Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bartek postanowił to zignorować, mimo tego, że trochę się zmartwił.

- Młody, posłuchaj mnie. - Mruknął i kucnął przed nim. Aron nadal trzymał głowę nisko. - Na dobrą sprawę sam jeszcze jesteś dzieckiem. - Dodał cicho i położył mu dłoń na kolano. Na ten gest Aron lekko wzdrygnął się. - Naprawdę cię podziwiam za to, że wziąłeś pod skrzydła swoich braci, wiesz? - Szepnął. - Ale czas, żebyś dał sobie pomóc... - Dodał, łapiąc go za dłoń i lekko głaszcząc ją kciukiem, kontynuował. - Jesteś serio dzielny, ale sam też potrzebujesz, żeby ktoś ci pomógł, czy zwyczajnie porozmawiał, co nie? - Zgadł. Aron spuścił głowę jeszcze niżej.
- Nie znasz ani mnie, ani ich. - Zauważył cicho.
- Wiem, że nie... - Mruknął. - Ale popatrz na swoich braci. Widziałeś, jak zareagowali, gdy zorientowali się, że chcesz ich zabrać? - Zapytał. Wiedział, że trafił w czuły punkt. - Zrób to dla nich. Jeśli ty nie chcesz zostać możesz zamieszkać gdzieś w okolicy, na naszym terytorium. Ale proszę cię, pozwól swoim braciom zostać z naszą watahą. Oni nas polubili. Potrzebują domu. - Zakończył. 
- Nie. - Padła krótka odpowiedź, na którą Bartek westchnął, po czym spojrzał na drugiego. Leon stał z lekko spuszczoną głową i wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. 

Siedzieli w nieprzyjemnej ciszy, aż Aron uniósł nagle głowę. Usłyszał ciche kroki na korytarzu. Wiedział, do kogo należały. 
Reszta zdawała się tego nie słyszeć.
- A-aru. - Zaczął cicho Adam. - Dlaczego nie możemy tu zostać? - Spytał, lekko ciągnąc za rękę młodszego brata.
- Bo nie. - Odparł 16-latek. Na jego słowa oczy Leona zabłyszczały czerwienią. Podszedł do bety i złapał ją za koszulkę. 
- Powtórz. - Rozkazał ostro. Granatowe oczy były lekko rozwarte w szoku, a usta rozchylone.
- Bo nie. - Powtórzył zgodnie z rozkazem wadery, a potem syknął, gdy został puszczony i zderzył się z podłogą.
- Nie wypuszczę was na pewną śmierć, nie ma mowy. - Warknął Leon. Aron zagryzł wargę. Nie miał zamiaru tutaj zostawać, ale wiedział, że nie mógł zostawić tu braci. Mimo wszystko, przez ułamek sekundy taka myśl przemknęła mu przez głowę, lecz bardzo szybko się jej wyzbył.
- Aru, prosimy! - Chłopcy zaczęli dosłownie błagać brata. - Jesteśmy zmęczeni, zostańmy tu chociaż na jakiś czas. - Prosił starszy. 
- J-ja nie-e chcę iść! - Wyjąkał młodszy. W jego oczach migotały łzy. Leon widząc to zagotował się ze złości. Jak można dopuścić do tego, by dzieci tak bardzo nie chciały iść od obcego stada, które poznały dopiero poprzedniego dnia?!
- Powiedziałem coś. - Warknął Aron. 
- O nie, tak się bawić nie będziemy. - Wtrącił Leon i wyszedł. Czarny uniósł lekko brwi, ale zaraz na jego usta wstąpił lekki uśmieszek.
- No, to dzięki za gościnę, my już sobie pójdziemy. - Rzucił do Bartka, po czym wstał i złapał dzieci za ręce, zaczynając ciągnąć je w stronę drzwi.
- NIE! - Krzyczały maluchy, co sprawiło, że Leon i Kuba niemal natychmiast znaleźli się przy nich.
- Możesz mi wyjaśnić, co ty kurwa wyprawiasz?! - Zawarczała główna alfa.
- Zabieram braci. - Odparł mu spokojnie młodszy.
- Po moim trupie. - Warknął.
- Z chęcią. - Czarny uśmiechnął się, a jego oczy zalśniły.
- SPOKÓJ! - Ryknął Bartek, przez co wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego z lekkim zdziwieniem. - Uspokójcie się, na litość boską! - Dodał. - Dlaczego nie chcesz zostać? - Spytał już spokojnie. 
- No nie wiem. Może dla tego, że kompletnie wam nie ufam? - Zasugerował Aron.
- Chłopaku, zastanów się. - Bartek wzniósł oczy do sufitu. - Przecież przespałeś większość dnia. Twoi bracia są nakarmieni, napici i wypoczęci. W dodatku włos im z głów nie spadł. Naprawdę myślisz, że gdybyśmy chcieli zrobić im coś złego, to tak byśmy się o nich troszczyli? - Spytał. Widział, że młodszy o tym nie pomyślał. - Kolejnym potwierdzeniem jest ich protest, gdy mówisz, że idziecie. - Dodał.
W tej chwili dzieci podeszły do brata i zaczęły tulić się do jego nóg.
- Aru, proszę, zostańmy tu. - Adam też już był bliski płaczu. - Jest nam tu dobrze, wszyscy są mili i troszczą się nie tylko o nas ale i o ciebie! Przecież pan Leon dawał ci pić, a ty nawet mu za to nie podziękowałeś! - Dodał z wyrzutem maluch.
- Prosimy, chcemy tu zostać, chociaż na jakiś czas. - Dodał młodszy.
- Obiecujemy, że nic im się nie stanie, naprawdę. - Kuba czuł, że są na dobrej drodze. Czarny wahał się czy zostać, zostawić braci, czy zmusić ich do pójścia ze sobą. Czuł, że jeszcze trochę i go przekonają by dał sobie pomóc.
- Przypomnę się, że jeśli nie chcesz siedzieć z nami zawsze możesz zostać gdzieś w okolicy. - Wtrącił Bartek. Aron westchnął.
- N- - Zaczął, lecz urwał gdy zobaczył, że po buziach dzieci płyną łzy. - Nie przekonacie mnie do niczego płaczem, ale niech wam już będzie. - Warknął. - Zostaniemy na parę tygodni, póki nie podrośniecie. - Dodał. Na te słowa chłopcy podbiegli do Leona i mocno się do niego przytulili, a ten wziął je na ręce. Kuba podszedł do nich i objął swojego partnera oraz dwa mniejsze ciałka, które ten miał chwilowo na rękach. Bartek uśmiechnął się szeroko i odwrócił w stronę chłopaka. Jakież było jego zdziwienie, gdy w miejscu, gdzie wcześniej stała młodsza beta zobaczył tylko pustą podłogę. 

Odwrócił się w stronę drzwi akurat w momencie, gdy czarny przez nie wychodził.
- Czekaj! - Bartek podskoczył na głos Kuby, który chyba też zorientował się, co się dzieje. - Gdzie ty idziesz? - Dodał i poszedł do stojącego w progu chłopaka.
- Powiedzieliście, że nie muszę siedzieć z wami w domu i mogę zostać gdzieś w okolicy. - Przypomniał. 
- Ja nic takiego nie powiedziałem. - Kuba nie mógł powstrzymać wewnętrznej radości. Zyskają trzech nowych członków stada!
- Och... - Mruknął młodszy z dziwnym uśmiechem. - Dobrze, w takim razie pożegnajcie się i idziemy. - Rzucił przez ramię do braci.
- Halo, chwilę! Przypomnę, że zgodziłeś się na nasze warunki. - Kubę zaczynało irytować zachowanie drugiego.
- W których skład wchodziło to, że nie będę musiał z wami mieszkać. - Warknął.
- Przecież ja nic takiego nie mówiłem! - Bronił się Kuba. - Pokażę ci twój pokój. - Postanowił zmienić temat.
- Kurwa, zajebiście! - Wrzasnął młodszy. - Dlaczego wam wolno zmieniać warunki, a mi nie?! - Zapytał wściekły.
- Dlatego, że to nasze terytorium. A po drugie, nie przeklinaj przy dzieciach. - Pouczył go Leon. Aron tylko spojrzał na swoich braci i skrzywił się lekko.
- Przecież kiedyś dorosną, co nie? Im szybciej zrozumieją, że nikt nie będzie ich trzymał za rączkę całe życie tym lepiej. - Warknął, a Leon aż zachłysnął się powietrzem. Był pewien, że gdyby Aron zostawił rodzeństwo z nimi i sobie poszedł byłoby im o wiele lepiej. Uważał, że czarny jest po prostu okropnym bratem.

***

Mamy pierwszą kłótnię! :D

Team wataha czy team Aron? ✍✍✍

Do przeczytania,
- HareHeart   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro