Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak myślisz, kiedy się obudzi? - Spytał jeden z nich, na co drugi wzruszył ramionami.

- Wygląda na to, że był wycieńczony, więc zakładam, że może jutro albo nawet za kilka dni. - Mruknął i ziewnął.

W tym czasie Aron uchylił oczy. Wszystko koszmarnie go bolało. Dalej był półprzytomny i nie docierało do niego to, co dzieje się wokół. Poczuł przyjemne ciepło na plecach, przez co lekko się uspokoił. 
Ziewnął i poruszył się, czym zwrócił uwagę dwóch chłopaków siedzących na kanapie.
Kuba wstał i podszedł do młodszego, po czym kucnął przy nim i przyłożył mu dłoń do nosa.
- Jak się czujesz? Wiesz, gdzie jesteś? Chce ci się jeść albo pić? - Zasypał młodszego pytaniami, a ten spojrzał na niego, jakby mówił w innym języku. Nadal był półprzytomny i nie miał pojęcia, co dzieje się wokół niego, a chłopak chciał od niego takie informacje, do których udzielenia wymagany jest sprawnie działający mózg.
- Kuba, przecież widzisz, w jakim jest stanie. - Westchnął Bartek, również do nich podchodząc. 

Aron zamrugał i potrząsnął głową, po czym wstał chwiejnie.
- Ostrożnie. - Mruknął Kuba i kucnął obok niego, żeby w razie czego być w stanie go złapać, zanim ten zaliczy nieprzyjemne spotkanie z ziemią.
- G-gdzie jestem? - Spytał nieprzytomnie.
- U nas w domu. - Mruknął Kuba i złapał go za pysk, kierując go ku sobie.
- J-ja... - Zaczął, po czym zamrugał i cicho jęknął. - Gdzie moi bracia? - Spytał nagle, nieco ostrzej.
- Zaraz po nich pójdę. - Obiecał Bartek i zniknął, wracając po chwili z dwójką chłopców.
- Aru! - Pisnęły dzieci i podbiegły do niego, wtulając się w jego miękkie, czarne futro.
- Hej. - Mruknął wilk i mocno je do siebie przycisnął. 
- Słyszałem, że nasz śpioch się obudził. - Zaśmiał się Leon, wchodząc do pomieszczenia. - Jak się czujesz? - Spytał już poważniej i kucnął obok wilka. Ten skrzywił się lekko, ale nic nie powiedział, mrucząc coś jedynie. - Chodź, dam ci jeść i pić. - Obiecał i wyciągnął do niego ręce.
Aron zerknął na swoich braci, a potem zerknął na okno. 
- Dziękujemy za gościnę. - Powiedział po chwili w stronę Kuby. - Pójdziemy już. - Dodał i ruszył w stronę wyjścia, lekko się kiwając.
- Co?! - Krzyknął Adam.
- Nie! - Dodał Adrian
- Pożegnajcie się i idziemy. - Rzucił przez ramię do braci. Niezbyt obchodziło go to, że jego bracia nie chcą iść. Równie dobrze mógł po prostu wyjść i nie wrócić.
- Chwila, stop! - Przed drzwiami stanął Kuba w postaci wilka. - My chyba też mamy coś do powiedzenia, co nie? - Prychnął. Zerknął na Leona i aż poczuł uścisk w sercu na widok jego smutnej, zaskoczonej i załamanej miny.
- To są moi bracia, ja jestem za nich odpowiedzialny. - Warknął Aron. 
- Ta? A to moja wataha, mój dom i moje terytorium. - Warknął Kuba.
- To ty kazałeś mi tu z nimi przyjść! - Wydarł się młodszy i uniósł groźnie futro. - Powinieneś dać nam przejść. - Dodał, zwężając swoje granatowe ślepia.
- Wyobrażasz sobie, co by wam zrobiły inne stada?! - Ryknął Kuba. - Mieliście szczęście, że na nas trafiliście! - Dodał ostro.

Reszta watahy, zawabiona krzykami stała wokół nich. Bartek czuł, że dosłownie sekundy dzielą jego przyjaciela i czarnego wilka od skoczenia sobie do gardeł. Zerknął w stronę Leona i zauważył, że dzieci stoją za nim, przytulając się do jego nóg. Na chwilę z waderą spojrzeli sobie w oczy, po czym Bartek skinął głową.
Zmienił się w wilka i stanął pomiędzy warczącymi przeciwnikami. 
- Może byście się z łaski swojej uspokoili, co? - Spytał, mimo wszystko wbijając wzrok w czarnego, który prychnął cicho.
- Dajcie nam przejść i będziecie mogli wrócić do tego, co robiliście wcześniej. - Warknął. Leon szybko przemienił się, po czym podszedł do nich i popchnął młodszego.
- Chodź. - Rzucił do niego, na co drugi prychnął, lecz posłusznie poszedł za waderą.

- Jeśli chcesz, żeby tu został nie możesz tak się z nim kłócić. - Powiedział Bartek, lekko opierając się o ciało drugiego. Wiedział, że przywódca jest teraz zły, a do tego smutny, bo i on, i jego partner liczyli na bezproblemowe dogadanie się.
- Wiem, ale... - Westchnął Kuba.
- Postaraj się, dobra? - Poprosił Bartek. - Jeśli nie dla nas, to chociaż dla tych maluchów. - Dodał. Kuba zerknął na Adriana i Adama, którzy stali lekko z boku, trzymając się za ręce. Obaj wyglądali na przerażonych i smutnych. Kuba westchnął. - Poza tym, nawet jeśli Aron uważa, że da sobie radę, to sam wiesz, jak długo spał, gdy w końcu miał tę możliwość. - Szepnął do niego. Alfa lekko spuściła głowę. - Przemyśl to. - Polecił przyjaciel i uśmiechnął się do niego. Drugi skinął głową, po czym zmienił się w człowieka i poszedł gdzieś, zapewne do swojego pokoju.

Bartek westchnął i poszedł do kuchni, gdzie Leon starał się przekonać Arona, by do nich dołączył lub chociaż zgodził się zostać gdzieś w pobliżu.
Po wejściu do pomieszczenia zauważył czarnego, w formie człowieka, siedzącego przy stole, oraz Leona, również w ludzkiej formie, który zerknął tylko na niego, a potem wrócił do rozmowy.
- Przecież na dobrą sprawę nie powinniście w ogóle jeszcze opuszczać domu. - Westchnął Leon.
- Nic o nas nie wiesz. - Warknął Aron. - Mógłbyś przemówić im do rozumu? - Zwrócił się niemal błagalnie do Bartka. 
- Wiesz, moim zdaniem oni mają rację. - Zaczęła ostrożnie beta. - Jakby nie patrzeć, jesteście strasznie młodzi i zapewne nie wiecie dużo rzeczy. - Dodał. Musiał dobrze przemyśleć swoje słowa, bo widział, że Aron już samą siłą woli powstrzymuje się, by nie powiedzieć im czegoś niemiłego lub po prostu uderzyć. - Chodzi o to, że Adrian i Adam to jeszcze małe dzieci, które tym bardziej powinny dorastać gdzieś, gdzie będą miały co jeść, w co się ubrać i będą miały z kim porozmawiać czy zwyczajnie się poprzytulać. - Dodał. Widział, że trafił w czuły punkt. Lecz nie spodziewał się, tego, co stało się dalej. 
- To już nie była moja wina. - Warknął cicho Aron, lekko spuszczając głowę. Becie chwilę zajęło zorientowanie się, że chłopak zwyczajnie nie chciał, by on lub Leon zauważyli łzy, który napłynęły mu do oczu...   

***

Robi się ciekawie, co nie? ;>

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro