drzemiącej na jego udzie. - Nie zrobiłem nic im młodym, nie mają powodu, żeby nas ścigać. - Rzucił. 
- Porwałeś im Arona z ich terytorium! To jest powód godny zemsty! - Syknął Kuba, zirytowany.
- Ciszej. - Warknął Bartek. Jego chłopaczek musiał się przespać! A poza tym, gdy będzie spał, beta będzie mogła w dalszym ciągu bezkarnie go dotykać i głaskać. 
- Nie wierzę, że jeden, wredny szczeniak tyle jest w stanie zmienić. - Zaśmiał się cicho. - Chociaż nie wiem, czy to była zmiana na lepsze. - Skrzywił się lekko, poważniejąc. - Chodzisz wściekły jak szerszeń. - Zauważył. 
- To się zmieni. - Stwierdził. - Będę miał swojego kociaka przy boku i będę grzeczny tak długo, jak ten będzie się dobrze czuł, i będzie bezpieczny. - Obiecał z mocą. 
- Pomyślałeś co mu powiesz, gdy się obudzi? - Spytał, zakładając nogę na nogę. Ziewnął cicho.
- Na pewno będę musiał go przeprosić... - Westchnął. Złapał szczeniaka pod pachami i posadził sobie na kolanach, wtulając jego ciałko w swoją pierś. Od razu poczuł, jak jego serce przyśpiesza. Pochylił głowę i wsunął nos w te miękkie, ładnie pachnące kosmyki. Przymknął oczy. Pomyślał, że mógłby tak siedzieć godzinami... Jego słodki, kochany Przeznaczony.

Kuba z lekkim rozbawieniem obserwował, jak jego przyjaciel klei się do młodszej bety. Miał nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze. 
- Wiesz, że zajmowali się sobą nawzajem? - Zapytał nagle, przerywając ciszę.
- Co? - Rzucił Kuba, wyrwany z letargu.
- Widziałem, jak niedźwiedzie nosiły mu jakieś rośliny, a ten przeżuwał je i nakładał sobie na poduszki łap. - Mruknął. - A potem widziałem, jak łapał młodym niedźwiedziom ryby, zajmował się nimi i zabierał je na jagody. - Dodał ponuro. - I przez cały czas jak go obserwowałem, to tak cholernie chciałem, żeby zamiast tych pieprzonych niedźwiedzi biegało za nim stadko szaro-czarnych szczeniaków. - Mruknął, znowu delikatnie zaciągając się tym słodkim zapachem. Od razu się uspokoił. - Szkoda, że męskie bety nie mogą zachodzić w ciążę... - Mruknął. - Chociaż z drugiej strony, męskie alfy podobno też nie, a Wera uparcie twierdzi, że Leon jest w stanie. - Rzucił z przekąsem. 
Weronika była nie tylko świetnym psychologiem, ale była generalnie ich lekarzem. Pomagała im w chwili, gdy ci nie wiedzieli co zrobić. I kiedyś, przy rozmowie, gdy ta była w odwiedzinach, Kuba z Leonem wspomnieli o tym, że chcieliby mieć własne dzieci. Weronika powiedziała, że panuje przekonanie, że męskie alfy i bety nie mogą zajść w ciążę. Ale czasem zdarza się osobnik, który jednak jest w stanie wydać na świat młode. I uparcie twierdziła, że Leon właśnie jest jednym z nich. Ach, ile by dał, żeby okazało się, że jego słodki Czarny też może załatwić mu stadko puchatych kuleczek.

***

Tak, więc macie następny :)
Nudzi mi się, to piszę rozdziały xD 
Ucieszyłabym się, gdybym skończyła tą książkę przed rokiem szkolnym (to jest naprawdę niemożliwe, bo mam tyle planów i pomysłów, że może w przyszłe wakacje będę ją kończyć XD)

Do przeczytania,
- HareHeart 
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro