Dwór Królowej Kier

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleks! Moja ty bratnia duszo! W tym jakże wspaniałym i podniosłym dniu życzę ci: jako pisarz lekkiego pióra, jako uczennica wspaniałych ocen i znośnych nauczycieli, jako muzykant absolutnego słuchu muzycznego, jako starsza siostra cierpliwości do rodzeństwa (duuużo cierpliwości), a jako Kot z Cheshire uśmiechu goszczącego co dzień na twojej twarzy :) Poniżej skromny prezent ode mnie – opowiadanie napisane specjalnie z myślą o Tobie! Musisz wiedzieć, że zajęło mi ono tygodnie jednoosobowej burzy mózgów. No dobrze, koniec mojego monologu, leć czytać! ;) I koniecznie daj znać, jak ci się podobało ♥

Znowu wpadasz do Króliczej Nory. Podczas gdy poprzednim razem byłeś absolutnie zachwycony feerią barw, tym razem wszystko straszy wyblakłymi kolorami i zimnem. Rozcierasz zmarznięte ramiona, otulone jedynie cienką, dżinsową kurtką. Ściany tunelu miejscami pokrywa szron, a z twoich ust wydobywają się kłęby pary. Nie rozumiesz, co tu się wydarzyło. Przecież jeszcze nie dalej jak trzy miesiące temu wszystko tętniło życiem, obrośnięte bluszczem i trawą. Teraz obok ciebie nie przelatuje nawet najmniejsza filiżanka herbaty. Pustka.

– Ale ziąb – szepczesz zbielałymi wargami. Ostrożnie opadasz na dno, lądując na stercie popiołu. Rozglądasz się dookoła. Niebo przesłaniają bladoczerwone chmury. W oddali widać prześwity, a trawa jest tam kolorowa i jaskrawa, taka, jaką zapamiętałeś. Wzdychasz i natychmiast ruszasz w tamtą stronę.

Mija godzina, a potem druga. Wciąż idziesz, wytrwale i pospiesznie, ze wzrokiem wbitym w oświetlony słońcem Koci Hotel. Masz wrażenie, że tkwisz w miejscu. W końcu stajesz i marszczysz brwi. Przypominasz sobie, że przecież jesteś w Krainie Czarów. Tutaj wszystko działa inaczej. Odwracasz się zatem i ruszasz w przeciwnym kierunku. Krok za krokiem. Sądzisz, że podążając tą drogą, szybko trafisz do Hotelu, do pałacu Królowej Karo. Jednakże wraz z tobą wędruje poczucie nieznośnego niepokoju. Zbliżasz się bowiem do czegoś, co przypomina skrzyżowanie złomowiska z mroczną szkołą z internatem.

Niepewnie stajesz na krzywych, pokruszonych schodach prowadzących do wejścia, to jest do drzwi samotnie wiszących na jednym zawiasie. Wzdychasz cicho i wślizgujesz się do środka, od razu wzdychając z ulgą. W środku jest nieco cieplej. Przynajmniej tyle.

Hol jest zupełnie pusty, jeśli nie liczyć podziurawionego dywanu i setek pajęczyn. Żadnych obrazów, ozdobnych wazonów i kwiatów.

– Ach, tu jesteś! – W pomieszczeniu pojawia się odziany we frak wysoki mężczyzna. Ubranie jest połatane i nieco brudne. Ruda czupryna i nieodłączny cylinder pozwalają ci rozpoznać, kto właśnie wlepia w ciebie wzrok. Kapelusznik. Ma podkrążone, zaczerwienione oczy, jakby płakał lub właśnie obrał stertę cebuli. – Czekam na ciebie od rana. Masz tu miotłę. Dzisiaj bal, trzeba tu posprzątać. Widzisz, jak to wszystko wygląda. Do roboty! – Klaszcze w dłonie odziane w podziurawione rękawiczki, po czym znika za kolejnymi drzwiami. Wzdychasz ciężko i bierzesz się do pracy, bo czy masz inne wyjście?

Zamiatasz rytmicznie i z uśmiechem. Zwykle nie znosisz porządków, lecz teraz sprawiają ci przedziwną satysfakcję. Odgarniasz z posadzki grubą warstwę kurzu. Gdyby tak umyć podłogę mokrą ścierką, można by wydobyć zapierający dech w piersiach czerwony połysk marmuru. Póki co zgarniasz brud w kąt pomieszczenia. Ściągasz pajęczyny ze ścian, odsłaniając piękne, złote świeczniki. Wcześniej niewidoczne, teraz wnosiły do holu szyk i elegancję.

Zwijasz dywan, postanawiając zastąpić go surowym blaskiem wypolerowanej posadzki. W końcu odstawiasz miotłę i rozglądasz się wokół siebie, położywszy dłonie na biodrach. Wygląda to całkiem zacnie, mógłbyś urządzić tu bal.

Robisz krok do tyłu i niespodziewanie się potykasz. Lecisz do tyłu. boleśnie uderzając plecami o schody. Umysł masz całkowicie skołowany, bowiem dosłownie przed pięcioma sekundami żadnych stopni tu nie było. Chwytasz za cienką, metalową poręcz i dźwigasz się na nogi.

– Dlaczego zagradzasz mi drogę? I, na litość, zmień ten łachman na porządny strój, bo każę skrócić cię o głowę! – Do twoich uszu dobiega przeraźliwie piskliwy głos. Irytuje cię on niezmiernie i w pierwszej chwili masz ogromną ochotę odgryźć się porządnym sarkazmem. Potem jednakże (na szczęście) w twojej łepetynie zapala się ostrzegawcza lampka.

– Proszę o wybaczenie – odpowiadasz głosem o oktawę wyższym niż zazwyczaj. Ostrożnie odwracasz głowę, szeroko otwierając oczy. W głowie masz obraz nieurodziwej Królowej z filmowej ekranizacji, którą oczywiście oglądałeś wielokrotnie. Ku twojemu zdumieniu stoi przed tobą przepiękna dziewczyna o idealnych proporcjach głowy do ciała. Brak jej charakterystycznej cechy wyglądu nieco zbija cię z tropu, ale błysk w oczach skutecznie utwierdza cię w przekonaniu, że to faktycznie właścicielka tego pałacu.

Jest ubrana w bladoczerwoną sukienkę sięgającą kolan, a na szyi ma absurdalnie gigantyczną stertę złotych naszyjników. Z lekkim przerażeniem obserwujesz, jak staje u podnóża schodów i dokładnie lustruje cię wzrokiem. Na jej twarz wkrada się jawna pogarda. Pomieszczenie zdaje się tracić nieco światła. Robi ci się słabo, boisz się, że zemdlejesz. Kulisz się, garbiąc ramiona, a wówczas Królowa wybucha śmiechem. Nie jest to jednak śmiech radosny, a dobrze ci znany szalony chichot, od którego jeżą się włosy na głowie, a ramiona pokrywa gęsia skórka.

– Ależ nic nie szkodzi, nic nie szkodzi – wykrztusza pomiędzy jednym rechotem a drugim. – Do pracy, skarbie, za moment będą tu goście! – Oznajmia rzeczowo, momentalnie poważniejąc. Przemierza cały hol, stukając obcasami trzewików o wyczyszczony parkiet. Patrzysz, jak z góry rozwijają się spiralne schody wybudowane z kolorowego szkła. Schodek po schodku wyłaniają się z nicości. Dziewczyna staje na jednym z nich, a stopień natychmiast zaczyna sunąć pod górę. Gdy dociera na jedno z wielu pięter, schody znikają, a Królowa oddala się rytmicznym krokiem.

– To było... dziwne – mówisz na głos do samego siebie. Potrząsasz głową, przez co włosy opadają ci na czoło. Orientujesz się, że są pokryte warstwą pyłu. Przejeżdżasz po nich dłonią, żeby się go pozbyć, lecz on uparcie pozostaje tam, gdzie osiadł. Otwierasz pierwsze lepsze drzwi, mając nadzieję znaleźć lustro. Na szczęście trafiasz wprost do sali balowej, gdzie cała ściana usiana jest dziesiątkami lusterek o przeróżnych rozmiarach i kształtach. Z niejaką ciekawością obserwujesz swoje odbicie. Twoje włosy w istocie są popielate, ale nie od pyłu czy kurzu. Zmieniły kolor. Możesz jedynie modlić się, byś tym razem stopniowo nie zmieniał się w posąg, tak jak ostatnio o mały włos nie zostałeś kotem.

Widząc stan sali balowej, natychmiast pędzisz po miotłę. Kurz wiruje w powietrzu, tworząc imponujące abstrakcje. Cisza jest przerywana jedynie szuraniem szczotki. Wzdychasz cicho, wyobrażając sobie, jak tańczysz z Królową do muzyki wygrywanej na wiolonczeli, a wszystkie pozostałe damy patrzą na ciebie z uwielbieniem i zazdrością. Gdybyś tylko umiał tańczyć...

Kończysz sprzątanie w momencie, gdy drzwi sali otwierają się na oścież. Kapelusznik wpada do środka, potykając się i ślizgając na wypolerowanej podłodze. Omal nie wpada na ciebie z impetem, zatrzymując się tuż przed twoimi stopami.

– Goście już czekają! – dyszy, wciskając ci na głowę wielki, fioletowy cylinder. – Masz iść do holu i odbierać płaszcze. Dlaczego nikt mnie nigdy nie słucha! Przecież ci to już wyjaśniałem.

– Z całym szacunkiem, nie wyjaśniał pan.

– Wyjaśniałem – ucina pospiesznie. Ciągnie cię za ramię, a potem stawia w progu, niczym tandetny manekin. Chwilę potem zostajesz dosłownie obwieszony płaszczami. Są przeróżne, wielkie, małe, kolorowe i szarobure. Futrzane i lateksowe, w ciapki i w paski. Nie możesz nawet wydusić z siebie słów powitania.

– Dobry wieczór – słyszysz nagle. Z zaskoczeniem zrzucasz z głowy lisie futro, patrząc na młodą, rudowłosą dziewczynę. Nikt inny nie raczył nawet zaszczycić cię spojrzeniem, nie mówiąc już o napiwku dla lokaja. W końcu takie coś istnieje nawet w Krainie Czarów.


– Cześć – uśmiechasz się delikatnie. Bierzesz od niej płaszcz, a raczej dżinsową kurtkę. Znika w sali balowej, zanim zdążasz dokładniej się jej przyjrzeć. Człapiesz do garderoby umieszczonej tuż obok sali balowej. Skrupulatnie odwieszasz wszystko na miejsce. Jedno okrycie jest bardziej fikuśne od drugiego. Z niejaką ciekawością podziwiasz nietypowe faktury, wzory i szwy strojów gości Królowej Kier.

– Nie, nie, nie! – wrzeszczy ci ktoś nad uchem. Głos ma zachrypnięty i pełen rozpaczy, niemal desperacji. – Nie tak!

Zerkasz na smutną twarz Kapelusznika, tonącą we łzach.

– Co się dzieje? – pytasz, sadzając go na krześle.

– Moja córka – mówi cicho. – Dzisiaj jej urodziny, a Królowa nie pozwoliła mi się z nią zobaczyć.

– Gdzie ona mieszka?

– W świecie ludzi – wzdycha.

– Tak? – Podchodzisz do wieszaka, przejeżdżając palcem po rękawie wytartej kurtki, niewątpliwie zaprojektowanej przez Gucciego.

– Proszę chwilę zaczekać – krzyczysz przez ramię, wybiegając z pomieszczenia. Wpadasz na salę balową, przepychając się przez morze sukien. Oślepiony blaskiem setek diamentów, krztusisz się zapachem perfum, ale uparcie nadal szukasz rudowłosej damy.

Ktoś chwyta twoje przedramię. Długie, ostre pazury wbijają ci się w skórę, zostawiając wyraźne ślady szponów. Przełykasz ślinę, widząc ponurą i zdystansowaną twarz władczyni.

– Nie będziesz bezcześcił mojego przyjęcia tym łachmanem – syczy ci do ucha. Sprawnie wyprowadza cię z pomieszczenia. Mijasz jedne drzwi, potem kolejne. Wspinacie się po schodach, przebiegacie przez niezliczone ilości tarasów. Boisz się, że coś się za moment zawali, grzebiąc was oboje pod stertą zmurszałych desek i połamanych cegieł. Większość przejść wygląda niepokojąco niestabilnie. W końcu docieracie do apartamentów położonych w niebotycznie wysokiej wieży. Wszystko porastają pnącza, wewnątrz także. Królowa podchodzi do szafy i otwiera ją, krztusząc się kurzem. Wyciąga stamtąd prześliczny, czerwony smoking. Otrzepuje go nieco, po czym rzuca ci ubranie na ręce.

– D-dzię-dziękuję – dukasz, niepewnie przeczesując dłonią włosy. Sypią się z nich drobiny czegoś, co do złudzenia przypomina tynk. Błagasz w myślach, by nie okazał się być nim naprawdę.

Przebierasz się szybko, podczas gdy władczyni siada tyłem do ciebie, przeglądając jakieś pergaminy, będące zapewne arcyważnymi dokumentami. Garnitur okazuje się być idealnie dopasowany, co jednakże cię nie zaskakuje. Królowa wstaje, ogląda cię krytycznym okiem, po czym wyciąga w twoją stronę ramię oplecione srebrnym pnączem. Ujmujesz jej dłoń, a ona prowadzi cię do drzwi. Otwierasz je delikatnie, mentalnie przygotowany na ponowną wycieczkę po rozsypującym się pałacu. Zszokowany rejestrujesz, że przejście prowadzi wprost na bal.

– Jak... – zaczynasz, ale cichniesz, gdy władczyni patrzy na ciebie ostrzegawczo. Jej wzrok sprawia, że zaczynasz marznąć, i to pomimo ciepłej marynarki.

– A teraz ze mną zatańczysz – szepcze dziewczyna. Patrzysz na nią przerażony, jak z uśmiechem ciągnie cię na środek parkietu. Właściwie to... czemu nie? Tańczysz z Królową na balu, niczym książę z Kopciuszkiem. Z małą różnicą. Czujesz jedynie chłód i strach. Jedyne, na co masz ochotę, to czym prędzej znaleźć córkę Kapelusznika, zanim ten wypłacze sobie oczy. Dama jednak zaciska palce na twoich ramionach i ani myśli puścić. Kiwasz się do rytmu muzyki, jednocześnie ukradkiem przeczesując wzrokiem tłum. Nigdzie jej nie dostrzegasz.

Piosenka dobiega końca, żaby i flamingi przestają grać na instrumentach, aplauz rozchodzi się po całej sali, dzięki doskonałej akustyce trwając nieco dłużej, niż wymaga etykieta. Kłaniasz się chwiejnie, po czym odchodzisz. Przez kilka minut jesteś niesamowicie spięty, jakbyś połknął kij od miotły, z którą uprzednio pląsałeś po sali. Serce w końcu zwalnia, ponownie zaczynając bić normalnym rytmem, ale twoje ruchy pozostają sztywne i niemrawe.

Posąg, uderza cię nagła, pełna paniki myśl. Zamieniam się w posąg.

Ignorujesz głos rozsądku nakazujący ci natychmiast odnaleźć kota, który pomoże odszukać drogę do domu. Wpierw musisz zlokalizować rudowłosą pannę. Pędzisz do garderoby, by sprawdzić, czy nadal znajduje się w pałacu.

Kurtka zniknęła.

– Świetnie – jęczysz, bezwiednie szarpiąc za sztywne, zbielałe włosy. Wybiegasz z pałacu, potykając się na wilgotnych schodach. Pada deszcz, ale nie byle jaki. Krople są wielkie niczym dojrzałe jabłka. Truchtasz ścieżką, przemoczony do suchej nitki. Gdzieś tam musi być ta dziewczyna. Skoro przybyła ze świata ludzi, powinna podążać tą samą ścieżką.

– Jest tu kto? – wołasz, usiłując przekrzyczeć bębnienie wody o grunt. Niespodziewanie potykasz się i upadasz, twarzą w błoto. Przygryzasz wargę, żeby nie zacząć wrzeszczeć z frustracji. Smoking zapewne do niczego się już nie nadaje. Szkoda. Jakoś dźwigasz się na nogi, choć z niemałym trudem. Mrużysz oczy, żeby zobaczyć, co spowodowało twój bolesny i, niewątpliwie, żałosny upadek. Skulona sylwetka leżąca w błocie. Wyciągasz ramię, podnosząc biedaka do pionu. Wydajesz z siebie niemy okrzyk, widząc rudy kosmyk włosów przyklejony do mokrej twarzy.

– Ja... – dziewczyna cała się trzęsie. Kaszle głośno, a potem powtórnie upada na ziemię. Łapiesz ją i bierzesz na ręce, zanim zrobi sobie krzywdę. Wracasz do pałacu Królowej, mając nadzieję, że znajdą się tam jakieś ubrania na zmianę.

– Co ci się stało? – Pytasz w końcu, gdy siadacie w kącie garderoby. Zarzucasz na nią swoją kurtkę.

– Czas – zaczyna drżącym głosem. – Czas mnie złapał.

– Co chciał ci zrobić?

– N-nie wiem – szepcze między szlochaniami. Nieporadnie obejmujesz ją ramieniem.

– To teraz nieważne – oznajmiasz łagodnie. Marszczysz lekko brwi. Będziesz musiał się tego dowiedzieć. – Zaczekaj tu chwilę.

Kapelusznik miał siedzieć w garderobie, tym czasem odnajdujesz go w sali balowej, z kieliszkiem szampana w ręku. Bal pełen dworzan o przedziwnych cechach wyglądu trwa w najlepsze. Przedzieracie się przez tłum. Mocno trzymasz mężczyznę za rękaw, bo zatacza się niemiłosiernie.

– Zostaw... – protestuje słabo.

– Niech pan ze mną pójdzie – mówisz stanowczo. Prowadzisz go do garderoby, gdzie czeka zapłakana dziewczyna.

– Tata? – pyta z niedowierzaniem.

– Jesteś. Jesteś. Jesteś tutaj – powtarza Kapelusznik, mocno ją przytulając. – Bałem się, że porwał cię Czas.

Masz ochotę spytać ich, o co chodzi z tym Czasem. Ta zagadka jest pełna zawiłości, minie mnóstwo czasu, zanim ją rozwikłasz. Wycofujesz się w ciszy, nie chcąc im przeszkadzać. Ciężko ci się poruszać, masz wrażenie, jakby twoje nogi były z kamienia. Parskasz śmiechem, uświadamiając sobie, że to najprawdopodobniej prawda. Zbiegasz po schodach, omal z nich nie spadając. Musisz się spieszyć, by się stąd wydostać. Nie chcesz przemienić się w posąg zdobiący ten niesamowicie ponury i zimny zakątek Krainy Czarów. Przemoczony smoking nie ułatwia ci wędrówki. Jesteś już przygotowany na to, że po powrocie do domu dopadnie cię największy katar w historii.

– Kocie? – krzyczysz, coraz bardziej zaniepokojony. Nie możesz znaleźć drogi w tym deszczu. – Kocie?!

– Dlaczego nie dajesz mi spać? – Słyszysz mruczenie tuż przy uchu. – Przecież tam są twoje drzwi.

Odwracasz się w samą porę, by zobaczyć znikającą końcówkę ogona, wskazującą... drzwi na szczycie wieży pałacu Królowej. Cudownie. Pędzisz na złamanie karku, niemal słysząc, jak twoje dłonie zamieniają się w gipsową rzeźbę. Zaczynasz wspinać się po pierwszych schodach, które pojawiają się w holu. Przeskakujesz po dwa stopnie naraz. Prawie spadasz w przepaść, bo stopnie niespodziewanie się urywają. Kręcisz głową, usiłując zebrać myśli. W końcu po prostu przeskakujesz na pobliski balkon. Mocno chwytasz za barierki, przechodząc na drugą stronę.

– Dokąd to? – Zamierasz, słysząc głos Królowej.

– Do domu – odpowiadasz niepewnie, zerkając w jej pełne chłodu jasne tęczówki.

– Poczekaj. Chciałam ci podziękować za taniec – oznajmia, co w jej ustach brzmi raczej jak rozkaz aniżeli prośba. Posłusznie stajesz naprzeciwko niej. Podchodzi do ciebie, wręczając ci niewielki pakunek. – Otwórz to dopiero, kiedy wrócisz.

– Dziękuję – kłaniasz się, ledwo kiwając głową. Ledwo możesz się schylać. Rozglądasz się gorączkowo w poszukiwaniu kolejnych schodów. Jesteś niepomiernie zdumiony, dostrzegając w ścianie drzwi do twojego pokoju. Podchodzisz do nich i z uśmiechem naciskasz klamkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro